Chrome Shelled Regios PL: Tom 1 Rozdział 2

From Baka-Tsuki
Revision as of 20:25, 14 May 2010 by KieR (talk | contribs)
Jump to navigation Jump to search

Rozdział 2: Studenckie życie

Co tam u Ciebie? Tak pytam, bo u mnie wszystko w porządku.

Jak Ci idzie w nowej szkole? Znalazłaś już jakichś nowych przyjaciół? Mnie codziennie spotyka coś nowego. Poznając wciąż nowe osoby, widzę, jak zaskakująco różne mogą być ludzkie doświadczenia.

Dzięki temu mam całkiem nowy i ciekawy pogląd na swoje dotychczasowe życie. Wszystko tu jest inne, co powoduje, że czasem wracam myślami do mojej przeszłości. Ostatnio przypomniałem sobie, jaki byłem, kiedy zacząłem mój pierwszy trening.

Może jeszcze za wcześnie, aby nazywać tamten okres przeszłością, ale do wydarzeń, które miały miejsce, i których nie można już zmienić, takie określenie pasuje.

Zacząłem tutaj nowe życie. Na początku co prawda nie układało mi się za dobrze, ale myślę, że z czasem będzie coraz lepiej. Poznałem już kilku nowych przyjaciół, a Nina pomaga mi, jak może.

A jak Tobie się wiedzie? Pewnie nie powinienem się martwić, ponieważ zawsze byłaś lepsza w relacjach z innymi i pewnie poznałaś już więcej osób niż ja.

Prawie zapomniałem wspomnieć, że po szkole zacząłem dorywczo pracować. Czyszczę maszynownię. To męczące, ale naprawdę interesujące zajęcie. Pierwszy raz widziałem prawdziwą formę miasta. Nigdy nie myślałem, że może ono właśnie tak wyglądać. Czy prawdziwa forma Glendan jest identyczna? Może Glendan... Wymyślanie, czym mogą się one różnić, jest dosyć zabawne.


Czytając do tego momentu, musiałaś wpaść w furię. Ale i tak Ci nie powiem. Jesteś zła? Jeśli chcesz się dowiedzieć, poczekaj do naszego spotkania.


Mam nadzieję, że dojdzie do niego w mieście innym niż Glendan.


Do drogiej Leerin Marfes.


Layfon Alseif



Layfon wybrał wiszący na ścianie miecz z długim i stosunkowo szerokim ostrzem.

„Nie mogę zmienić ustawień, bo to miecz ćwiczebny. Pasuje ci to?” - powiedział chłopak w roboczym stroju.

Layfon kiwnął głową.

„Osobiście myślę, że on nie pasuje do twojej budowy ciała.”

Layfon chwycił broń, nie zwracając uwagi na niezadowolenie jednego chłopaka i na to, co powiedział drugi.

“Harley, przecież pokazał ci, że jest w porządku. Wiesz, że jesteś upierdliwy?”

Shanrid powstrzymał dalsze narzekanie Harleya lekceważącym tonem, chociaż Layfon wciąż słyszał jego mamrotanie.

Jedną ręką machnął mieczem, płynnie poruszając całym ciałem, aby dopasować się do ruchu ostrza. Przez jakiś czas poruszał się w taki sposób w przód i w tył sali treningowej.

„Rozgrzałeś się już?” - spytała Nina, zatrzymując go.

Layfon pokiwał głową.

„Świetnie.”

„Restoration.” - wyszeptała, a dwa podłużne przedmioty w jej rękach urosły. Uchwyt, jaki się pojawił, dopasował się do jej ręki, wytwarzając jednocześnie świetliste pierścienie, które błyskawicznie spłynęły na część wykorzystywaną do ataku. Dopełnieniem przemiany była zmiana koloru, który zamiast odbijać światło, wydawał się je pochłaniać.

Jej bronią były dwie pałki z reguły nazywane żelaznymi biczami.

Przemiana następowała dzięki kombinacji komendy głosowej oraz danych zapisanych w Ditcie. Dzięki alchemii możliwa była nawet dokładna symulacja wagi prawdziwej broni.

„Nie zamierzam dawać ci żadnych forów.” - oznajmiła.

Nina gwałtownie zakręciła pałką w powietrzu, wywołując charakterystyczny szum, po czym skierowała ją w kierunku czoła Layfona.

Layfon kiwnął głową, niemal czując na czole nieistniejący ból, i przyjął pozycję do walki.

Wydarzenia, które nastąpiły potem, rozgrywały się z niewiarygodną szybkością.

Nina podbiegła do Layfona, nie dając mu czasu na ocenienie odległości, jaka ich dzieliła, po czym zaatakowała jedną z pałek.

Layfon ustawił się bokiem, aby uniknąć przyjęcia ciosu na klatkę piersiową, jednak lewa pałka Niny już opadała w kierunku jego odsłoniętych pleców. Podniósł miecz nad głowę i obracając dłoń, opuścił go wzdłuż kręgosłupa. Wiedział, że gdyby za bardzo usztywnił mięśnie, siła uderzenia mogłaby wybić mu w tej pozycji nadgarstek. Nie mógł do tego dopuścić. W ostatniej chwili ustawił miecz płazem, który w momencie ciosu uderzył w plecy i rozproszył jego energię.

Korzystając z pędu, jakiego dostał po ataku Niny, obrócił się, rozluźniając mięśnie, i wykorzystał lukę między żelaznymi biczami, aby odskoczyć na bezpieczny dystans.

Odzyskał równowagę i ponownie przyjął bojową postawę. Ktoś z obserwujących wesoło zagwizdał.

„Haha! Pierwszy raz widzę, żeby ktoś zablokował podwójny atak Niny.” - stwierdził Sharnid.

Layfon zauważył, że Ninę nic nie obchodził komentarz kolegi. Jej bystre oczy ani na chwilę nie spuściły wzroku ze swej zdobyczy. Obserwowała go, zwracając uwagę na każdy najdrobniejszy ruch.

Tym razem ostrożnie oceniała dzielącą ich odległość. Postawa Layfona zmieniła się w odpowiedzi na powoli zmniejszający się dystans między nimi.

Oczywisty był fakt, że solidne, żelazne pałki zostały stworzona jako broń ofensywna. Do tego celu zostały odpowiednio wydłużone. Osoba ich używająca podczas walki nie musiała się martwić, że się złamią, co spotykało miecze, i można było swobodnie nimi wymachiwać. Ponieważ, w przeciwieństwie do mieczy, nie posiadały one ostrej krawędzi, którą należy trafić przeciwnika, równie dobrze można było posługiwać się nimi do obrony, bez obaw przyjmując bezpośrednie ciosy. Ich wszechstronność i niezawodność sprawiła, że policja w Glendan używała żelaznych pałek jako swojej podstawowej broni. Wersja policyjna była jednak znacznie lżejsza i krótsza.

Po przyjęciu ataku ręka Layfona trochę zdrętwiała, nie miał wątpliwości, że obie pałki są dokładnie tak ciężkie, na jakie wyglądają. Ogromna lekkość, z jaką Nina używała swojej broni, była naprawdę godna podziwu.

Stojąc naprzeciwko siebie, powoli zaczęli poruszać się po niewidzialnym okręgu.

Gdy tylko stopa Layfona opuściła podłogę, aby postawić kolejny krok, Nina znowu błyskawicznie skróciła dzielący ich dystans i zaatakowała. Próbował on wykonać unik, wycofując się w celu zwiększenia odległości, jednak Nina nie zamierzała na to pozwolić. Nie miał innego wyjścia, musiał użyć miecza. Obniżył go, chcąc zaatakować, jednak pałka błyskawicznie zbiła miecz. Layfon podniósł ostrze nadgarstkiem, zmieniając rodzaj cięcia z niskiego na wysokie, po czym natarł w kierunku Niny. Ta jednak odruchowo zablokowała go, jednocześnie wyprowadzając kontratak.

Layfon wiedział już, jak powinien zareagować, i po raz drugi odskoczył w bezpieczne miejsce, a Nina wydawała się niezadowolona z faktu, że jej oponent nie chce walczyć w zwarciu.

„Potrafisz używać Zewnętrznego Ataku Energetycznego?”

Jej nagłe pytanie wybiło Layfona z rytmu ataku, który miał właśnie wyprowadzić.

„Potrafisz użyć Zewnętrznego Ataku Energetycznego?” - powtórzyła, a Layfon potwierdził, kiwając głową.

Te kilka słów zburzyło strategię, jaką od początku walki układał sobie w głowie.

Nina uśmiechnęła się. „Dobrze.”

Skrzyżowała żelazne pałki na piersi.

Nagle w pokoju rozległ się głośny dźwięk, wraz z którym pojawiły się potężne wibracje zdolne zbić nieprzygotowaną osobę z nóg.

„Broń się!”

Zanim Layfon się zorientował, rozciągnięte w bezlitosnym uśmiechu usta Niny znalazły się tuż przed jego twarzą.

W kilka sekund później stracił przytomność.



Layfon uniósł miecz i pewnie, bez najmniejszego wahania, z całej siły wyprowadził cięcie. Jego serce pozostało kompletnie niewzruszone. Raz po raz opuszczał miecz, starając się zniszczyć coś, co nie dawało mu spokoju.

Jego przeciwnikiem był... problem.

Tak długo, jak istniejesz, musisz mierzyć się z problemami. Bo czy można je wszystkie rozwiązać, kiedy stawia je na twojej drodze samo życie?

Kiedy udało ci się pokonać jeden, pojawia się następny, za nim kolejny i kolejny, układając całość w niekończący się łańcuch.

Światło prześwitujące przez sufit leniwie odbijało się w jego białym Ditcie.

„Pragniesz Niebiańskiego Ostrza? Jeżeli tak, to możesz je sobie wziąć.”

Layfon wyszeptał te słowa na arenie tak cichej, że dałoby się usłyszeć dźwięk upadającej igły. Miecz wypadł mu z dłoni, roznosząc po całej arenie irytujący, metaliczny odgłos.

Razem z nim upadł rozcięty problem.

„Ach.” - to był jedyny odgłos, jaki wydał z siebie Layfon. Nie był to dźwięk zaskoczenia ani radości, ale zwykła reakcja na rzeczywistość.

Wiele oskarżycielskich palców skierowało się w jego stronę. Postacie na trybunach były anonimowe i bezkształtne, nie miały oporów, aby się go wyrzec.

Jak śmiał! Zdrajca! Nie wstyd mu?!

Potok zniewag narastał. Coraz więcej sylwetek wskazywało na bezbronnego wojownika.

Jednak jego to nie obchodziło. Mierzył ich wszystkich zimnym wzrokiem.

No i co z tego?

A jakby oni poradzili sobie z tym problemem na jego miejscu?

Czy w rubryce przewidzianej na odpowiedź zostawiliby pustą przestrzeń?

On jedynie ruszył we właściwym kierunku. Kto by przypuszczał, że przez to Niebiańskie Ostrze upadnie na ziemię.

Jego spojrzenie budziło strach w ludziach, którzy na niego wskazywali. W poszukiwaniu rozwiązania nieświadomie spuścił wzrok.

Poza mieczem na ziemi znajdowało się także ciało.

Ciało wyglądające zupełnie jak Nina.

Nie, to była Nina. Ślad po cięciu Layfona był wyraźnie widoczny na jej skórze. Martwa, milcząca leżała bezwładnie na ziemi.

„Czy to jest odpowiedź?” - ktoś spytał.

„To sen.”

Jedno pojedyncze zdanie rozwiało wszelkie wątpliwości.



Pierwszym, co poczuł po przebudzeniu, była niepohamowana nienawiść do siebie samego.

„Aaaaa, to niemożliwe!”

Złapał się za głowę.

Łóżko, na którym leżał, zaskrzypiało. Naprzeciw niego, przy białej ścianie, znajdowała się szafka pełna lekarstw. Poczuł zapach środków dezynfekujących i zdał sobie sprawę, że jest w szpitalu. Nie był zaskoczony, ponieważ wiedział, że straci przytomność przez atak Niny.

W porównaniu do tego sen wydawał się o wiele poważniejszym problemem.

„Śniłem o zemście. To niemożliwe. Jestem beznadziejny... najgorszy!”

Zaczął tarzać się po łóżku, ostatecznie z niego spadając.

Leżał na zimnej podłodze, narzekając i chłodząc jednocześnie głowę.

„Co ty wyprawiasz?”

„...Jestem jedynie zaskoczony swoją bezużytecznością.”

Layfon, słysząc głos z góry, przestał mówić do siebie, ale nie zamierzał zmieniać pozycji. Nie wstanie, dopóki jego czerwona z gniewu twarz nie powróci do normy. Musi jeszcze trochę poczekać.

„Rozumiem. Możesz już się ruszyć?”

Głos należał do dziewczyny, którą spotkał w kawiarni, i która zabrała go do siedziby plutonu.

„Będzie w porządku, jeśli dasz mi jeszcze trochę czasu.”

„Czemu?”

„Proszę, zgódź się.”

„Muszę?”

„Tak.”

Dziewczyna zdawała się rozumieć jego prośbę. Layfon nie wiedział, czy naprawdę zrozumiała, ale nie zamierzał jej o to wypytywać, tym bardziej że nie przestała nalegać, aby wstał. Czuł przy własnej głowie jej nieruchome czubki butów.

Oboje zachowywali ciszę.

Cisza.

Cisza.

Cisza.

Layfon, nie dając sobie z nią rady, zapytał: „Nie znam twojego imienia, możesz mi je wyjawić?”

„A, tak, nie przedstawiłam się jeszcze. Nazywam się Felli Loss, jestem uczennicą drugiego roku Akademii Wojskowej.”

(Loss?)

Przez jego głowę przeleciały niemiłe wspomnienia.

„Cześć. Eee... przepraszam, jeśli się pomyliłem, ale...”

„Nie pomyliłeś się. Karian Loss jest moim starszym bratem.” - Felli nie pozwoliła mu dokończyć zdania, szybko potwierdzając jego obawy. Nagle zrobiło mu się słabo.

„A więc to tak...”

„Tak. Nienawidzisz mojego brata?”

Po raz kolejny wyprzedziła jego myśl.

„Czy nie powinieneś wreszcie wstać?”

Layfon powoli pozbierał się z podłogi. To z pewnością był szpital, wszystko było sterylne i czyste, nawet tarzanie się po ziemi nie pobrudziło jego munduru.

Zerknął na nią, szukając oczu. Były trochę podobne do tych Kariana, miały w sobie pewne piękno. Z pewnością byli spokrewnieni.

Po krótkiej wymianie spojrzeń Felli trochę się rozluźniła.

„Zdecydowanie lepiej rozmawia się z osobą, którą widzisz.”

„...Przepraszam.” - wydukał.

„Nie musisz. Przyszłam w złym momencie.”

Przypomniał sobie, że chwilę wcześniej tarzał się po ziemi, bijąc się z własnymi emocjami. Znów się zaczerwienił.

„Nienawidzisz mojego brata za to, że zmusił cię, abyś przeniósł się do Akademii Wojskowej, prawda?”

Felli wróciła do poprzedniego tematu, nie zwracając uwagi na wyraz twarzy Layfona.

„...Nienawiść to trochę za mocne słowo.”

Nie wiedział, jak inaczej odpowiedzieć na jej pytanie.

„Ja także go nienawidzę.” - powiedziała Felli, kiedy Layfon wciąż się zastanawiał.

„Co?”

Nie mógł zrozumieć, co miała przez to na myśli.

(Nienawidzi... własnego brata?)

Z ust Felli wyszły beznamiętne słowa: „Nie chciałam uczyć się sztuki wojennej, ale zmusił mnie do tego.”

„Dlaczego...”

„Żeby wygrać.” - odpowiedziała bez wahania.

„Zrobi wszystko, aby osiągnąć swój cel, nieważne jakich środków miałby użyć. Zdanie innych nic dla niego nie znaczy.”

„Nie, ale...”

Felli, oceniając swojego brata, wciąż patrzyła na Layfona, błyskawicznie ukrywając wszelkie emocje. Wcześniejszy uśmiech zniknął, jakby go nie było.

Layfon poczuł się zagubiony.

„Posłuży się wszelkimi sztuczkami, aby wygrać. To śmieszne, że musimy pracować dla takiej osoby.”

„Więc co według ciebie powinienem zrobić?” - spytał.

Starsza o rok Felli była dosyć niska. Jej piękna i delikatna twarz była nie do odczytania.

„Musisz tylko pozostać sobą.”

„Co?”

„Miej takie samo nastawienie, jakie miałeś podczas walki z Niną.”

„Co masz na myśli...?” - zapytał.

Felli zdążyła już odwrócić się do niego plecami i sięgnąć do leżącej na drugiej ławce torby.

„Eee, przepraszam...”

„To twoja odznaka i pozwolenie na noszenie broni. Proszę przypnij odznakę do swojego munduru. Jutro weź pozwolenie i pójdź z Harleyem do Działu Dopasowania Broni. Pomoże ci z ustawieniami Dita.”

Powiedziała to szybko, po czym kiwnęła głową na pożegnanie i wyszła.

Stracił rozmówcę. Jej słowa przez chwilę krążyły mu po głowie. Wyciągnięta na pożegnanie ręka straciła cel i jedyne, co mógł zrobić, to bezsensownie pomachać nią w powietrzu.

Najpierw poczuł się okropnie głupio, a następnie długo westchnął.

Felli skarżyła się na swojego brata, ale wyszła natychmiast po dostarczeniu wiadomości, jaką miała przekazać. Postąpiła podobnie jak Karian, kiedy wypraszał go z biura. Wydawało się, że rodzeństwo miało identyczne maniery.

„Co teraz?”

Layfon położył się na ławce. Nie mógł wymyślić żadnej dobrej strategii. Za nim leżała odznaka i kawałek papieru.

Jego dołączenie do plutonu stało się nieodwracalnym faktem.

„Aaaa... czemu to się musiało tak skończyć?!”



Chociaż Layfon nie wiedział, gdzie znajduje się klasa Harleya, następnego dnia po szkole próbował za wszelką cenę uniknąć ich spotkania. Harley jednak pojawił się przed nim w tym samym wysmarowanym olejem stroju roboczym co wcześniej.

„Po obejrzeniu wczorajszej walki, myślę, że miecz do ciebie nie pasuje. Nina nosi ciężką broń, która też do niej nie pasuje, ale wie, jak sobie radzić z jej wagą i ma swój unikalny styl.” - powiedział do Layfona, który cicho szedł za nim z depresją w oczach.

Harley nawet tego nie zauważył.

„Ale ty jesteś zupełnie innym przypadkiem. Twoje ruchy ciała z mieczem po prostu nie były płynne. Twój styl walki bazuje na szybkości, prawda? Musiałeś już wcześniej trenować.” - z entuzjazmem kontynuował.

„Nie. Uczyłem się tylko trochę w dojo. Znam same podstawy, a broń, której używałem, była taka sama jak ćwiczebny miecz.”

„Naprawdę?” - zdziwił się Harley.

„Sądząc po wczorajszej walce z Niną, nie wyglądasz na amatora. Myślałem, że przeszedłeś przez profesjonalny trening.”

„Pudło. W Glendan... Urodziłem się w Glendan. Dojo na takim poziomie są wszędzie. Trenowałem trochę, bo jedno z nich był koło mojego domu.”

„Sztuka wojenna jest bardzo popularna w Glendan, więc to by wszystko wyjaśniało. Czy to znaczy, że w Glendan jest więcej osób na twoim poziomie?”

„Jakby to powiedzieć. Nie walczyłem za dużo z innymi, więc nie jestem pewien.”

„Trudno. Ale przyznasz, że jesteś pewien własnej siły.”

„Mylisz się.” - spokojnie odpowiedział.

Na twarzy Harleya pojawił się łagodny i przyjacielski uśmiech. Weszli do budynku, na którego ścianie znajdował się napis: Departament Dopasowania Broni.

Harley podał dokumenty przez okienko i odebrał drewniane pudełko, po czym wrócił do czekającego Layfona.

„Chodź do mojego laboratorium.”

Harley podał mu pudełko i poprowadził przez budynek.

„Eeee, szczerze mówiąc, to laboratorium mojej klasy.”

Studenci alchemii są grupowani, po czym każda grupa dostaje swoje laboratorium, w którym mogą przeprowadzać własne eksperymenty.

„Możesz dostać własne laboratorium, jeśli regularnie publikujesz jakieś dobre teorie. Tutaj nie mogę naprawdę robić tego, co chcę.”

„W czym się specjalizujesz?”

„Ustawienia broni. Jasne, że muszę też coś wymyślać, ale wolę ustawiać broń tak, aby jak najlepiej służyła swoim użytkownikom.”

Layfon teraz zrozumiał, czemu Harley był taki uparty i pewny, że tamta broń do niego nie pasuje.

„To trochę inne niż trenerzy, jakby to nazwać...?”

„W Glendan nazywamy ich inżynierami Ditów.”

„Ach, rozumiem. Faktycznie, odpowiednia nazwa.”

W laboratorium panował bałagan.

Nie, samo laboratorium było istotą bałaganu.

Po otworzeniu drzwi Layfon zobaczył coś kolorowego przyklejonego do podłogi. Blisko ściany, przy której znajdowały się drzwi, leżały pokryte kurzem sterty magazynów i papierów z trudnymi nazwami. Był tam też pęknięty kubek i kawałek odrzuconego na bok nadjedzonego chleba. A przez zapach unoszący się w powietrzu Layfonowi zrobiło się słabo.

Kawalerskie życie... jego najgorsza możliwa wizja, stała się tutaj rzeczywistością.

Harley wydawał się praktyczny, ale to chyba ograniczało się tylko do tego, czym w danym momencie się interesował.

W pokoju znajdowały się trzy stoliki. Na wszystkich panowała taka sama sytuacja, więc Layfon nie był w stanie ich odróżnić. Harley zepchnął rzeczy z jednego z nich, a na „posprzątanym” miejscu położył drewniane pudełko.

W pudełku znajdowało się wiele przypominających pałeczki obiektów. Harley wyjął jeden z nich i sięgnął po terminal z pudełka na narzędzia, łącząc je gładko razem.

„Najpierw ustawmy rękojeść miecza. Jesteś oburącz-ręczny, prawda? Chcesz go ustawić na dwie ręce?”

„Tak, proszę.”

Odpowiedział wiedząc, że Harley i tak nie słuchałby tego, co by powiedział, i ustawi wszystko na swój własny sposób.

„Jasne. Potrzymaj.”

Harley podał mu coś, co wyciągnął ze sterty rupieci na blacie. Był to półprzezroczysty przedmiot o niebieskim zabarwieniu. Na drugim końcu był podłączony przewodem do maszyny.

„Trzymaj to tak, jakbyś trzymał miecz.”

Layfon podążył za instrukcjami, ściskając mocno przedmiot. Wydawał się delikatny, ale miał swoją odporność i mimo swojego wyglądu okazał się zaskakująco wytrzymały.

„Łał, masz naprawdę mocny chwyt. Mógłbyś spokojnie walczyć wręcz.”

Harley pokiwał głową, patrząc na liczby pojawiające się na wyświetlaczu. Wyciągnął klawiaturę i wpisał jakąś liczbę.

Kijek od strony, do której był podłączony terminal, wydłużył się, zmieniając swój kształt na ten, który był widoczny na ekranie.

„Spróbuj jeszcze raz.”

Ponownie postąpił według instrukcji.

„I jak?”

„...Całkiem nieźle.”

„Ustawię to lepiej, kiedy będziemy znali wagę. Cóż, rękojeść na razie wydaje się być ok. Teraz materiał. Jaki chcesz? Nina używa czarnego Dita. Ma dobrą sprężystość, ale zmniejsza przewodzenie. Jeśli chodzi o prędkość, to lepiej użyć białego albo zielonego. Polecam biały. Jeśli nie rozumiesz, mam tu kilka próbek. Chcesz je sprawdzić?”

Nie czekając na odpowiedź, Harley wyszedł do laboratorium testowego i przyniósł z niego stertę Ditów.

Layfon spocił się od samego patrzenia na górkę leżących na podłodze obiektów.

„No to zaczynamy testowanie.”

Uśmiechając się, podał Layfonowi pierwszą próbkę. Wyglądało na to, że spędzą tam całą wieczność.