Zero no Tsukaima wersja polska Tom 2 Rozdział 2

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

Rozdział drugi: Smutek Jej Królewskiej Mości[edit]

Poranek.
Klasowi koledzy Loiuse zrobili wielkie oczy, gdy weszła do klasy, pewnie dlatego, że ciągnęła za sobą łańcuch, na końcu którego uczepiony był ciężko pobity Saito. Twarz Loiuse emanowała ekstremalnie niebezpieczną aurą, a jej piękne brwi wykrzywione były złością. Zmierzwiła włosy.
- Wow, Louise. Co tutaj przytargałaś?! - Montmorency Fragrance, przesadnie demonstrując zdziwienie.
- Mojego Chowańca
- W porządku... Jak się mu tak przyjrzeć z bliska, to rzeczywiście on. - Montmorency przytaknęła. Jednak ogromny siniak i zakrzepła krew na twarzy, sprawiała że tylko nieliczni rozpoznawali w nim Saito. Jego głowa, wraz z nadgarstkami zakuta była w dyby. Spojrzał na zablokowane nadgarstki i został przeciągnięty jak worek śmieci.
- Co on zrobił?
- Miał czelność wpełznąć do mojego łóżka.
- Och! - Montmorency zareagowała zbyt emfatycznie, strzępiąc pięknie zakręconą fryzurą. - Wulgarne! Och, wchodzenie do czyjegoś łóżka jest takie... Och! Brudne! Nieczyste! Bardzo nieczyste! - Przygryzła kawałek chusteczki, kiedy mówiła o reputacji, przodkach i tak dalej. Mierzwiąc swoje czerwone włosy, Kirche weszła do klasy gapiąc się na Louise.
- To musi być twój sposób uwodzenia, prawda Louise? Sprośnie, doprawdy sprośnie Louise, uwodzisz Saito jak zwyczajna dziewka, czyż nie?
- I kto tu jest niby sprośny? Nie ma mowy, abym go uwodziła!
- Rany... być rannym przez to... biedaczek... pozwól, że cię uleczę. - Kirche przytuliła głowę Saito. Jej ogromne piersi prawie go udusiły, może go nie uzdrowiły, ale czuł się jak w siódmym niebie.
- Ej, ej, ej...
- Czy wszystko w porządku? Gdzie cię boli? Uleczę cię zaklęciem
- Leż spokojnie. Nie możesz używać zaklęć leczniczych , prawda? Twoje runiczne imię to „Ciepło” jak udar cieplny. Zwolnij nieco - powiedziała Louise z oburzeniem.
-Jest żarliwy. Żar-liwy. Nigdy bym nie pomyślała, że twoja pamięć to również Zero. - Kirche spojrzała na klatkę piersiową Louise -Widzisz. Twój przydomek „Zero” nie jest tylko o twoich piersiach i magii!
Twarz Louise momentalnie poczerwieniała. Mimo to, zaśmiała się chłodno, zagryzając wargi.
- Dlaczego mam przejmować się słowami kobiety, która nieustannie chwali się piersiami? Myślisz że wszystkie kobiety przejmują się rozmiarem swoich piersi? Masz naprawdę pomieszany tok myślenia. Twój mózg musi być pusty albo coś... wszystkie składniki odżywcze idą w twoje p-piersi... twój mózg m-musi być p-pu-pusty...
Mimo że, próbowała zachować spokój, głos jej zamarł. Zrozumiała, że przyjęła bardzo osobistą ofensywę.
-Twój głos drży, Vallière - Kirche delikatnie podtrzymywała Saito, jego ciało nadal było pokryte siniakami i ranami. Kirche przyłożyła głowę to jego klatki - Och, skarbie, czy myślisz ze piersiasta Kirch jest głupia?
-N-nie... j-jesteś bardzo inteligentna!-Saito prowadzony ekstazą, szamotał swoją głową pomiędzy piersiami Kirche.
Brew Louise podniosła się i pociągnęła pełną siłą łańcuch który trzymała w ręku.
- Chodź tu! - Zablokowana głowa Saito, nadgarstki i całe ciało ciężko uderzyło o ziemie. Louise stanęła nad nim i powiedziała chłodnym głosem. - Kto pozwolił ci rozmawiać z ludźmi? Możesz mówić tylko „hau”, psie.
- Hau, tak pani - Saito odpowiedział cicho.
- Głupi pies. Zrób to znowu. Co mówisz gdy chcesz powiedzieć „tak”?
- Hau.
- Dokładnie. Mówisz „hau” raz. Co mówisz gdy chcesz powiedzieć „Zrozumiałem, mistrzu?”.
- Hau, hau!
- Dokładnie. Mówisz „hau” dwa razy. Co jeżeli „Idę do łazienki”?
- Hau, hau, hau!
- Brawo! Mówisz „hau” trzy razy. To doskonałe słownictwo dla takiego głupiego psa, więc nie musisz mówić nic innego.
- ... Hau.
- Szczekanie jest równie słodkie! – Powiedziała Kirche, pieszcząc podbródek Saita. - Awww... możesz przyjść do mojego łóżka dzisiaj w nocy? Jak będzie? Mogę szczekając wylizać tyle miejsc ile będziesz chciał!
Saito nagle wstał na kolana, pokazał ogon, który przyczepiła mu Louise, a był zrobiony z miotły. Były również uszy zrobione z łachmanów.
- Hau! Hau! Hau, hau!
Louise dyskretnie ale z wielką siłą pociągła łańcuch
- Ty mały...
I ze złością stanęła nad nim.
- Czy nie powiedziałem „hau”, kiedy chciałem się porozumieć!? - Saito miał dość, wstał z miną „lepiej dać mi nauczkę” i spojrzał Louise prosto w twarz. Pociągnęła za łańcuch u jego stóp, a ten zwalił się z łoskotem.
-Masz zupełnie podobną pasję co psy. Nie tylko machasz ogonem na dziewczynę Zerbst’ów, ale również atakujesz swoją mistrzynię. Nikczemny. Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo nieodpowiednio. - Louise wyciągnęła pejcz z plecaka i zaczęła bić nim energicznie Saito.
- Auć! Przestań! Przestań! P-R-Z-E-S-T-A-Ń!- Jego ciało było unieruchomione, a Saito mógł jedynie tarzać się na ziemi!
-Auć? To nie jest „hau”? To jest „hau”! Czy nie wszystkie psy mówią „hau”?
Odgłosy chłosty rozlegały się po sali wykładowej. Włosy Louise latały dookoła kiedy biczowała Saito, który rozpaczliwie próbował uciec. Saito robił płaczliwe „hau” kiedy tylko poczuł ból. Nikt wtedy by nie pomyślał, że Saito jest Legendarnym Chowańcem.

ZnT02-039.jpg

Uczniowie w sali przyglądali się tej żenującej scenie, zastanawiając się: „Czy ten Chowaniec rzeczywiście pokonał Guiche? Czy naprawdę pojmał zbrodniarkę Fouquet?”
TRZASK! TRZASK!
Studenci w milczeniu przyglądali się jak Loiuse biła Saito. Gdy tylko spostrzegła, że wszyscy przypatrują się scenie, jej twarz pokryła się pąsem. Szybko odrzuciła swój bicz i założyła ręce.
- K-Koniec kary!
„Rozumiemy, że go karała, ale rety…” - przerażeni tą sceną, uczniowie powoli się rozchodzili.
- Czy nie jesteś jedną z tych gorących, Vallière?- powiedziała znudzona Kirche
Louise spojrzała na nią z grymasem na twarzy. Saito z wycieczenia spowodowanego bólem, leżał omdlały na ziemi. Drzwi się otworzyły i wszedł Profesor Kaita. Uczniowie zajęli miejsca na krzesłach. Profesor był jednym z tych którzy zrugali Profesor Chevreuse, która poczuła się śpiąca na straży podczas wydarzenia z Fouquet. Osman powiedział mi, że „Bardzo łatwo cię rozzłościć.”. Długie, ciemne włosy i ciemna peleryna tworzyła wrażenie nieprzyjaznego i niekomfortowego człowieka. Mimo że był młody, jego nieuprzejme maniery i chłodne spojrzenie budowały złą reputacje wśród uczniów.
- Zacznijmy lekcje. Jak wszyscy wiedzą, moje runiczne imię brzmi „gust”. - Został otoczony różnokolorowymi gwiazdami, usatysfakcjonowany kontynuował.
- Zerbst, czy wiesz jaki jest najsilniejszy element?
- Czy to nie jest „otchłań”?
- Nie pytam cię o legendy. Chcę czegoś rzeczywistego.
Wtedy Kirche ufnie odpowiedziała.
- Wtedy to jest element ognia, profesorze. - Powiedziała z nieodpartym uśmiechem.
- Oh? Dlaczego tak uważasz?
- Gorąco i pasja może spalić wszystko i nic, więc czego jeszcze trzeba na dowód?
- Obawiam się, że tak nie jest. - Kaita położył ręce na biodrach. – Spróbujmy, zaatakuj mnie twoim najsilniejszym ognistym atakiem.
Kirche się zdziwiła. „Co ten nauczyciel wyprawia?”
-Na co czekasz? Chyba kazałem ci rzucić na mnie najlepsze ogniste zaklęcie, prawda? - kontynuował Kaita. - Nie zdołasz mnie poparzyć.
- Nie ma problemu. Przyjmij moje najlepsze uderzenie. Ognistoczerwone włosy rodziny Zerbst'ów nie są tylko na pokaz.
Kirche spoważniała nagle. Wyciągnęła różdżkę spomiędzy piersi, na końcówkach jej płomienno-purpurowych, długich włosów zatańczyły płomyki. Wykonała gest dłonią i na końcu różdżki pojawiła się mała kula ognia. W trakcie inkantacji zaklęcia, kula ognia powiększała się i w rezultacie płomienie były wielkie na metr. Uczniowie schowali się pod stolikami w panice. Jej ręka wykonała ruch przed piersią i wystrzeliła kulę ognia. Kaita nawet się nie poruszył. Uniósł różdżkę i stworzył szybującą falę kształtującą się w coś na wzór roztańczonych mieczy. Nagle powstała wichura, która z łatwością rozwiała ogromną kulę ognia. Impet zaklęcia przewrócił Kirche, stojącą na drugim końcu pomieszczenia.
-Wszyscy posłuchajcie. Powiem wam dlaczego element wiatru jest silniejszy. To proste. Wiatr może rozwiać wszystko. Ogień, Woda i Ziemia nie mogą znaleźć oparcia kiedy spotykają się z wystarczająco silnym wiatrem. - Kaita fertycznie powiedział. - Niefortunnie, nie mogę tego przetestować, ale prawdopodobnie Otchłań też nie miałaby szans. To jest właśnie potęga elementu wiatru.
Kirche wstała niezadowolona i założyła ręce. Kaita kontynuował: - Niewidoczny wiatr jest w stanie stworzyć tarczę mogącą ochronić wszystkich i jeżeli zajdzie taka potrzeba, lance aby rozproszyć wrogów. I jeszcze jeden powód dlaczego wiatr jest najsilniejszy... - Podniósł różdżkę „YOBIKISUTA DERU WIND...” i zaczął inkantować zaklęcie.
Jednakże, w tym momencie drzwi do klasy otwarły się i wszedł zdenerwowany Colbert. Był dziwnie ubrany, na głowie miał ogromną złotą perukę. Dodatkowo jego ubranie miało dużo intrygujących dekoracji. Dlaczego on się tak wystroił? – wszyscy się zastanawiali.
- Profesorze Colbert? - Kaita uniósł brwi.
- Ach! Przepraszam za najście, Profesorze Kaita.
- Jesteśmy w trakcie lekcji. - Oznajmił Kaita, patrząc na Colberta. - Dzisiejsze lekcje są odwołane. - Poinformował Colbert. Uśmiechy pojawiły się na twarzach uczniów. Colbert znowu przemówił:
- Mam wam coś do powiedzenia.
Colbert przesadnie przechylił głowę do tyłu, przez co jego peruka opadła. Wtedy ponura atmosfera jaką stworzył Kaita zniknęła i wszyscy zaczęli się śmiać. Tabitha, która siedziała z przodu, spojrzała na jego głowę i niespodziewanie rzekła:
- Lśniąca.
Rozległy się jeszcze głośniejsze śmiechy. Kirche śmiała się kiedy Tabitha wzruszyła ramionami.
- Naprawdę potrafisz mówić!
Colbert poróżowiał i głośno krzyknął:
- CISZA! Tylko plebs się tak śmieje! Szlachta tylko chichocze i opuszcza głowę kiedy usłyszy coś zabawnego! Inaczej inni szlachcice zakwestionują nasze rezultaty wychowawcze!
W klasie zrobiło się cicho jak makiem zasiał.
- W porządku. Słuchajcie wszyscy, dzisiaj jest jeden z najważniejszych dni Akademii Magii Tristain. Są to urodziny wielkiego Brimira Założyciela, bardzo ważny dzień!
Colbert się wyprostował i założył ręce za siebie
- Jest bardzo prawdopodobne, że córka Jej Wysokości, piękny kwiat którym my Tristainczycy możemy się chwalić - Księżniczka Henrietta może do nas przyjechać w drodze powrotnej z Germianii.
Gwizdów i oklasków nie było końca.
- Dlatego, nie możemy sobie pozwolić na leniuchowanie. To bardzo nagłe wieści, więc rozpoczęliśmy przygotowania do przyjęcia jej z należytymi honorami. W związku z tym, dzisiejsze zajęcia są odwołane. Wszyscy studenci są proszeni o założenie swoich szat wyjściowych i ustawienia się przy wejściu głównym. - Uczniowie z niepokojem skinęli głową na znak zgody. Colbert surowo skinął na odchodnym i głośno zakomunikował. - To jest doskonała okoliczność do pokazania Jej Wysokości jak wygląda prawdziwa szlachta. Każdy musi pokazać się z jak najlepszej strony Jej Wysokości! Rozejść się!

***

Cztery konie o złotych powrozach ciągnęły cicho karocę na drodze do Akademii Magii. Karoca była doskonale pokryta złotymi, srebrnymi i platynowymi zdobieniami . Zdobienia te tworzyły Królewski Herb. Skrzyżowane jednorożce z kryształową laską sygnalizowały, że ta karoca należy do Jej Wysokości Księżniczki. Przyjrzawszy się z bliska, można było zauważyć, że ogiery ciągnące karocę nie były zwykłymi końmi. To były jednorożce tak jak na Królewskim Herbie. Jednorożce jak mówiły legendy pozwalały dosiadać się jedynie najpiękniejszym dziewczętom, co sprawiało, że najlepiej pasowały jako ogiery ciągnące karocę Księżniczki . Okna w karocy miały bluszczowe ramy i zasłonki, więc nikt z zewnątrz nie mógł zajrzeć do środka. Za karocą Księżniczki jechał Kardynał Mazarin, który posiadał wielki autorytet polityczny od kiedy Jego Królewska Mość zmarł. Jego karoca nie ustępowała splendoru karocy Jej Wysokości Księżniczki. De facto była jeszcze bardziej upiększona. Różnica pomiędzy tymi karocami odzwierciedlała siłę autorytetu w Tristain. Dookoła karoc jechali Strażnicy Królewscy, szwadron magów. Pochodzący z najlepszych domów szlacheckich, Magowie Królewskich reprezentowali dumę wszystkich szlachciców w kraju. Każdy szlachcic marzył o założeniu czarnej peleryny Magów Królewskich, a każda szlachcianka marzyła o zastaniu żoną jednego z nich. Strażnicy Królewscy byli symbolem Tristain. Droga była wyłożona kwiatami, które chłopi porozrzucali wzdłuż drogi. Cały czas można było usłyszeć wołania podążające za karocami „Niech żyje Tristain! Niech żyje Księżniczka Henrietta!”, a wcale nie tak rzadko i „Niech żyje Kardynał Mazarin!”, które jednak bladły przy wołaniach na cześć Księżniczki. Nie był dobrze traktowany, bo był podobno chłopskiej krwi. Ktoś by powiedział, że to smutne jak na jego pozycje. Zasłony karocy zostały odsłonięte i wszyscy mogli ujrzeć oblicze młodej Księżniczki. Uśmiechów nie było końca. Ona również się uśmiechnęła.

***

Henrietta zasłoniła zasłony i ciężko westchnęła, tracąc swój piękny uśmiech który posłała do chłopów. Wszystko co zostało, to niepokój i głęboka melancholia niestosowna do jej wieku. Księżniczka miała 17 lat. Z szczupłą sylwetką, jasnoniebieskimi oczami i wysokim nosem, była olśniewająco piękna. Jej smukłe palce pasowały do kryształowych pierścieni. Przez wzgląd na to, że w jej żyłach płynie królewska krew, była oczywiście magiem. Ani uśmiechy wzdłuż drogi, ani latające kwiaty w powietrzu nie powodowały uśmiechu na jej twarzy. Wydawało się, że frasuje ją niestabilność polityczna i uczuciowa. Siedzący obok niej, Mazarin patrzył na nią. Ubrany jak kapłan w szary formalny strój, był chudym, wątłym mężczyzną mającym czterdzieści-parę lat. Jego włosy i broda miała biały kolor, patrząc na jego palce u dłoni, można było zobaczyć kości, co sprawiało wrażenie, że jest o wiele starszy, niż jest w rzeczywistości. Od kiedy Jego Wysokość zmarł, jego stalowa wola trzymała pieczę nad stosunkami między krajowymi. Mazarin po prostu wyszedł ze swojej karocy i wszedł do karocy Księżniczki. Chciał porozmawiać o polityce, ale Księżniczka tylko westchnęła, więc nie drążył tematu.
- To jest twój trzydziesty raz dzisiaj, Wasza Wysokość. - Mazarin zakomunikował z niepokojem.
- Hmm? Co?
- Te westchnięcia. Ktoś z Rodziny Królewskiej nie powinien robić tego cały czas na wprost poddanych.
- Poddanych!? Co? - Henrietta była zszokowana - Czyż nie jesteś Królem Tristain? Czy Wasza Wysokość wie o hałasie na ulicach?
- Nie jestem świadomy. - Mazarin odpowiedział obojętnym tonem. To było kłamstwo. Wiedział wszystko o Tristain, od kiedy Halkegenia zmniejszyła ilość ognistych smoków żyjących w wulkanach. Wiedział wszystko o tym. Po prostu mówił, że nie wie.
- Więc pozwól, że ci powiem. Tristain'ska Rodzina Królewska jest piękna, ale nie dzierży berła. Kardynale, ty masz berło. Kości ptaków ubierają szary kapelusz...
Mazarin zamrugał. Słowa „kości ptaków”, zostały wypowiedziane w sposób nie kryjący odrazy.
- Proszę nie powtarzaj plotek plebsu, w tak beztroski sposób...
- Dlaczego nie? To tylko plotki. Wychodzę za Króla Germanii, tak jak mi radziłeś.
- Nic na to nie poradzimy. Sojusz z Germanią jest bardzo ważny dla Tristain - powiedział Mazarin.
- Jestem tego świadoma.
- Wasza wysokość rozumie rebelię przeprowadzoną w „Białym Państwie” Albionie przez tych idiotów? Ci ludzie nie rozumieją tolerancji i poddaństwa w Halkeginii. - Zmarszczył brwi.
- Niewychowane, niewybredne imbecyle! Próbują położyć ręce na Księciu. Nawet jeżeli ten świat im wybaczy te zachowania, Brimir Założyciel nie powinien im tego wybaczyć. Ja im tego nie wybaczę!
- Rzeczywiście. Jednakże szlachta Albiońska ma wielką moc. Albiońska Rodzina Królewska może nie dotrwać jutra. Jeden Brimir Założyciel darował trzem upadek, tak jak teraz. Eh.. kraje nie powinny ingerować w sprawy prywatne.
- Albiońska Rodzina Królewska jest niczym w porównaniu do Germańskiej. Takie są moje spostrzeżenia Nie masz racji mówiąc to jako Kardynał.
- Głęboko przepraszam. Zamierzam zapytać się o radę Brimira Założyciela, zanim udam się na spoczynek. Jednakże, zapewne masz rację, Wasza Wysokość.
Henrietta tylko skinęła głową. Ten gest wyolbrzymiał jej piękno.
- Słowa tych głupich Albiońskich szlachciców.., mają tupet deklarując zamiar zjednoczenia całej Halkeginii. Tristain może być ich kolejnym celem, gdy tylko stłumią powstanie. Jeżeli tak to będzie wyglądało, to może być zbyt późno, jeżeli nie przeprowadzimy przygotowań już teraz. - Mazarin wyjaśniał to Henriecie, która patrząc przez okno okazywała brak zainteresowania. - Analizując akcje nieprzyjaciela, na początku należy stworzyć odpowiednie warunki polityczne, Wasza Wysokość. Jeżeli stworzymy sojusz z Germanią, stworzymy pakt przeciwko rządowi Albionu i zagwarantujemy państwu przetrwanie.
Henrietta znowu westchnęła. Mazarin odsłonił zasłonę i wyjrzał przez okno. Ujrzał cień swojej chwały. Młody, zapierający dech w piersiach szlachcic, na głowie miał skórzany kapelusz i długą brodę, maszerował za konwojem. Herb oddziału gryfonów znajdował się na jego czarnej pelerynie, jedna spojrzenie wystarczało, aby wiedzieć dlaczego. Miał głowę, skrzydła i szpony orła oraz ciało i tylne łapy lwa. Gryfon. Ten człowiek był jednym z trzech liderów Magów-Strażników, Jeździec Gryfiński, Kapitan Lord Wardes. Jego dywizja składała się z najbardziej niezapomnianych spośród Magów-Strażników głównie dla Mazarina. Dzierżąc niebezpieczne magiczne męstwo. Magowie-Strażnicy byli skomponowani z najbardziej wyselekcjonowanych ludzi wśród szlachty, a większość z nich rodem z magicznych bestii. Byli symbolem potęgi i chwały Tristain.
- Wzywałaś mnie, Wasza Wysokość? - Oczy Wardesa zamigotały, po czym spojrzał w okno karocy. Okno pomału się otworzyło i wyjrzał Mazarin.
- Wardesie, Jej Wysokość ma depresję. Czy możesz zdobyć coś dla nas co może ją rozweselić?
- Zrozumiałem - Wardes skinął i zaczął taksować drogę spojrzeniem orła. Szybko znalazł małe miejsce na ulicy i skierował tam gryfona. Wyciągnął długą różdżkę zza pasa i z inkantował krótkie zaklęcie. Mały poryw wiatru zebrał wszystkie porozrzucane po ziemi płatki w ręce Wardesa. Wrócił z powrotem do karocy z bukietem i pokazał go Mazarinowi, Mazarin podniósł brwi i zaproponował:
- Kapitanie, proszę wręczyć prezent Jej Wysokości osobiście.
- To będzie dla mnie honor. - Wardes zasalutował i podjechał od drugiej strony karety. Okno pomału się otworzyło, po czym Henrietta wyciągnęła rękę, aby przyjąć prezent, następnie wyciągnęła lewą rękę. Wardes uczuciowo chwycił ją i delikatnie pocałował.

ZnT02-039.jpg

Milczenie przerwało pytanie Henrietty.
- Jak się zowiesz?
- Wasza wysokość, jestem Magiem-Strażnikiem, dowódcą oddziału Gryfonów, Lord Wardes. - Z wdzięcznością, opuścił swoją głowę. Henrietta odpowiedziała: - Wzorcowy szlachcic. To bardzo dobrze rokuje.
- Jestem tylko uniżonym sługą Jej Wysokości.
- Było wiele szlachciców, co chcieliby to powiedzieć. Kiedy dziadek nadal żył, och... podczas wielkich rządów Filipa III, ogół szlachty posiadał ten rodzaj cudownej rycerskości.
- Smutne dzisiejsze czasy, Wasza Wysokość.
- Czy mogę liczyć na twoją lojalność, kiedy przywrócę stare, dobre czasy?
- Kiedy się to stanie, nie ważne gdzie będę, w bitwach na niebach, nie ma znaczenia co muszę opuścić, będę ci służył Wasza Wysokość.
Henrietta skinęła, Wardes jeszcze raz zasalutował, po czym oddalił się.
- Czy ten szlachcic jest bardzo uzdolniony? -Henrietta zapytała Mazarina.
-Lord Wardes. Jego runiczne imię brzmi „Światła”. „Biały Kraj” może tylko pochwalić się bardzo wąskim gronem osób, które są w stanie z nim walczyć.
- Wardes... Gdzieś już słyszałam tę imię.
- Myślę, że to jest niedaleko terytorium Lorda Vallière.
- Vallière? - Henrietta skinęła, na znak, że sobie przypomniała. To z osobą o tym nazwisku, chciała spotkać się w Akademii Magii.
- Kardynale, czy pamiętasz imię szlachcica, który pojmał Fouquet ?
- Niestety nie.
- Czy nie mówiłeś o rycerzu którego spotkamy? - Henrietta była zszokowana.
Mazrin nie był zainteresowany.
- Myślę, że to najwyższy czas, aby zmienić kodeks rycerski. Jedni chcą służyć w wojsku, inni nie. Jak możemy tak łatwo dawać tytuł rycerza komuś, kto aresztował złodzieja? Inaczej, rozumiem, że możemy walczyć z Albionem wraz z Germanią, ale to nie jest dobry pomysł aby stracić lojalność naszych szlachciców.
- Podejmujesz wiele decyzji, o których nic nie wiem, a powinnam.
Mazarin nie odpowiedział. Kontynuował rozmowę. Henrietta pamiętała, że nazwisko Vallière należy do szlachcica który złapał Fouqet. „Wszystko będzie dobrze” - Pomyślała Henrietta i uspokoiła się. - Mazarin spojrzał na Księżniczkę.
- Wasza Wysokość.., jest kilka... niestabilności pomiędzy Rodziną Królewską, a częścią szlachty.
Henrietta zdziwiła się.
- Ktoś zainterweniował w sprawie zamążpójścia Księżniczki i zniszczył nasz sojusz z Germanią.
Zimny pot oblał Księżniczkę.
- Nie miałaś z tym nic wspólnego, prawda, Wasza Wysokość?
Po długim milczeniu Henrietta odpowiedziała beznamiętnie.
- ...nie.
- Trzymam cię za słowo, Wasza Wysokość.
- Jestem Księżniczką. Nie kłamię. - Henrietta westchnęła.
- ...twój czternasty raz, Wasza Wysokość.
- Po prostu coś przyszło mi do głowy. Wszystko co mogę teraz zrobić to westchnąć.
- Wasza Wysokość, stabilność twojego stanu przyjdzie po ustabilizowaniu twoich uczuć.
- Mam tego absolutną świadomość. - Henrietta odpowiedziała apatycznie. Spojrzała na bukiet w jej ręce i zapytała z przygnębieniem - … czy kwiaty na drodze nie są błogosławione, Kardynale?
- Wszystko co wiem to, że kwiaty podarowane przez inną osobę są błogosławione.

***
Kiedy Księżniczka dojechała do bram Akademii, szeregi studentów podniosło różdżki z ciszą i powaga. Za główną bramą były drzwi do głównej wieży. Osman stał z uwagą, aby przyjąć Księżniczkę. Kiedy karoca się zatrzymała, słudzy rozścielili czerwony dywan do jej drzwi. Strażnicy z napięciem informowali o jej przybyciu.
- Jej Najwyższa Wysokość, Księżniczka Królestwa Tristain, Henrietta przybyła!
Pierwszy z karocy wyszedł jednak Kardynał Mazarin. Studenci uklękli, lecz Mazarin nie zwrócił na to uwagi, trzymając rękę Księżniczki kiedy wychodziła. Uczniowie zaczęli klaskać. Młodzieńczy, promienny uśmiech emanował z Księżniczki kiedy szła elegancko.
- To jest Księżniczka Tristain? Heh... Wyglądam od niej lepiej. - Mówiła Kirche - Oh mój Boże, kto według ciebie wygląda lepiej? -obróciła się w stronę Saito, który leżał unieruchomiony na ziemi.
- Hau.
- Nie rozumiem kiedy tylko szczekasz! Kto jest ładniejszy?
Saito spojrzał na Louise, która uważnie patrzyła na księżniczkę. Kiedy tak stała, w ciszy, była bardzo słodka i ładna. Nie miało znaczenia jak mocno od niej obrywa, jak chłodno go traktuje, nawet jeżeli traktuje go jak psa, ten słodki widok potrafił oszołomić Saito i wprowadzić go w trans. Louise nagle poczerwieniała. O co jej chodzi? Spojrzał tam gdzie patrzyła Louise. Patrzyła na mającego kapelusz, super wyglądającego szlachcica jadącego na magicznej bestii z głową orła i ciałem lwa. Saito znalazł powód. Ten szlachcic wygląda jak niezły chłopak, jednak to nie jest powód dlaczego ona tak na niego patrzy i czerwienieje. Czy jestem zazdrosny? - Myślał gorączkowo Saito. Nie, nie może być. Nie mam tego rodzaju relacji z Louise. – Przywołał się do porządku. - To bez znaczenia, nadal mam Kirche. Brunet z dobrze wyposażonym portfelem. Jak się temu tak przyjrzeć, jest idealny dla Kirche. - Myślał raczej podniecony. - Ale Kirche poczerwieniała i również patrzyła na tego szlachcica. Saito opuścił głowę, nagle poczuł ciężar wszystkich łańcuchów, które ciągnęły się po ziemi. Tabitha tylko czytała książkę. Przybycie Księżniczki nie zrobiło na niej wrażenia.
- Mam tak po prostu zostać? - Saito zapytał Tabithe. Podniosła głowę znad książki, spojrzała na Louise i Kirche, znowu spojrzała na Saito i odpowiedziała:
- To tylko trzy dni.

***

Tej nocy...
Saito leżąc na swoim posłaniu patrzył na Loise. Wydawało my się, że nie mogła się uspokoić. Nie mogła usiedzieć w miejscu, ciągle wstawała i zaraz siadała, przytulając poduszkę widocznie się czymś zamartwiała, to trwało od czasu, kiedy ujrzała dzisiaj tego szlachcica. Po tym, nic nie mówiąc, wróciła do pokoju jak duch i zachowywała się w ten sposób.
- Ty... wyglądasz upiornie. - Zaczął Saito. - Nie zareagowała. Wstał podszedł i spojrzał jej w oczy. Żadnej reakcji.
- Trochę za upiornie- Pociągnął za jej włosy. Włosy Louise były bardzo delikatne, miłe w dotyku i kiedy ciągnął je nieznacznie, powinna oderwać się od niego. Użył trochę siły do pociągnięcia, ale ona nadal nie reagowała.
- Czas zmienić twoją piżamę. - Pokaźnie zasalutował i wyciągnął dla niej bluzę, pomału ją rozbierając. Teraz miała na sobie tylko bieliznę. Nadal się nie poruszała, jak pod wpływem zaklęcia... - Nudne... Co jest z nią nie tak? Rany... Saito zakaszlał.
- Mistrzu. W moim świecie istnieje technika „masaż powiększający piersi”.
Oczywiście zaczął ją masować… Saito poczerwieniał. - Trzesz je w taki sposób i wtedy pomału staną się większe. Możesz powiedzieć, że to magia. - Saito przeciągnął swoje dłonie, i zaczął ją masować.
- Co to? Gdzie one są? Dlaczego ich tutaj nie ma? Oh... one są tutaj. - I wtedy pokręcił głową. - Rany. Pomyliłem się. Twoja klatka jest płaska, to dlatego.
Louise nadal się nie ruszała, nawet w trakcie wykonywania „masażu” przez Saito.
- Jestem.., kim ja jestem. I-Idiotą. Co ja teraz zrobię? - Gdy to powiedział, pokręcił głową i położył się na łóżku, chowając twarz w dłoniach. Był widocznie zakłopotany tym co teraz zrobił. I wtedy się załamał. Nie mógł w żaden sposób jej rozweselić, to raniło jego uczucia. Kiedy Saito miotał się w bezładzie, ktoś zapukał do drzwi
-Kto to może być - Saito zapytał Louise.
Pukanie było bardzo systematyczne. Zaczynało się od dwóch długich uderzeń, po czym następowały trzy krótkie uderzenia. Louise nagle wybudziła się ze swojego transu. Założyła ubrania, wstała i otworzyła drzwi. Stała tam dziewczyna, zasłonięta czarną peleryną. Ogarnęła spojrzeniem pokój, upewniając się, że są sami i weszła do środka zamykając za sobą drzwi.
- ...ty jesteś?- Zszokowana Louise ledwo panowała nad głosem
Zasłonięta dziewczyna przyłożyła palec do ust i powiedziała „ciii” i wyciągnęła różdżkę zza czarnej peleryny i lekko poruszyła nią inkantując krótkie zaklęcie. Świecący proszek wypełnił pomieszczenie.
- Zaklęcie Ciszy? - Zapytała Louise. Zasłonięta dziewczyna skinęła. - Ta moc ma extra uszy i oczy dookoła.
Gdy upewniła się, że pokój ma magiczne uszy i nie ma dziur do podglądania, pomału zdjęła kaptur. Stała przed nimi Księżniczka Henrietta. Saito wstrzymał oddech. Louise była teraz bardzo słodka, ale ta Księżniczka nie ustępowała jej w niczym. Louise natychmiast uklękła na kolanie. Saito nie miał pojęcia jak ma się zachować, więc po prostu stał osłupiały. Henrietta chłodno i delikatnie powiedziała:
- Szmat czasu, Vallière.

Przekład[edit]

Gruntowna korekta: Wicher
Tłumaczył: Someone
Poprzednia wersja tłumaczenia: Nastii.chan



Cofnij do Rozdziału 1 z Tomu 2 - Sekretna łódka Powrót do strony głównej Idź do Rozdziału 3 z Tomu 2 - Prośba przyjaciela z dzieciństwa