Chrome Shelled Regios PL: Tom 1 Rozdział 2

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

Rozdział 2: Studenckie życie[edit]

Co tam u Ciebie? Tak pytam, bo u mnie wszystko w porządku.

Jak Ci idzie w nowej szkole? Znalazłaś już jakichś nowych przyjaciół? Mnie codziennie spotyka coś nowego. Poznając wciąż nowe osoby, widzę, jak zaskakująco różne mogą być ludzkie doświadczenia.

Dzięki temu mam całkiem nowy i ciekawy pogląd na swoje dotychczasowe życie. Wszystko tu jest inne, co powoduje, że czasem wracam myślami do mojej przeszłości. Ostatnio przypomniałem sobie, jaki byłem, kiedy zacząłem mój pierwszy trening.

Może jeszcze za wcześnie, aby nazywać tamten okres przeszłością, ale do wydarzeń, które miały miejsce, i których nie można już zmienić, takie określenie pasuje.

Zacząłem tutaj nowe życie. Na początku co prawda nie układało mi się za dobrze, ale myślę, że z czasem będzie coraz lepiej.

Poznałem już kilku nowych przyjaciół, a Nina pomaga mi, jak może.

A jak Tobie się wiedzie? Pewnie nie powinienem się martwić, ponieważ zawsze byłaś lepsza w relacjach z innymi i pewnie poznałaś już więcej osób niż ja.

Prawie zapomniałem wspomnieć, że po szkole zacząłem dorywczo pracować. Czyszczę maszynownię. To męczące, ale naprawdę interesujące zajęcie. Pierwszy raz widziałem prawdziwą formę miasta. Nigdy nie myślałem, że może ono właśnie tak wyglądać. Czy prawdziwa forma Glendan jest identyczna? Może Glendan... Wymyślanie, czym mogą się one różnić, jest dosyć zabawne.

Czytając do tego momentu, musiałaś wpaść w furię. Ale i tak Ci nie powiem. Jesteś zła? Jeśli chcesz się dowiedzieć, poczekaj do naszego spotkania.


Mam nadzieję, że dojdzie do niego w mieście innym niż Glendan.

Do drogiej Leerin Marfes.

Layfon Alseif



Layfon wybrał wiszący na ścianie miecz z długim i stosunkowo szerokim ostrzem.

– Nie mogę zmienić ustawień, bo to miecz ćwiczebny. Pasuje ci to? – powiedział chłopak w roboczym stroju.

Layfon kiwnął głową.

– Osobiście myślę, że on nie pasuje do twojej budowy ciała.

Layfon chwycił broń, nie zwracając uwagi na niezadowolenie jednego chłopaka i na to, co powiedział drugi.

– Harley, przecież pokazał ci, że jest w porządku. Wiesz, że jesteś upierdliwy?

Shanrid powstrzymał dalsze narzekanie Harleya lekceważącym tonem, chociaż Layfon wciąż słyszał jego mamrotanie.

Jedną ręką machnął mieczem, płynnie poruszając całym ciałem, aby dopasować się do ruchu ostrza. Przez jakiś czas poruszał się w taki sposób w przód i w tył sali treningowej.

– Rozgrzałeś się już? – spytała Nina, zatrzymując go.

Layfon pokiwał głową.

– Świetnie.

– Restoration. – wyszeptała, a dwa podłużne przedmioty w jej rękach urosły. Uchwyt, jaki się pojawił, dopasował się do jej ręki, wytwarzając jednocześnie świetliste pierścienie, które błyskawicznie spłynęły na część wykorzystywaną do ataku. Dopełnieniem przemiany była zmiana koloru, który zamiast odbijać światło, wydawał się je pochłaniać.

Jej bronią były dwie pałki z reguły nazywane żelaznymi biczami.

Przemiana następowała dzięki kombinacji komendy głosowej oraz danych zapisanych w Ditcie. Dzięki alchemii możliwa była nawet dokładna symulacja wagi prawdziwej broni.

– Nie zamierzam dawać ci żadnych forów. – oznajmiła.

Nina gwałtownie zakręciła pałką w powietrzu, wywołując charakterystyczny szum, po czym skierowała ją w kierunku czoła Layfona.

Layfon kiwnął głową, niemal czując na czole nieistniejący ból, i przyjął pozycję do walki.

Wydarzenia, które nastąpiły potem, rozgrywały się z niewiarygodną szybkością.

Nina podbiegła do Layfona, nie dając mu czasu na ocenienie odległości, jaka ich dzieliła, po czym zaatakowała jedną z pałek.

Layfon ustawił się bokiem, aby uniknąć przyjęcia ciosu na klatkę piersiową, jednak lewa pałka Niny już opadała w kierunku jego odsłoniętych pleców. Podniósł miecz nad głowę i, obracając dłoń, opuścił go wzdłuż kręgosłupa. Wiedział, że gdyby za bardzo usztywnił mięśnie, siła uderzenia mogłaby wybić mu w tej pozycji nadgarstek. Nie mógł do tego dopuścić. W ostatniej chwili ustawił miecz płazem, który w momencie ciosu uderzył w plecy i rozproszył jego energię.

Korzystając z pędu, jakiego dostał po ataku Niny, obrócił się, rozluźniając mięśnie, i wykorzystał lukę między żelaznymi biczami, aby odskoczyć na bezpieczny dystans.

Odzyskał równowagę i ponownie przyjął bojową postawę. Któryś z obserwujących wesoło zagwizdał.

– Haha! Pierwszy raz widzę, żeby ktoś zablokował podwójny atak Niny. – stwierdził Sharnid.

Layfon zauważył, że Ninę nic nie obchodził komentarz kolegi. Jej bystre oczy ani na chwilę nie spuściły wzroku ze swej zdobyczy. Obserwowała go, zwracając uwagę na każdy najdrobniejszy ruch.

Tym razem ostrożnie oceniała dzielącą ich odległość. Postawa Layfona zmieniła się w odpowiedzi na powoli zmniejszający się dystans między nimi.

Oczywisty był fakt, że solidne, żelazne pałki zostały stworzona jako broń ofensywna. Do tego celu zostały odpowiednio wydłużone. Osoba ich używająca podczas walki nie musiała się martwić, że się złamią, co spotykało miecze, i można było swobodnie nimi wymachiwać. Ponieważ, w przeciwieństwie do mieczy, nie posiadały one ostrej krawędzi, którą należy trafić przeciwnika, równie dobrze można było posługiwać się nimi do obrony, bez obaw przyjmując bezpośrednie ciosy. Ich wszechstronność i niezawodność sprawiła, że policja w Glendan używała żelaznych pałek jako swojej podstawowej broni. Wersja policyjna była jednak znacznie lżejsza i krótsza.

Po przyjęciu ataku ręka Layfona trochę zdrętwiała, nie miał wątpliwości, że obie pałki są dokładnie tak ciężkie, na jakie wyglądają. Ogromna lekkość, z jaką Nina używała swojej broni, była naprawdę godna podziwu.

Stojąc naprzeciwko siebie, powoli zaczęli poruszać się po niewidzialnym okręgu.

Gdy tylko stopa Layfona opuściła podłogę, aby postawić kolejny krok, Nina znowu błyskawicznie skróciła dzielący ich dystans i zaatakowała. Próbował on wykonać unik, wycofując się w celu zwiększenia odległości, jednak Nina nie zamierzała na to pozwolić. Nie miał innego wyjścia, musiał użyć miecza. Obniżył go, chcąc zaatakować, jednak pałka błyskawicznie zbiła miecz. Layfon podniósł ostrze nadgarstkiem, zmieniając rodzaj cięcia z niskiego na wysokie, po czym natarł w kierunku Niny. Ta jednak odruchowo zablokowała go, jednocześnie wyprowadzając kontratak.

Layfon wiedział już, jak powinien zareagować, i po raz drugi odskoczył w bezpieczne miejsce, a Nina wydawała się niezadowolona z faktu, że jej oponent nie chce walczyć w zwarciu.

– Potrafisz używać Zewnętrznego Ataku Energetycznego?

Jej nagłe pytanie wybiło Layfona z rytmu ataku, który miał właśnie wyprowadzić.

– Potrafisz użyć Zewnętrznego Ataku Energetycznego? – powtórzyła, a Layfon potwierdził, kiwając głową.

Te kilka słów zburzyło strategię, jaką od początku walki układał sobie w głowie.

Nina uśmiechnęła się. – Dobrze.

Skrzyżowała żelazne pałki na piersi.

Nagle w pokoju rozległ się głośny dźwięk, wraz z którym pojawiły się potężne wibracje zdolne zbić nieprzygotowaną osobę z nóg.

– Broń się!

Zanim Layfon się zorientował, rozciągnięte w bezlitosnym uśmiechu usta Niny znalazły się tuż przed jego twarzą.

Kilka sekund później stracił przytomność.



Layfon uniósł miecz i pewnie, bez najmniejszego wahania, z całej siły wyprowadził cięcie. Jego serce pozostało kompletnie niewzruszone. Raz po raz opuszczał miecz, starając się zniszczyć coś, co nie dawało mu spokoju.

Jego przeciwnikiem był... problem.

Tak długo, jak istniejesz, musisz mierzyć się z problemami. Bo czy można je wszystkie rozwiązać, kiedy stawia je na twojej drodze samo życie?

Kiedy udało ci się pokonać jeden, pojawia się następny, za nim kolejny i kolejny, układając całość w niekończący się łańcuch.

Światło prześwitujące przez sufit leniwie odbijało się w jego białym Ditcie.

– Pragniesz Niebiańskiego Ostrza? Jeżeli tak, to możesz je sobie wziąć.

Layfon wyszeptał te słowa na arenie tak cichej, że dałoby się usłyszeć dźwięk upadającej igły. Miecz wypadł mu z dłoni, roznosząc po całej arenie irytujący, metaliczny odgłos.

Razem z nim upadł rozcięty problem.

– Ach. – to był jedyny odgłos, jaki wydał z siebie Layfon. Nie był to dźwięk zaskoczenia ani radości, ale zwykła reakcja na rzeczywistość.

Wiele oskarżycielskich palców skierowało się w jego stronę. Postacie na trybunach były anonimowe i bezkształtne, nie miały oporów, aby się go wyrzec.

Jak śmiał! Zdrajca! Nie wstyd mu?!

Potok zniewag narastał. Coraz więcej sylwetek wskazywało na bezbronnego wojownika.

Jednak jego to nie obchodziło. Mierzył ich wszystkich zimnym wzrokiem.

No i co z tego?

A jakby oni poradzili sobie z tym problemem na jego miejscu?

Czy w rubryce przewidzianej na odpowiedź zostawiliby pustą przestrzeń?

On jedynie ruszył we właściwym kierunku. Kto by przypuszczał, że przez to Niebiańskie Ostrze upadnie na ziemię.

Jego spojrzenie budziło strach w ludziach, którzy na niego wskazywali. W poszukiwaniu rozwiązania nieświadomie spuścił wzrok.

Poza mieczem na ziemi znajdowało się także ciało.

Ciało wyglądające zupełnie jak Nina.

Nie, to była Nina. Ślad po cięciu Layfona był wyraźnie widoczny na jej skórze. Martwa, milcząca leżała bezwładnie na ziemi.

– Czy to jest odpowiedź? – ktoś spytał.

– To sen.

Jedno pojedyncze zdanie rozwiało wszelkie wątpliwości.



Pierwszym, co poczuł po przebudzeniu, była niepohamowana nienawiść do siebie samego.

– Aaaaa, to niemożliwe!

Złapał się za głowę.

Łóżko, na którym leżał, zaskrzypiało. Naprzeciw niego, przy białej ścianie, znajdowała się szafka pełna lekarstw. Poczuł zapach środków dezynfekujących i zdał sobie sprawę, że jest w szpitalu. Nie był zaskoczony, ponieważ wiedział, że straci przytomność przez atak Niny.

W porównaniu do tego sen wydawał się o wiele poważniejszym problemem.

– Śniłem o zemście. To niemożliwe. Jestem beznadziejny... najgorszy!

Zaczął tarzać się po łóżku, ostatecznie z niego spadając.

Leżał na zimnej podłodze, narzekając i chłodząc jednocześnie głowę.

– Co ty wyprawiasz?

– ...Jestem jedynie zaskoczony swoją bezużytecznością.

Layfon, słysząc głos z góry, przestał mówić do siebie, ale nie zamierzał zmieniać pozycji. Nie wstanie, dopóki jego czerwona z gniewu twarz nie powróci do normy. Musi jeszcze trochę poczekać.

– Rozumiem. Możesz już się ruszyć?

Głos należał do dziewczyny, którą spotkał w kawiarni, i która zabrała go do siedziby plutonu.

– Będzie w porządku, jeśli dasz mi jeszcze trochę czasu.

– Czemu?

– Proszę, zgódź się.

– Muszę?

– Tak.

Dziewczyna zdawała się rozumieć jego prośbę. Layfon nie wiedział, czy naprawdę zrozumiała, ale nie zamierzał jej o to wypytywać, tym bardziej że nie przestała nalegać, aby wstał. Czuł przy własnej głowie jej nieruchome czubki butów.

Oboje zachowywali ciszę.

Cisza.

Cisza.

Cisza.

Layfon, nie dając sobie z nią rady, zapytał:

– Nie znam twojego imienia, możesz mi je wyjawić?

– A, tak, nie przedstawiłam się jeszcze. Nazywam się Felli Loss, jestem uczennicą drugiego roku Akademii Wojskowej.

Loss?

Przez jego głowę przeleciały niemiłe wspomnienia.

– Cześć. Eee... przepraszam, jeśli się pomyliłem, ale...

– Nie pomyliłeś się. Karian Loss jest moim starszym bratem. – Felli nie pozwoliła mu dokończyć zdania, szybko potwierdzając jego obawy. Nagle zrobiło mu się słabo.

– A więc to tak...

– Tak. Nienawidzisz mojego brata?

Po raz kolejny wyprzedziła jego myśl.

– Czy nie powinieneś wreszcie wstać?

Layfon powoli pozbierał się z podłogi. To z pewnością był szpital, wszystko było sterylne i czyste, nawet tarzanie się po ziemi nie pobrudziło jego munduru.

Zerknął na nią, szukając oczu. Były trochę podobne do tych Kariana, miały w sobie pewne piękno. Z pewnością byli spokrewnieni.

Po krótkiej wymianie spojrzeń Felli trochę się rozluźniła.

– Zdecydowanie lepiej rozmawia się z osobą, którą widzisz.

– ...Przepraszam. – wydukał.

– Nie musisz. Przyszłam w złym momencie.

Przypomniał sobie, że chwilę wcześniej tarzał się po ziemi, bijąc się z własnymi emocjami. Znów się zaczerwienił.

– Nienawidzisz mojego brata za to, że zmusił cię, abyś przeniósł się do Akademii Wojskowej, prawda?

Felli wróciła do poprzedniego tematu, nie zwracając uwagi na wyraz twarzy Layfona.

– ...Nienawiść to trochę za mocne słowo.

Nie wiedział, jak inaczej odpowiedzieć na jej pytanie.

– Ja także go nienawidzę. – powiedziała Felli, kiedy Layfon wciąż się zastanawiał.

– Co?

Nie mógł zrozumieć, co miała przez to na myśli.

Nienawidzi... własnego brata?

Z ust Felli wyszły beznamiętne słowa:

– Nie chciałam uczyć się sztuki wojennej, ale zmusił mnie do tego.

– Dlaczego...

– Żeby wygrać. – odpowiedziała bez wahania.

– Zrobi wszystko, aby osiągnąć swój cel, nieważne jakich środków miałby użyć. Zdanie innych nic dla niego nie znaczy.

– Nie, ale...

Felli, oceniając swojego brata, wciąż patrzyła na Layfona, błyskawicznie ukrywając wszelkie emocje. Wcześniejszy uśmiech zniknął, jakby go nie było.

Layfon poczuł się zagubiony.

– Posłuży się wszelkimi sztuczkami, aby wygrać. To śmieszne, że musimy pracować dla takiej osoby.

– Więc co według ciebie powinienem zrobić? – spytał.

Starsza o rok Felli była dosyć niska. Jej piękna i delikatna twarz była nie do odczytania.

– Musisz tylko pozostać sobą.

– Co?

– Miej takie samo nastawienie jak podczas walki z Niną.

– Co masz na myśli...? – zapytał.

Felli zdążyła już odwrócić się do niego plecami i sięgnąć do leżącej na drugiej ławce torby.

– Eee, przepraszam...

– To twoja odznaka i pozwolenie na noszenie broni. Proszę, przypnij odznakę do swojego munduru. Jutro weź pozwolenie i pójdź z Harleyem do Działu Dopasowania Broni. Pomoże ci z ustawieniami Dita.

Powiedziała to szybko, po czym kiwnęła głową na pożegnanie i wyszła.

Stracił rozmówcę. Jej słowa przez chwilę krążyły mu po głowie. Wyciągnięta na pożegnanie ręka straciła cel i jedyne, co mógł zrobić, to bezsensownie pomachać nią w powietrzu.

Najpierw poczuł się okropnie głupio, a następnie długo westchnął.

Felli skarżyła się na swojego brata, ale wyszła natychmiast po dostarczeniu wiadomości, jaką miała przekazać. Postąpiła podobnie jak Karian, kiedy wypraszał go z biura. Wydawało się, że rodzeństwo miało identyczne maniery.

– Co teraz?

Layfon położył się na ławce. Nie mógł wymyślić żadnej dobrej strategii. Za nim leżała odznaka i kawałek papieru.

Jego dołączenie do plutonu stało się nieodwracalnym faktem.

– Aaaa... czemu to się musiało tak skończyć?!



Chociaż Layfon nie wiedział, gdzie znajduje się klasa Harleya, następnego dnia po szkole próbował za wszelką cenę uniknąć ich spotkania. Harley jednak pojawił się przed nim w tym samym wysmarowanym olejem stroju roboczym co wcześniej.

– Po obejrzeniu wczorajszej walki myślę, że miecz do ciebie nie pasuje. Nina nosi ciężką broń, która też do niej nie pasuje, ale wie, jak sobie radzić z jej wagą i ma swój unikalny styl. – powiedział do Layfona, który cicho szedł za nim z depresją w oczach.

Harley nawet tego nie zauważył.

– Ale ty jesteś zupełnie innym przypadkiem. Twoje ruchy ciała z mieczem po prostu nie były płynne. Twój styl walki bazuje na szybkości, prawda? Musiałeś już wcześniej trenować. – z entuzjazmem kontynuował.

– Nie. Uczyłem się tylko trochę w dojo. Znam same podstawy, a broń, której używałem, była taka sama jak ćwiczebny miecz.

– Naprawdę? – zdziwił się Harley.

– Sądząc po wczorajszej walce z Niną, nie wyglądasz na amatora. Myślałem, że przeszedłeś przez profesjonalny trening.

– Pudło. W Glendan... Urodziłem się w Glendan. Dojo na takim poziomie są wszędzie. Trenowałem trochę, bo jedno z nich był koło mojego domu.

– Sztuka wojenna jest bardzo popularna w Glendan, więc to by wszystko wyjaśniało. Czy to znaczy, że w Glendan jest więcej osób na twoim poziomie?

– Jakby to powiedzieć. Nie walczyłem za dużo z innymi, więc nie jestem pewien.

– Trudno. Ale przyznasz, że jesteś pewien własnej siły.

– Mylisz się. – spokojnie odpowiedział.

Na twarzy Harleya pojawił się łagodny i przyjacielski uśmiech. Weszli do budynku, na którego ścianie znajdował się napis: Departament Dopasowania Broni.

Harley podał dokumenty przez okienko i odebrał drewniane pudełko, po czym wrócił do czekającego Layfona.

– Chodź do mojego laboratorium.

Harley podał mu pudełko i poprowadził przez budynek.

– Eeee, szczerze mówiąc, to laboratorium mojej klasy.

Studenci alchemii są grupowani, po czym każda grupa dostaje swoje laboratorium, w którym może przeprowadzać własne eksperymenty.

– Możesz dostać własne laboratorium, jeśli regularnie publikujesz jakieś dobre teorie. Tutaj nie mogę naprawdę robić tego, co chcę.

– W czym się specjalizujesz?

– Ustawienia broni. Jasne, że muszę też coś wymyślać, ale wolę ustawiać broń tak, aby jak najlepiej służyła swoim użytkownikom.

Layfon teraz zrozumiał, czemu Harley był taki uparty i pewny, że tamta broń do niego nie pasuje.

– To trochę inne niż trenerzy. Jakby to nazwać...?

– W Glendan nazywamy ich inżynierami Ditów.

– Ach, rozumiem. Faktycznie, odpowiednia nazwa.

W laboratorium panował bałagan.

Nie, samo laboratorium było ucieleśnieniem bałaganu.

Po otworzeniu drzwi Layfon zobaczył coś kolorowego przyklejonego do podłogi. Blisko ściany, przy której znajdowały się drzwi, leżały pokryte kurzem sterty magazynów i papierów z trudnymi nazwami. Był tam też pęknięty kubek i kawałek odrzuconego na bok nadjedzonego chleba. A przez zapach unoszący się w powietrzu Layfonowi zrobiło się słabo.

Kawalerskie życie... jego najgorsza możliwa wizja, stała się tutaj rzeczywistością.

Harley wydawał się praktyczny, ale to chyba ograniczało się tylko do tego, czym w danym momencie się interesował.

W pokoju znajdowały się trzy stoliki. Na wszystkich panowała taka sama sytuacja, więc Layfon nie był w stanie ich odróżnić. Harley zepchnął rzeczy z jednego z nich, a na „posprzątanym" miejscu położył drewniane pudełko.

W pudełku znajdowało się wiele przypominających pałeczki obiektów. Harley wyjął jeden z nich i sięgnął po terminal z pudełka na narzędzia, łącząc je gładko razem.

– Najpierw ustawmy rękojeść miecza. Jesteś oburęczny, prawda? Chcesz go ustawić na dwie ręce?

– Tak, proszę.

Odpowiedział, wiedząc, że Harley i tak nie słuchałby tego, co by powiedział, i ustawi wszystko na swój własny sposób.

– Jasne. Potrzymaj.

Harley podał mu coś, co wyciągnął ze sterty rupieci na blacie. Był to półprzezroczysty przedmiot o niebieskim zabarwieniu. Na drugim końcu był podłączony przewodem do maszyny.

– Trzymaj to tak, jakbyś trzymał miecz.

Layfon podążył za instrukcjami, ściskając mocno przedmiot. Wydawał się delikatny, ale miał swoją odporność i mimo swojego wyglądu okazał się zaskakująco wytrzymały.

– Łał, masz naprawdę mocny chwyt. Mógłbyś spokojnie walczyć wręcz.

Harley pokiwał głową, patrząc na liczby pojawiające się na wyświetlaczu. Wyciągnął klawiaturę i wpisał jakąś liczbę.

Kijek od strony, do której był podłączony terminal, wydłużył się, zmieniając swój kształt na ten, który był widoczny na ekranie.

– Spróbuj jeszcze raz.

Ponownie postąpił według instrukcji.

– I jak?

– ...Całkiem nieźle.

– Ustawię to lepiej, kiedy będziemy znali wagę. Cóż, rękojeść na razie wydaje się być ok. Teraz materiał. Jaki chcesz? Nina używa czarnego Dita. Ma dobrą sprężystość, ale zmniejsza przewodzenie. Jeśli chodzi o prędkość, to lepiej użyć białego albo zielonego. Polecam biały. Jeśli nie rozumiesz, mam tu kilka próbek. Chcesz je sprawdzić?

Nie czekając na odpowiedź, Harley wyszedł do laboratorium testowego i przyniósł z niego stertę Ditów.

Layfon spocił się od samego patrzenia na górkę leżących na podłodze obiektów.

– No to zaczynamy testowanie.

Uśmiechając się, podał Layfonowi pierwszą próbkę. Wyglądało na to, że spędzą tam całą wieczność.



Kiedy Harley go puścił, słońce powoli znikało na horyzoncie.

Layfon zdenerwowany wrócił do swojego akademika i wskoczył do łóżka. Spał kilka godzin, aż obudził go dźwięk budzika. Poprawił swoje rozczochrane włosy, ubrał się w strój roboczy i wybiegł z akademika.

To był jego pierwszy dzień pracy.

Trzymając w ręku mapę, dotarł do podziemnego wejścia oddalonego od części mieszkalnej, pokazał strażnikowi pozwolenie na pracę, a następnie wszedł do środka. Zobaczył prostą windę z metalową siatką, wsiadł do niej i zjechał wgłąb miasta.

Kiedy zapach oleju stawał się coraz silniejszy, winda nagle się zatrzymała, przez co o mały włos nie stracił równowagi.

Przez słabe światło zobaczył krzyżujące się ze sobą rury i przewody oraz ogromne koło trybowe poruszające się w górę i dół w swoim własnym rytmie. Selenium jak krew płynęło w kierunku przypominających szkło tub, a wypływając z ich drugiej strony, było już czarną, błotnistą mazią.

To była maszynownia podziemnego miasta. Przed jego oczami znajdowało się serce Regiosa.

– Zadziwiające...

Jeden z pracujących tutaj dorywczo studentów przywitał się z nim i natychmiast odszedł w swoją stronę. Layfon jeszcze chwilę wpatrywał się w potężny mechanizm, po czym udał się do kierownika, aby zacząć pracę przy czyszczeniu.

Jako początkujący, został wysłany do sprzątaniu korytarzy.

Razem z innym nowym zaczął pracę w przypominających labirynt korytarzach. Godzinę później zaczęli współpracować przy usuwaniu jakiegoś płynu z jednej z podłóg. Aby było prościej, pracę podzielili między siebie.

Kiedy Layfon poszedł wylać wiadro z brudną wodą i przynieść trochę czystej, jego wyczerpany partner usiadł już na podłodze.

– Odpoczywasz?

– Tak. – usłyszał odpowiedź.

– Jak to powiedzieć... Jest ciężko. Wybrałem tę pracę, bo potrzebowałem pieniędzy, ale nigdy nie myślałem, że głupie czyszczenie podłogi może być takie trudne!

– To dlatego, że źle gospodarowałeś swoją energią. Oszczędzisz ją, jeżeli zamiast wykorzystywania jedynie mięśni nadgarstków zaczniesz używać wagi całego ciała. – poradził Layfon, ale jego partner był tak wykończony, że mógł wydać z siebie tylko jakiś niezidentyfikowany dźwięk zamiast sensownej odpowiedzi.

Nieważne. – pomyślał Layfon i wrócił do usuwania płynu z podłogi przy użyciu czystej wody.

Nie narzekał na pracę, odkąd oczyścił swój umysł i nie myślał o niczym. Musiał jedynie poruszać swoim ciałem. Jego świadomość skupiła się na przepływie krwi wewnątrz organizmu. Krwi potrzebnej do odblokowania energii Kai. Gdyby skupił się jeszcze bardziej, mógłby ją swobodnie wyzwolić.

Layfon szorował dalej, ciesząc się tym uczuciem.

Kiedy woda w wiadrze nie była już zdatna do użytku, wrócił do rzeczywistości.

– Muszę zmienić wodę. – wyszeptał do siebie i niespodziewanie dostał odpowiedź.

– Mógłbyś zmienić i moją.

Zaskoczony spojrzał w kierunku, z którego dobiegł głos.

Widok znajomej osoby zdziwił go jeszcze bardziej.

– W zamian postawię ci kolację... Coś nie tak?

– Kapitanie, co ty tutaj robisz?

Była to Nina. Miała na sobie taki sam strój jak Layfon, identyczne wiadro z brudną wodą oraz trzymała taką samą szczotkę. Jej nos, policzki, a nawet włosy, umazane były olejem.

– Ja też pracuję na pół etatu. To takie dziwne? Mniejsza z tym, zostawiam ci wodę i lecę kupić coś do jedzenia. Spotkamy się później.

Po czym zostawiła Layfona samego.

Kiedy wrócił z czystą wodą, Nina była już na miejscu.

– Dzięki.

To nie był sen. Dziewczyna patrzyła na trzymającego w obu rękach wiadra Layfona, który wciąż nie mógł uwierzyć w to, co widzi.

– Chcesz coś zjeść? Odstaw te wiadra. Powinieneś odpoczywać, kiedy jest na to czas.

– A, tak!

Postawił wiadra na podłodze, żeby do niej dołączyć. Usiedli na rurze.

Nina podała mu kanapkę.

Ugryzł spory kawałek. Wyczuł smak kurczaka, warzyw i ostrego sosu.

– Pyszne.

– To najpopularniejszy lunch. Zawsze go wyprzedają. Jeśli nie wyczujesz czasu, to nigdy nie uda ci się go zdobyć.

Nina podała Layfonowi kubek herbaty. A sama odkręciła butelkę z wodą.

To była czerwona herbata z lodem. Nie było w niej za dużo cukru, ale była smaczna.

– To też kupiłaś? – zapytał Layfon, podnosząc kubek.

– Nie, sama zrobiłam. – spojrzała na rękę i zakręciła wodę.

– Nie planowałam się dzielić. Nie wiedziałam, że tu jesteś, więc dokupiłam sobie butelkę.

– Przepraszam.

– Nie przejmuj się, to tylko ostrzeżenie. Od tej pory sam sobie przygotowuj coś do picia, bo tutejsza woda jest okropna.

Layfon patrzył na Ninę z rozdziawionymi ustami. Zadowolona jadła kanapkę, podczas gdy jej kręcone, złote loki były zabrudzone olejem.

– Co jest? Nie mogę jeść, jak tak się gapisz.

– Przepraszam. Jestem po prostu zaskoczony.

– Tak?

– I to bardzo. Nie mogę sobie wyobrazić ciebie pracującej tutaj i...

Wyglądała tak słodko, kiedy jadła swoją kanapkę, ale wiedział, że mu się dostanie, jeśli powie to nagłos, więc szybko ugryzł się w język.

– Cóż, jeżeli chodzi o zdrowie, to jest najgorsze środowisko, jakie może być.

Na szczęście nie zauważyła jego niepewności.

– Ale przyznam, że płacą dobrze. Dla kogoś tak biednego jak ja to uczciwa wymiana.

Biedna?

– Zaskoczyłam cię?

– Ach, nie, niespecjalnie...

Oboje widzieli, że tak.

Kiedy po raz pierwszy spotkał Ninę, wyczuł bijącą od niej elegancję wyższych klas.

– Szczerze mówiąc, to moja rodzina nie jest biedna.

Nina pochłonęła ostatni kęs kanapki i popiła herbatą. Teraz, kiedy patrzył na nią w tym miejscu, ciężko mu było sobie wyobrazić, że pochodzi z dobrego domu.

– Ale jak...

– No przecież powiedziałam, moja rodzina? Byli przeciwko moim studiom tutaj, więc uciekłam z domu. Nie wysyłają mi żadnych pieniędzy.

– Tylko dlatego?

– A ty czemu tutaj przyjechałeś?

– To było jedyne miejsce, w którym dostałem stypendium, więc jestem.

Na twarzy Niny pojawiło się zawiedzenie. Nie, to było coś innego. Zawiedzenie jedynie ukrywało gniew, który pojawił się w jej oczach.

– Jestem sierotą, nie mam żadnych pieniędzy.

Po szybkim dodaniu tego zdania mógł zobaczyć w oczach Niny niepewność.

– ...No tak. Przepraszam.

– Nic się nie stało.

Layfon uznał jej zachowanie za zabawne. Chociaż wydawała się uparta i spokojna, po dłuższej rozmowie zauważył, że jej emocje zmieniały się jak w kalejdoskopie. Obserwowanie, jak próbowała je ukryć, było dosyć interesujące.

– Zawsze chciałam wyjechać. – powiedziała łagodnie, biorąc kolejną kanapkę – „Większość z nas, urodzonych w mobilnych miastach, spędza całe życie w jednym miejscu. Przez skażone bestie na zewnątrz jesteśmy uwięzieni niczym ptaki w klatce... Ale są także ludzie podróżujący w autobusach między miastami. W przeciwieństwie do nas mogą zobaczyć wiele różnych miejsc. Zazdroszczę im.

Gdy Nina po raz kolejny złapała go na gapieniu się, Layfon błyskawicznie sięgnął po kanapkę, odwracając wzrok.

– Nie mogę jeszcze zostać podróżniczką, ale wciąż chcę zobaczyć zewnętrzny świat, dlatego tak bardzo chciałam zamieszkać w Mieście Akademickim. Według mnie był to rozsądny wybór, któremu sprzeciwiali się moi rodzice.

W oczach Niny widać było zadowolenie. Może wspominała moment, w którym sprzeciwiła się rodzicom.

– To była moja pierwsza tak poważna kłótnia z ojcem. Nie wiem, o czym myślał, ale ja byłam szczęśliwa.

– Dlatego nie dostajesz żadnego kieszonkowego?

– Tak. Dowiedzieli się, że za ich plecami podjęłam egzamin. Zamknęli mnie w pokoju, abym nie mogła wyjechać. Jednak udało mi się uciec i w ostatniej chwili wsiąść do autobusu. Kiedy tu przyjechałam, wysłałam list do domu. Napisałam, że to, co zrobiłam, uważam za słuszne. Wkrótce po tym dostałam odpowiedź. W kopercie był bilet powrotny i list mówiący: „To jedyna pomoc, jaką od nas dostaniesz.

– I tak się tu znalazłam. – podsumowała i ucichła, jedząc kanapkę. Layfon też skupił się na jedzeniu.

Kiedy Nina skończyła jeść, nalała sobie herbaty do plastikowego kubka.

– Jestem dobra tylko w sztuce wojennej, dlatego tu jestem. Ale z tobą było inaczej, prawda?

Według przewodniczącego samorządu Layfon został zmuszony do przeniesienia się ze swojego poprzedniego miasta.

– Nie. – kiwnął głową, spuścił czoło i zaczął wpatrywać się w swój kubek herbaty.

– Nie wiem jeszcze co, ale chcę coś robić.

– Eee, a co ze sztuką wojenną? Naprawdę uważam, że jesteś w tym dobry.

– Nie. Już raz zawiodłem.

– Zawiodłeś? Co się stało?

Nina była typem osoby, której można wyrzucić to, co leży na sercu. Layfon pokręcił głową.

Kiedy szukał słów, aby zmieniać temat...

Usłyszał kroki zbliżające się do miejsca, gdzie odpoczywali.

To był jakiś starszak noszący taki sam strój jak oni. Miał bródkę i ręce brudne od oleju. Layfon domyślił się, że to musi być jakiś starszy uczeń z kursu mechaniki.

– Hej, widzieliście ją tu?

– Co takiego? – zapytał Layfon, ale Nina go uprzedziła.

– Znowu w tym sektorze?

– Tak. Przepraszam! Liczę na ciebie! – powiedział, po czym odbiegł.

– No to mamy problem.

Nina dopiła herbatę i wstała.

– Co się stało?

– Chodź pomóc. Nie musimy dziś sprzątać.

– Co?

– Uciekła świadomość miasta. – mówiąc to, uśmiechnęła się.

Dalej nie rozumiał, zdołał jedynie powiedzieć: „

– Co?

Tym razem Nina się zaśmiała:

– Nieważne, po prostu chodź.

Poszedł za nią.

Pomiędzy zwykłymi odgłosami koła trybowego dało się słyszeć nieregularne kroki na metalowej podłodze, ale Nina spokojnie spacerowała w tej niespokojnej atmosferze.

– Czy to pilne?

– Dla wydziału mechaniki, który zarządza tym miejscem, to wystarczająco poważne, aby opuścili posterunki.

– Och...

Świadomość miasta?

Powiedziała, że świadomość miasta uciekła, ale czym ona w ogóle jest? – Layfon nic rozumiał.

Ponieważ Regiosy posiadają samoświadomość, mogą poruszać się zgodnie z własną wolą. Nikt nigdy nie wiedział, dokąd się uda, a ludzie wewnątrz nie mogą go kontrolować. Plotki mówią, że kiedy ludzie nie musieli polegać na Regiosach, posiadali mapy całego świata. Ale te mapy straciły dziś całą swoją wartość, ponieważ nikt już ich nie potrzebował.

Dla ludzi żyjących w tych czasach to, co się stało ze światem, jest tajemnicą. Same miasta, których nie dało się kontrolować, stanowiły tajemnicę.

Layfon nie mógł wiedzieć, czym jest świadomość miasta.

Ale fakt, że taka świadomość uciekała, był trudny do wyobrażenia.

Layfon zagubiony obserwował, jak Nina przemierza kolejne korytarze.

– Nie szukamy tego?

– Nie ma potrzeby.

– Czemu?

Teraz Layfon poczuł się jeszcze bardziej zagubiony. Dogonił Ninę i spojrzał na jej twarz, na której zobaczył podekscytowanie. Nie rozglądała się. Szła prosto w określonym kierunku.

– Świadomość miasta jest bardzo ciekawska. – powiedziała nagle – „Więc lubi biegać dookoła. Dzięki temu unikamy skażonych bestii, ale co ważniejsze, to ich nieograniczona ciekawość świata. Biega tu i tam... Tak by to opisał Harley.

Nina zatrzymała się przy barierce. Stamtąd mogli spojrzeć w głąb serca miasta pełnego maszynerii z powietrzem wibrującym od dźwięków pracujących maszyn.

Wyżej coś było.

Coś pulsowało złotym światłem.

– A przez to są także ciekawe nowych rzeczy wewnątrz ich samych. Jest ciekawa tak jak ty, jako nowy student.

– Zuellni! – zawołała Nina. Kula światła podleciała, zataczając koła.

– Pracownicy się niepokoją. – powiedziała.

Kula światła podleciała prosto do Niny. Zanim Layfon zdążył krzyknąć: „Uważaj! – kula złotego światła była już w jej ramionach.

– Haha, jesteś dziś pełna energii, co? – Nina uśmiechnęła się, niosąc obiekt na rękach.

Layfon przyjrzał się uważnie i zaniemówił.

Na rękach Niny leżało coś, co wyglądało jak małe dziecko.

– Ale musisz pracować. Jeśli zrobisz się leniwa, technicy będą musieli biegać i sami ustawiać wiele rzeczy.

Była mniej więcej wielkości niemowlęcia, ale jej kończyny wyglądały normalnie. Jej włosy były wystarczająco długie, aby dotknąć stóp. Patrzyła swoimi dużymi rozweselonymi oczami na Ninę.

To... jest świadomość miasta?

Layfon bez słowa przypatrywał się emitującej światło dziewczynce.

Ta spojrzała przez ramiona Niny i zauważyła go.

– Ach, jest nowy. Pozwól, że ci przedstawię. To, Layfon, Layfon Alseif. Jest bardzo silny. Layfon, to jest Zuellni.

Layfon spoglądał to na Ninę, to na dziewczynkę.

– To jest... Eee, ma takie samo imię jak to miasto...

– Czy to nie oczywiste? To dziecko to prawdziwa forma miasta.

Może to i było oczywiste, ale trudno było powiązać tę małą dziewczynkę z tak wielkim miastem.

– Och, jestem Layfon Alseif. Miło mi cię poznać. – Layfon wyciągnął rękę do uścisku.

Ale Zuellni już przeszła z ręki Niny na ramię i skoczyła na jego klatkę piersiową.

Layfon szybko ją złapał. Nic nie ważyła, ale przez swój cienki strój czuł ciepło jej ciała.

Zuellni ścisnęła mocno jego ubranie i go objęła. Patrzyła na niego swoimi lśniącymi oczami, przez co trochę się zawstydził.

– Chyba cię lubi. – powiedziała Nina, próbując powstrzymać się od śmiechu.

– Co?

– Zuellni nie pozwala się dotykać nikomu, kogo nie lubi. Pozwól, że ci to wyjaśnię słowami Harleya. Zuellni to Elektryczny Duch, skoncentrowana forma cząsteczek miasta. Kiedy je rozluźni, będzie mogła jak piorun przechodzić przez inne obiekty, uszkadzając je.

Słysząc to wyjaśnienie, Layfon nie wiedział, co powiedzieć. Nie mógł uwierzyć, że taka mała dziewczynka mogłaby zranić ludzi.

– Pracownicy tak bardzo martwią się jej zniknięciem właśnie z tego powodu, kolejnym jest niewłaściwa praca koła trybowego. Osobiście wątpię, żeby mogła ona wyrządzić komuś jakąkolwiek krzywdę.

Nina poklepała po głowie Zuellni.

Layfon nie wiedział, jak by zareagował, gdyby wcześniej poznał informację o potencjalnej mocy dziewczynki. Spokojne zachowanie Niny pozwoliło ją swobodnie objąć.

Kapitanie, jesteś niesamowita.

– A tobie co?

– Tak sobie pomyślałem.

– Jesteś dziwny!

Nina wzięła od niego Zuellni.

Kiedy się odwracała do niego plecami, zauważył, że się czerwieni. Jest zbyt wrażliwa?

Nina mówiła do Zuellni, idąc przez korytarz.

– Rozejrzałaś się już? To wracaj do siebie. Nawet ty nie lubisz pracowników ustawiających rzeczy, kiedy wszystko działa jak należy.

Layfon podbiegł do niej.

– Jutro mamy trening przed meczem. Masz być wypoczęty. – powiedziała.

Layfon zwolnił, a jego beztroski nastrój przepadł niczym kamień wrzucony w wodę.


Wróć do Rozdział 1 Strona Główna Idź do Rozdział 3