Suzumiya Haruhi (PL) : Tom 4 - Rozdział 2

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

Rozdział 2


W końcu dzień 18 grudnia dobiegł końca, choć wlókł się niemiłosiernie. Nadchodzi więc dzień kolejny.

19 grudnia.

Od tego dnia lekcje będą skrócone. Wprawdzie miały być już od dłuższego czasu, ale niedawno podczas egzaminów próbnych inna szkoła z którą nasza rywalizuje o pierwszeństwo uzyskała lepsze wyniki. Nasz dyrektor słysząc te wieści nieźle się wściekł i wprowadził ostre zmiany mające na celu poprawę naszych wyników w nauce. Ale co by się robiło, historii zmienić nie można.

Jakby przecząc temu stwierdzeniu, ja zauważałem ciągłe zmiany historii wokół siebie, w szkole, a w szczególności w Brygadzie SOS. Czując się jakbym był częścią czyjegoś planu, udałem się do szkoły gdzie zaobserwowałem kolejne puste ławki w klasie 1-5. Prawdopodobnie Taniguchi w końcu osiągnął 42 stopnie gorączki, bo nigdzie go nie było widać.

I dziś również ławka za mną była zajęta nie przez Haruhi, lecz przez Asakurę.

"Dzień dobry. Dziś jesteś już przytomny? Mam nadzieje że tak."

"To się jeszcze zobaczy."

Postawiłem plecak na ławce z miną pokerzysty. Asakura podparła policzki rękoma.

"To że masz otwarte oczy jeszcze cię nie kwalifikuje jako przytomnego. Wymagane jest jeszcze dobre zorientowanie się w sytuacji. Wiec powiedz mi, jak z tobą jest? Czy wiesz już co się dookoła ciebie dzieje?"

"Asakura."

Pochyliłem się do przodu i uważnym wzrokiem omiotłem jej pięknie wykonaną twarz.

"Powiedz mi, czy ty naprawdę nic nie pamiętasz, czy po prostu rżniesz głupa? Nie próbowałaś mnie wcześniej zabić?"

Twarz Asakury nagle spoważniała, a jej wzrok przypominał teraz lekarza patrzącego na pacjenta z ciężką chorobą.

"...Więc wciąż masz jakieś zaburzenia. Radziłabym ci jak najszybciej zgłosić się z tym do lekarza, zanim nie będzie za późno!"

Potem zostałem zignorowany, a ona wdała się w konwersacje z siedzącą obok dziewczyną.

Odwróciłem się do przodu, skrzyżowałem ręce na piersi i siedząc tak patrzyłem w dal ignorując wszystko wokół.


Ujmijmy to w ten sposób.

Powiedzmy że żyje sobie gdzieś wyjątkowo pechowa osoba. Pech tej postaci jest ogromny bez względu na to czy oceniamy go obiektywnie czy subiektywnie. Można nawet stwierdzić że jest ona (równie dobrze mogłaby to być "on", ale dla ustalenia uwagi przyjmijmy że ta osoba jest płci żeńskiej(!)) niemalże uosobieniem pecha i nieszczęścia, do tego stopnia że odwróciłby się od niej nawet Książe Siddhartha mimo że osiągnął najgłębsze stany oświecenia. Pewnego dnia kładzie się spać dręczona jak zwykle złym losem by budząc się następnego ranka stwierdzić że świat wokół niej zupełnie się zmienił. Stał się światem tak cudownym i doskonałym że nawet nazwanie go utopią nie oddaje w pełni tego czym jest. W tym świecie jej zwykłe smutki i nieszczęścia odeszły bez śladu, a ona stała się najbardziej szczęśliwą istotą na ziemi, jakby sama esencja fortuny wypełniła jej ciało i duszę. Nie dozna już żadnych smutków, i najwyraźniej ktoś ją przeniósł z piekła do nieba w przeciągu jednej nocy.

Oczywiście jej własna wola nie odgrywa żadnego znaczenia, jako że za nią działa zupełnie nieznany ktoś. Ktoś kogo ona nie zna i kto pozostaje w cieniu. Motywy jego działania są tak niejasne że pewnie tylko niebiosa wiedzą czemu tak postąpił.

No więc czy ta osoba powinna być teraz szczęśliwa? Po zmianie opuściły ją bez śladu wszystkie zmartwienia. Jednak ten świat różni się trochę od tego który ona pamięta i największą dla niej tajemnicą jest powód zaistnienia tych zmian.

W takim wypadku nawet stosując najlepsze kryteria wyboru, skąd ta osoba ma wiedzieć komu składać podziękowania?

Ale żeby nie było, ta osoba to nie ja. Nie ta skala.

Może nie była to najlepsza analogia, szczególnie że to wczoraj osiągnełem dno rozpaczy, a nawet teraz nie uznałbym się za najszczęśliwszego z ludzi.

Jednak jeśli rozpatrywać to pod względem jakościowym raczej niż ilościowym, to podobieństwa są wyraźniejsze. Właściwie to wtedy opisałem moją sytuację dosć dokładnie. Nie raz miałem zszarpane nerwy przez wymysły Haruhi i dziwne zdarzenia jej towarzyszące, a teraz najwyraźniej coś takiego nie ma prawa mieć miejsca.

Jednakże--

Nie ma tu ani Haruhi ani Koizumiego. Nagato i Asahina są zwykłymi ludźmi, a brygada SOS nigdy nie powstała, także nie ma żadnych śladów jej istnienia. Żadnych kosmitów, żadnych podróżników w czasie, żadnych esperów. No i nie istnieją mówiące koty. To jest po prostu absolutnie normalny świat.

Więc jak to jest?

Który ze światów bardziej mi odpowiada? Który może mnie zachwycić? Świat taki jaki był dotychczas? Czy taki jaki jest teraz?

Czy ja jestem szczęśliwy?


Po zajęciach moje nogi same poniosły mnie w kierunku Klubu Literackiego. Nawet o tym nie myślałem, ale siła przyzwyczajenia robi swoje. W sumie to klasyczny przypadek odruchu wyuczonego - jeśli jakaś czynność jest często powtarzana to po jakimś czasie można ją powtarzać bez zastanowienia, jakby mięśnie poruszające ciałem miały własną pamięć. Łatwo to można zauważyć w wypadku kąpieli: sekwencja ruchów którą wykonujemy przy myciu nie musi być planowana przed każdym wejściem do łazienki bo dość szybko zaczynami powtarzać mechanicznie te same ruchy podczas każdej kąpieli.

Tak więc każdego dnia po ostatniej lekcji idę do sali zajmowanej przez Brygadę SOS, piję herbatę przygotowaną przez Asahinę-san i gram z Koizumim w różnego rodzaju gry planszowe wysłuchując nawiedzonych przemówień Haruhi. Niektórzy mogliby uznać ten mój nawyk za zły, ale ciężko byłoby mi się go wyzbyć nawet jeśli byłby to czyjś nakaz. Zresztą jest to cecha charakterystyczna dla złych nawyków.

Jednak jak łatwo się domyślić dziś było nieco inaczej.

"I co ja mam z tym zrobić?"

W drodze do sali przyjrzałem się formularzowi który dostałem wczoraj od Nagato. Prawdopodobnie chciała mi tym zasugerować abym zapisał się do Kółka Literackiego. Nie rozumiem tylko jednej rzeczy. Dlaczego mnie? Czyżby było tak mało członków że groziło im rozwiązanie? Niemniej jednak wręczenie mi tego wymagało nie lada odwagi, szczególnie że pojawiłem się znikąd i praktycznie ją zaatakowałem. Niemniej nawet w tym pokręconym świecie jedynym niezmiennym elementem jest nieco dziwna logika którą posługuje się Nagato.

"Aj!"

Zmierzając w kierunku pomieszczeń klubowych minąłem parę Asahina-Tsuruya. Asahina-san na mój widok od razu skoczyła za Tsuruyę-san. Widok tej uroczej starszoklasistki (!) chowającej się ze strachu przede mną sprawił mi niemal fizyczny ból. Skłoniłem im się, po czym szybko odszedłem w swoim kierunku. Prosze, niechaj powrócą me dni spokojne, dni szczęśliwe!

Zapukałem w drzwi. Otworzyłem je dopiero usłyszawszy cichą odpowiedź.

Nagato rzuciła wzrokiem na stratum corneum na mojej twarzy, po czym wróciła do książki którą trzymała w dłoniach. Najwyraźniej poprawienie sobie przez nią okularów można uznać za przywitanie.

"Naprawdę mogę tu wrócić?"

Jej mała główka przytaknęła. Jednak jej oczy były bardziej zainteresowane znajdującą się przed nimi książką, bo nie podniosła nawet głowy.

Położyłem swój plecak na stole i rozejrzałem się za czymś czym mógłbym się zająć. Jednak w tym pokoju niewiele było gadżetów mogących pochłonąć moją uwagę, tak więc siłą rzeczy mój wzrok spoczął na półkach.

Wszyskie były wypchane po brzegi książkami wszelkich rozmiarów. Jednak zdawały się dominować ciężkie publikacje naukowe w twardych okładkach nad literaturą lżejszą. Lżejszą zarówno dosłownie jak i w przenośni, co prawdopodobnie było wskaźnikiem jaką literaturę preferuje Nagato.

Cisza.

Prawdę powiedziawszy powinienem już przywyknąć do jej ciszy, ale dziś i w tym pomieszczeniu była ona dla mnie bolesna. Jeśli zaraz nie wywiąże się jakaś rozmowa to chyba dostanę nerwicy.

"Wszystkie te książki są twoje?"

Odpowiedź nadeszła od razu.

"Część z nich już tu była gdy dołączyłam do kółka."

Nagato podniosła książkę którą czytała tak bym zobaczył okładkę.

"Ta jest pożyczona. Z biblioteki miejskiej."

Na książce widoczny był naklejony kod kreskowy identyfikujący ją jako własność biblioteki. Gdy ją tak trzymała światło odbiło się od okładki i oświetliło jej okulary, sprawiając że przez chwilę błyszczały jak dwie gwiazdy.

Koniec rozmowy. Nagato powróciła do swoich prywatnych zawodów w czytaniu a ja znowu poczułem się nieswojo.

Cisza była nie do zniesienia, więc zaczęłem szukać jakichkolwiek tematów do rozmowy.

"Czy piszesz coś sama?"

Tym razem odpowiedź przyszła dopiero po 3/4 uderzenia serca.

"Nie, tylko czytam."

Jej oczy na chwilę oderwały się od książki i skierowały na komputer. Wprawdzie trwało to tylko moment i po chwili znowu skryły się za szkłami, ale nie uciekło to mojej uwadze. Rozumiem, to dlatego musiała usiąść przy komputerze zanim ja z niego skorzystałem. Zacząłem odczuwać nieodpartą pokusę zapoznania się z jej twórczością. Ciekawe co to jest. Prawdopodobnie jakiś rodzaj fantastyki naukowej. Nie napisałaby chyba jakiegoś romansu, prawda?

"..."

Już z dawną Nagato ciężko było rozmawiać. Pod tym względem zupełnie się nie zmieniła.

Wróciłem więc do cichego przeglądania tytułów na półce.

Mój wzrok zatrzymał się na jednej książce.

Tytuł był bardzo znajomy. Nagato pożyczyła mi pierwszy tom długiej zachodniej serii S-F w pierwszych dniach istnienia Brygady SOS. Książkę z przerażającą ilością długich słów. Jak sobie to przypominam to wtedy Nagato nosiła jeszcze okulary i bezceremonialnie wepchnęła mi ją nie pozwalając na żadne wymówki. "Weź to"(!) rzekła wychodząc. Dwa tygodnie się przez to tomisko przebijałem. Od tego czasu wydarzyło się tak wiele, że wydaje mi się iż minęły całe lata od tamtej chwili.

Na widok tego tytułu ogarnęło mnie poczucie nostalgii. Zdjąłem ją z półki i zacząłem kartkować. Nawet nie zwracałem zbytniej uwagi na treść, tylko tak sobie przerzucałem kartki. Chciałem już ją odłożyć na półkę gdy wypadł z niej mały prostokątny kawałek papieru i wylądował koło mojej nogi.

"Hmmm?"

Podniosłem go. To była zakładka z kwiecistymi zdobieniami. Wyglądała jak jedna z tych zakładek które niektóre księgarnie dorzucają bez pytania do książ... zakładka?

Czułem jakby świat wokół mnie zaczął wirować. Tak... wtedy... otworzyłem książkę w swoim pokoju... znalazłem identyczną zakładkę... pogoniłem na rowerze na stacje... tamtą wiadomość jestem w stanie wyrecytować z pamięci obudzony w środku nocy.

Dziś o dziewiętnastej czekam na ciebie w parku przy stacji. (!)

Wstrzymując oddech odwróciłem zakładkę w drżących dłoniach. I zobaczyłem.




"Warunek Aktywacji Programu: Zebrać klucze. Termin: Dwa dni."




Ta linia tekstu wyglądająca na wiadomość z dawnych lat była zapisana charakterem przypominającym pismo techniczne na zakładce która wypadła z książki.

Natychmiast odwróciłem się w kierunku Nagato i po trzech szybkich krokach stałem tuż przed nią. Patrząc w jej poszerzające się czarne źrenice zapytałem "Czy to ty to napisałaś?"

Nagato przez dłuższą chwilę wpatrywała się w trzymaną przeze mnie zakładkę, lekko przekrzywiając głowę. Wyraźnie zdziwiona odpowiedziała "To przypomina moje pismo, ale... nie wiem. Nie pamiętam abym to pisała."

"... Rozumiem. Tak przypuszczałem. To nawet lepiej, byłbym zaskoczony gdybyś wiedziała. Wiesz, jest coś co mnie gnębi. A nieważne, nie zwracaj uwagi na mnie, gadam od rzeczy."

Moje usta automatycznie wypluwały z siebie strumień wymówek ale mój umysł skoncentrował się na innym temacie.

Nagato.

To zdecydowanie wiadomość od ciebie. Może to jedynie kilka suchych słów, ale ulżyło mi na ich widok. Czy mogę je uważać za prezent od Nagat którą tak długo znałem? Za podpowiedź jak doprowadzić świat do normy? W końcu jaki inny cel miałaby notatka w takiej formie?

Program. Warunek. Klucze. Termin. Dwa dni.

...Dwa dni?

Dziś jest 19ty. Czy mam liczyć te dwa dni od tej chwili? A może od wczoraj, od momentu gdy cały świat stanął na głowie? W najgorszym wypadku termin upływa jutro, 20go grudnia.

Chwilowa ekstaza upłynęła niczym magma wypływająca z szczelin w ziemi. Nie jestem pewien czy dobrze to rozumiem ale wygląda na to że muszę zebrać klucze aby móc uruchomić jakiś program. Ale czym są te klucze? Gdzie je można znaleźć? Ile ich jest? I gdzie mam je dostarczyć aby otrzymać nagrodę?

Wiele pytań wypełniło moją głowę, aby po chwili zostać zastąpione tym największym.

Czy wszystko wróci do normy gdy to zrobię?


Szybko zacząłem wyciągać kolejne książki z półek, w nadziei że gdzieś pośród ich kartek znajdę więcej wskazówek. Cały czas czując na sobie wzrok zdumionej moim zachowaniem Nagato przekopałem się przez wszystkie książki. Nadaremno. Pozostałe książki były puste.

"Tylko ta, co?"

Cóż, jak ktoś jest pazerny i chwyta wszystko co mu w ręce wpadnie to prędzej czy później ich ciężar go przygniecie sprowadzając go spowrotem na start. Latanie tam i ówdzie bez konkretnego celu to strata czasu i HPków. Zacznijmy od podstaw: zdobyć klucze. Wprawdzie szczyt wciąż daleko, ale chociaż teraz wiadomo że jest ścieżka która na niego prowadzi.

Spytawszy o pozwolenie usadowiłem się na skos od Nagato i wypakowałem drugie śniadanie. Przeżuwając posiłek zaprzęgłem szare komórki do pracy. Wydaje mi się że Nagato od czasu do czasu zerkała na mnie, ale byłem zbyt pochłonięty myślami aby się tym przejmować. W tym czasie moje ręce odruchowo operowały pałeczkami by wypełnić swoje najważniejsze w tej chwili zadanie: zapewnienie ciągłych dostaw energii do mózgu.

Po pewnym czasie pożywienie zostało pochłonięte, a ja odruchowo chciałem poprosić o herbatę. Chwila oświecenia w której przypomniałem sobie że nie ma tu z nami Asahiny-san pogorszyła mój humor, ale nie przerwała rozmyślań. To jest chwila prawdy, muszę wykorzystać tą wskazówkę. Klucz. Klucz. Klucz. Klucz...

Siedziałem tak przez bite dwie godziny próbując rozgryźć co to może znaczyć.

Z czasem jednak wypełniała mnie coraz większa wściekłość na siebie samego z powodu mojej głupoty. W końcu miałem dość.

"Nic z tego kurna nie rozumiem!" przekląłem pod nosem.

Te klucze to zbyt ogólne pojęcie. Nie ma szans aby oznaczały one klucze do zamków w drzwiach, więc zgaduje że chodzi raczej tu o kluczowe symbole czy osoby. Ale to nadal zbyt szeroki zakres. Czy to przedmiot? A może zdanie? Czy się porusza czy nie? Bardzo chciałbym mieć tego typu dodatkowe wskazówki. Próbowałem wyobrazić sobie co Nagato myślała pisząc te słowa, ale moja wyobraźnia podsuwała mi tylko obrazy w których czytała jakąś grubą książkę, albo wygłaszała oszałamiającą, ale niewiarygodnie długą przemowę -- czyli zachowywała się jak Nagato którą znam.

Kierowany ciekawością spojrzałem na obecną Nagato. Zastygłą w bezruchu, jakby drzemała. Mogę się mylić, ale wydaje mi się że nie udało się jej przeczytać ani jednej strony. Jej policzki zaczęły się rumienić gdy zauważyła mój lekko nieobecny wzrok, co można traktować jako dowód przeciwko mojej teorii o drzemce. Ta Nagato była albo nieziemsko nieśmiała albo zupełnie nie przyzwyczajona do bycia centrum czyjejś uwagi.

Choć wyglądała identycznie, to jej reakcje były dla mnie czymś zupełnie nowym i coraz bardziej pobudzały moją ciekawość. Tak więc celowo utkwiłem w niej wzrok na dłużej.

"..."

Wprawdzie jej oczy były skierowane na kartki książki, ale szybko stało się oczywiste że nie skupiała sie na słowach tam zapisanych. Z jej lekko rozchylonych ust dobiegło ciche westchnięcie. Z każdą chwilą subtelny ruch jej piersi w rytm oddechu stawał się coraz bardziej widoczny, tak jak rumieniec na jej twarzy. Tak szczerze mówiąc to ta Nagato była całkiem... nie, wróć - była bardzo urocza. Przez chwilę nawet przeszło mi przez myśl że życie bez Haruhi, w tym klubie z Nagato może nie być takim złym pomysłem. (!)

Ale nie poddam się. Jeszcze nie teraz. (!) Wyciągnąłem zakładkę z kieszeni i chwyciłem ją z całej siły. Sam fakt jej istnienia w tym świecie oznacza że Nagato która czytała książki w trójkątnej kartonowej czapeczce ma ze mną niedokończone sprawy. Ja sam zresztą mam niedokończone sprawy! Nie miałem okazji spróbować jedzenia przygotowanego przez Haruhi, nie zdążyłem wypalić sobie na rogówce widoku Asahiny-san w stroju Świętego Mikołaja. Moja obecna rozgrywka z Koizumim została przerwana w momencie gdy miałem przewagę i wciąż czeka na zakończenie. Jeśli dalej by się toczyła tymi samymi torami to wygraną miałbym w kieszeni. A jeśli jej nie dokończę to stracę prawowicie należne mi 100 yenów.


Zachodzące słońce widoczne przez okno powoli schowało swą wielką pomarańczową kulę za pobliskim blokiem.

Siedzenie na krześle zaczynało mnie nużyć, a ile bym nie wysilał swojego mózgu to nic pożytecznego z tego nie wyniknie. Wstałem więc i sięgnąłem po swój plecak.

"Czas już kończyć."

"Dobrze."

Nagato zamknęła księgę która to tej pory trwała jednocześnie w stanie czytania i nieczytania niczym kot Schrödingera, wepchnęła ją do swojej torby i wstała. Czyżby czekała aż coś powiem?

Chwyciłem tornister. Nie drgnęła nawet, jakby zamierzała czekać w bezruchu całą wieczność dopóki ja nie zrobię pierwszego kroku.

"Nagato?"

"Tak?"

"Mieszkasz sama, prawda?"

"...Tak."

Pewnie się teraz zastanawia skąd ja to wiem.

Chciałem się zapytać czy mieszka z rodziną, ale powstrzymał mnie widok jej delikatnie opadających powiek. Powróciły wspomnienia niemal pustego pokoju. Pierwszy raz odwiedziłem go siedem miesięcy temu i wysłuchałem przemowy na temat istnień galaktycznych na skalę niewyobrażalną, która miejscami była po prostu przerażająca. Drugi raz byłem w nim trzy lata temu podczas Tanabaty. Wtedy ze mną była Asahina-san. Druga wizyta technicznie rzecz biorąc odbyła się przed pierwszą, co powiedzmy sobie szczerze jest nie lada wyczynem.

"Zastanawiałaś się kiedyś nad przygarnięciem kota? Koty są wspaniałe! Wprawdzie przez większość czasu sprawiają wrażenie niepoprawnych leni, ale często mam wrażenie że rozumieją co się do nich mówi. Właściwie to nie zdziwiłbym się jeśli znalazłyby się koty które mówią. I jestem tu śmiertelnie poważny."

"Zakaz trzymania zwierząt."

Po tej wypowiedzi zrobiła się cicha i jedynie co jakiś czas powieki przesłaniały jej smutne oczy. Chwilę później z dźwiękiem niczym świst wiatru towarzyszący jaskółce w locie zrobiła wdech i odezwała się delikatnym głosem.

"Chciałbyś przyjść?"

Wlepiła wzrok w moje paznokcie.

"Gdzie?"

Paznokcie odpowiedziały pytaniem.

"Do mojego mieszkania."

Półnuta pauzy.

"...Mogę?"

Co tu się u diabła dzieje? Czy ona teraz jest nieśmiała, potulna, czy agresywna? Czyżbym natknął się na nieciągłość w krzywej psychologicznej tej Nagato, czy też mentalność przeciętnej dzisiejszej nastolatki jest niejednolita niczym krzywa promieniowania (!) Miry A?

"Tak."

Nagato wyszła z pokoju, usuwając się z mojego pola widzenia. Wyłączyła światła, otworzyła drzwi i zniknęła w korytarzu.

Oczywiście, udałem się za nią. Mieszkanie Nagato. Numer 708 w ekskluzywnym bloku. Raz jeszcze zerknę na jej salon. Możliwe że tam znajdę kolejne wskazówki.

Jeśli natknę się tam na kolejnego siebie pogrążonego we śnie to niezwłocznie go obudzę. Pięścią.


W drodze do domu nie zamieniliśmy z Nagato ani słowa.

Ona szła w całkowitej ciszy w dół zbocza stawiając kroki jakby zimny, silny wiatr powstrzymywał ją. Jej włosy były w nieładzie, rozwiewane podmuchami wiatru. Patrząc na tył jej głowy szedłem za nią zdecydowanym krokiem. Nie miałem zbyt wiele tematów które wydawały mi się odpowiednie do nawiązania dyskusji, a wyczułem że nie powinienem pytać o powód dla którego zostałem zaproszony.

Po dłuższym marszu Nagato zatrzymała się przed wejściem do apartamentowca. Ile razy już tu byłem? Dwa razy odwiedziłem mieszkanie Nagato, raz mieszkanie Asakury i raz dach. Gdy nad tym rozmyślałem Nagato wpisała kod otwierający drzwi i weszła do środka nie oglądając się nawet za siebie.

Podczas jazdy windą też panowała cisza. Na siódmym piętrze podeszła do ósmych drzwi i otworzyła je kartą. Nawet do środka zaprosiła mnie jedynie gestem.

Wszedłem do środka bez słowa. Pokój który zastałem nie różnił się od moich o nim wyobrażeń. Był to po prostu pusty pokój. Jedynym elementem wyposażenia był kotatsu. Tak jak wcześniej nie było nawet zasłon na oknach.

Był jeszcze pokój gościnny który powinien być za suwanymi drzwiami.

"Moge zajrzeć do tego pokoju?"

Zapytałem Nagato która wychodziła właśnie z kuchni z zestawem do parzenia herbaty. Powoli mrugnęła oczyma po czym odpowiedziała.

"Prosze." (!)

Drzwi pokoju odsunęły się jakby były na łożyskach.

"..."

W środku były jedynie tatami.

W sumie mogłem się tego spodziewać. Nie ma mowy żebym tak często podróżował w czasie.

Zasunąłem spowrotem drzwi i pokazałem puste dłonie dla Nagato która mnie przez cały czas obserwowała. Jednak chyba ten gest nic jej nie mówił. Mimo to bez słowa postawiła dwa kubki na kotatsu, usiadła wyprostowana z nogami pod sobą i zaczęła nalewać herbate.

Usiadłem naprzeciw niej ze skrzyżowanymi nogami - w tej samej pozycji w której siedziałem gdy odwiedzałem ją po raz pierwszy. Wtedy bez namysłu wypiłem kilka kubków herbaty zaparzonej przez nią a następnie wysłuchałem niezapomnianego monologu na temat wszechświata. Jednak wtedy był to okres gorąca i świeżej zieleni, zupełnie różny od obecnego mrozu i bieli. Nawet moje serce było obecnie chłodniejsze.

Gdy tak piliśmy w ciszy herbatę jej oczy schowane za szkłami okularów kierowały się w dół.

Z jakiegoś powodu Nagato się wahała. Jej usta na przemian rozwierały się i zamykały. Patrzyła na mnie jakby zebrała się na odwagę, lecz po chwili znów kierowała wzrok w dół. Trwało to chwilę zanim odstawiła kubek i z wielkim trudem wydusiła z siebie słowa.

"Spotkałam cie wcześniej."

Po czym dodała.

"Poza szkołą."

Gdzie?

"Pamiętasz?"

Co?

"Bibliotekę."

Te słowo poruszyło trybiki w mojej głowie do pracy. Momentalnie wróciły do mnie wspomnienia przebywania z Nagato w bibliotece. To było podczas pierwszego Poszukiwania Dziwnych Zdarzeń.

"W Maju."

Znowu opuściła oczy.

"Pomogłeś mi wyrobić kartę biblioteczną."

Moja psychika została spiorunowana tą wypowiedzią i przez chwilę odmówiła posłuszeństwa.

...Tak. Inaczej byś tak tkwiła między półkami! Wezwanie od Haruhi przyszło z zaskoczenia i nie było innego sposobu abyśmy dotarli do punktu spotkania w sensownym czasie...

"Ty..."

Jednak gdy Nagato zaczęła opisywać co się wydarzyło odkryłem że różni się to nieco od moich wspomnień. Jej historia wygłoszona delikatnym głosem brzmiała tak:

W środku maja Nagato odwiedziła po raz pierwszy miejską bibliotekę, ale nie miała pojęcia jak wyrobić sobie kartę biblioteczną. Mogła wprawdzie zapytać któregoś z bibliotekarzy (!), ale ci których znalazła byli zajęci.(!) W dodatku jako introwertyczka miała problem z podejściem do kogokolwiek więc zaczęła bez celu krążyć w pobliżu lady. Wtedy, najwyraźniej nie będąc w stanie patrzeć na jej katusze, podszedł do niej licealista i zaproponował że przeprowadzi ją przez wszystkie procedury.

"To byłeś ty."

Nagato spojrzała na mnie i przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, lecz szybko znowu spuściła wzrok i utkwiła go w kotatsu.

"..."

Trzy kropki były dzielone przez nas oboje. Cisza powróciła do pustki tego pokoju, a ja nie byłem w stanie znaleźć żadnych słów by ją wypełnić. Głównie dlatego że nie byłem w stanie jej odpowiedzieć czy to pamiętam. W końcu nasze wspomnienia choć z grubsza podobne były zasadniczo różne. Tak, rzeczywiście załatwiłem jej karte biblioteczną, ale nie byłem przypadkowym przechodniem. To ja ją do tej biblioteki zabrałem. Zdecydowaliśmy się ją odwiedzić by spędzić jakoś czas gdyż z góry założyłem że Poszukiwanie Dziwnych Zdarzeń skazane jest na porażkę. I choćby moja pamięć spadła do poziomu ameby morskiej to nigdy nie zapomnę widoku cichej Nagato w szkolnym mundurku tamtego dnia.

"..."

Niepewna jak rozumieć moje przeciągające się milczenie Nagato zaczęła wodzić smukłym palcem po brzegu kubka. Widząc jak usta jej drżą od ukłuć smutku i niepewności oraz ledwo zauważalne drżenie jej palców coraz mniej przemawiała do mnie idea poruszania jakiegokolwiek tematu. I tak cisza robiła się coraz bardziej dokuczliwa.

Najprostszym rozwiązaniem byłoby odpowiedzieć że pamiętam. Nie byłoby to całkowite kłamstwo. Tylko były różnice między tym co pamiętam ja a co pamięta ona. I te różnice były obecnie moim największym problemem.

Dlaczego to co pamiętamy tak się różni?

Kosmitką którą znałem rzeczywiście gdzieś odeszła a pozostała po niej tylko zakładka.


Ding-dong! (!)

Dzwonek domofonu przerwał dłużącą się ciszę. Tak mnie zaskoczył że niemal podskoczyłem. Nagato drgnęła, równie zaskoczona co ja, i odwróciła się w kierunku drzwi.

Dzwonek zadzwonił po raz kolejny. Pojawił się więc kolejny gość. Jednak nie mogłem sobie wyobrazić kto mógłby odwiedzać Nagato? Jedyną osobą która przyszła mi na myśl był listonosz.

"..."

Wyglądając jakby dusza właśnie opuściła jej ciało, Nagato wstała i bezgłośnie podeszła do ściany. Wcisnęła kilka przycisków na domofonie i słuchała kogoś po drugiej stronie, po czym odwróciła się w moim kierunku z lekko zakłopotaną miną.

Nagato delikatnie mówiła coś do swojego rozmówcy, prawdopodobnie próbując oponować i używając słów jak "Ale..." czy "Cóż..."

"Chwila."

Najwyraźniej Nagato została przekonana, gdyż podpłynęła do wejścia i otworzyła drzwi.

"Proszę, proszę, kogo widzę."

Dziewczyna weszła opierając się ramieniem o drzwi.

"A co ty tu robisz? Jeszcze się nie zdarzyło żeby Nagato zaprosiła do siebie chłopaka."

Wizytorka w mundurku Północnej Szkoły Średniej trzymała w obu dłoniach garnek i zręcznie zdjęła buty korzystając z framugi.

"Nie powiesz mi chyba że się sam tu wprosiłeś!"

Lepiej ty mi powiedz co ty tu robisz tak właściwie? Nie spodziewałem się ciebie zobaczyć poza szkołą!

"Jestem czymś w rodzaju ochotniczki. Ale to ty jesteś tu prawdziwą niespodzianką!" Jej piękna twarz rozkwitła w uśmiechu.

To była gospodarz klasy. Siedząca w ławce za mną.

Innymi słowy pojawiła się właśnie Asakura Ryouko.


"Tak myśle że troche przesadziłam. Strasznie to ciężkie, a do tego gorące!"

Wciąż się uśmiechając Asakura postawiła garnek na kotatsu. Po zaczął rozchodzić się zapach jaki można obecnie poczuć wchodząc do niemal każdego spożywczaka w japonii. Źródłem był oden przyniesiony przez Asakurę. To ona go przygotowała?

"Dokładnie. Od czasu do czasu dziele się daniami które można łatwo przygotować w dużych ilościach z Nagato-san. Jeśli by ją zostawić sampoas to by się zagłodziła."

Nagato udała się do kuchni by przygotować talerze i pałeczki. Po chwili dało sie słyszeć ciche pobrzękiwanie wyciąganych naczyń.

"No więc? Mogę się teraz dowiedzieć czemu tu jesteś? Ten temat nie daje mi spokoju."

Zabrakło mi słów. Oczywiście, byłem tu ponieważ zaprosiła mnie Nagato, ale nie mam pojęcia dlaczego to zrobiła. Z powodu tej historii z księgarnią? Nie wydaje mi się - równie dobrze ta rozmowa mogła się odbyć w klubie. Co do mnie to przyszedłem tu w nadziei że znajdę jakieś wskazówki czym są te "klucze", ale przecież nie powiem tego na głos. Przynajmniej dopóki chce być postrzegany jako osoba normalna.

Tak więc zmyśliłem na poczekaniu wymówkę.

"Cóż... Dobra. Wracaliśmy z Nagato tą samą trasą i... Tak, mam wątpliwości czy powinienem się zapisać do kółka Literackiego. Więc wracając z nią spytałem o jej zdanie. Gdy doszliśmy do bloku dyskusja wciąż trwała, więc zaprosiła mnie do środka. Nie wpraszałem się siłą."

"Ty, w kółku Literackim? Przepraszam, ale jakoś tego nie widze. Czy ty właściwie czytasz jakieś książki? A może coś piszesz?"

"Właśnie mam dylemat czy teraz powinienem czytać czy pisać. To by było na tyle."

Pokrywka została zdjęta z garnka i momentalnie cały pokój wypełnił się wyjątkowo apetycznym zapachem. Jajka na twardo które co jakiś czas pokazywały się na powierzchni by po chwili znowu zatonąć w sosie nabrały wspaniałej barwy.

Asakura-san siedząca wyprostowana przy lewym brzegu kotatsu (!) rzucała mi podejrzliwe spojrzenia. Może to wina mojej paranoi, ale mam wrażenie że były tak ostre że jeśli miały by masę to moja czaszka byłaby już pełna maleńkich dziur. Poprzednia Asakura okazała się niespodziewanie morderczynią(!), jednak u tej czuć było silnie zakorzenioną pewność siebie co widać było już w jej dystyngowanym zachowaniu. Nie było wątpliwości że to byłby najlepszy oden jaki miałbym okazje jeść na ziemi. W obecniej atmosferze czułem jakbym był poddawany silnej presji. W tej chwili gwałtownie zaczęłem tracić pewność siebie pod wieloma względami. Czułem jakbym biegał w kółko przez cały czas.

Nie mogąc tego dłużej znieść chwyciłem plecak i wstałem.

"Więc jednak nie zostaniesz na kolacje?"

Nie reagując na kpinę w jej głosie zdecydowałem się dokonać chyłkiem strategicznego odwrotu z pokoju.

"Ah."

Niemal wpadłem na Nagato wychodzącą z kuchni. W rękach trzymała niewielki stosik talerzy z pałeczkami i tubką musztardy na szczycie.

"Już wychodze. Dziękuje za gościnę. Do zobaczenia."

Chciałem już wyjść, gdy poczułem leciuteńkie pociągnięcie za rękaw.

"..."

To była Nagato. Ciągnęła bardzo delikatnie, używając mniej więcej tyle siły ile miłośniczka zwierząt użyłaby do podniesienia młodziutkiego chomika.

Ciągnęła bardzo delikatnie, używając mniej więcej tyle siły ile miłośniczka zwierząt użyłaby do podniesienia młodziutkiego chomika.

To był delikatny sprzeciw. Patrząc w dół trzymała mnie za rękaw, dotykając go tylko palcami. Nie chciała abym wychodził? Może też nie mogła znieść myśli spędzenia wieczoru sam na sam z Asakurą? Tak czy siak zostaje. Nie byłbym w stanie jej odmówić, szczególnie widząc ją tak zdesperowaną.

"...Żartowałem! Zostaje na kolacje! Zresztą jestem tak głodny że jeśli nie zjadłbym przed wyjściem to zdechłbym w drodze do domu z głodu!"

W końcu puściła mnie. Jednak od razu zaczęłem żałować że ta scena przeminęła. Normalnie nie byłbym w stanie zobaczyć Nagato tak wyraźnie wyrażająca swoje uczucia. Ta chwila będzie przeze mnie wspominana do końca życia.

Siedząca dalej w pokoju Asakura widząc to zmrużyła oczy, jakby zrozumiała dokładnie co tu zaszło.


Całą uwagę skupiłem na wpychaniu sobie oden do ust. Kubeczki smakowe śpiewały mi pieśni dziękczynne z czystej przyjemności smakowania tak perfekcyjnego dania, ale w głębi duszy nawet nie wiedziałem co jem. Nagato koncentrowała się na każdym malutkim gryzie, do tego stopnia że przeżucie i połknięcie konbu zajmowało jej trzy minuty. Z naszej trójki tylko Asakura wesoło mówiła, co jakiś czas zadając pytania na które odpowiadałem bez entuzjazmu.

Niczym piknik przy bramach piekieł kolacja dłużyła się niesamowicie, przez co zesztywniały mi ramiona.

W końcu Asakura wstała.

"Nagato-san, przełóż pozostałe porcje do jakiegoś innego pojemnika i wstaw je do zamrażalnika. Garnek zostaje u ciebe, jutro po niego przyjde."

Poszedłem za nią. To było jak wyzwolenie z kajdan. Przytakując, Nagato spuściła oczy i odprowadziła nas do drzwi.

Upewniłem się że Asakura odeszła zanim szepnąłem.

"Do zobaczenia. Mogę jutro też przyjść do klubu? Nie mam gdzie się podziać po zajęciach."

Nagato spojrzała prosto na mnie ...

...I *uśmiechnęła* się. Delikatnie, ale bez wątpienia był to uśmiech.


Oniemiałem.


W windzie Asakura zachichotała.

"Słuchaj, czy lubisz Nagato?"

Coż, nie moge powiedzieć abym jej nie lubił. Jeśli miałbym wybierać między lubieniem a nie to wybrałbym to pierwsze, ale z drugiej strony nigdy nie dawała mi żadnych powodów abym jej nienawidził. Jest w końcu moją zbawczynią. Tak, Asakuro, to właśnie Nagato Yuki uratowała mnie przed twym morderczym ostrzem, więc jak miałbym jej nie lubić?

...nie mógłbym tego poweidzieć. Asakura stojąca przede mną nie była tą samą Asakurą którą znałem, i to samo odnosiło się do Nagato. Najwyraźniej w tym świecie jedynie ja postrzegałem rzeczy inaczej, a wszyscy pozostali znormalnieli. Nie ma tu nawet Brygady SOS.

Więc jak moja piękna koleżanka z klasy zinterpretowała brak odpowiedzi na jej pytanie? Uśmiechnęła się tylko pod nosem.

"Nie ma szans jak widze. Chyba za dużo romansów się naczytałam. Według mnie twoja idealna dziewczyna byłaby dużo bardziej zakręcona, a Nagato-san po prostu w takiej roli nie pasuje."

"Skąd miałabyś wiedzieć jakie dziewczyny lubie?"

"Podsłyszałam od Kunikidy-san. Byliście razem w gimnazjum, nie?"

Znalazł się Sherlock Holmes w spódnicy wsadzając nos w nie swoje sprawy. To tylko wymysły Kunikidy, prosze go ignorować.

"Ale, ale! Jeśli planujesz być z Nagato to pamiętaj żeby traktować to poważnie. Inaczej nigdy ci tego nie wybacze! Może na taką nie wygląda, ale Nagato-san jest bardzo delikatna emocjonalnie."

Czemy Asakura przywiązuje taką wagę do Nagato? W moim świecie była jej wsparciem - wtedy bym to rozumiał. Choć skończyło się to berserkiem i kasacją.

"Przyjaźń wynikła z mieszkania w jednym bloku. Jakoś nie moge jej zostawić samej sobie. Nawet z daleka wyczuwam kiedy jest zagrożona. I tak z czasem urosła we mnie chęć chronienia jej."

Chyba rozumiem. Ale nie jestem pewien.

Nasza konwersacja dobiegła w tym momencie końca, bo Asakura wyszła z windy na piątym piętrze. Tak jak pamiętam pokój 505.

"Do zobaczenia jutro"

Zamykające się drzwi odcieły mnie od jej uśmiechiniętej twarzy.

Opuściłem blok i wyszedłem na zewnątrz. Było już ciemno. Mrok w połączeniu z temperaturą niczym z zamrażalnika tworzyły specyficzną atmosferę. Północny wiatr wiejący ulicami kradł z mojego ciała coś więcej niż tylko ciepło.

Przez chwilę myślałem czy nie pozdrowić starego odźwiernego, ale zrezygnowałem. Okna jego pomieszczenia były szczelnie zamknięte a w środku nie paliło się żadne światło. Pewnie już spał.

Chciałem jak najszybciej położyć się spać. W sumie wystarczyłby mi nawet sen. Ta dziewczyna równie dobrze mogła podświadomie nawiedzać cudze sny.

"Z tobą są zawsze problemy, nawet jeśli cię nie ma. Więc pojaw się tu na miłość boską! Nie mogłabyś choć raz usłuchać moich próśb...?"

Szepnęłem ku rozgwieżdżonemu niebu. Po chwili zszokowany zorientowałem się co miałem tak naprawdę na myśli. Najchętniej przywaliłbym sobie w łeb za tak niebezpieczne pomysły.

"Co do diaska..."

Szept dobiegający z moich ust zobrazował się w zimnym powietrzu jako biała chmurka oddechu, która szybko ulotniła się zwiana podmuchem wiatru.


Chciałem zobaczyć Haruhi.


Powrót do strony głównej Poprzedni rozdział (1) Następny rozdział (3)