Zero no Tsukaima wersja polska Tom 2 Rozdział 1

From Baka-Tsuki
Revision as of 02:30, 10 March 2009 by Amenhoreptus (talk | contribs)
Jump to navigation Jump to search

Rozdział pierwszy: Sekretna Łódka

Louise leżała na łóżku. Śniła, że jest z powrotem w domu rodzinnym (gdzie się urodziła), odległym o trzy dni jazdy od Tristainskiej Akademi.

Młoda Louise z jej snu biegała wokoło domu.

-Louise, gdzie jesteś? Pokaż się migiem! - zawołała jej mama. W jej śnie, Louise została zganiona za jej słabe wyniki w nauce magii. Była stale porównywana z jej siostrami, które miały znacznie lepsze rezultaty niż ona.

Louise dostrzegła spod krzaków parę butów.

-Panienka Louise jest naprawdę kiepska w posługiwaniu się magią!

-Całkowicie się zgadzam. Czemu nie może być taka jak jej uzdolnione siostry?

Louise, słysząc to, poczuła się smutna i przybita przygryzając wargi. Służba zaczęła jej szukać wśród roślinności. Louise zrobiła wszystko co tylko mogła aby uciec. Wycofała się do miejsca nazywanego przez nią “Sekretny Ogród” – centralne jezioro.

Sekretny Ogród był jedynym miejscem gdzie Louise czuła się bezpiecznie. Było tam przyjemnie cicho, bez żywej duszy mogącej zmącić spokój. Kwiaty kwitły wszędzie a ptaki przysiadały na gałązkach w pobliżu jeziora. A pośrodku jeziora znajdowała się wysepka z małym domkiem wykonanym z białego marmuru.

Tuż przy wyspie była mała łódka pierwotnie używana do wypoczynku, obecnie porzucona i zapomniana. Jej starsze siostry wyrosły i były zajęte studiowaniem tajników magii. Jej ojciec, emerytowany żołnierz, spędza czas na spotkaniach z pobliską szlachtą. Jedyną pasją jej ojca były polowania. Natomiast jedyne co interesowało jej matkę to jak najlepiej wychować i wyuczyć jej córki, nie przejmując się innymi sprawami.

Tak więc, poza Louise, nikt już nie zaglądał nad zapomniane jezioro, nie wspominając o małej łódce. Dlatego też zawsze gdy Louise została za coś zganiona, przychodziła w to miejsce.

W śnie Louise, jej młodsza wersja wskoczyła do łódki i skuliła się pod przygotowanym zawczasu kocem.

Gdy schowała się pod kocem, ze spowitej mgłą wyspy wyłonił się szlachcic odziany w pelerynę.

Szlachcic miał około szesnaście lat. W śnie Louise, ona miała jedynie sześć lat, więc między nimi było dziesięć lat różnicy.

-Płakałaś, Louise? - Nie mogła dostrzec jego twarzy ze względu na duży kapelusz na jego głowie.

Ale Louise wiedziała dokładnie kogo miała przed sobą: to Viscount, szlachcic, który właśnie odziedziczył ziemie nieopodal jej posiadłości rodzinnej. Louise poczuła wewnętrzne ciepło i zmieszanie; Viscount był mężczyzną z jej snów. Zazwyczaj razem spędzali razem bankiety, co więcej, ich rodzice właśnie zaaranżowali ich zaręczyny.

-Czy to ty, Viscount?

Louise mimochodem zakryła twarz; nie chciała aby jej wyśniony mężczyzna widział jak płacze. Było to naprawdę krępujące.

-Zostałem na dzisiaj zaproszony przez twojego ojca w związku z zaręczynami.

Słysząc to, Louise poczuła się jeszcze bardziej zakłopotana, na tyle, że nie śmiała nawet podnieść głowy.

-Naprawdę? Ale to nie jest możliwe, Viscount.

-Louise, moja mała i krucha Louise, czyżbyś mnie nie lubiła? - powiedział żartobliwie.

Louise łagodnie potrząsnęła głową i powiedziała - Nie, to ni tak. Po prostu jestem jeszcze taka mała i wciąż niegotowa ...

Na twarzy u spodu kapelusza objawił się uśmiech i równocześnie w stronę Louise została wyciągnięta dłoń.

-Viscount.

-Panienko, proszę chwycić mnie za rękę. Szybko, bankiet zaraz się zacznie.

-Ale…

-Czyż nie zostałaś znowu zrugana? Nie martw się. Porozmawiam z twoim ojcem. - powiedział Viscount.

Louise przytaknęła, wstając sięgnęła po rękę Viscount'a. "Ale duża dłoń, czyż nie są to wymarzone ręce do trzymania?"

W momencie w którym miała chwycić dłoń Viscount’a, nagły powiew wiatru strącił kapelusz z głowy Viscount’a.

-Eee?! - Louise spojrzała zdumiona na jego twarz. Ponieważ był to sen, Louise do jej normalnej szesnastoletniej siebie.

-Co... Co ty robisz?...

Osobą spod kapelusza nie był Viscount, ale jej towarzysz, Saito.

-Louise, chodź szybko.

-To bez znaczenia czy pójdę czy nie... Dlaczego tu jesteś?

-Nie bądź taka ograniczona umysłowo, nie zakochałaś się we mnie? - odpowiedział Saito zuchwale ubrany w ubranie Viscount’a.

Ktoś mógłby się zastanawiać skąd wziął tyle pewności siebie.

-Nie bądź głupi, miałam wtedy po prostu mętlik w głowie, lepiej przestań śnić!

-Przestań robić wymówki, moja Louise.

-Kto 'twoją Louise'?!

Saito udawał, że tego nie usłyszał, co więcej: podszedł bliżej do Louise.

-Co próbujesz zrobić, idioto?!

Ignorując jej narzekania, Saito kontynuował unosząc Louise z łodzi w ramiona.

-Dlaczego jesteś to ty? - Louise zapytała we frustracji uderzając Saito. Ale Saito wcale się nie zdenerwował, w zamian jego uśmiech się jedynie rozszerzył. Spowodowało to u Louise zaczerwienienie z zakłopotania. Nie znała dokładnej przyczyny, ale czuła się dobrze w ramionach Saito. To tylko bardziej zaniepokoiło Louise.


* * *

Przekład

Tłumaczyli: Amenhoreptus ---

Cofnij do Rozdziału 8 z Tomu 1 - Berło zniszczenia Powrót do strony głównej Forward to Chapter 2