Kikou Shoujo wa Kizutsukanai:Tom 1 Rozdział 2

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

Rozdział 2[edit]


Pomimo iż Raishin wiedział, że jest to tylko sen, znów śnił o tym samym.

Nadeshiko!

Czarny dym gryzł go w oczy, a płuca miał jakby w ogniu. Instynkt mówił mu, że nie powinien być tu ani chwili dłużej. Paraliżował go największy strach, jaki w życiu czuł, który krzyczał do niego, by stamtąd uciekał.

Nadeshiko, gdzie jesteś?!

Wyważył kopnięciem rozsuwane drzwi, szukając swojej siostry, a gdy ją wołał, jego krzyki aż rozdzierały mu gardło.

Jeśli istniało coś takiego jak przeczucie zagłady, to Raishin czuł je właśnie teraz.

Proszę, niech uda mi się zdążyć na czas – była to jedyna myśl krążącą w jego głowie. Jednakże bez względu na to, jak bardzo się spieszył, prawdopodobnie i tak było już zbyt późno.

Z głośnym trzaskiem przypominającym grzmot jedna z belek u sufitu zawaliła się, a w tym samym momencie Raishin usłyszał niewyraźny głos…

Bracie…

Nadeshiko! Jesteś tu?!

Natychmiast się zatrzymał. Zmieniając kierunek w połowie korytarza, otworzył rozsuwane drzwi prowadzące do dużego pokoju.

Tym, co czekało na niego wewnątrz, było…



***



– Pomyślcie o magicznych obwodach jak o zastępstwie rytuałów lub pewnego rodzaju napędzie. W ten sam sposób, w który para napędza koła zębate lub przekładnie, przepływ energii magicznej pozwala narodzić się sztuce magii. Oczywiście w porównaniu do zwykłego obrotu zębatki magiczna sztuka pozwala na bardziej skomplikowane czynności…

Głos przemawiał okrutnie zwięźle i skutecznie, a towarzyszyło mu monotonne skrobanie kredy po tablicy.

Sala wykładowa przypominała wyglądem stary teatr. Uczniowie siedzieli na ławach ustawionych w rzędach, a im bardziej oddalały się one od tablicy, tym wyżej były położone. Raishin zajmował miejsce gdzieś pośrodku i brał właśnie udział w wykładzie Kimberly. To był jego pierwszy raz, gdy bezpośrednio uczestniczył w takich zajęciach, jednak prawdę mówiąc, chciało mu się spać.

Tłumiąc ziewnięcie, rozejrzał się po klasie.

Siedzący w niej uczniowie mieli poważne wyrazy twarzy, a pomiędzy nimi można było zauważyć automaty. Jednakże te, które się tam znajdowały, były lalkami podobnymi do ludzi lub małymi zwierzątkami. Reszta, obdarzona większymi ciałami, musiała czekać na zewnątrz sali w specjalnie przygotowanym pomieszczeniu.

Obok Raishina siedziała Yaya, która pilnie zapisywała notatki. Zajmowała się przepisywaniem wszystkiego z tablicy, bowiem Raishin nie potrafił czytać ani pisać po angielsku.

Nagle zauważył parę niebieskich oczu patrzącą się na niego.

Była to Charl. Siedziała po prawej stronie trzy rzędy przed nimi rzucała ukradkowe spojrzenia w jego kierunku.

Gdy ich oczy się spotkały, pośpiesznie odwróciła swoją twarz, zasłaniając ją podręcznikiem.

Po kilku sekundach spojrzała ponownie, jednak tym razem nie odwracając głowy. Ich oczy spotkały się po raz kolejny, jednak tym razem w jej przeszywającym spojrzeniu można było dostrzec mordercze zamiary.

O co jej znowu chodzi…

W czasie gdy rozmyślał nad odpowiedzią na jej spojrzenie, coś mocno uderzyło go pomiędzy oczy.

– Raishin, wszystko w porządku?!

Yaya była wzburzona, a Raishin potarł bolące czoło.

Tym, co poczuł pod palcami, był biały proszek; pył z kredy.

Ostrożnie podniósł głowę i zobaczył Kimberly patrzącą mu prosto w oczy. Zza jej okularów migotały przepełnione chłodem oczy.

Najwidoczniej to właśnie ona rzuciła kredę.

Cóż za przerażająca władza.

– Masz spory tupet, że ignorujesz moje wykłady, Przedostatni. Jak myślisz, dla kogo obniżyłam ich poziom, przez co muszę nauczać w tak nudny sposób?

– Dla nowych uczniów jak ja i tych, którzy mają słabe wyniki.

– Mylisz się. Dla nowych uczniów, którzy mają słabe wyniki.

– Przepraszam za to, profesor Kimberly. Po prostu się nie wyspałem.

– Rozumiem. Może jeszcze powiesz mi, że miałeś złe sny?

– Prawie jakby czytała mi pani w myślach.

– Masz sporą odwagę. W porządku, tym razem ci odpuszczę, jednak w zamian odpowiedz na to pytanie. Jaki jest obecnie najpopularniejszy obwód magiczny?

– Cóż, to będzie…

Raishin pochylił głowę w zamyśleniu. Uważał, że to łatwe pytanie, ale nie potrafił na nie odpowiedzieć natychmiast.

– Grzewczy… Nie. Kinetyczny… Ten też nie. Może obwody fotyczne?

Kimberly westchnęła głęboko, jakby sprawdzając pojemność swoich płuc.

– Powiedz mu, Charlotte.

Charl zaskoczyła nagła zmiana odpowiadającego.

– Serce Ewy.

– Zgadza się.

Wśród uczniów zapanował gwar.

– Uwagi dla głąbów, którzy nie potrafią siedzieć cicho.

Z nowym kawałkiem kredy w dłoni Kimberly zapisała na tablicy dużymi literami słowo „Życie”.

– Jak już powiedziała Charl, umieszczone w nich Serce Ewy jest magicznym obwodem dającym życie wszystkim automatom.

– Dwa różne rodzaje sztuki magicznej nie mogą być obecne w tym samym ciele; to podstawowa zasada fizyki maszyn; teoria aktywnego dysonansu magicznego. Jednakże istniał od niej jeden wyjątek – przemawiała rzeczowym tonem Kimberly.

Innymi słowy chodziło jej o Serce Ewy. Prawie wszystkie automaty poza nim były wyposażone w jeszcze jeden obwód magiczny.

– Moglibyście powiedzieć, że historia Sztuki Maszyn rozpoczęła się dopiero po odkryciu tego obwodu. Choć możecie go nazwać źródłem, pierwowzorem, początkiem czy punktem wyjścia, do dziś jest on bardzo tajemniczą, czarną skrzynką i w przeciwieństwie do skopiowania go, które jest stosunkowo łatwe, dalszy jego rozwój jakoby uchodzi za niemożliwy.

Z powodu znacznego rozpowszechnienia tego obwodu w warsztatach zatrudniona była co najmniej jedna osoba zdolna do odtworzenia go i w wyniku tego łatwe do stworzenia „życie” sprawiało, że automaty były wszechobecne.

– Serce Ewy jest niezwykle elastycznym obwodem. Może nie tylko zapewniać lalce inteligencję, ale również odpowiadać za czynności takie jak oddychanie, pocenie się czy trawienie pokarmu, gdy kontroluje ją zręczny lalkarz. Nie potrafię jednak określić, jak przydatne mogą okazać się te funkcje w trakcie walki.

Kimberly wykrzywiła usta w cynicznym uśmiechu.

– Naśladowanie człowieka mogłoby być wymagane, gdy twój automat musi wmieszać się pomiędzy ludzi, na przykład w trakcie infiltracji lub gromadzenia informacji wywiadowczych. Pomijając ten fakt, większość lalkarzy i tak chce, by ich lalki przypominały człowieka, zarówno pod względem wyglądu, jak i funkcji życiowych.

– Ale z nich banda fanatyków, czyż nie, Przedostatni?

Kiedy Kimberly to mówiła, jej spojrzenie było skierowane na Yayę siedzącą obok niego. Ta pragnęła zapaść się pod ziemię ze wstydu, jednak nie mając takiej możliwości, mogła jedynie zwiesić lekko głowę.

– Nie wiem, co próbuje pani zasugerować tymi słowami, jednak… Ta tutaj jest najlepszym automatem na świecie – przemówił groźnym głosem Raishin, uderzając łokciami o stół.

Czarne oczy Yayi ze wzruszenia napełniły się łzami.

– Raishin.

– A to dlatego, że została stworzona przez Shouko.

Nastrój natychmiast uległ zmianie.

– Yaya, coś nie tak? O co chodzi z tym demonicznym wyrazem twarzy?! Ch-Chwileczkę, uspokój się!

– Znów Shouko… Nic tylko zawsze Shouko…

Yaya z płaczem dusiła Raishina, gwałtownie potrząsając nim w tę i z powrotem.

Otaczający ich uczniowie nie potrafili powstrzymać się od śmiechu.

– Rozumiem, więc moje lekcje są aż tak nudne?

Kimberly miała lodowaty wyraz twarzy, gdy wskazywała za okno.

– W takim razie, by pozbyć się tej nudy, idź wyczyścić wielką salę. No już, wynocha!



***



Zadzwonił dzwonek zwiastujący początek przerwy obiadowej.

– Cholera, przez ciebie musimy wykonywać niepotrzebne prace fizyczne… - narzekał Raishin, czyszcząc podłogę mopem.

Nie licząc owych narzekań, sumiennie przystąpił do wykonania otrzymanej kary. Można to było przypisać jego uczciwości lub kończeniu spraw, które raz zaczął.

Yaya nadal szlochała, najwidoczniej wciąż urażona wcześniejszą złośliwą uwagą.

– Wystarczy tego płaczu. Sarkazm profesor Kimberly naprawdę tak cię zszokował?

– Raishin to idiota.

– Cóż, to dosyć niespodziewane, ale nie mogę zaprzeczyć temu stwierdzeniu.

Po uporządkowaniu sprzętu do sprzątania opuścili wielką salę, a raczej on to zrobił, bowiem Yaya dalej stała nieruchomo wewnątrz, pociągając jedynie nosem. Raishin był już u kresu sił. Westchnął głośno, podszedł do niej, złapał ją za rękę i powiedział.

– No dalej, uszy do góry. Chodźmy coś zjeść.

– D-Dobrze…

Raishin prowadził teraz już wesołą Yayę za rękę i tym razem opuścili wielką salę wspólnie.

Na zewnątrz uczniowie tłoczyli się na głównej ścieżce. Duża ich liczba właśnie wychodziła z różnych budynków i sal wykładowych.

Większość z nich zmierzała do centralnej części, gdzie ulokowana była stołówka. Na widok tak wielu osób kierujących się w jednym kierunku Raishinowi na myśl przyszła demonstracja lub początek powstania.

Idąc z prądem, Raishin razem z Yayą wmieszali się w tłum. Szli przez dłuższą chwilę, czując na sobie wzrok otaczających ich osób. W końcu ujrzeli nowocześnie wyglądający budynek, którego jedna ze stron została wykonana w całości ze szkła.

– A więc to jest żelbet, o którym się tyle mówi? Wygląda całkiem inaczej niż jadalnia w akademiku.

Po wejściu do środka różnica między tymi miejscami tylko się zwiększyła.

Po pierwsze, sufit znajdował się znacznie wyżej. Całe wnętrze było jasne i przejrzyste, a nowocześnie wyglądające, białe stoły ustawiono w rzędach, dzięki czemu wszystko wyglądało na uporządkowane.

Jako że Raishin dzisiejszego dnia po raz pierwszy opuścił wykłady, nie trzeba wspominać, iż do stołówki również wybierał się pierwszy raz.

Stał w miejscu jak idiota, a do jego nosa dochodził unoszący się tam pyszny zapach.

Tuż pod ścianą znajdującą się bezpośrednio przy kuchni ustawiono w rzędzie ogromne ilości jedzenia. Duże talerze i metalowe sztućce leżały tuż obok dań mięsnych, rybnych, sałatek i starannie dobranego pieczywa.

Uczniowie ustawili się w kolejce, obładowując swoje ogromne talerze jedzeniem.

Był to inny system niż w akademiku. W tamtejszej jadalni wybierało się danie z menu, dzięki czemu jadło się to, co wcześniej zostało zamówione.

– Spójrz, Yayo. Wszyscy po prostu częstują się jedzeniem.

– W takim razie możemy wziąć, co chcemy?

– Na to wygląda. Niezbyt wiem, jak to działa, ale gdy w Rzymie…

Głód i brak snu zaćmiły jego osąd. Nie myśląc dłużej nad obecną sytuacją, Raishin dołączył na koniec kolejki. Nawet tutaj był w centrum uwagi, jednak przywyknął już do tego i po prostu to zignorował. Chwytając tacę, umieścił na niej talerz i zaczął nakładać sobie jedzenie.

Posuwał się naprzód, aż w końcu dostrzegł początek kolejki. Wtedy zdał sobie sprawę ze swojego błędu.

Czekała tam na niego kasa!

Zręcznie operowała nią pani, która otrzymywała od uczniów kawałki papieru.

– Muszę zapłacić?!

Raishin był zażenowany. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Jednak patrząc na to z drugiej strony, powinno się to wydać oczywiste. Nawet opłaty za jedzenie w akademiku naliczano na osobne konto, a nie na to związane z zakwaterowaniem.

Z bolesnym uczuciem w żołądku Raishin odwrócił się i wyciągnął rękę.

– Daj mi mój portfel, Yayo.

– Jest w szafce w akademiku.

– Więc nie masz nic przy sobie?

– Nie.

– Co teraz zrobimy?

W czasie ich rozmowy kolejka stale przesuwała się naprzód. Zawrócenie pod prąd wydałoby się teraz dziwne, nie wspominając już o odłożeniu na miejsce jedzenia, które wzięli. Taki czyn naruszyłby powszechne zasady dobrego wychowania. Wiedział o tym nawet cudzoziemiec pokroju Raishina.

– Myślisz, że pozwolą mi to wziąć na kreskę?

– Tu nie ma takiej możliwości. Ty naprawdę jesteś największym zakutym łbem na świecie - odezwał się okrutnie drażniący głos zza jego pleców.

Gdy się odwrócił, ujrzał znajomą twarz należącą do dziewczyny, która stała dwie osoby za nim.

Wspaniałe włosy, niebieskie oczy i znak rozpoznawczy – towarzyszący jej smok.

– Charl…

– Nie zwracaj się do mnie z taką poufałością. Powinieneś mi mówić „panno Belew”.

Cały czas była tak blisko? – zastanawiał się Raishin.

Dziś jej spojrzenie było ostrzejsze niż zazwyczaj, jednak wyglądało na to, że nie kierowała go na Raishina, lecz dziewczynę stojącą za nim.

Dwójka chłopaków stojących pomiędzy nimi zbladła nieznacznie i ustąpiła Charlotte miejsca w kolejce. Ta odpowiedziała zwykłym „dziękuję” i podeszła w kierunku Raishina.

Następnie pogrzebała w portfelu i wyjęła trzy jednofuntowe banknoty, które później przekazała Raishinowi. Ten nie spodziewał się takiego gestu, jednak odrzucenie tej oferty byłoby głupotą, dlatego grzecznie skinął głową i z wdzięcznością przyjął pieniądze.

– Przepraszam za kłopot.

– Powinieneś powiedzieć „bardzo ci dziękuję”.

Po zapłaceniu za posiłek swój i Yayi opuścił kolejkę. Czekająca na to Charl udała się za nim i bez słowa pchnęła notatnik wprost w jego twarz.

Był bardzo elegancki i widniał w nim jakiś napis.

Ponieważ został on szybko nabazgrany, Raishin nie mógł go odczytać, więc zwrócił się o pomoc do Yayi, która przeczytała na głos swym cienkim głosem:

– Zapłacę Charlotte Belew cztery funty.

– To obietnica spłaty długu. Jeśli cenisz swoje życie, podpiszesz ją.

– Próbujesz mnie okraść? Dlaczego muszę zapłacić odsetki?

– Jasne, że musisz to zrobić, w końcu nie ma powodu, bym za darmo karmiła takiego zboczeńca jak ty.

– Nie nazywaj mnie zboczeńcem. Oczywiście, zapłacę ci te cztery funty.

Podczas gdy Raishin dzielnie walczył, podpisując się alfabetem, do którego nie był przyzwyczajony, spytał:

– Jak się czujesz, Sigmund?

Lekko zdziwiony mały smok odpoczywający na wierzchu beretki Charlotte uniósł swój łeb.

– Wszystko w porządku. To było zwykłe draśnięcie.

– Miło to słyszeć. Proszę bardzo, Charl.

Zwrócił jej notatnik.

– Cóż to za okropne kulfony? – spytała, jednak wyglądała na zadowoloną z faktu, że Raishin to podpisał, więc zaczęła się od nich oddalać.

– Zaczekaj. Skoro już tu jesteś, zjedzmy razem.

– Że c… - krzyknęły równocześnie Yaya i Charl.

Musiał to być dla nich wielki szok, bowiem talerz na tacy Yayi zaczął się trząść, a Charl prawie upuściła swój makaron i kurczaka.

Usta tej drugiej bezgłośnie otwierały się i zamykały, prawie jak u złotej rybki.

Chwilę później z oburzenia szerzej otworzyła oczy i rzekła:

– Odmawiam. Czemu miałabym jeść obiad z takim zboczeńcem jak ty?

– Nie bądź taka. Czy nie jesteśmy towarzyszami, którzy walczyli ramię w ramię?

– Nie bądź śmieszny. Ale skoro już o tym mówimy, to wszystko dlatego, że ty, bezczelny zboczeńcu, wyzwałeś mnie na pojedynek. Czemu więc miałabym zjeść obiad z takim mężczyzną? Ach, rozumiem. Mówiąc wprost, musisz być idiotą. Głupkiem pragnącym śmierci. Najżałośniejszym przykładem faceta.

Była naprawdę wyjątkowo dosadna w swej słownej napaści, przez co Raishin nie mógł dojść do słowa.

Jednakże nie poddał się tak łatwo i poszedł za nią z nonszalanckim wyrazem twarzy, biorąc za dobrą monetę fakt, że nie próbowała przed nim uciec. W końcu usiadł naprzeciw niej.

Charl spojrzała na niego zdumiona, jednak nie odezwała się słowem, powracając do swego cichego niezadowolenia. Chwyciła za widelec i zaciekle zaatakowała makaron z pomidorami.

Oczywistym było, że została wytrącona z równowagi, dlatego Raishin zastanawiał się, jak sobie poradzić z tą dziwaczną sytuacją.

Sigmund nie widział w tym żadnego problemu i zaczął z apetytem przeżuwać swojego kurczaka.

Tymczasem Yaya, która nawet nie tknęła kanapki, pogrążyła się w ponurej ciszy, jakby zastanawiając się, co powinna teraz zrobić. Jednakże Raishin wcale się nią nie przejął i zaczął mówić do Charl.

– Czemu milczysz? Boli cię brzuch czy co?

– Jestem naprawdę zaskoczona. Czy twoje zuchwalstwo nie zna granic? A może po prostu jest równie ogromne co twoja głupota. Poza tym nie odzywam się, bo jestem znudzona. Jesteś mężczyzną, więc to chyba ty powinieneś zacząć rozmowę, która by mnie zainteresowała.

– Och, a więc chcesz, żebym cię podniecił?

–Co… wrr… Sigmund! Spal natychmiast tego idiotę!

– Uspokój się, Charl. Pozwól mi najpierw skończyć kurczaka.

– Nie marudź albo od jutra będę cię karmiła wyłącznie psią karmą. A teraz się pośpiesz i…

W połowie zdania zauważyła zmianę w zachowaniu Raishina.

Jego oczy skupiły się na czymś po przeciwnej stronie szklanej ściany, jakby próbując to pożreć samym wzrokiem.

– Hej, co się stało?

Jednakże Raishin jej nie odpowiedział. Nie był na tyle opanowany, by to zrobić.

Zirytowana Charl wykrzywiła wargi:

– Ignorujesz mnie? Zamierzasz mnie ignorować? Za kogo się uważasz, ty niewychowanych typku!

– To jest…

Raishin nie mógł oderwać wzroku od tej osoby - jego oczy cały czas ją śledziły.

Na głowie miała srebrną maskę i cała była spowita czarną peleryną. Idąc przed siebie, wydawała się dzielna, a zarazem wokół niej panowała spokojna atmosfera.

Przez krótką chwilę jego oczom ukazał się przerażający widok.



***



Raishin otworzył drzwi z siłą wystarczającą, by wyrwać je z zawiasów.

Po wejściu do głównej sali posiadłości jego oczom ukazał się przerażający widok. Gdyby miał go określić słowami, najlepszym podsumowaniem tej scenerii byłoby „piekło”.

Nawet pomimo wszędzie płonącego ognia czuć było dławiący odór krwi.

Jej przerażająca ilość zalegała wszędzie.

Tak samo jak i piętrzące się wokół niezliczone ciała.

Większość z nich była szczątkami zniszczonych automatów. Połamane części, powykręcane korpusy oraz popsute przekładnie walały się po całej podłodze. Biorąc pod uwagę ten widok, jak i ogromne dziury w ścianach oraz poszarpane maty tatami leżące na ziemi, można było stwierdzić, że miała tu miejsce zacięta walka.

Aż w końcu Raishin ujrzał cień stojący pośród ciał.

Wyglądał jak duch lub jakiś demon.

Kopnął ciało leżące u jego stóp.

– Staruszku!

Jego czaszka została przepołowiona, a oblicze znacznie się zmieniło, jednak bez wątpienia była to głowa klanu Akabane.

Wokół jego ojca leżały ciała innych krewniaków - wujków, cioć i kuzynów. Wszyscy z nich pochodzili z rodu Akabane i byli pełnoprawnymi mistrzami lalkarstwa.

Czuł, jakby płonęła mu głowa, jednak zmusił się do myślenia.

Co to ma być? Śni mi się koszmar?

Cała ta sytuacja nie wydawała się prawdziwa, jednak piekielny skwar i unoszący się w powietrzu zapach uświadomiły go, że to rzeczywistość.

Powoli odwrócił twarz w kierunku rzeczy, na którą z rozmysłem starał się nie patrzeć.

Chciał wierzyć, że było to złudne wrażenie lub halucynacja spowodowana strachem.

Jednak ta rzecz wciąż tam była.

Po przeciwnej stronie cienia wznosił się jakby ołtarz, na którym coś w ciszy spoczywało.

Pierwsza myśl, jaka przyszła Raishinowi do głowy, była naprawdę okropna.

Jeśli rozetniesz ciało i wyjmiesz jego wnętrzności, to tak będzie wyglądać, prawda?

Na ołtarzu znajdowało się właśnie ciało, które zostało opróżnione z wnętrzności.

Nie była to jedynie skóra, bowiem wciąż zalegały tam znaczne ilości mięsa... Brakowało mu jednak zbyt wiele, by nazwać je zwłokami, przez co sprawiało wrażenie, jakby nie należało do kiedyś żywej istoty.

Dzięki ubraniom i rozmiarowi ciała, jak również skórze i kończynom doskonale wiedział, czyj to był trup.

To była…

– Nadeshiko!

To, co znajdowało się przed nim, było kiedyś jego siostrą.

Raishin nie mógł znieść tego widoku. Krzyk bólu i rozpaczy nagle uszedł z jego gardła.

W odpowiedzi starszy brat jedynie patrzył na młodszego swoim lodowatym spojrzeniem, w którym dało się zauważyć wzgardę.



***



Raishin zastanawiał się, czy został już zauważony.

Uczeń w srebrnej masce przemierzył ulicę, nie spoglądając ani razu w jego kierunku.

Za nim kroczyły dwie osoby, a raczej dwa ciała.

Były one odziane w stylowe suknie ozdobione falbankami i koronkami, których estetyka wykonania wydawała się dosyć perwersyjna i przypominała modę obecną w dziewiętnastym wieku. Ich zapach nosił znamiona śmierci i dekadentyzmu, a urody nie dało się opisać słowami, bowiem wyglądały nieziemsko pięknie.

Spoglądając na zewnątrz, Charl w końcu zauważyła na kogo skierowane jest ostre spojrzenie Raishina, co sprawiło, że po chwili przemówiła zaskoczonym głosem:

– Chodzi o Magnusa, czyż nie? Co, tym razem jego zamierzasz wziąć na cel?

– Yaya.

– Tak.

Raishin i jego lalka wstali, a zaraz po nich ze swojego miejsca podniosła się Charl.

– Czekaj… Jesteś poważny?! Wstrzymaj się na chwilę!

Złapała Raishina za ramię, ale tylko na moment, bowiem ujrzała jego dzikie spojrzenie. Jednak mimo tego, że cofnęła swą dłoń, zdobyła się na tyle odwagi, by go ostrzec.

– Nie mówię niczego złego. Po prostu daj mu spokój. Nie masz żadnych szans z nim wygrać.

– Żadnych?

– Tak. Zdecydowanie przewyższa wszystkich w zakresie technik, a także w wykorzystaniu energii magicznej. Jego wyniki są najwyższe spośród wszystkich pokoleń, a odkąd zaczął uczęszczać do tej akademii, został okrzyknięty geniuszem. Sam kontroluje jednocześnie sześć automatów. W tym momencie jest uważany za najbliższego zdobycia tytułu Wisemana… Hej, Raishin!

Nie czekał, aż skończy, tylko zaczął się od niej oddalać.

– Niestety jestem zbyt tępym idiotą i sam muszę się o tym przekonać.

Szybkim krokiem odszedł od stołu.

Wypadając ze stołówki, zawołał za postacią w czarnym płaszczu.

– Zaczekaj, zamaskowany świrze. A może raczej powinienem nazywać cię Magnus?

Uczeń, Magnus, zatrzymał się.

Oba towarzyszące mu żeńskie automaty wystąpiły przed niego jako środek ochronny.

Gdy Raishin ujrzał jednego z nich, pannę z różowymi włosami, jego twarz mimowolnie wykrzywił grymas. Piekący ból uderzył go w piersi tak mocno, że pomyślał, iż zaraz wszystko wyjdzie na jaw, a on już dłużej nie zachowa spokoju.

Podobieństwo tej lalki było aż przesadzone.

– Hej. Każesz swoim lalkom sobie usługiwać, gdy wychodzisz się przejść? Jak zawsze twoje zainteresowania są okropne.

– Kim jesteś?

– Nie łam mi serca. Przyleciałem z drugiego końca świata, by cię spotkać.

Mimo że Raishin mówił to lekkim tonem, był świadom, że wewnątrz aż się gotuje z wściekłości.

Gdy kogoś nienawidzisz, powstaje w tobie gniew skierowany na tę osobę. I choć Raishin trzymał nerwy na wodzy, to złość aż od niego promieniowała.

Chociaż nadal zachował lekki ton i uciszył swoje emocje, gniew i tak ulatniał się z jego ciała. Przez to uczniowie idący ścieżką zatrzymywali się, a ci siedzący w stołówce odwracali swe spojrzenia od miejsca, w którym za chwilę miała nastąpić masakra.

Magnus uważnie spojrzał na Raishina, a następnie przemówił spokojnym głosem.

– Chyba mnie z kimś pomyliłeś.

– Skoro tak uważasz, niech tak będzie. Jednakże mam coś, co chciałbym ci dać…

Mówiąc to, uniósł rękę i w ułamku sekundy coś się wydarzyło, jednak Raishin nie mógł zrozumieć co.

Jakby bukiet kwiatów został do niego wyciągnięty, bowiem płuca przepełnił mu ich słodki zapach.

Puszysty dotyk falbanki łaskotał jego nos, a oczy były zakryte. Ręce i nogi stykały się z miękką skórą dziewczyny, a niezliczone ostrza zostały wyciągnięte w kierunku jego gardła.

Raishina spowiło morze kolorowych włosów, oczu i sukni, podobne do bukietu kwiatów.

Ktoś stał zarówno za, jak i przed nim, a także po obu jego stronach. Nie wiedział skąd, ale przeróżne miecze, włócznie i sztylety zostały przytknięte do jego gardła.

W sumie sześć automatów jednocześnie rzuciło się na niego.

Skąd się tu pojawiły? I kiedy to zrobiły?

Aż do tej chwili nie wyczuł obecności pozostałych czterech jednostek.

– Raishin!

Yaya ruszyła mu z pomocą, jednak w odpowiedzi na to ostrze na jego gardle zostało przytknięte mocniej. W tej sytuacji nie mogła nic zrobić, bo wtedy głowa Raishina potoczyłaby się na bruk.

– Ale z was porywcze panny.

Raishin z kwaśnym uśmiechem na twarzy powoli sięgnął do uprzęży przy pasie.

– Nie bądź taki pochopny. Jako że dopiero się poznaliśmy, chciałem ci to wręczyć w prezencie.

Otwierając sakiewkę, wyjął z niej małą buteleczkę.

Wewnątrz niej znajdował się jakiś czarny proch. Biorąc pod uwagę sytuację, można było spokojnie pomyśleć, że jest co coś wybuchowego.

– Odstąpcie.

Na komendę Magnusa wszystkie lalki cofnęły swą broń.

Różowowłosa panna wzięła butelkę z jego ręki i przekazała ją Magnusowi.

– Dziękuję ci za ten prezent.

Po tych słowach Magnus i jego oddział odeszli.

– Raishin! Jesteś ranny?

Płacząca Yaya podbiegła i przylgnęła do niego.

– Przepraszam, tak mi przykro… Przyprowadziłeś mnie ze sobą, a jednak…

– W końcu to zrozumiałem, Yayo.

– Hmm?

– Jedynie w sprawiedliwiej walce mogę się do niego zbliżyć.

Zlał go zimny pot, a kolana mu drżały.

Mówiąc prościej był całkowicie przerażony.

Charl wcześniej nie kłamała. Sposób, w jaki przed chwilą…

Z pewnością by z nim nie wygrał.

Jakikolwiek atak z zaskoczenia byłby bezużyteczny. A w pochopnym pojedynku z nim straciłby życie. Jeśli chce pokonać Magnusa, najrozsądniej będzie to zrobić w ramach ograniczeń nałożonych przez zasady Mrocznej Uczty.

Niemniej jednak wciąż nie widział żadnego sposobu na zwycięstwo. Faktem było, że jeśli zaczną walkę, potrwa ona jedynie chwilę.

Raishin trenował, by w trakcie starcia dać z siebie wszystko.

Wykorzystywał także 120% potencjału Yayi.

Opracował niezliczoną ilość chytrych technik bojowych tylko po to, by przechytrzyć wroga.

Czy mimo tego wszystkiego miał chociaż dziesięć procent szans, że mu się uda?

Osiągnę kiedykolwiek jego poziom?!

Różnica w sile była przytłaczająca. Przepaść jaka ich dzieląca jawiła się niczym bezdenna otchłań.

Czuł, że grunt pod jego nogami zaczyna mięknąć, a ciało jakby zapada się w głąb ziemi.

Zmuszony do uświadomienia sobie różnicy sił poczuł, jak jego siła woli ulatuje, jednak w tej samej chwili…

Klask, klask, klask. Ktoś głośno bił mu brawo.

– Plotki krążące o tobie są prawdziwe. Ledwie cztery dni po wstąpieniu do akademii ostrzysz już sobie zęby na Marshala.

Odwracając się, ujrzał samotnego ucznia, który przyjaźnie się uśmiechał.

Piękne, starannie ułożone włosy sprawiały, że wyglądał na bardzo przystojnego chłopaka. Jeśliby zmrużyć oczy, przywodził na myśl urodziwą dziewczynę. Jego głos był wyraźny, jasny i brzmiał jak jakiś wyjątkowy instrument strunowy.

Powitał Raishina ze zniewalającym uśmiechem:

– Miło mi pana poznać, panie Akabane. Czy ma pan coś przeciwko poświęceniu mi chwili swojego czasu?



***



Pośród lalkarzy byli tacy, którzy chcieli zostać twórcami lalek.

Używanie automatów i ich tworzenie, to nie to samo. Początkowo pierwsze i drugie zajęcie uznawano nawet za osobne ścieżki rozwoju umiejętności, a miejsca, w których ich nauczano, były całkowicie oddzielone. Jednak nie trzeba mówić, że w obu istniała znaczna ilość aspektów, które się ze sobą pokrywały.

Biorąc to pod uwagę, akademia wprowadziła kurs kształcący Techników Maszynowych, a także przygotowała specjalne pomieszczenia przeznaczone dla tych, którzy chcieli zostać twórcami lalek.

Miejscem, do którego kierował się teraz Magnus, był budynek, w którym kształcono tych ostatnich.

Razem z dziewczętami idącymi za nim wszedł w mniejszą dróżkę odchodzącą od głównej ścieżki. Zbliżał się już do budynku, gdy nagle zatrzymał się nieoczekiwanie naprzeciw małego lasku.

Była tam młoda profesor Kimberly z wydziału Fizyki Maszyn. Mimo że dobrze wyglądała, to wyróżniała się bardziej swą brutalnością niż urodą. Nie miała również założonych okularów, które zazwyczaj były na jej nosie, gdy dawała wykład.

W odpowiedzi na jej obecność lalki Magnusa zmieniły nieznacznie swe postawy.

Jednakże Kimberly nie poświęciła im najmniejszej uwagi i zaczęła swobodnie rozmawiać z ich właścicielem na niezobowiązujące tematy.

– I co sądzisz o Przedostatnim?

– Co masz przez to na myśli?

– Czy nie jest interesującym typkiem? Jak myślisz, jakie były jego pierwsze słowa, gdy otrzymał wyniki swoich testów? Jeśli dobrze pamiętam, o ile mi uwierzysz, powiedział „Jak mogę się dostać na Mroczną Ucztę?”.

– Mroczną Ucztę…

– Czyż to nie zabawne?

– Nie. Jeśli miałoby paść jakieś niespodziewane zwycięstwo, to zapewne byłaby to jego sprawka.

– Hmm? Ktoś obdarzony takim talentem ma o nim tak wysokie mniemanie?

Magnus nie odpowiedział. Zapewne odgadnął zamiary Kimberly i niezbyt mu się one spodobały.

– Cóż, zostawmy to tak jak jest. Co tam masz? – spytała, rozkładając skrzyżowane ręce i wskazując na jego rękę.

Była to mała butelka wypełniona prochem, którą otrzymał wcześniej od Raishina.

– Bez odpowiedniej analizy składu nie mogę jednoznacznie powiedzieć, ale jeśli mam zgadywać, to prawdopodobnie jest w niej proch.

– Proch?

Na jej twarzy pojawiło się zdziwienie.

Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że stoi obok budynku, w którym kształcono Techników Maszyn, przez co na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

– Rozumiem. Jesteś nie tylko doskonałym lalkarzem, ale również twórcą lalek. Na dodatek w tym drugim także masz wprawę. Dla kogoś takiego jak ty wykorzystanie tego prochu, który jest wysokiej jakości materiałem używanym w sztukach magicznych, i stworzenie z niego lalki nie powinno być problemem.

Magnus nie odpowiedział, jednak Kimberly przyjęła jego milczenie jako oznakę potwierdzenia.

– Jednakże to bardzo dziwne. Dlaczego Przedostatni dał to właśnie tobie?

– Rzucił rękawicę, symbol ostatecznego starcia – wymamrotał nagle.

Jej brwi uniosły się ze zdziwienia.

– W pewnym azjatyckim klanie rzucenie prochów zmarłej osoby zapowiada zemstę za zmarłego.

– Żywi do ciebie jakąś urazę?

Jak można się było spodziewać, nie odpowiedział.

– Jeśli to wszystko, muszę cię przeprosić, ale już pójdę.

– A właśnie.

Magnus już wymijał Kimberly, jednak ta zastąpiła mu drogę.

– Słyszałeś o tych pogłoskach? Nie wiem, kto je zaczął, jednak powiadają, że wszystkie twoje lalki należą do zakazanych.

Raz jeszcze Magnus zatrzymał się na swej ścieżce, a Kimberly kontynuowała:

– Mówię o żyjących maszynach. Wykorzystywaniu ludzkiego ciała i krwi jako części. Nie prochów czy szczątków, lecz narządów żywego człowieka. Takie części mają znacznie większe powiązanie z magiczną energią niż ludzkie szczątki lub pamiątki po zmarłych… Jednak oczywiście jest to pogwałcenie Kodeksu Etyki, którego muszą przestrzegać wszyscy magowie.

Jej słowa brzmiały jak zwykła pogawędka, jednak całe ciało zdawało się aż promieniować napięciem podobnym do morderczych zamiarów.

Lalki Magnusa wychwyciły to i spojrzały na nią z wrogością.

Na twarzy Kimberly widniał okrutny uśmiech, jakby wycięty nożem.

– Czy mogę cię prosić o wyjaśnienie mi tego?

– To przesłuchanie?

– Powiedzmy, że jestem ciekawa.

Wyglądało na to, że zastanawiał się przez chwilę, po czym odpowiedział jedynie:

– Zgodnie z wytycznymi Mrocznej Uczty nie ma zasady zabraniającej wykorzystywania zakazanych lalek.

Jej spojrzenie zaostrzyło się jak miecz, który naostrzono kamieniem szlifierskim.

– Mogę to przyjąć za twą odpowiedź?

– Jeśli ma pani taką ochotę, profesor Kimberly.

Odszedł bez odpowiedniego pożegnania. W jego sposobie poruszania można było dostrzec wielką pewność siebie, równowagę i spokój.

W porównaniu do niego nawet jego lalki bardziej przypominały ludzi. Jakby chcąc ostrzec Kimberly, spoglądały czasem na nią przez ramię, podążając za Magnusem.

Gdy ich kolumna oddaliła się, pani profesor westchnęła z ulgą, a później krzywo się uśmiechnęła.

– Cóż z ciebie za przerażający typ. Być w stanie tworzyć zakazane lalki w tak młodym wieku… Jeśli fachowcy o tym usłyszą, z pewnością będą przygnębieni.

Obserwując plecy chłopaka znikającego w budynku kształcenia Techników Maszyn, Kimberly szepnęła:

– Właściwie to kogo zmieniłeś w materiał?

Oczywiście nie było tam nikogo, kto mógł odpowiedzieć na to pytanie.



***



Poświęć mi chwilę swojego czasu, czy coś podobnego do tego - tak właśnie powiedział przystojny młodzieniec.

Na pierwszy rzut oka Raishin nie wyczuł od niego żadnych wrogich zamiarów. Uśmiechał się, a jego automat nie znajdował się nigdzie w pobliżu.

Raishin spojrzał na jego lewe ramię. Miał na nim opaskę przeplataną złotem, które lśniło, przyciągając wzrok.

Zostały na niej starannie wyhaftowane litery układające w wyraz „Cenzor”. Innymi słowy należał do komitetu dyscyplinarnego.

Miał również na dłoni białą rękawiczkę wyszywaną złotą nicią.

Krótko mówiąc, zakwalifikował się do nadchodzącej Mrocznej Uczty.

Członek komitetu dyscyplinarnego z doskonałymi stopniami. Raishin nie miał powodu, by w niego wątpić.

– Zamiast stać i rozmawiać tutaj, może wejdziemy do środka? Jeśli się nie mylę, jesteś właśnie w trakcie posiłku, prawda?

Przystojny młodzieniec, uśmiechając się, wskazał na stołówkę. Próbował sprawić, że Raishin się wyluzuje, albo inaczej mówiąc, jego uśmiech zachęcał do zmniejszenia czujności. Jego pozbawione złości zachowanie mogło okazać się trucizną ukrytą pod fasadą uprzejmości. Raishin nadal był ostrożny, jednak nie miał powodu, by mu odmówić, więc podążył za nim do budynku. A Yaya prędko ruszyła za nimi.

Gdy weszli do stołówki, wśród uczniów podniósł się gwar. Szczególnie niezwykła była ogromna ilość dziewczęcych spojrzeń skierowanych na wchodzącego. Przywykł, że mu się przyglądano, jednak był to pierwszy raz, gdy patrzono na niego przychylnie.

– Felix!

Gdy wrócili do stołu, głowa Charl gwałtownie uniosła się w górę. Mimo że jej twarz nie była szczególnie ubrudzona, pośpiesznie wytarła swoje usta papierową serwetką.

Przystojny młodzieniec wesoło się do niej uśmiechnął:

– Hej, Charl. Mogę się dosiąść?

– N-N-Nie, oczywiście, że n-nie możesz!

– Jesteś strasznie oziębła, a na dodatek okrutna. Za każdym razem, gdy cię pytałem, nie wyrażałaś zgody, jednak widzę cię ochoczo siedzącą z nim.

– T-To dlatego, że robi, co mu się podoba. Masz do mnie jakiś interes?

– Chciałbym, żebyś poszła ze mną na randkę.

– O-O-Odmawiam. S-Stanowczo się nie zgadzam. W-W każdym razie dlaczego ja?

– Tylko żartowałem, oczywiście nie całkowicie, jednak dziś jestem tu z innego powodu.

Jego puszyste włosy zafalowały, gdy odwrócił się do Raishina.

– Muszę o czymś z tobą pomówić, Raishinie Akabane.

Charl i Yayę zamurowało. Kiedy się otrząsnęły ze zdumienia, powoli zerknęły na Raishina. Po wyrazie ich twarzy można było się domyślić, że doszły do jakiegoś dziwnego wniosku.

Raishin pozostał niewzruszony na swym miejscu i włożył kęs zimnej wieprzowiny do ust.

Choć nie była już ciepła, jeszcze nie stwardniała. Przeżuwał mięso zmieszane z sosem, rozkoszując się jego smakiem, aż wreszcie je połknął. Po tym, jak to zrobił, przemówił:

– Zapraszasz mnie na randkę, ale czy jesteś pewien, że się nadajesz?

– No dalej, nie mów tak. Zapewniam cię, że nie należę do tych, przy których będziesz się nudził.

– Jestem zaskoczony. Czego może chcieć Felix Kingsfort, członek Okrągłego Stołu, jak również przewodniczący komitetu dyscyplinarnego mającego jakże ważne znaczenie w autonomii akademii, od kogoś takiego jak ja, Przedostatniego?

– To ja powinienem być zaskoczony, bowiem wiesz o mnie tak wiele. Planowałeś obrać mnie na cel po Charl?

Atmosfera stała się napięta.

Felix jak zwykle się uśmiechał, a w jego głosie nie było słychać wrogiego tonu, jednak napięcie udzieliło się wszystkim obecnym w stołówce i sprawiło, że hałas spowodowany przez uczniów natychmiast się zmniejszył.

Jako pierwszy przełamał je Felix.

– Nie chciałbyś ze mną pracować? – zapytał z beztroskim wyrazem twarzy. - Mówiąc o pracy ze mną, miałem na myśli nie swoje własne sprawy, lecz przewodniczącego komitetu dyscyplinarnego.

– Odmawiam.

Felix zaśmiał się.

– Rozumiem. A więc jesteś typem osoby, która podejmuje szybkie decyzje. Może jednak chwilę to przemyślisz? Daj mi chociaż czas na wytłumaczenie sytuacji.

– To nie będzie potrzebne. Nie życzę sobie posiadania większej ilości partnerów od tej, którą mam teraz.

– Nawet jeśli mógłbym ci zaoferować – celowo zrobił dłuższą przerwę, by go zirytować - możliwość wstępu na Mroczną Ucztę?

Widelec Raishina przestał się poruszać.

Przepustka na Mroczną Ucztę. Raishin musiał zdobyć ją za wszelką cenę.

Kiedy ich spojrzenia się spotkały, nastąpiła drażliwa cisza.

Czyżby była to jakaś diabelska intryga, czy może raczej coś innego…



Wróć do Rozdział 1 Strona Główna Idź do Rozdział 3