Chrome Shelled Regios PL: Tom 1 Rozdział 3

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

Rozdział 3: Trening[edit]

Nareszcie się zadomowiłem. A co u Ciebie? To irytujące, że miasta mogą utrzymywać ze sobą jedynie listowny kontakt. Byłoby wspaniale móc po prostu zadzwonić, ale jak rozciągnąć linie telefoniczne pomiędzy Regiosami? Nawet gdyby było to możliwe, pewnie potykałyby się o kable.

Prawdę mówiąc, jestem zmęczony. Przywykłem do sprzątania w maszynowni, jednak w dalszym ciągu jest to dosyć kłopotliwe. Wydaje mi się, że prędzej czy później przyzwyczaję się do nieregularnych godzin pracy. Jak na razie mogę jedynie starać się nadążyć.

Szkolne życie jest w porządku. Niestety nie miałem za dużo czasu na naukę, więc nie oczekuję wiele po ocenach.

Żałuję, że nie słuchałem Cię, kiedy mówiłaś mi, abym przyłożył się do lekcji. Teraz pewnie się śmiejesz. Wyszło na Twoje, więc nie mogę mieć Ci tego za złe. Obiecuję poprawę.

Od momentu, w którym utraciłem Niebiańskie Ostrze, stałem się zwyczajną osobą. Jednak bardzo trudno zacząć wszystko od początku. Czasami wracam pamięcią do wspomnień z poprzedniego życia i czuję, że było mi wtedy znacznie łatwiej. Część mnie nadal chciałaby wrócić. Ale to niemożliwe. Ani Mistrz, ani Jej Wysokość na to nie zezwoli. Nawet ja się na to nie zgadzam. Porzucenie sztuki walki kataną było moją formą okazania szacunku dla ich decyzji.

Popełniłem jednak błąd, myśląc, że dzięki porzuceniu katany wyba... O czym ja piszę? Przepraszam i proszę, żebyś o tym zapomniała.

To tylko wymówka. Prawda jest taka, że jestem beznadziejny.

Nie wyślę tego listu. Nie jest wart przeczytania.



– Nic ci nie jest? - spytała Mifi.

Była przerwa śniadaniowa. Layfon rozłożył się leniwie na stoliku. Nie miał nawet sił pójść do szkolnego sklepiku i kupić czegoś do jedzenia.

Mifi wypiła mleko w kartonie i, nie ruszając się z miejsca, rzuciła pustym opakowaniem do kosza. Trafiła idealnie, kartonik znikł, jakby został do niego wessany.

– Mifi, ale z ciebie fleja - stwierdziła Mayshen.

Resztka mleka wylała się podczas lotu. Mifi zignorowała Mayshen, która wycierała teraz głowę chusteczką, patrząc jednocześnie na Layfona.

– Nic ci nie jest ? - zapytała zaciekawiona Mifi.

– Nie, nic.

Czuł, że jego odpowiedź brzmiała mało przekonująco. Wczoraj zauważył u siebie worki pod oczami, więc czuł się trochę przybity.

– Jakoś trudno jest mi w to uwierzyć, kiedy odpowiadasz takim zdołowanym głosem.

Naruki wróciła do klasy. Przyniosła dwie papierowe torby, z których jedną postawiła przed Layfonem.

– Proszę. Nie wiedziałam, co lubisz, więc wzięłam pierwsze z brzegu.

– Ach, dzięki za pomoc.

– Nie przejmuj się. Pamiętaj, żeby oddać mi pieniądze.

Naruki uśmiechnęła się, odbierając od niego wyliczoną kwotę i patrząc na DITE wiszący przy jego pasie.

– Więc jaki jest powód? Praca w maszynowni czy „to”?

– Uhm, praca jest okej. Okazała się lepsza, niż się spodziewałem.

Layfon powoli ugryzł kawałek słodkiej bułki, którą kupiła dla niego Naruki, po czym wyjął z torby mleko w kartonie i włożył do niego słomkę.

– Więc to trening? Jest ciężki?

Mifi wyjęła kolejne mleko i również zaczęła pić.

Trójka dziewcząt usiadła na krzesłach wokół niego. Layfon krzywo się uśmiechnął i przełknął kolejny kęs bułki.

– Trenujesz do zbliżającego się meczu między-plutonowego, prawda? Pewnie jesteś wycieńczony - stwierdziła Naruki.

– ...Mecz między-plutonowy?

– A, wiem. Słyszałam o tym coś wcześniej, ale nie jestem pewna szczegółów - Mifi zadała to samo pytanie co Mayshen, więc Naruki zaczęła wyjaśniać.

Jeśli chodzi o Layfona...

(Naruki mówi jak Nina. Czy wszyscy żeńscy żołnierze mówią w taki sposób?)

Myśląc o tym, Layfon nie usłyszał niczego z rozmowy dziewczyn.

– Już o tym mówiłam. Mecze decydują o pozycji plutonu. Im wyższa pozycja, tym ważniejszą rolę dostanie pluton podczas zawodów międzymiejskich.

– To niby dobrze?

– Oczywiście. To oznacza, że twoje umiejętności zostały docenione. Poza tym naprawdę można zrobić coś istotnego dla mieszkańców miasta. Studenci Akademii Wojskowej czerpią z tego dumę.

Sposób, w jaki to powiedziała, nie za bardzo potwierdzał, że jedno z drugim ma faktycznie jakiś związek.

– Ale czy to nie jest niebezpieczne? Jeżeli nie, to sama w życiu bym się na taki kierunek nie wybrała.

– To dlatego, że nie myślisz o tym z punktu widzenia Akademii Wojskowej. Jeżeli prowadziłabyś, dajmy na to, własne czasopismo, również starałabyś się osiągnąć jak największy nakład, prawda?

– Och, rozumiem.

– Jeśli chodzi o Mayshen, ty też dawałabyś z siebie wszystko w kawiarni, prawda?

– ...Tak, oczywiście, że tak.

Teraz obie zrozumiały.

– Dostanie dobrych ocen w twojej specjalizacji nie jest tylko kwestią dumy, ale także wyznacznikiem siły. Aby zaplanować strategię, musisz wiedzieć, jaką jej ilość masz do swojej dyspozycji, orientować się we własnych mocnych i słabych stronach, oraz który pluton się w czym wyróżnia i takie tam rzeczy. Najlepszym sposobem, aby to zrozumieć, jest organizowanie meczów między plutonami.

– W ten sposób typują najsilniejszych? To brzmi jak jakieś spieranie się małych dzieci na podwórku.

Layfon nie mógł nie zgodzić się z Mifi. Kto jest najsilniejszy? Teraz, kiedy o tym pomyślał, zauważył, w jak bezsensowną rankingową walkę został wplątany. Przez chwilę nie mógł nawet dalej jeść.

Mecze nie są przeprowadzane na zasadzie wykluczania. Ich celem nie jest sprawdzenie, kto wygra największą ilość meczów, więc nie można naprawdę powiedzieć, która drużyna jest najsilniejsza. Jednak nie można zaprzeczyć, że są ludzie przejmujący się rankingiem. Mecz trwa określoną ilość czasu, dzięki czemu można określić siłę i precyzję działania drużyny. Jeśli pluton wygrywa, dostaje nagrodę pieniężną podobną do stypendium udzielanego za dobre wyniki na zwykłych studiach.

– Pojawił się temat niezwiązany ze mną.

Mifi wydęła policzki, a pozostałe dwie dziewczyny się uśmiechnęły. Layfon także nie mógł się powstrzymać.

– ...Trening jest ciężki? - spytała Mayshen z troską w oczach.

– Trochę, um~

Nawet gdyby zaprzeczył, znałyby prawdziwą odpowiedź. Z drugiej strony szczere przyznanie się było w pewien sposób upokarzające. Ograniczył się więc do jak najmniej mówiącej odpowiedzi. Przeraziło go trochę, jak dumnymi istotami są ludzie. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.

– Aaa, ale ty nie trenujesz, bo lubisz, więc nie powinieneś się zmuszać do takiej harówy! Skoro jest on tak męczący, powinieneś jedynie udawać, że ćwiczysz - podsumowała Mi po wypiciu trzeciego kartonu mleka. Mayshen przytaknęła, a Naruki w ciszy pokręciła głową, podejrzliwie obserwując Layfona.

Nie trenował, bo to lubił.

Taka była prawda. Nie lubił już sztuki wojennej. Prawdę mówiąc, to nigdy jej nie lubił. To jedna z rzeczy, które na zawsze utracił.

Wolfstein - tytuł, którego użył przewodniczący Rady, także był czymś, co utracił. Odzyskanie go było niemożliwe.

Przewodniczący szukał w nim czegoś, co nie mogło wrócić.

Nina także nie miała o tym zielonego pojęcia.

– ...Dokładnie.

Layfon przestał rozmyślać, ponownie kierując swoją uwagę na dziewczyny.

– A właśnie.

– Hmm? - spytała Mifi, trzymając w dłoni czwarty karton mleka.

– Na śniadanie pijesz jedynie mleko?

Mifi z furią wyjaśniła potrzebę przezwyciężenia braku odpowiednich wypukłości w jej dojrzewającym, dziewczęcym ciele, sukcesywnie równając go za to pytanie z ziemią. Pożałował, że się w ogóle odezwał.


Na Layfona padło niecierpliwe spojrzenie Niny.

Przecież i tak nie mógł na to nic poradzić. Rozejrzał się po polu bitwy zarezerwowanym dla studentów Akademii Wojskowej i odnowił DITE, który trzymał w ręce. Czuł narastające uczucie niepewności.

Harley ustawił mu miecz na zielony DITE. Niestety ostrze emitowało słabe, krystaliczne światło, które za bardzo rzucało się w oczy dla ukrywającego się w krzakach Layfona.

Uspokoił się i przysunął do pnia drzewa. Maszyny treningowe potrafiły wykryć nieregularny oddech, lokalizując w ten sposób swój cel ataku.

Nina zdawała się obwiniać Layfona za fiasko pierwotnego planu, chociaż on nie czuł się w ogóle za to odpowiedzialny. Był jedyną osobą, na której mogła się aktualnie wyładować. Felli i Harley czekali na rozkazy na tyłach.

Od spotkania z Elektrycznym Duchem w maszynowni Zuellni Layfon nie widział uśmiechu na twarzy Niny.

Shanrid był pierwszym powodem jej irytacji. Spóźnił się na trening i całkowicie zignorował pouczenie własnej kapitan. Powiedział jedynie zwyczajowe „Przepraszam” i niezadowolony odnowił z białego DITE’a karabin snajperski. Bez wsparcia Shanrida uniknięcie ataku automatów było niemożliwe.

Layfon wciąż był zaniepokojony.

Nie miał pojęcia, jaka jest celność ani zasięg Shanrida. To mógł być jeden z powodów nieregularności jego oddechu. Ponownie spróbował nad nim zapanować.

Drugim był brak informacji o pozycji przeciwnika.

Ostatni członek drużyny, Felli, była odpowiedzialna za zwiad. Przypominająca srebrnowłosą lalkę używała jako broni laski z półprzezroczystym końcem, do którego przyczepione były podobne do liści przedmioty. To były terminale ułatwiające zdobycie informacji o pozycji przeciwnika.

Felli posiadała moc psychokinezy i potrafiła poruszać przedmiotami siłą woli. Dzięki temu, mogła rozmieścić terminale na dużym obszarze i przekazywać zebrane przez nie informacje do reszty członków drużyny.

– Dwa obiekty w punkcie 1005.

Delikatny i cichy głos Felli zabrzmiał w słuchawce znajdującej się w uchu Layfona. To także był przedmiot używany przez esperów. Dzięki niemu rozmowy były trudniejsze do podsłuchania.

Nawet na siebie nie spoglądając, Layfon i Nina wyskoczyli z krzaków, w które po chwili uderzyła ręka robota przypominającego beczkę z przyczepionym drewnianym nożem. W mgnieniu oka robot zaczął oblewać wszystko czerwoną farbą.

– Byłeś za wolny! - krzyknęła Nina, biegnąc w przeciwnym kierunku. Kiedy się pozbierała, zawróciła, nacierając na maszynę swoimi żelaznymi pałkami. Layfon pobiegł w stronę automatu, który nie był jeszcze w zasięgu wzroku. Wyszedł z cienia drzew, skupiając na sobie uwagę maszyny, dzięki czemu Nina mogła skoncentrować się na własnej walce.

W odpowiedzi na jego wyjście z ukrycia pojawił się wykryty wcześniej robot, natychmiast mierząc w jego głowę drewnianym toporem. Layfon uniknął ciosu, który minął czubek jego nosa o parę centymetrów.

Niespodziewanie do starcia dołączyła kolejna maszyna. Kolejny robot strzelał do niego z dystansu. Layfon rozproszony strzałami i walką Niny miał problemy z atakowaniem.

Kapitan zauważyła jego sytuację i gniewnie krzyknęła do nadajnika:

– Wciąż nie znalazłaś snajpera?! - W międzyczasie jedną pałką złamała drewniany nóż robota, a drugą wyprowadziła miażdżący cios w korpus.

Teraz, kiedy wygrała, Layfon nie wiedział, co robić dalej. Czy powinien podprowadzić do niej, wiedząc, że sam nie jest w stanie uniknąć strzałów drugiego przeciwnika? Przecież Nina mogła stać się celem wroga, poza tym nie lubił, jak mu ktoś pomagał. W końcu przegrana kapitana równoznaczna jest z przegraną meczu. Właśnie z tego powodu niepotrzebne angażowanie jej w niebezpieczeństwo było ryzykowne... Ta myśl spowolniła Layfona, przez co ledwo zdołał uniknąć kolejnego zamachu topora. Wyglądało to na tyle żałośnie, że sam był na siebie zły.

Stracił równowagę.

Gdy tylko Nina to zobaczyła, natychmiast skierowała się w jego kierunku. Prawdopodobnie myślała, że ostatni atak był dla niego zbyt trudny do odparcia. Sam Layfon wiedział, że odniósłby na jej miejscu takie samo wrażenie.

Wtedy nadszedł kolejny strzał.

Rozległ się dźwięk syreny oznaczającej koniec meczu.


Umazana zafarbowanym błotem Nina szła z przodu, wyglądając na zawiedzioną. Czuła, że mimo starań trening zakończył się kompletną porażką. W szatni Layfon usiadł zrezygnowany na ławce i złapał się za łokcie, opierając je o nogi. Przez chwilę obserwował kolegów z drużyny, a następnie opuścił wzrok na podłogę. Sharnid położył się na ławce, zakrywając twarz ręcznikiem. Felli jako jedyna wydawała się spokojna. Usiadła z boku, czesząc sobie włosy.

CSR vol01 117.jpg

Nina stanęła przed własnym zespołem, gniewnie na nich patrząc.

– Dopiero co utworzyliśmy nasz pluton, więc rozumiem, że nie możemy się jeszcze dobrze zgrać. Naprawdę zdaję sobie z tego sprawę - powiedziała i rozluźniła ramiona.

Potem zaczęła zadawać im kolejno pytania.

– Sharnid, dlaczego nie kryłeś Layfona?

– Niełatwo uniknąć postrzelenia kolegi z zespołu. Bez świetnej koordynacji to praktycznie niemożliwe! Layfon musiałby dokładnie wyczuć moment mojego strzału i zrobić unik w odpowiednią stronę. Przeraża mnie strzelanie w stronę towarzysza zaangażowanego w intensywną walkę - odpowiedział, machając ręką.

– Czyżby? - spojrzała na Layfona.

– Layfon, dlaczego nie podprowadziłeś do mnie wroga?

– Jeśli kapitan padnie, to przegraliśmy. Mogłem jedynie posłużyć za przynętę i odciągnąć przeciwnika.

– Powinieneś zostawić tę decyzję mi.

– Tak, ale nie było na to czasu.

Kolejny robot atakował go z dystansu, więc czekanie na rozkaz Niny było pozbawione sensu.

– Felli, twoja prędkość wyszukiwania jest zbyt mała. Nie możesz się bardziej postarać?

– To jest mój limit.

Odpowiedź Felli była nadzwyczaj zimna i podziałała na Ninę niczym cios w twarz. Czy w ten sposób wyrzuciła z siebie gniew? Ta myśl wstrząsnęła Layfonem. Kapitan była cicho, patrząc jedynie na esperkę z trudnymi do określenia emocjami.

Nikt nie wiedział, ile trwała cisza. Atmosfera porażki i zażenowania była tak gęsta, że dała się kroić nożem. Sam Layfon też miał podły humor, zupełnie nie miał ochoty siedzieć razem z resztą plutonu.

Był wykończony.

Ale...

– Przepraszam...

Harley wszedł bez pukania. Momentalnie zwolnił krok, wyczuwając panujące w szatni napięcie.

– Co jest? - Nina przeszyła go spojrzeniem.

– Ach... haha. Przyszedłem pomóc Layfonowi z ustawieniami jego DITE’a - odpowiedział, drapiąc się w głowę. Postawił swoje pudełko na krześle i je otworzył.

– Skoro używa go już od kilku dni, myślę, że już da się go jakoś dokładniej ustawić. Jeśli ktoś potrzebuje kalibracji broni, niech da mi znać.

– Nie~ Nie trzeba! - odpowiedział powoli Sharnid.

– Twoje ustawienia są idealne. Dzięki tobie mogę być spokojny o swoją broń.

– Moje również są w porządku - powiedziała Felli.

– Naprawdę? To wspaniale. Nina?

– Nie. Jeśli będzie taka potrzeba, to dam ci znać.

– Jasne.

Później było jedynie słychać dźwięk śrubki upadającej na podłogę. W tym momencie wszyscy spojrzeli na Harleya, który z pewnością poczuł na sobie ich spojrzenia i zaczął sobie radośnie gwizdać.

Atmosfera się rozluźniła.

Nie, może tylko zmęczyli się wstydem.

– Cóż...

Sharnid podniósł swoją torbę.

– Dokąd idziesz?

– Już po treningu, co nie? Jeżeli będziemy mieli później jakieś spotkanie, to i tak nie będzie o czym gadać. Skoczę pod prysznic, bo później mam randkę.

– Co?!

– Więc ja też już pójdę - powiedziała Felli, z gracją podnosząc swoje rzeczy.

– A nie zmyjesz z siebie potu?

– Nie pocę się tak jak niektórzy... Poza tym kiedy tu się myję, mam nieustanne wrażenie, że jestem podglądana.

– Haha, jaka szkoda. Felli, jeśli trochę nie urośniesz tu i tam, to nikt nie będzie miał nawet co podglądać.

Felli zignorowała droczącego się z nią Sharnida i wyszła z pokoju. Rozbawiony snajper skierował się pod prysznice.

Z rękami założonymi za głowę Layfon obserwował stojącą Ninę. Nie miał jej nic do powiedzenia. Widział, jak drżały jej ramiona. Chciał uciec, jednak wcześniej złapał go Harley.

Mechanik poczuł, że nie może dłużej siedzieć cicho. Skupiony na swojej pracy dokładnie wiedział, co się działo naokoło. Twarz Niny pokazywała, że nie wie, jak dać sobie radę z zażenowaniem, jakiego doświadczyła.

– Eee... - niezgrabnie wystękał Layfon, nie wiedząc, co powiedzieć.

– Musimy przećwiczyć formację. Przyjdź do mnie, kiedy skończycie - oznajmiła kapitan, po czym szybkim krokiem wyszła z szatni. W całym pokoju rozległ się irytujący trzask zamykanych drzwi.

– ...Sądząc po jej zachowaniu, chwila na uspokojenie nie jest złym pomysłem - powiedział uśmiechnięty Harley.

– Nina z reguły potrafi zachowywać się spokojnie, tym razem kompletnie nie jest w stanie zapanować nad własnymi emocjami. Nic na to nie poradzi.

Harley owinął DITE Layfona srebrzystym przewodem.

– Naprawdę świetnie ją rozumiesz.

– Coś w tym stylu. Znamy się od dzieciństwa.

– Och... Co? Ale pamiętam, że Nina...

(Powiedziała, że uciekła z domu.)

– Haha, uciekła z domu? Naprawdę uważasz, że nikt nie wiedział, dokąd pojechała? - zapytał Harley.

To była prawda.

– Umm, masz rację. Czemu o tym nie pomyślałem?

Po chwili zrozumiał czemu. Nina przyjechała tu wbrew woli rodziców. Determinacja, którą pokazała, stwarzała wokół aurę dumy wymieszanej z samotnością.

Poczuł się, jakby cały jego pluton był mu zupełnie obcy.

Powodem reakcji było to, że sam nie spotkał tutaj nikogo z Glendan.

(Ach, to dlatego jej sytuacja różni się od mojej.)

Po krótkim, dyskretnym śmiechu Layfon zapomniał o własnej błędnej ocenie Niny. Poza tym trzy inne dziewczyny, jakie znał, także przyjechały z jednego miasta. Było mu głupio, kiedy zorientował się, jak wolno kojarzył najprostsze fakty.

Zgodnie z poleceniem Harleya odnowił swój DITE, a drut, którym był obwiązany, przesłał informację do komputera. Po chwili spytał zapatrzonego w wyświetlacz mechanika.

– Czemu Nina utworzyła pluton?

– Tak trudno ci w to uwierzyć?

– Nasz kapitan jest dopiero na trzecim roku, prawda? Słyszałem, że większość kapitanów jest na czwartym roku lub wyżej. Przecież ma przed sobą jeszcze tyle czasu.

– Tak, jeśli brać pod uwagę lata nauki, to faktyczne mogła poczekać - odpowiedział Harley - Ale kto wie, czy do tego momentu wytrzymałoby nasze miasto.

Jego palce błyskawicznie latały po całej klawiaturze, kiedy spytał:

– Słyszałeś o tym, prawda? Przewodniczący Rady powinien ci wytłumaczyć całą sytuację.

– Tak.

– Stwierdził, że zrobił to, aby nas uświadomić o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Wszyscy jednak wiedzą, że chodziło o zwiększenie determinacji i obawy przed zagładą miasta.

– Naprawdę?

– Dokładnie, ale myślę, że to nie wszystko. Jest bardzo uparty.

– ...

– Ach, zostawmy na razie jego temat.

Harley klasną w dłonie, czym ściągnął Layfona do rzeczywistości. Jego twarz po przypomnieniu sobie spotkania z przewodniczącym zrobiła się cała zielona.

– Czas, który Nina tutaj spędza, jest dla niej bardzo ważny. Po usłyszeniu, jaką cenę musiała zapłacić, żeby się tutaj dostać, powinieneś ją zrozumieć.

Layfon pokiwał głową. Nina powiedziała, że chce zobaczyć to, czego większość osób nigdy nie ujrzy: rozległy świat poza miastami.

– Przyjechać do Regiosa zarządzanego wyłącznie przez uczniów to cenne doświadczenie, naprawdę cenne. Ale zobaczyć zewnętrzny świat, to jest dopiero coś. Wielu ludzi nigdy tego nie doświadczy.

Miast Akademickich było na tyle dużo, że te same typy mogły walczyć między sobą w bitwach o paliwo. Wygrana oznaczała, że dane miasto posiada wystarczającą ilość wykwalifikowanych studentów.

To powiedziało Layfonowi, że na świecie jest o wiele więcej Regiosów, niż początkowo sądził.

Jednak większości mieszkających w nich osób nigdy się nie spotka. Nawet Layfon nie znał wszystkich w Glendan, którego populacja liczyła koło stu tysięcy ludzi.

Oczywiście jeżeli chcesz się spotkać z kimś ze swojego miasta, nic nie stoi na przeszkodzie. Sytuacja zmienia się, gdy osoba, którą chcesz się zobaczyć, pochodzi z innego miasta niż twoje. Musisz wtedy przejechać pustynię pełną skażonych bestii. Dlatego te rodzaje spotkań były praktycznie nieporównywalne.

Prawdziwą rzadkością było ryzykowanie jazdy autobusem jedynie w celu zobaczenia innego Regiosa. Sama podróż była niebywale kosztowna i niebezpieczna. Myśl, że na ziemi, rozsiane niczym gwiazdy na niebie są inne, hermetyczne światy, była naprawdę interesująca.

– Chociaż w naszym świecie ciężko się z kimś spotkać, nam dano tę szansę. Nie sądzisz, że to fajna sprawa?

– ...

– Nina za wszelką cenę nie chce stracić tego, co tutaj odnalazła. Jest osobą, która musi działać. I właśnie dlatego robi więcej niż reszta.

– Postaraj się darować jej pewne zachowania - dodał Harley.

Layfon nie uważał, żeby cokolwiek w Ninie mu przeszkadzało.

Kiedy skończyli, Layfon poszedł sam do centrum treningowego, w kierunku, gdzie, jak myślał, znajdowała się sala jego plutonu. Dotarcie tam nie zajęło mu dużo czasu, ponieważ budynki nie znajdowały się daleko od siebie.

Kiedy zbliżał się do wejścia, poczuł na swoich barkach złożony przez Caliana ciężar.

Jeśli przegrają zawody wojskowe, miasto straci źródło paliwa. Innymi słowy, świadomość miasta, którą spotkał w maszynowni w postaci słodkiego, elektrycznego ducha, czeka śmierć.

Wiedział, jaka byłaby to tragedia. Ale ciężko mu było to sobie wyobrazić. Patrząc na wyraźnie odbicie swojej twarzy w metalowych drzwiach kompleksu treningowego, poczuł, jakby to świat z odbicia był tym prawdziwym, a on stał po jego drugiej stronie. Nie mógł pojąć faktu, że to, co zrobi, będzie miało bezpośredni wpływ na życie bądź śmierć całego Zuellni.

Wszedł do budynku i skierował się do sali plutonu 17. Z innych klas dobiegały odgłosy oraz wstrząsy uczniów ćwiczących techniki energetyczne. Chociaż ściany zostały zaprojektowane tak, aby wytrzymać różne moce studentów Akademii Wojskowej, najwyraźniej dźwiękoszczelność nie była ich mocną stroną.

– Czy to nie czas się poddać?

Usłyszał to w momencie, w którym miał odtworzyć drzwi do jego sali.

Zatrzymał się.

W pokoju poza Niną było jeszcze kilka osób.

Otaczało ją trzech mężczyzn. Napięcie w powietrzu było bardzo nieprzyjemne. Odruchowo sięgnął po swoją broń.

Nina miała opuszczone ręce, ściskając w nich mocno swoje aktywowane żelazne bicze. Patrzyła na wszystkich beznamiętnie, próbując ukryć swoje emocje.

Rozmowa trwała dalej. Zdaje się, że nikt nie zauważył Layfona.

– Powinnaś wiedzieć, że stworzenie plutonu nie jest łatwe - powiedziała to osoba stojąca bezpośrednio przed Niną.

– A twoimi członkami są... Sharnid, który mimo swoich zdolności nie potrafi współpracować i dwoje innych zmuszonych przez przewodniczącego do przeniesienia się. Same morale stanowią problem. Naprawdę myślisz, że możesz poprowadzić do do zwycięstwa taką drużynę? Jeśli tak, to znieważasz Akademię Wojskową.

Layfon, mimo że nie był celem ataku, wyczuł rosnącą w okolicach żołądka energię. Ten rodzaj zewnętrznej techniki energetycznej miał na celu zastraszenie przeciwnika. Przeciwieństwem tego była wewnętrzna energia Kei, która wpływała bezpośrednio na możliwości fizyczne użytkownika.

Głos mężczyzny razem z energią, którą skierował w jej stronę, sprawił, że dziewczyna się zatrzęsła.

– Pozwól mi powiedzieć to po raz ostatni. Nino Antalk, dołącz do naszej drużyny. Trzeci pluton potrzebuje twojej trzeźwej oceny i dobrej obrony. Poza tym, dołączając do nas, na pewno szybko poprawisz swoje wyniki.

Ramiona Niny wciąż drżały, ale jej oczy zdradzały, że nie powodował tego strach.

Nie patrzyła na rękę wyciągniętą w jej stronę, ale w oczy osoby stojącą przed nią.

– Dziękuję za zaproszenie. Pozwólcie mi podziękować za takie wyróżnienie - powiedziała spokojnie.

– Wciąż chcę przetestować moje umiejętności. Nieważne, jak źle będę wyglądać w oczach innych ludzi, chcę sprawdzić, na co mnie stać.

Bezpośrednia odpowiedź znów zagęściła atmosferę. Tym razem nie z winy stojącej przed nią osoby – prawdopodobnie kapitana trzeciego plutonu - ale przez jego podkomendnych.

Layfon wstrzymał oddech.

– Wiedziałem, że to powiesz - stwierdził pytający.

Rozluźnił ramiona, co znacznie uspokoiło pozostałą dwójkę.

– Czuję, że się marnujesz... Rany, co przewodniczący sobie myślał, pozwalając sformować ci taki pluton?

– Przepraszam.

– Nie musisz przepraszać. To nic złego dla miasta, jeśli staniesz się silniejsza. Ale mam nadzieję, że rozumiesz, że Zuellni może nie wytrzymać do tej pory.

– ...Wiem.

– To dobrze.

Kapitan odwrócił się i odszedł. Kiedy zbliżał się do wyjścia, Layfon szybko usunął się na bok, lecz nikt nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi.

Gdy znikli za zakrętem, wszedł i stwierdził, że Nina patrzy na zamknięte za jego plecami drzwi. Nawet nie zauważyła jego obecności. Boleśnie zdał sobie sprawę, że nie znajduje się w jej polu widzenia.

Był dla niej jak powietrze.

(Haha, patrzy na szybę w drzwiach.)

Nina faktycznie wbiła wzrok w szybę, próbując ułożyć własne myśli.

Widząc to, Layfon poczuł, jakby właśnie stracił swoje miejsce.

Oczywiście, nawet wiedział, że emocja ta jest trochę na wyrost.

Wolfstein - powinien doświadczyć jej w momencie, w którym utracił swój tytuł i został wygnany z Glendan.

W tym momencie mógł udać, że ból w piersi należał do kogoś innego. Z pozycji obserwatora dało się zauważyć i docenić piękno smutku.

– Layfon, chodź. Czas poćwiczyć.

Wreszcie objęło go pole widzenia Niny. W jej spojrzeniu nie było ani śladu zagubienia. Nie zostało nic ze spotkania z kapitanem trzeciego plutonu.

– Dobrze - zgodził się i podszedł do niej.

Uczucie, że wciąż stoi po drugiej stronie szyby, nie zniknęło.

Znał je doskonale. Dystans między jedną osobą a drugą.

– Wiem, że mamy wiele okazji do walki, ale dopóki nie skoordynujemy naszych oddechów, nie mamy nawet o czym gadać.

Zwrócił uwagę na jej stanowcze oczy.

Energia płynąca przez kończyny Niny była dla Layfona niczym rażące światło. To nie miało nic wspólnego z jej siłą, chodziło o potężną determinację.

To było piękne. Całość wyglądała niczym dzieło sztuki. Właśnie dlatego czuł, że znajduje się nadal za szybą.

Layfon odnowił swój DITE.



Słońce chyliło się ku zachodowi i zbliżał się czas zamknięcia kompleksu. Uratowało to Layfona przed dalszym treningiem z Niną. Po umyciu się poszedł wymęczony w stronę swojego akademika...

– Layton wypatrzony! Łapiemy go!

– Zrozumiałam, przystępuję do operacji.

Piskliwy głos Mifi i niższy głos Naruki wibrowały w jego uszach.

Potem...

– Co? Hę?

Kiedy doszedł do siebie, był już związany liną. Nawet nie wiedział, jak do tego doszło. Stracił równowagę i przewrócił się na ziemię.

– Złapałam cel. Czekam na dalsze rozkazy.

– Przeciągnij go wokół miasta.

– Zrozumiałam.

– Hej, przestańcie!

– Heh~

Layfon spokojnie przerwał Mifi, która wydęła policzki.

– Um, nie da rady. A właśnie, coś ty taki zmarnowany?

– Tej techniki łapania liną nauczył mnie ojciec. Czy nie jest wspaniała? - spytała Naruki.

– Wspaniała. Zbyt wspaniała. Ale dlaczego tak nagle? Nie rozumiem, co się dzieje!

– Och, po prostu to lubię. Sama nie jestem pewna dlaczego.

– Po prostu to lubisz? O co biega co z tą liną? Nosisz ją cały czas?

– Dla kogoś, kto chce dołączyć do policji, noszenie liny jest obowiązkowe.

– To element wyposażenia? - spytał Layfon, ale nie udało mu się zwrócić uwagi Naruki.

– Więc czego ode mnie chcecie? - spytał, patrząc na stojące nad nim dziewczyny.

– Och? Powiedziałam przecież, że idziemy napić się wieczorem herbaty, więc czekałyśmy, żeby cię złapać.

– Rozumiem... Ale, po co chciałaś mnie złapać?

– A, tak po prostu.

– Fufufu~ Wiedziałam, że Layton nie musi dziś pracować. Nie doceniasz moich umiejętności wywiadowczych.

– Tak, ale przecież nie odmówiłem pójścia po dobroci. Zostałem związany, zanim w ogóle dostałem szansę wyboru.

– Dobra, Dobra... Dosyć rozmów. Zaprosiłyśmy dziś specjalnego gościa.

CSR vol01 133.jpg

Nie słuchały tego, co do nich mówił. Mifi wypchnęła jakąś osobę zza pleców Naruki.

Myślał, że to Mayshen.

Ale... nie.

– ...panienka Felli?

– Złapały mnie - powiedziała jak zwykle swoim jednostajnym, pozbawionym emocji tonem. Także była związana liną.

Przez chwilę panowała cisza.

– Hej!! Co wy wyprawiacie?! - Layfon zaczął się rozglądać. Na szczęście nikogo oprócz nich nie było w pobliżu. Ciekawiło go, jak długo ukrywały się, czatując na ich przyjście.

– Bo~ Chciałam z nią porozmawiać, odkąd ją zobaczyłam.

– Nie. Pytam, dlaczego użyłyście takiej metody? To bardzo głupie. Gdyby ktoś was zobaczył, pewnie uznałby to za porwanie.

– ...To młodsza siostra Przewodniczącego Rady Studenckiej.

– To znaczy... że dostaniemy za nią spory okup, prawda? - poważnie spytała Mifi.

– ...

– ...

Przez chwilę Layfon i Mifi patrzyli się na siebie.

– Policja, zgłaszam porwanie!

– Nie ma sprawy, zajmę się tym.

Moment później Naruki związała także Mifi.


– Chciałam tylko zjeść z wami kolację! - krzyczała zrozpaczona przestępczyni

Po tym, jak Mifi się poddała i obiecała poprawę, Naruki rozwiązała wszystkich. Cała czwórka skierowała się do bardziej tłumnej części miasta.

– Mayshen dziś pracuje, więc poczekamy, aż skończy. Może uda nam się zrealizować plan „Podglądanie Mayshen w pracy.”

– Plan? - spytał Layfon.

Mifi się zaśmiała.

– Jesteś w stanie wyobrazić ją sobie pracującą w kawiarni?

– ...To trochę trudne.

A to dlatego, że była ona najbardziej nieśmiałą osobą, jaką poznał w swoim życiu.

– Co nie? To będzie mój pierwszy raz, kiedy zobaczę ją w pracy. Już nie mogę się doczekać.

Mifi aż podskoczyła z radości na chodniku.

– To dobrze, że stara się zyskać trochę pewności siebie, ale czuję się bez niej taka samotna - powiedziała Naruki, łapiąc ją za ramiona.

– ...Wasza trójka zna się od dawna?

– Tak, byłyśmy sąsiadkami.

– Nasi rodzice też znali się od dziecka.

– Zadziwiające... - Layfon był naprawdę zdziwiony. Także miał grupkę przyjaciół z sierocińca, których znał od zawsze, ale żaden z nich nie przyjechał do Zuellni.

– Musicie być ze sobą blisko, skoro razem przyjechałyście.

– Ta~ To przeznaczenie - stwierdziła szybko Mifi.

– Możliwe - Naruki z zadumą oceniała więź z przyjaciółkami.

– Tak, nie będziemy czuć się samotnie, nawet jeśli będziemy w obcym miejscu. Nasi rodzice tak powiedzieli - rzekła Mifi i zaczęła rozmowę z Naruki o starych czasach. Nie mogąc się do nich dołączyć, Layfon starał się utrzymać dystans.

Za nim była Felli. Szła cicho, patrząc na plecy dziewczyn przed nią.

– ...Przepraszam, że zmusiły cię do pójścia z nami.

– ...W porządku.

Nadal nie spuszczała wzroku z ich pleców.

– ...Lina była nawet zabawna.

– ...Zabawna?

– Tak - odpowiedziała Felli, nawet nie poruszając brwią. Layfon nie rozumiał, o czym myślała, ale cieszył się, że nie była wkurzona. Westchnął.

Patrząc na jej dziecięcy wygląd, nie mógł uwierzyć, że jest od niego starsza. Co prawda różnił ich jedynie rok, ale Felli wyglądała na jeszcze młodszą niż Mifi i Naruki.

– Um, kapitan też pracuje? - nieśmiało zaczął neutralny temat do rozmowy.

– Nie - Felli pokazała, jak jednym słowem zabić całą konwersację.

– ...Aha. - Kontratak był niemożliwy.

Nie wiedział, co powiedzieć. Każde jego pytanie było blokowane. Nic o niej nie wiedział. W przeciwieństwie do Mifi i reszty Felli nie była osobą, która mogła ciągnąć rozmowę tak długo, jak jest odpowiednia ku temu atmosfera.

– ...Po prostu rób to, co robiłeś do tej pory - powiedziała, kiedy Layfon wciąż szukał kolejnego tematu.

– Co?

– Chodzi mi o trening. Po prostu cały czas rób to samo.

– Czemu?

– Nie chciałeś przypadkiem unikać jakiejkolwiek walki? - szczere i bezpośrednie pytanie odebrało głos Layfonowi.

– Jeśli mimo braku chęci pokażesz, na co cię stać, ludzie będą oczekiwać od ciebie coraz więcej.

– ...Chyba masz rację - zgodził się.

– To niedorzeczne robić to, czego się nie chce.

To znaczyło, że Felli także nie dawała z siebie wszystkiego podczas treningu.

Teraz zrozumiał, czemu był taki zmęczony. Nie mógł uciec z miejsca, w którym nie chciał przebywać. To odebrało mu siły. Wykonywał wiele niepotrzebnych ruchów i brakowało mu koncentracji. To wszystko razem powodowało, że męczył się bardziej, niż powinien.

– Dlaczego mam wrażenie, jakby nie było innej drogi?

Nie chciał, ale nie miał wyboru. Jedyny opór, na jaki było go stać, to niedawanie z siebie wszystkiego podczas treningu.

A to prowadziło do nadmiernego zmęczenia.

– Ja nie mam innego wyboru. Tak długo, jak tutaj jestem, nie mogę uciec od mojego brata. Dopóki sam mnie nie wypuści, nie mogę z tym nic zrobić.

– ...Nie lubisz go?

Kiedyś zadał podobne pytanie. Wcześniej powiedziała, że go nienawidzi, ale może zauważy różnicę między „nie lubi” a „nienawidzi”.

– Nie lubię go. W ogóle się mną nie przejmuje.

Layfon nie miał nic do powiedzenia. To, że obok niej szedł, zmuszało go do znalezienia tematu do rozmowy. Felli zupełnie na tym nie zależało.

Dziewczyny przed nimi doszły już do kawiarni i machały, żeby się pośpieszyli.


– ...Jesteś okropna.

– Daj spokój. Wyglądasz uroczo.

Mifi w pełnym wyrzutów oczach Mayshen wyglądała na niebywale zadowoloną.

Przenieśli się z kawiarni, w której pracowała Mayshen, do innej pobliskiej. Tam starszym studentom wolno było pić alkohol. Przed nimi stały talerze z potrawami z grilla i warzywami.

Naruki, wyrzucając bambusową wykałaczkę pozostałą po jednej z potraw, powiedziała:

– Fakt, jesteś słodka. Pewnie naśmiewacie się ze mnie, bo sama w czymś takim wyglądałabym koszmarnie.

– ...Oczywiście, że nie.

– Jasne, jasne.

Mayshen wydęła policzki, słysząc nonszalancki ton Naruki.

Kiedy Layfon i trzy dziewczyny weszły do kawiarni, Mayshen stanęła w miejscu jak wryta, a jej twarz zrobiła się zielona. Trudno stwierdzić, czy była szczęśliwa, czy nie, ale tuż przed przerwą była jedyną kelnerką na sali. Layfonowi zrobiło się jej żal. Zamawiając jedzenie, wciąż się trzęsła niczym przestraszone zwierzątko, przez co Mifi miała masę powodów do droczenia się z nią.

– Ale Mayshen jest naprawdę urocza, co nie, Layton?

– Hmm?

Przypomniał sobie, jak wyglądała w uniformie kelnerki.

Długa, ciemnoniebieska sukienka nie wyglądała za specjalnie, ale Mayshen próbująca zakryć tacą swoją zarumienioną po uszy twarz była po prostu urocza.

Przekazał dziewczynom swoją opinię, przez co Mayshen opuściła głowę, zasłaniając twarz, która zaczęła nabierać coraz głębszych odcieni czerwieni.

– Tak, tak, Layton. Wspaniała robota, ty bestio~

– A co ja takiego zrobiłem?

– Rzucić taką pochwałę, kiedy pytałam się tylko o strój, to już wyższa szkoła uwodzenia.

– ...Mifi, Naruki, bo się zdenerwuję.

Trójka dziewczyn zaczęła się ze sobą spierać, każda w swoim własnym stylu. Layfon spojrzał na Felli, która jadła sobie po cichu kurczaka z grilla. Nie wydawało się, że ma ochotę na rozmowę. Odłożyła resztki na talerz i zaczęła myśleć, co dalej zjeść, przyglądając się potrawom niczym uczeń szukający odpowiedniego wzoru do zadania z fizyki kwantowej.

(A tu jest kolejne małe zwierzątko.)

Mówiąc szczerze, jej dziecinny sposób jedzenia także wydał mu się słodki.

Layfon, słuchając rozmowy dziewczyn, spojrzał na talerz ze smażonymi warzywami.

– Aaa, dosyć drażnienia się z Mayshen. To ciasto było pyszne.

– ...Prawda?

– Idealne na słodkość. Już wiem, czemu Mayshen kocha tamten sklep. Jak ci idzie? Uczą cię czegoś ciekawego?

– ...Nie jestem pewna. Chyba będę to robić później. Zawsze chciałam pracować w kuchni.

– Skoro zauważyli, jak słodko wyglądasz, to oczywiste, że wysyłają cię do obsługi klientów.

– ...Mi!

– Tak, dokładnie tak. Według moich danych każda restauracja, bar czy kawiarnia chętniej dopuści do pracy w kuchni studenta, który nie potrafi jeszcze dobrze gotować.

– To gwarantuje, że każdy z uczniów zdobędzie jakiś określony poziom umiejętności.

– Ale uzyskanie ocen zajmuje pół roku.

– ...Fufu, pół roku?

– Czy Maychii wytrzyma pół roku jako kelnerka?

– ...Żaden problem, będę kraść przepisy.

– Hahahaha, jaka szczera deklaracja.

– ...Nieważne. A co z wami dwiema?

– Ja~? Już zdecydowałam.

– Diennikarstwo?

– Tak, chociaż teraz robię głównie za kuriera. A ty, Naruki?

– Dołączę do policji. Mają wielu kandydatów z Akademii Wojskowej, więc muszę być czujna.

– Och, jeśli do nich dołączysz, dostaniesz wcześniej pozwolenie na noszenie broni?

– Tak, ale możemy nosić jedynie pałkę.

– Proszę proszę.... Pewnie czujesz się bardzo szczęśliwa? A może jesteś zazdrosna o miecz Laytona~?

– W-Wcale nie. Pałka jest chlubą policjanta - Naruki zająknęła się i uciekła wzrokiem w stronę pasa Layfona.

– Naprawdę jesteś! - Mifi z radością obnażyła słabość swojej przyjaciółki.

Layfon przysłuchiwał się rozmowie, chociaż czuł, jakby dzielił ich spory dystans. Nie mógł nic z tym zrobić.

Ponieważ wciąż stał po drugiej stronie szyby.

Mógł słyszeć, co się dzieje dookoła, ale nie mógł wziąć udziału w rozmowie. Mógł patrzeć na trzy roześmiane dziewczyny, ale nie był w stanie dołączyć do nich jako zwykły kolega.

Nie miał nawet szans się odezwać.

Przyjęcie się skończyło, kiedy zbliżała się godzina zamknięcia akademików.


Akademiki były rozsiane po całym mieście. Po rozstaniu z Naruki i resztą Layfon zorientował się, że idzie w tą samą stronę co Felli.

– Panienka Felli, idzie w tym samym kierunku?

– Tak, co za przypadek - esperka odparła swoim zwykłym tonem.

Layfona był naprawdę zaskoczony, więc pokiwał głową.

– Felli nie czuła się swobodnie. Przepraszam, że nic z tym nie zrobiłem.

W końcu miał sporo czasu, aby rozpocząć jakąkolwiek rozmowę. Potem stracił tę szansę, gdyż dziewczyny zeszły na prywatne tematy. Felli pokręciła głową na przepraszającego Layfona.

– Nie musisz, byłam zadowolona.

– Naprawdę? To dobrze.

Trudno było ocenić, kiedy naprawdę jest szczęśliwa, bo jej twarz nie zdradzała żadnych emocji.

Szli samotnie ścieżką oświetloną latarniami. Layfonowi zrobiło się głupio. Odgłos jej kroków, który zwykle był bardzo cichy, teraz dudnił mu w uszach.

– Nic nie mówiłam nie dlatego, że była niezadowolona - powiedziała nagle.

– Naprawdę?

– Nie wiedziałam, co powiedzieć, bo nigdy nie miałam żadnych przyjaciół - stwierdziła, mijając kolejną latarnię. Layfon na nią spojrzał, ale dalej nie mógł nic odczytać.

Wtedy z jej srebrnych włosów zaczęło wydobywać się słabe światło. Otworzył szeroko oczy.

– Panienko Felli!

– Och, przepraszam. Straciłam na chwilę kontrolę.

Chwyciła swoje długie włosy ręką. Zgromadziły się na nich drobne zielone kulki. To z nich wydobywało się światło. Nie były materialne, nie wydzielały żadnego ciepła, jednak w powietrzu Layfon zdołał wyczuć niewielką wibrację.

To było ESP. Technika używająca jednocześnie zewnętrznych i wewnętrznych technik energii Kei. Jednak znacząco różniła się od nich obu. To była wrodzona umiejętność, której nie dało się osiągnąć przez żaden trening.

Przyjrzał się jej z bliska. Nawet jej brwi i rzęsy emitowały światło.

Włosy były najlepszym przewodnikiem energetycznym. Byli nawet ludzie, którzy tworzyli z nich bicze.

(Straciła nad tym kontrolę?)

To było szokujące. Fakt, że włosy emitowały blask na całej swojej długości, świadczył, że jej ESP było niewiarygodnie silne.

– Panienko...

– ...To jest powód, dla którego mój brat przeniósł mnie do Akademii Wojskowej - powiedziała.

– Moje zdolności ESP wykraczają daleko poza normalne standardy.

– Też tak myślę.

Layfon widział świecące włosy u niektórych esperów, ale zazwyczaj wyróżniała się tylko ich część. Nigdy nie widział, żeby, tak jak w przypadku Felli, komuś świeciła się cała głowa, i to w dodatku bez jego wiedzy.

– Przez to, odkąd byłam mała, trenowano mnie na espera. Wszyscy w mojej rodzinie wierzyli, że zostanę esperką. Nawet ja nigdy w to nie wątpiłam.

– Ale... - dodała, a Layfon mógł wyczuć kruche emocje.

Miał rację. Trzęsły się jej usta.

– Myślałam, że przyszłość wszystkich osób jest przewidziana w chwili narodzin. Myślałam, że wszyscy wiedzą, kim zostaną w przyszłości. Ale się myliłam. Oczywiście przestępca nie może wiedzieć, że zostanie nim do końca życia.

Nie śmiała się ze swoich słów. Powiedziała je jak zwykle bez emocji. Może to miał być żart. Ponieważ nie był pewien, Layfon postanowił się nie śmiać.

– Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, próbowałam pomyśleć, kim mogłabym być, gdybym nie była esperką. Nikt nie zna przyszłości, ale moja została określona, kiedy byłam bardzo mała. Nie spodobało mi się to, dlatego właśnie opuściłam rodzinne miasto i przyjechałam tutaj.

Jej rodzice wykonali ogromny krok wstecz, pozwalając uczyć się jej w Akademickim Mieście jej brata – Zuellni.

– Moi rodzice sądzą, że dla mnie nie będzie większej różnicy, jeśli przez sześć lat nie będę odbierać treningu ESP. Ja także myślałam, że odnajdę tu inną siebie. I to nie jako epera.

Ale nie mogła tego zrobić.

Ponieważ osobą, która próbuje rozwiązać obecny kryzys, jaki przeżywa Zuellni, jest jej brat.

– Nienawidzę go. Nienawidzę go za to, że zmusił mnie do podążania drogą espera - powiedziała cicho.

Layfon uważnie słuchał. Nie wyczuł w jej głosie żadnych emocji, ale czuł, że ta drobna dziewczyna przed nim była pod olbrzymią presją i w głębi serca płakała z rozpaczy.

– I nienawidzę siebie za to, że jestem esperką.

A przez jej nadzwyczajne umiejętności nie mogła uciec swojemu przeznaczeniu.

– Tamte dziewczyny wydawały się tak odległe - wyszeptała.

Layfon mógł tylko pokiwać głową, ponieważ czuł dokładnie to samo.


Wróć do Rozdział 2 Strona Główna Idź do Rozdział 4