Boku wa Tomodachi ga Sukunai PL:Tom 1 Yozora
Yozora[edit]
Po wyjściu z klasy poszedłem za Yozorą do szkolnej kaplicy. Był to ogromny budynek z krzyżem na samej górze dachu. W środku znajdywały się pomieszczenia dla ceremonii takich jak msze czy śluby. Dodatkowo zawierała typowo kościelne wyposażenie takie, jak konfesjonał. W końcu, jest tu seminarium i pokój modlitw.
Jeden z nich - „pokój spotkań nr 4” został pokojem Klubu Bliźnich. Był udekorowany w stylu zachodnim, a jego rozmiar, to jakieś osiem tatami.[1] Wyposażenie pomieszczenia, to mały okrągły stolik, kilka kanap i mała metalowa półka. To miejsce przypominało bardziej salon, aniżeli kościelny pokój spotkań.
W przeciwieństwie do mnie, Mikazuki od razu się rozłożyła na kanapie.
- Na pewno możemy użyć tego pomieszczenia...?
- Nauczyciel nadzorujący nie miał nic przeciwko, więc tak, oczywiście - odpowiedziała Mikazuki, jakby to było oczywiste.
- Nauczyciel nadzorujący?
Racja, to był mimo wszystko oficjalny klub. To jasne, że klub ma przydzielonego nadzorcę.
Tak jak powolnie siadałem na kanapie po drugiej stronie, tak powoli powiedziałem:
- Poważnie, że ktoś chce nadzorować taki podejrzany klub...
- Ten klub nie jest wcale podejrzany. Jak głoszą tezy chrześcijaństwa, ci, którzy chodzą do tej samej szkoły powinni traktować innych uczniów, jako swoich drogich bliźnich – z niewinną przyjaźnią, szczerością. Powinni także angażować się we wszystkie piękne i znaczące wydarzenia. Wszystkie aktywności prowadzą do tego prostego, ale jakże szczytnego celu.
- Hę? To brzmi jednak podejrzanie, nieważne który raz to słyszę... To kto zamierza nas oświecać w sprawach znajdywania przyjaciół?
- Siostra Maria.
- Co...?
Nigdy nie słyszałem tego imienia.
Jako, że była to chrześcijańska szkoła, znajdowało się tu paru asystujących duchownych wysłanych przez kościół. Działali tutaj głównie jako nauczyciele religii i etyki. Jako, że nie byłem zbytnio zainteresowany tym, co chrześcijaństwo ma mi do przekazania, zdecydowałem nie chodzić na żadne z tych lekcji. Początkowo myślałem, że będę tu żył bez powiązań z zakonnicami. Byłem zaskoczony, że spotkam się z nimi w takim miejscu.
- Zakonnica Maria, tak...? Mam jakieś przeczucie. Nie jestem pewny, ale może czegoś się od niej nauczę.
- Aaa... To tylko twoja wyobraźnia – stwierdziła Mikazuki.
- Moja wyobraźnia...?
- Pani Maria też nie ma przyjaciół.
Chyba wtedy ukazała ogromną wadę swojego zachowania.
- Dlaczego... Dlaczego wybrałaś kogoś takiego na nadzorcę?
- Jestem słaba w rozmawianiu z ludźmi, którzy mają wielu przyjaciół... Z drugiej strony, potrafię luźno pogadać z osobami, które nie mają przyjaciół, jak ty, Kodaka.
Yozora Mikazuki: była bardziej godną pożałowania osobą, niż to sobie wyobrażałem.
- Innymi słowy, nie miałaś wyboru, jak poszukać pomocy od nauczyciela, który jest w tej samej sytuacji, co ty?
- Dokładnie – zarozumiale odpowiedziała i władczo rozsiadła się na sofie.
- Ech, byłoby głupio, gdybyśmy spędzali czas słuchając pouczeń nudnego nauczyciela. Myślę, że to cena za udostępnienie nam tego pomieszczenia.
- Tak też można to zinterpretować. – Zgodziła się ze mną.
- No więc? Jakie konkretne aktywności klubowe masz w głowie?
- Zanim zaczniemy, potrzebujemy więcej członków – odpowiedziała Mikazuki.
- Ach, rozumiem...
Jako, że chciała znaleźć przyjaciół w klubie, by inni nie myśleli, że jest samotna, to jasne, że miała zamiar ściągnąć jak najwięcej ludzi. Ja, jednak, przyjmuję założenie, że liczy się jakość, a nie ilość.
Mikazuki wyjęła rolkę papieru z jej torby.
- To wpierw zróbmy plakat rekrutacyjny.
- Okej.
Skończyła całkiem szybko i podała mi ogłoszenie.
- Myślę, że poszło mi całkiem nieźle.
- Hmm... – Spojrzałem na nie. - ...
I... Osłupiałem.
Jak to ująć... To było coś; Tak, to musiało być coś. Reasumując, plakat był naprawdę „czymś”.
- Co to jest...?
-Ogłoszenie, nie? Zaraz je powieszę na tablicy informacyjnej w szkole.
-Ech...
Kiedy zobaczyła moją niedowierzającą twarz, spochmurniała i zapytała:
- Co? Widzisz gdzieś jakiś problem?
- Nie rozumiem, jak możesz nie widzieć niczego złego w tym plakacie. Nie wiadomo z niego nawet, czym zajmuje się klub. Czymś takim nie zbierzesz wielu nowych członków.
- Fufu, jesteś zbyt naiwny, Kodaka.
Z jakiegoś powodu Mikazuki patrzyła się na mnie, jakbym był idiotą.
- Spróbuj przeczytać to na ukos.
- Na ukos...? - Sceptycznie spojrzałem na kartkę. - Aha!
- Łapiesz? – Mikazuki się lekko uśmiechnęła.
- No, można tak powiedzieć.
Jeśli przeczyta się to na ukos od lewego górnego rogu, dostaniesz:
Poszukujemy
Nowych
Przyjaciół
【と】にかく臨機応変にろ隣人
と【も】善き関系を築くべく
から【だ】と心を健全に鍛え
たびだ【ち】のその日まで
共に想い【募】らせ勵まし合い
皆の信望を【集】める人間になろう
ともだち募集 = ‘Poszukiwani Przyjaciele’
[„Wszyscy jesteśmy miłymi i elastycznymi bliźnimi,
więc dajmy zaczątek przyjacielskiej relacji z innymi!
W celu rozwijania i samodoskonalenia się,
pracujmy od dzisiaj, by zacząć tę podróż,
w której będziemy się nawzajem motywować naszymi ideałami,
a dzięki której staniemy się najbardziej godnymi ludzkiego zaufania!”]
- Cóż za subtelna wskazówka...
- To nie jest wskazówka. - Mikazuki zdawała się być zaskoczona.
- Ludzie, którzy szukają sposobów na zawierane przyjaźni dostrzeżą tą ukrytą wiadomość. Z drugiej strony, osoby nie mające problemów społecznych po prostu przeczytają ogłoszenie i wkrótce o nim zapomną. Innymi słowy, nie musimy się afiszować z naszym problemem i pisać tę zawstydzającą notkę „poszukiwani przyjaciele”, skoro możemy tak odnaleźć ludzi z tym samym celem.
- Erm...
Mikazuki była tak pewna swego. Sam nie wiedziałem co powiedzieć. A właśnie, wiecie, że to nieco krępujące...
- No dobra. Pójdźmy sto kroków wstecz i powiedzmy, że twoja hipoteza jest prawidłowa...
- Po co mamy iść sto kroków wstecz?
Zignorowałem zdziwioną Mikazuki i drążyłem dalej:
- Zostawiamy tekst. Co to za rysunek?
- Czy to nie oczywiste?
- Pytam, bo dla mnie nie jest!
- Fufu...
Mikazuki zaczęła się ze mnie śmiać, jakbym to ja był tutaj głupkiem. Tak, jakby była cierpliwym, miłym nauczycielem, który uczył bałwana jakiś prostych rzeczy... Tak samo też wyjaśniła:
- Nie było jakiejś ludowej pieśni o zdobyciu stu przyjaciół i zjedzeniu razem kulek ryżowych na szczycie Góry Fuji? Ją właśnie miałam na myśli. Nie starałam się za bardzo przy rysowaniu.
- Rozumiem...
- Obrazek jest dla tych, którzy nie zauważyli ukrytej wiadomości. To jest dla nich druga szansa, bo wciąż mogą odkryć intencję tego klubu poprzez rysunek.
- No dobra. Pójdźmy sto kroków wstecz i powiedzmy, że to, co mówisz jest prawdą...
- Po co mamy iść sto kroków wstecz?
Ponownie zignorowałem pytanie Mikazuki.
- Czemu ludzie na rysunku jedzą... To kulki ryżowe? Jak jedzenie? Dlaczego te kulki mają nogi i oczy?
- Tak wyglądają bardziej słodko.
- Naprawdę nienawidzę tego uczucia, że w każdej chwili moje jedzenie może stać się szalone, gdy będę próbował je ugryźć. Nie uosabiaj jedzenia...
- Nie dajesz należytego szacunku tym bohaterom narodowym?
- Bohaterom narodowym?
- Są to dobrzy ludzie, którzy pozwalają dzieciom odgryzać ich głowy.
- Anpanman?!
- Ostateczne poświecenie... Wierzyli, że zostaną twoim kwasem żołądkowym. Jestem pewna, że odważnie i miłościwie trzymali się z przyjaciółmi...
- Anpanman będzie miał same kłopoty przez twoje rozumowanie!
Nagle, Mikazuki spojrzała się na mnie podejrzliwie.
- Wiesz, Kodaka... Nie odczytałeś ukrytej wiadomości, nie zrozumiałeś także tego rysunku. Na pewno jesteś tutaj, żeby znaleźć przyjaciół?
- Nie chcę zawierać znajomości z ludźmi, którzy mają wystarczająco „talentu”, by zrozumieć taki plakat...
- Hę, więc nadal myślisz, że to ty jesteś tutaj normalny. Kodaka, jesteś Światowym Typem osoby.[2]
- Jesteś ostatnią osobą, od której chciałbym to usłyszeć.
Mikazuki widząc, jak jestem już zmęczony zaczęła się niecierpliwić.
- Dopiero to zauważyłam, ale przestań do mnie mówić ciągle na „ty”. Nie czuję się z tym dobrze.
- Hm? Aaa... Dobrze. Co sądzisz o...
Nigdy nie byłem pewny, jak zwracać się do innych. Powinienem mówić do nich po nazwisku? Imieniu i nazwisku? Po pseudonimie? Powinienem dodawać „san”, „kun” albo „chan”?[3] A może powinienem używać imion, jakbyśmy byli razem blisko? Dlatego starałem się zawsze zwracać do innych używając imienia i nazwiska.
- To może... Mikazuki... -san?
- Yozora – surowo odpowiedziała Mikazuki. – Nazywaj mnie po imieniu, Yozora.
- Do... Dobrze. To... Yozora.
- Czemu się rumienisz? Odrażające... – oświadczyła wciąż niezadowolona Mikazuki.
Jestem jedyną osobą, która staje się nieśmiała, gdy próbuje powiedzieć do dziewczyny po imieniu?
- Ej, masz może jakiś pseudonim? Łatwiej mi ich używać...
- Mam... A raczej miałam... – Mikazuki wyglądała na jeszcze bardziej zirytowaną, niż zwykle i dopowiedziała – Miałam kiedyś, ale nie mogę ci powiedzieć.
- Czemu? – zapytałem.
Spojrzała na mnie osamotnionym uśmiechem, jakby zaraz miała się popłakać.
- Ponieważ pseudonimy są wyłącznie dla przyjaciół.
Nadal nie rozumiałem, co Mikazuki... nie, co Yozora myślała.
- Skoro tak... To zawieśmy to ogłoszenie... Yozora.
Nieco skrępowany podniosłem się z kanapy.
Pierwsza zajęcia Klubu Bliźnich...
W końcu mamy znajomych z klasy, którzy mówią do siebie po imieniu. Jeśli zignorujemy wydarzenia pomiędzy początkiem, a końcem i spojrzymy wyłącznie na końcowy rezultat, to ciężko powiedzieć, że poszło nam dobrze.
Notki tłumacza[edit]
- ↑ tradycyjny japoński dywan – słowo używane również, jako miara
- ↑ od tłumacza: „セカイ系” („World Genre” z angielskiego tłumaczenia) – jest to określenie, które wymaga szerszej znajomości całego przemysłu anime. Tak przynajmniej twierdzą tłumacze z japońskiego na angielski. Sami nie rozwijają tego, a wyjaśnienie można chyba tylko znaleźć na japońsko języcznych stronach internetowych. Ja niestety japońskiego nie znam, wybaczcie. Jeśli jednak ktoś się orientuje, o co tu chodzi, to piszcie. W każdym bądź razie, to pewnie jakieś obraźliwe określenie.
- ↑ są to sufiksy dodawane po imionach bądź nazwiskach. Używane w Japonii w celach grzecznościowych. „San” można przetłumaczyć na „Pan”, „Pani”
Poprzednie Kodaka Hasegawa | Wróć na Strona główna | Następne Sena Kashiwazaki |