Psycho Love Comedy PL: Tom 2

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search

Ilustracje[edit]

Ilustracje zamieszczone w tomie 2:


Apel przed wymarszem – Introduction[edit]

– Witajcie, świnie. – Dziecięcy głos rozszedł się echem po dość sporej, pokrytej graffiti sali gimnastycznej.

Należał do ubranej w żeński garnitur Hijiri Kurumii, nauczycielki mającej zarówno drobną, dziecięcą budowę ciała, jak i nieodbiegającą od tego wizerunku słodką twarz oraz przycięte równo na wysokości ramion włosy.

Z wysoko położonej sceny patrzyła zmrużonymi oczami na trzydzieścioro jeden uczniów w pasiastych, czarno-białych ubraniach, którzy ustawieni byli w szeregach i wpatrywali się w wyglądającą jak uczennica podstawówki, albo wręcz wyciągniętą z przedszkola nauczycielkę.

– Dobry! – rozległa się energiczna odpowiedź na powitanie Kurumii.

– Trzy miesiące od wtrącenia was do Zakładu Poprawczego Czyściec minęły jak z bicza strzelił. Zaczynaliście jako ludzkie śmiecie, jednak dzięki lekcjom dyscypliny nauczyliście się odrobiny posłuszeństwa i poza jednym wyjątkowym przypadkiem pewnej niedorozwiniętej świni, która nie poczyniła żadnych postępów, cholerny Irokez, nikt się dziś nie spóźnił. Doskonale. Kukuku, no to zaczynamy.

Mówiąc to, Kurumiya zrobiła zamach stalową rurą, która spoczywała wcześniej na jej ramieniu, a znajdująca się na niej krew ochlapała twarz Kyousuke, który stał w pierwszym rzędzie.

Chłopak jednak w żaden sposób na to nie zareagował.

– Dziękujemy bardzo! – krzyknęli uczniowie, znosząc zawieszone na nich ciężkie spojrzenie.

Kurumiya prychnęła, a potem położyła rurę z powrotem na ramieniu.

– Jednak to trochę... zbyt nudne. Posłuszeństwo to dobra sprawa, ale ta przesadna potulność was zdradziła! Pewnie po głowach chodzą wam myśli pokroju „dopóki będę trzymać jadaczkę na kłódkę i słuchać poleceń”, „jak długo nie będę agresywny”, „o ile nie złamię zasad szkoły”... Waszym zdaniem to wystarczy, żeby powstrzymać mnie od wystrzelania was? W takim nastawieniu nie ma nic złego. Prawdę mówiąc, jest poprawne. Jednakże – w tym momencie zimnokrwista żądza krwi widoczna cały czas w jej oczach zniknęła – ta postawa, sposób myślenia nie wystarczy. Naprawdę nie uważacie, że „dopóki xxx” jest zbyt lekceważące? Wyraźnie po was widać, że po prostu się poddaliście. W waszych oczach... jest znacznie mniej strachu i szacunku niż na początku szkoły! A jeśli przestajecie mnie szanować, to znaczy, że także wasza lojalność wobec mnie słabnie. Prostego narzucenia na siebie owczej skóry bez zmieniania swojego paskudnego wnętrza nie można w żaden sposób nazwać resocjalizacją. Dlatego zaczniemy teraz zajęcia specjalne.

Mówiąc to, wyciągnęła skądś czerwoną broszurę formatu B5, na której napisane było dużą czcionką:

„Zakład Poprawczy Czyściec

Przewodnik po Zakładzie Otwartym

Nie mylić z zieloną szkołą”

Właśnie przez ten trzydniowy wyjazd wszyscy uczniowie klas pierwszych musieli stawić się w sali gimnastycznej o 5.30 rano.

Stojąca za Kyousuke dziewczyna z zaspanymi oczami głośno ziewnęła.

– Ta wycieczka ma wykorzystać trudne warunki do wykorzenienia z was pokrętnej natury. Zaczęliście się już przyzwyczajać do szkolnego życia tutaj, dlatego jesteśmy zmuszeni ponownie zaszczepić w was strach i pogłębić waszą lojalność. Przez te trzy dni zajmować się wami, świnie jedne, będę ja, wychowawczyni klasy 1A, oraz...

– Ja, Kirito Busujima, wychowawca klasy 1B.

Kurumii przerwał ubrany w garnitur, ponuro wyglądający mężczyzna w średnim wieku. Miał rozpiętą marynarkę, pomarszczoną koszulę i wory pod oczami.

Pojawił się z boku sceny i gładząc dłonią swoje włosy, powiedział wypranym z emocji głosem:

– Musi mi pani wybaczyć, moi „przyjaciele” zniknęli i byłem zmuszony ich szukać. Na całe szczęście są już bezpieczni. No więc... Co to ja miałem...? Widząc, jak pani Kurumiya mówi tak długo, doszedłem do wniosku, że moim obowiązkiem jest dokończyć za nią. Widzicie, jeśli chodzi o wiek, jest ode mnie starsza. Proszę mi zostawić...

– Zajmować się wami będę ja, wychowawczyni klasy 1A, oraz członkowie komitetu dyscyplinarnego Zakładu Poprawczego Czyściec. Od początku aż do samego końca zakładu otwartego wasze dupy będą należeć do mnie.

– Ojej, zostałem zignorowany? Jakie to niemiłe. Nawet z rozpędu pominęłaś mnie w wyjaśnieniu.

Po tym, jak nie tylko słowa, lecz także sama obecność Busujimy została zignorowana, mężczyzna się załamał. Kurumiya jednak rzuciła mu pełne irytacji spojrzenie i zachowywała się, jakby kompletnie nic się nie stało.

– Komitet dyscyplinarny składa się z przykładnych uczniów starszych klas, czyli wzorowych więźniów. Podczas zakładu otwartego będą służyć jako moje oczy i ręce, a także dyscyplinować was w moim imieniu. Przejdźmy do przedstawienia wam ich, żeby mieć to już za sobą. Oto komitet dyscyplinarny, który zajmować się będzie wami, śmiecie, przez jakiś czas.

Po tym, jak Kurumiya dodała groźnym głosem ostatnie zdanie, na scenę od lewej strony, przeciwnej niż ta, po której pojawił się Busujima, weszła grupa ośmiorga uczniów, którzy ustawili się w szeregu za Kurumiyą.

Mieli na sobie przepisowy letni strój szkolny, czyli koszulkę z krótkim rękawem w paski oraz krawat albo kokardkę, a także żółtą przepaskę z napisem „Komitet dyscyplinarny”.

Był wśród nich zarówno chudy chłopak o wąskich oczach, jak i typowy, umięśniony sportowiec. Wśród płci pięknej znajdowały się między innymi okularnica z warkoczami oraz uczennica wyglądająca jak żywcem wyciągnięta z gangu, która miała na sobie sukienkę aż do kostek.

Jednak uwagę najbardziej przyciągała bez wątpienia ładna dziewczyna stojąca na prawym końcu szeregu.

Przypominała starą, drogą porcelanową lalkę. Miała blond włosy, szmaragdowe oczy oraz cerę tak bladą, że idealnie pasowałoby do niej określenie "śnieżnobiała".

Zrobiła krok do przodu i powoli grzecznie się ukłoniła.

– Witam was, nowi uczniowie. Nazywam się Saki Syamaya, chodzę do klasy 3A i jestem przewodniczącą komitetu dyscyplinarnego Zakładu Poprawczego Czyściec. Urodziłam się za oceanem, jednak dorastałam w Japonii. Moja mama była na wpół Francuzką i Amerykanką, tata natomiast czystej krwi Japończykiem. Mam siedemnaście lat. Miło mi was poznać.

Po tym grzecznym przedstawieniu się na jej twarz zawitał łagodny uśmiech.

Ta scena wyglądała jak żywcem wyciągnięta z komiksów – taka, w której za piękną dziewczyną stojącą w środku pojawiają się płatki kwiatów.

Kyousuke mimo woli rzucił: – Łał.

W tej pełnej szaleńców szkole znalazła się osoba mająca taki promienny uśmiech? Ta stojąca przed nimi dziewczyna przypominała boginię litości, która zstąpiła do otaczającego ich piekła.

Jej szmaragdowe oczy, nietypowe dla Japończyków, były tak piękne, że naprawdę dało się je pomylić z kamieniami szlachetnymi. Dodatkowo roztaczała wokół siebie aurę damy, dzięki czemu sprawiała wrażenie wręcz doskonałej.

Kyousuke usłyszał wyraźnie celowe strzelenie językiem i wyczuł silne poirytowanie, które szybko zmieniło się w żądzę krwi, jednak nie rozumiał tej reakcji.

Kiedy poczuł się z tego powodu zagubiony i trochę poddenerwowany, usłyszał przyjemny dla ucha głos Syamai.

– Komitet dyscyplinarny będzie służyć pomocą pani Kurumii, jednak nie mamy w żadnym razie zamiaru wywierać na was presji. Postaramy się dołożyć wszelkich starań, abyście dobrze bawili się podczas wycieczki i jak najszybciej przeszli resocjalizację. Proszę, nie wahajcie się powierzyć nam targających wami problemów.

Głaszcząca swoje włosy z uśmiechem na twarzy Syamaya porwała serca zgromadzonych tam uczniów pierwszych klas.

Nikt nie zwracał najmniejszej uwagi na Busujimę, który siedział przykucnięty na uboczu sceny, mówiąc do siebie: – Służyć pomocą Kurumii, co? A ja? Mnie nie będziecie pomagać? Czemu wszyscy mnie ignorują? To nie posuwa się za daleko? – Co za godny pożałowania nauczyciel.

Syamaya całkowicie zapanowała nad wszystkimi.

Kyousuke uznał jej uśmiech za niezwykle atrakcyjny. Do tego stopnia, że zaczął fantazjować o zrobieniu z nią tego i owego. W tym momencie...

– A, tak... Wy, pierwszoroczne knurki, na pewno oceniacie Syamayę po wyyyyyglądzie, prawda? W rzeczywistości jest makabrycznym, seryjnym mordercą mającym na koncie najwięcej ofiar w całym swoim roczniku. Po osadzeniu sam jej tytuł okrutnej „Morderczej Księżniczki” wystarczył, aby wstrząsnąć całą szkołą. Była najbardziej problematycznym ze wszystkich problematycznych dzieci... Kukuku.

Słowa Kurumii zamurowały wszystkich.

Największa liczba ofiar w całym roczniku? Makabryczny seryjny morderca? O czym ona mówi?

– Typ ofiar, miejsca i sposób zabijania różniły się od siebie tak bardzo, że w żaden sposób nie dało się ich powiązać z czynami jednej osoby. Dwudziestą i dwudziestą pierwszą ofiarą byli jej rodzice. Dopiero po aresztowaniu za te dwa morderstwa wyszło na jaw, iż odpowiadała także za wszystkie wcześniejsze. Zabójczyni dwóch osób stała się rzadkim okazem makabrycznego seryjnego mordercy. Co najbardziej szokujące, miała wtedy ledwie czternaście lat. Dlatego właśnie nie ujawniono całej sprawy mediom i wrzucono to ucieleśnienie mroku do tej placówki.

Chwila... Co powiedziała? Dwadzieścia jeden?

Bez względu na to, jak nierzeczywiste wydawały się fałszywe oskarżenia, za które osadzono tam Kyousuke, niemieszczące się w głowie dwanaście ofiar...A ona zabiła prawie dwa razy więcej osób. To po prostu musiał być jakiś żart. Dziewczyna o tak czystym spojrzeniu nie mogła być przecież Morderczą Księżniczką mającą na sumieniu dwadzieścia jeden istnień.

Te słowa zszokowały samą Syamayę.

– Tego nie powinno się ujawniać.

...Po prostu przyznała się do swoich zbrodni.

Wyobrażenie, jakie miał o niej Kyousuke, życzliwej koleżanki ze starszej klasy o łagodnym uśmiechu, roztrzaskało się momentalnie na kawałeczki.

Zresztą inni uczniowie zareagowali tak samo. W rozpaczy trzymali się za klatki piersiowe i kręcili głowami, jeden z lewą ręką zaciśniętą w pięść wykrzyczał nawet: – Aaaaaaaaaaa! Uspokój się! Spokojnie, Azraelu!

Kyousuke usłyszał zza pleców szept: – Masz za swoje, palancie.

Syamaya, chcąc przebić się przez zamieszanie, jakie nastało, wzięła do ręki mikrofon.

– No... Proszę, uciszcie się! P–Proszę! Tak, zabiłam dwadzieścia jeden osób przy użyciu wielu okrutnych metod. To niezaprzeczalna prawda. Jeeednnaaaak zmieniłam się, narodziłam na nowo! Nawet ktoś z taką przeszłością jak ja może stać się prawdziwą damą! Dzięki nauczycielom... Nie, dzięki ścisłej dyscyplinie pani Kurumii moje ciało i umysł zostały całkowicie oczyszczone! – mówiąc to, trzymała ręce na piersi, a z jej oczu bił wyraźny blask.

Busujima, który już zniknął ze sceny, czego nikt nawet nie zauważył, skomentował te słowa: – Skoro powiedziałaś wyraźnie nauczycielom, to czemu później się poprawiłaś? Znęcasz się nade mną? – jednak nikogo to nie obchodziło.

Kurumiya ze złośliwym uśmiechem na twarzy patrzyła, jak Syamaya desperacko próbuje się wytłumaczyć. Z drugiej strony reszta komitetu dyscyplinarnego pozostawała całkowicie niewzruszona. Stali dalej na baczność, patrząc w dal bez najmniejszego mrugnięcia, przez co roztaczali wokół siebie przerażającą wręcz falę presji.

– Dlatego nie musicie się martwić! Nieważne, ile osób zabiliście, zawsze możecie odkupić swoje winy! Wziąć ciężar zbrodni na plecy i ruszyć dalej przed siebie! To bez cienia wątpliwości jest możliwe! Nieważne, ile osób pozbawiliście życia, wciąż możecie chwycić ten promyk światła!

W tym momencie...

Spojrzenia Kyousuke i Syamai się spotkały.

– ...?!

Kiedy chłopak aż podskoczył z zaskoczenia, ona uśmiechnęła się i zmrużyła oczy.

Jej wyraz twarzy wydawał się mówić: – Nie martw się, Kamiya. Skoro nawet ktoś mający dwadzieścia jeden osób na koncie dał radę się odrodzić, także i tobie się uda! Razem damy radę!

– ...

Unikając jej spojrzenia, Kyousuke poczuł, jak opuszczają go wszystkie siły.

W tym momencie usłyszał zza pleców: – Miło, nie? Jesteś taki popularny.

Zirytowany chłopak obejrzał się, jak się okazało, jedynie po to, aby ujrzeć, jak czerwonowłosa dziewczyna z równie ognistymi oczami wydyma policzki.

– Zieeew – wymusiła ziewnięcie Eiri.

Zakład Poprawczy Czyściec. Nietypowa szkoła z internatem, gdzie karę odbywali nieletni skazani za morderstwo.

Wrobiony w rzeź dwunastu osób i wtrącony tam Kyousuke nie miał ani chwili wytchnienia, ponieważ postawione mu fałszywe oskarżenia bez przerwy przyciągały do niego różnych świrów.


Tak właśnie rozpoczęła się trzydniowa wycieczka do otwartego zakładu karnego.

Kyousuke westchnął, patrząc w niebo, i pomyślał, że to pewnie skończy się dobrze.



Dzień 1: Piekło – Podążając za tamtą kobietą i seryjną morderczynią / "Gothic Sick Amplifier"[edit]

05:30 Apel przed wymarszem.

Wymarsz w stronę otwartego zakładu, czemu będzie towarzyszyć pot, łzy i tryskająca krew. ♪

10:00 Dotarcie do Domu Otchłani.

10:15 'Procedury wejściowe.

12:30 Bieg siedmiu grzechów'.

Pokuta w formie gry!

16:10 Potępienie.

Krzyki „Zabić ich: jest zakazane.

18:00 Piekielne ognisko.

Wytrzymajcie wszelkie obrażenia poza śmiertelnymi poparzeniami.

20:10 Kąpiel w Ogniach Piekielnych.

Dziewczyny i chłopcy osobno. Podglądanie zabronione!
(Dotyczy zwłaszcza chłopców. Szczególnie Kyousuke Kamii z 1A)

22:00 Zamknięcie cel, zgaszenie świateł.

PsyCome V2 015.jpg


Zakład Poprawczy Czyściec był szkołą z internatem zbudowaną na odległej wyspie położonej pośrodku oceanu.

W żaden sposób nie dało się z niego uciec, ponieważ oprócz ścian i ogrodzenia otaczających samą szkołę dodatkową przeszkodę stanowił gęsty las porastający wyspę. Przez tę wszechobecną zieleń prowadziła wydeptana droga, a po niej biegła obciążona ciężkimi plecakami grupa Kyousuke, której celem był zewnętrzny internat więzienia nazywany Domem Otchłani.

– Szybko, szybko, szybko, szybko, szybko, szybko, szybko! Dupy w troki, świnie! Każdy śmieć, który będzie wolniejszy ode mnie, zarobi w łeb! Ruszać się, ruszać się, macie biec, aż zaczniecie wymiotować krwią!

Na końcu tej grupy biegła poganiająca uczniów i wymachująca swoją stalową rurą Kurumiya.

Starający się zachować od niej jak największy dystans Kyousuke znajdował się tuż za plecami czterech członków komitetu dyscyplinarnego, którzy nie okazywali nawet śladu zmęczenia. Nie było z nimi ich przewodniczącej Syamai, więc prawdopodobnie biegła z tyłu przy reszcie klasy 1A i wychowawcy 1B.

Czując ulgę z tego, że chwilowo nie ma jej w pobliżu, chłopak wyszeptał: – Dwadzieścia jeden ofiar nie czyni przewodniczącej komitetu dyscyplinarnego numerem jeden w szkole?

– To ma sens. Na całym świecie jest zaledwie kilku morderców z tak wysokim wynikiem. – Kyousuke prawie natychmiast usłyszał odpowiedź na swoje pytanie od biegnącej obok niego koleżanki z czerwonymi włosami związanymi w kucyk: Eiri Akabane. Dziewczyna z grymasem na twarzy dodała: – Co więcej, jest seryjnym mordercą. Byłoby to zrozumiałe w przypadku masowego czy szaleńców, ale ona zabiła te dwadzieścia jeden osób w różnych miejscach i czasie, a takie przypadki można policzyć na palcach jednej ręki.

Zgodnie z tym, co powiedziała Eiri, istniały trzy typy wielokrotnych morderców.

Pierwszym byli „masowi mordercy”, którzy zabili dużą liczbę osób w jednym miejscu. Właśnie w taką zbrodnię został wrobiony Kyousuke.

Kolejny typ stanowili tak zwani szaleńcy, czyli osoby zabijające kilka ofiar w pewnym odstępie czasowym. Zbrodni dokonywali w celu zaspokojenia jakiejś zachcianki, a same morderstwa nie miały ze sobą wiele wspólnego. W większości przypadków cel stanowiły przypadkowe osoby.

Ostatnią grupę stanowili "seryjni mordercy", czyli ci, którzy zabili wiele osób, a przy tym niestraszna im była żadna metoda pozbawiania życia. Pomiędzy dokonywaniem zbrodni wracali do społeczeństwa, prowadząc normalny tryb życia. Często byli też chorzy psychicznie i mieli nietypowe fetysze albo makabryczne zainteresowania. W dużej części przypadków używali jednej metody zabijania, a ich celem padała konkretna grupa osób. Im częściej dokonywali zbrodni, tym łatwiej dało się ich złapać, dlatego osoby w tej grupie zabijały zwykle o wiele mniej osób niż masowi mordercy i szaleńcy.

– Jednak jej morderstwa nie miały cech wspólnych, dlatego trudno było ją wyśledzić. Poza tym zostały dokonane w bardzo przemyślany sposób. Wciąż trudno mi uwierzyć, że taka dziewczyna zabiła dwadzieścia jeden osób. W końcu ma mniej więcej tyle lat co ja, a jest przecież zwykłą amatorką. – Eiri ścisnęła mocno paski plecaka.

Eiri oficjalnie zabiła sześć osób i była zawodowym mordercą, skrytobójcą, jednak w rzeczywiści nikogo nie skrzywdziła. Lata świetlne dzieliły Eiri uważaną za „morderczynię sześciu” oraz zwykłą dziewczynę niebędącą w stanie nikogo zabić, jaką była naprawdę. Być może dlatego nie mogła zrozumieć pochodzącej ze zwykłej rodziny Syamai, która miała na koncie dwadzieścia jeden ofiar.

Kyousuke, starając się zabrzmieć wesoło, chciał podnieść ją na duchu: – Ale w końcu przeszła już resocjalizację, więc nie stanowi żadnego problemu, co nie?

– Gdyby to tylko była prawda.

Po udzieleniu tej krótkiej odpowiedzi Eiri zamilkła.

Z pobliskich drzew dobiegało cykanie świerszczy.

– Kyousuke, powiedz... – dziewczyna odezwała się dopiero po dłuższej chwili.

Chłopak, czując na sobie spojrzenie Eiri, zerknął w jej stronę.

– Coś się stało?

Jej wlepione w niego na wpół przymknięte oczy były przepełnione żalem.

– Chodzi mi o ciebie. Na apelu przed wymarszem, patrząc na nią, miałeś skowronki w oczach, czy mi się wydawało?

– E? Skowronki w oczach? Co masz przez... to na myśli?

Zaskoczyło go rzucone ot tak pytanie, jakie usłyszał w odpowiedzi.

Eiri zagryzła wargi i powiedziała: – Nic takiego. Mam jedynie przeczucie... Że jesteś zboczeńcem, który straci głowę nawet dla psychopatki mającej dwadzieścia jeden ofiar na koncie, o ile będzie tylko wystarczająco ładna.

– Chwila, moment. Przecież o tym nie wiedziałem. Gdybym zdawał sobie sprawę z tego, że zamordowała tyle osób, nigdy bym nie...

– Rozumiem. Innymi słowy, zadurzyłeś się od pierwszego wejrzenia. Dobra, teraz mam pewność.

Zmrużyła oczy jeszcze bardziej, a przez intensywność jej spojrzenia Kyousuke aż zaczął się pocić.

– To było pytanie retoryczne?! Chwila, przecież... Nie zgodzisz się ze mną? Jest ładna i zachowuje się jak dama, więc taki odświeżający widok przyprawiłby każdego chłopaka o szybsze bicie serca i tym podobne...

– Naprawdę?

Jeszcze bardziej zmrużyła oczy, w których pojawił się dodatkowo niebezpieczny blask, co przeraziło Kyousuke.

– C–Co?

– Nic.

Eiri nonszalancko odwróciła wzrok i przyspieszyła, zostawiając chłopaka w tyle.

Oddalając się, wymamrotała pod nosem: – Hmph, więc taki jest naprawdę. Rozumiem – jednak Kyousuke tego usłyszał.

– Pewnie rzuciła „A żebyś zdechł”. Co, u licha, ją ugryzło?

Kiedy myśląc o tym, patrzył na jej oddalające się plecy...

– He.. He... He... He... Dosyć... Nie mam już siły...

Dogoniła go dziewczyna o brązowych włosach, która ledwie łapała oddech.

Ramiona Mainy Igarashi były zwieszone, co mogło oznaczać, że całkowicie opadła już z sił.

– He... He... He... Heeee... Eee...

Nie tylko nie była w stanie już mówić, ale wydawało się, że zaraz zabraknie jej sił nawet na oddychanie.

Kyousuke zwolnił z chytrym uśmiechem na twarzy.

– Maina, wydajesz się strasznie cierpieć. Pobiegnę przy tobie dla otuchy.

– Eee?! A, d–dobrze. Dziękuję! Hee... Hee...

Na jej zmęczonej twarzy pojawił się uśmiech, jednak szybko ponownie zastąpił go grymas cierpienia.

Strasznie dyszała, ledwie powłócząc nogami.

Brakowało jej powietrza, więc robiła najgłębsze możliwe oddechy, przez co tak ciężko się jej oddychało.

– Ej. Nie można tak oddychać, wiesz? Spróbuj metody stosowanej przy porodach. Wiesz, chodzi o te rytmiczne oddechy.

– He, he, hooo... He, he, hooo...

– Właśnie. O to właśnie chodzi. He, he, hooo.

– He, he, hooo... He, he, hooo...

– Przyj, przyj! Maina, dasz radę! He, he, hooo!

– He, he, hooo... O nie! Dziecko zaczęło wychodzić!

– Co, kurwa?!

– Ej, wy! O czym wy, kurna, pieprzycie?! Jeśli macie siłę mamlać jęzorami, to możecie też biec szybciej! Mam to wam wepchnąć w usta?! Naprawdę nie wierzycie, że zapewnię wam traumę na resztę życia?! Wiec lepiej w to uwierzcie! – usłyszeli gniewny krzyk wychowawczyni dobiegający zza ich pleców.

Kyousuke zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo zwolnił. Po obejrzeniu się za siebie dostrzegł, że tuż za nim biegnie Kurumiya z uniesioną stalową rurą.

– Aaaaa! – Wystraszona Maina wystrzeliła przed siebie. – Nieeeeeeeeeeeee! Litości! Nawet jeśli chodzi jedynie o moje dziewictwo, niech się pani zlituje!

Jakby chcąc uciec przed demonicznym uściskiem Kurumii, biegła z krzykiem najszybciej, jak tylko mogła.

Wyrzucając za siebie kurz, liście oraz kamyki leżące na leśnej ścieżce wyprzedziła Eiri, która oglądała się za siebie zaskoczona, i kiedy zbliżała się już do członków komitetu dyscyplinarnego...

– Uaaaaaaaa!

Wywróciła się, prawie wpadając na wyglądającą jak bandzior dziewczynę z tamtej grupy. – Ła... Co jest?! – Tej jednak udało się uskoczyć na bok.

Uczniowie z jej klasy, mijając leżącą dziewczynę, zrobili miny, na których wyraźnie było wypisane: ”No to znowu się zaczyna”.

– Eeee... N–Nic ci nie jest?!

– Ej. Wszystko w porządku?!

Kyousuke i Eiri szybko podbiegli do jęczącej dziewczyny.

Maina, wycierając brud z twarzy, odpowiedziała: – Nic mi nie jest. Ale się umazałam.

Miała już wstać i ruszyć dalej, kiedy...

– Auuć! Boli... Zdarłam sobie skórę. Auuu, auu.

Natychmiast się zatrzymała, chwytając za swoje kolano.

Widząc, że na załzawiona twarz dziewczyny także ucierpiała, Kyousuke...

– No to hopla.

– Aaaa! Kyousuke?! C–C–C–C–Co ty robisz?

– Hmm? Nic takiego. W ten sposób będzie prościej. Za bardzo się narzucam?

Chłopak chwycił Mainę i zaczął biec, niosąc ją na rękach. Ta wystraszona skuliła się w kłębek i wymamrotała: – Nie... Nie narzucasz się. Nie będzie ci za ciężko? Eee... Muszę naprawdę sporo ważyć, prawda? Auauaua. – Zarumieniła się przy tych słowach.

Kyousuke uśmiechnął się na widok ogromnego skrępowania Mainy.

– Nie martw się, wcale tak dużo nie ważysz. Poza tym jestem dość wytrzymały i bieg z dziewczyną na rękach nie stanowi żadnego problemu. O ile tobie to nie przeszkadza.

– ...?!

Maina z oczami otwartymi tak szeroko, że wydawały się okrągłe, zwiesiła głowę, zaczęła się wiercić i powiedziała nieśmiało: – N–Nie mam.

Kyousuke uśmiechnął się i poprawił ją na swoich rękach, starając się jednocześnie zapanować nad drżeniem, a potem ruszył dalej biegiem przez ścieżkę, po której trudno było nawet iść.

Dziewczyna powiedziała, patrząc na niego z obawą: – Eee... Dziękuję bałłdzo!

– Nie musisz. W końcu przewodzę grupie i pomaganie jej członkom jest częścią moich obowiązków.

– ...

Odkąd Kyousuke wziął Mainę na ręce, Eiri nie odezwała się ani słowem.

Kyousuke wraz z Mainą, Eiri i pewnym członkiem tria chłopaków, który został nieludzko pobity z samego rana za zdenerwowanie Kurumii, byli w 4 grupie klasy A.

– Eiri, powiedz. Czemu się tak wkurzyłaś?

– He? Wcale się nie wkurzyłam. A weź zdechnij.

– I ty niby się nie gniewasz? Co, u licha? Chcesz, żeby ciebie też ponieść?

– W żadnym razie, zboczeńcu! C–Co ci w ogóle przyszło do głowy?!

Eiri w gniewie otworzyła całkowicie swoje zwykle zaspane oczy, a potem wyprzedziła Kyousuke i Mainę. Chłopak wyraźnie dostrzegł, jak z jej oddalających się pleców wydobywa się aura goryczy.

– Tylko żartowałem. Nie musisz traktować mnie jak jakiegoś robaka.

– Auauaua. Eiruś, przepraszam...

– Maina, czemu przepraszasz?

– Eeeeee... Nic! To nic takiego!

Maina zaczęła energicznie kręcić głową, przez co Kyousuke poczuł się jeszcze bardziej zagubiony.

Trzy miesiące od wtrącenia go do Zakładu Poprawczego Czyściec minęły w mgnieniu oka.

Kyousuke miał wrażenie, że sprawa Mainy jest już praktycznie załatwiona, jednak Eiri wydawała się stawać coraz bardziej ofensywna. Jednak nie przypominał sobie, żeby powiedział coś, co mogło ją obrazić.

Czyżby... Po prostu mnie nie lubi? – pomyślał, drapiąc się po głowie i patrząc, jak dziewczyna biegnie samotnie przez las.

Był już wczesny lipiec. Od początku szkoły z każdym dniem robiło się coraz cieplej, jednak mimo ciągle rosnącej temperatury lodowate nastawienie Eiri wobec niego nie ociepliło się ani trochę.


× × ×


Pół godziny od wymarszu z Zakładu Poprawczego Czyściec zrobili sobie krótką przerwę na polance.

Według tego, co było napisane w broszurce, czekały ich jeszcze dwie i pół godziny biegu, przez co teoria, że obrali okrężną drogę, sama cisnęła się na usta.

Kyousuke odstawił plecak, a potem padł na ziemię.

Tuż przy nim usiadła wycieńczona Maina, która od pewnego momentu zaczęła biec dalej sama.

Wytarła pot z twarzy przy użyciu swojej różowej chusteczki, mówiąc: – Hee, hee, jestem taka zmęczona, a droga robi się coraz trudniejsza.

Jedynie Eiri nie wyglądała na zmęczoną.

– Ta wyspa jest większa, niż myślałam. Zdaje się, że poza szkołą są na niej także inne ośrodki – powiedziała, z zainteresowaniem rozglądając się po lesie.

Urodziła się w rodzinie zawodowych zabójców, dlatego od dzieciństwa przechodziła ciężki trening i ten poziom wysiłku fizycznego był dla niej jak przechadzka po parku – czego dowodził brak najmniejszej kropli potu na jej ślicznej twarzy.

Jeżeli chodzi o to, czemu „skrytobójca” taki jak Eiri został zamknięty w tamtym ośrodku...

Prawdziwym przeznaczeniem Zakładu Poprawczego Czyściec było szkolenie nieletnich skazanych za morderstwo na zawodowych zabójców. Dlatego nawet absolwenci tej szkoły nie wracali do społeczeństwa, ale wysyłano ich do świata żyjącego w jego cieniu.

Jednak większość uczniów nie zdawała sobie z tego sprawy.

Priorytetem pozostawało jednak wyprostowanie pokręconych osobowości tych nieletnich skazańców, dlatego też Kyousuke , któremu Eiri przed trzema miesiącami powiedziała prawdę o tej placówce, dostał wyraźne polecenie od Kurumii, aby nie ujawniać całej sprawy innym.

Z tego powodu Eiri powiedziała Mainie jedynie to, że jest „skrytobójcą, który nie może zadać ostatniego ciosu”, pomijając całkowicie kwestię szkoły. Innymi słowy, spośród uczniów pierwszego roku jedynie ich trójka znała prawdę. Chodziło tu o Kyousuke, Eiri oraz...

– Zgadnij kto!

Ktoś nagle objął Kyousuke od tyłu.

Chłopak na plecach poczuł dwa niewiarygodnie miękkie, duże obiekty i usłyszał dziwny dźwięk oddychania brzmiący „łuuusz”.

Odpowiedział trochę skrępowany: – A muszę zgadywać? To ty, Renko, prawda?

– Jesteś pewien?

– Ta, ta, jestem.

– Zgadłeś! Udało ci się, Kyousukeee. Niesamowite, nie potrzebowałeś nawet chwili do namysłu! W nagrodę dam ci moje maskony. Noszę maskę przeciwgazową, więc to zamaskowane melony, rozumiesz? Są najlepszej możliwej jakości, a w dodatku jest ich aż dwa! Bon appetit. Niech ich słodkość sprawi, że całkowicie stracisz głowę! – Jak tylko dziewczyna (Renko Hikawa) skończyła to mówić, objęła go z całej siły, dociskając swoje wielkie piersi do jego pleców.

– A weź zdechnij.

Na ten widok Eiri momentalnie zdjęła swój plecak i zrobiła nim zamach.

– Aaaau!

Udało jej się trafić metalową klamrą, tylko nie w Renko, która zrobiła unik, a w Kyousuke.

– Oko! Moje oko! Aaaa!

– Tcz. Uniknęłaś, co? Wielka szkoda. Przepadnij w końcu, krowi cycku.

Eiri, ignorując tarzającego się po ziemi z bólu chłopaka, wlepiała pełne irytacji spojrzenie w Renko.

Jednak dziewczyna w czarnej masce przeciwgazowej jedynie westchnęła i z pretensjami wzruszyła ramionami.

– Kazanie mi zdechnąć i przepaść jest takie niemiłe. Czyżby dziewczyny o małych piersiach miały równie małe serca, w których zabrakło już miejsca na dobroć? Teraz rozumiem. Więc to dlatego jesteś taka płaska. – Chcąc podkreślić swoje zwycięstwo, wypięła dumnie pierś, na której mimo luźnego dresu wciąż doskonale było widać jej krągłości, i skomentowała klatkę piersiową drugiej dziewczyny.

Eiri ze złości aż wyszły na wierzch żyły na czole.

– Z drugiej strony dziewczyny o wielkich balonach są strasznie pyszałkowate. Pomóc ci stracić trochę na wadze przez odcięcie tych zwałów tłuszczu? Idź na dietę, grubasko.

– Nie jestem gruba i mam o wiele więcej niż piersi. Spójrz na moją talię, biodra i te piękne nogi. Wyglądają o niebo lepiej od twoich, Eiri.

– He? Naprawdę myślisz, że poza piersiami w czymkolwiek z tobą przegrywam? Śmiechu warte, pustaku. Wszystkie twoje składniki odżywcze są pochłaniane przez cyce i mózg nie jest w stanie normalnie funkcjonować.

– Auauaua. Proszę, uspokójcie się! – Maina, nie wiedząc kompletnie, co robić, spoglądała to na jedną, to na drugą z kłócących się dziewczyn.

– Właśnie! Uspokójcie się. I może okazałybyście mi chociaż trochę troski? – wymamrotał wstający z ziemi Kyousuke.

– Kyousuke! – krzyknęła nagle Renko, a potem podbiegła do niego w taki sposób, aby jej biust podskakiwał przy każdym kroku.

– Nic ci nie jest? Obroniłeś mnie...

– Ta, jasne. To twoja wina. Uniknęłaś ciosu, przez co ja zarobiłem plecakiem!

– Tak, dziękuję. Wiedziałam, jesteś dla mnie taki dobry. Kyousuke, tak bardzo cię kocham!

– Słuchaj, co się do ciebie mówi!

Czyżby znowu słuchała muzyki?

Spod czarnych słuchawek, które dziewczyna miała na sobie, dobiegała cicha melodia.

– Przy okazji, co ty tu robisz? W klasie nie będą się rzucać, że zostawiłaś ich podczas śniadania? – spytał Kyousuke, odpychając Renko.

Ta pokiwała głową, a następnie wskazała miejsce pomiędzy drzewami.

– Znalazłam wspaniałe miejsce w pobliżu. To naprawdę rzadka okazja. Zjedzmy razem śniadanie, tylko we dwoje. Masz ochotę na moje melony? Pomyśl o nich jak o deserze po jedzeniu. – Łuusz.

– Cicho tam! Już widzę, jak ktokolwiek chciałby zostać z tobą sam na sam! – krzyknął Kyousuke, a w głębi serca westchnął.

Ta dziewczyna w masce – Renko – została stworzona do zabijania. Po zdjęciu jej „pieczęci” wszystkie uczucia tej dziewczyny zostają powiązane z mordowaniem. Jedynym wyjątkiem, osobą, której nie mogła zabić, był Kyousuke.

Przynajmniej dopóki nie odwzajemni jej miłości.

Przez te trzy miesiące bez przerwy go uwodziła, klejąc się do niego i flirtując. A wszystko po to, by go w sobie rozkochać.

Pomimo tego, że nigdy nie zdejmowała maski przeciwgazowej, była niewyobrażalnie piękną dziewczyną. Gdyby Kyousuke spędził z nią czas sam na sam, dał się ponieść chwili i dzięki Renko przestał być prawiczkiem, a na dodatek rzucił przy tym, że ją kocha, być może poszłaby za ciosem i pozbawiła go także życia.

Więc...

– Właśnie! Nie wygaduj głupot! Idę z wami. Jeśli coś tam planujesz, nie pozwolę ci zbliżyć się... Zabić Kyousuke. Nigdy do tego nie dopuszczę.

Kyousuke naprawdę ucieszyła interwencja Eiri.

Szooko. – Znosząc na sobie ciężkie spojrzenie drugiej dziewczyny, Renko zwiesiła ramiona.

– Hmmm. Znowu wchodzisz mi w drogę, Eiri? Możesz sobie wymyślać, ile tylko wymówek chcesz, ja i tak wiem, że też obrałaś sobie Kyousuke za cel. Cóż, mniejsza o to, będę mieć jeszcze wiele okazji. W takim razie wszyscy zabawmy się trochę przy śniadaniu! Dobra, chodźcie ze mną.

Renko nagle zmienił się nastrój. Klasnęła w dłonie, obróciła się i ruszyła w stronę wskazanego wcześniej miejsca.

– He? On wcale nie jest moim celem – wymamrotała Eiri, wlepiając spojrzenie w plecy Renko.

– Mam nadzieję. Im większej ilości osób jestem celem, tym większa szansa, że w końcu zginę – uśmiechnął się chytrze Kyousuke, popierając słowa Eiri, jednak dziewczyna odpowiedziała mu jedynie pogardliwym spojrzeniem.

– Nie mówiłyśmy o zabijaniu, pustaku.

W dodatku go zbeształa.

Przybita Eiri ruszyła za Renko.

– P–Pustak... Co proszę? Ona chyba naprawdę mnie nienawidzi.

– Auau. Eiruś, będzie dobrze...

– Chwila, to chyba mnie należy pocieszać, prawda? Czemu więc pocieszasz Eiri?

– Co? Eeee... B–Byz powodu! Byz powodu! Eee... Idziemy za nimi?! Bo w końcu nas zostawią! – powiedziała niewyraźnie Maina, machając rękoma (przy czym ugryzła się w język), a następnie pobiegła za resztą dziewczyn, zupełnie jakby przed czymś uciekała.

– Ach... Ej! Co, u licha? Te dziewczyny... Rany.

Kyousuke pozostawiony samemu sobie zmarszczył brwi, podrapał się po głowie i podniósł swój plecak.


× × ×


Renko poprowadziła ich do krystalicznie czystego strumyka płynącego przez las, na którego brzegu leżały wielkie kamienie.

– Łał. Nie mogę uwierzyć, że udało ci się znaleźć takie miejsce.

Łuusz. – Co nie? Doszłam tu, podążając za śladami zwierząt, więc pewnie trudno tu trafić.

Przypuszczenia Renko wydawały się słuszne, ponieważ do rzeczki mieli jedynie pięć minut marszu, a w pobliżu nie było żywej duszy. Innymi słowy, mogli tam poczuć się w pełni wolni.

– Super. W takim razie zjedzmy coś! Nie miałam nic w ustach od wczesnego ranka.

– Racja. Strasznie burczy mi w brzuszku. Widzisz jakieś dobre miejsce?

– Co powiecie na tamte kamienie? Wyglądają całkiem nieźle.

Po tym, jak zdecydowali się, w którym miejscu chcą zjeść, już mieli ruszyć, kiedy...

– Hmmm. Ta maska naprawdę przeszkadza. Zdjąć, zdjąć...

Renko zrzuciła z pleców plecak, a następnie zaczęła się rozbierać. Złapała bluzę swojego dresu i bez chwili wahania ją ściągnęła.

– ...

– ...

– ...

Co jej strzeliło do głowy? – pomyślał osłupiony Kyousuke.

Renko w tym czasie zdążyła ściągnąć swoje ubrania, a potem na tle błyszczącej wody strumyka mruknęła i wypięła piersi do przodu.

– Tadaaaaa. I jak podoba się wam mój seksowny kostium kąpielowy?!

Miała na sobie czarne bikini, a w dodatku doskonale wyglądała na tle rzeczki. Przez światło odbijające się od wody jej blada skóra przypominała powierzchnię porcelany, zgrabne nogi wyglądały jak z kości słoniowej, a zgrabne pośladki oraz wcięcie w tali także były pięknie wyeksponowane.

Jednak najbardziej na tle tego wszystkiego wyróżniał się jej biust.

Skąpe bikini nie wystarczało do całkowitego zakrycia piersi Renko, przez co były wyraźnie widoczne i wyglądały, jakby za chwilę miały z niego wypaść. Między tymi wzgórzami znajdowała się dolina, o jakiej nikomu się nawet nie śniło, a dzięki drobnej budowie ciała tej dziewczyny ich wielkość jeszcze bardziej rzucała się w oczy.

Łuusz. – Chyba ten widok musiał wprawić was w osłupienie. Moje piersi są tak niebezpieczne, że w mgnieniu oka rozkochałam w sobie was wszystkich? O retyyy. Widać naprawdę stanowią wyjątkowo zabójczą broń! – zadeklarowała dumnie, kładąc ręce na biuście.

Patrząc na jej twarz, Kyousuke wyszeptał: – Gdyby nie ta maska, pewnie by tak było.

Nasilające się uczucie gorąca, które ogarnęło go przy oglądaniu ciała Renko, szybko zniknęło, kiedy tylko w jego pole widzenia weszła maska zakrywająca twarz dziewczyny, a wrażenie sztywności (w wielu znaczeniach) szybko przeszło i całkowicie opadł z sił.

Renko krzyknęła zdziwiona: – Co?! – i pochyliła się do przodu, aby jeszcze bardziej wyeksponować swój biust.

– Przyjrzyj się lepieeej, piersi! Duuuże piersi! Wielkie pieersiii – mówiła, przyjmując seksowne pozy. Krzyżowała ręce za głową, wsadzała je między biust, trzęsła nim uwodzicielsko...

– ...

– ...

– ...

Szooko, szooko. – D–Dlaczego? Czemu nie dajesz się oczarować?! Tak się staram... To takie niemiłe! Raany – powiedziała, a następnie padła z żalem na kolana przed Kyousuke i pozostałymi dziewczynami, które w żaden sposób nie reagowały.

Chłopak położył rękę na jej drżącym ramieniu i powiedział: – Cóż... To wszystko przez twoją maskę przeciwgazową.

Słysząc te słowa, Renko nagle przestała drżeć.

Oparła rękę o brzeg rzeki, zwiesiła głowę i zamilkła na chwilę, podczas której jedynym dźwiękiem, jaki wydała, było ciche „szooko”.

PsyCome V2 035.jpg

– Auauaua... Eeee... Renciu, nie bierz tego do siebie!

– Dobrze ci tak, ty bezużyteczny cycku! Tylko tyle jesteś w stanie osiągnąć tymi swoimi wymionami, którymi tak się szczycisz.

Maina spróbowała pocieszyć Renko, podczas gry Eiri przygadała jej głosem pełnym triumfu.

Kyousuke natomiast zrobiło się jej żal. Odchrząknął i powiedział: – Cóż... Naprawdę stanowią silną broń, wiesz? Nie tylko są duże, ale mają także piękny kształt i są takie miękkie i elastyczne... Tak piękne, że aż chce się nimi pobawić. Tak o nich myślę, chyba. Więc, Renko, rozchmurz się, dobrze?

– Zboczeniec.

– Mamy tu zboczeńca!

– Zboczeniec!

– He?

Kyousuke chciał pochwalić Renko, jednak skończyło się na tym, że dziewczyny zgodnie go potępiły. Przerażało go zwłaszcza lodowate spojrzenie Eiri.

– Naprawdę tak myślisz? Jesteś okropny. Aż niedobrze mi się robi na twój widok.

– ...


Parę minut później.

Kyousuke siedział skulony nad brzegiem rzeki z kolanami przy klatce piersiowej i samotnie jadł słone kulki ryżowe. Kiedy wycierając łzy, wkładał sobie kolejną do ust...

– Chcesz deser?

– Pffff?!

Nagle przed oczami pojawiły mu się wielkie piersi zasłonięte przez czarne bikini, przez co wypluł jedzenie, które spadło na te ogromne wzgórza.

– Ale wielki wytrysk.

– Przestań mówić takie rzeczy, udając, że się krępujesz! Co, chcesz mnie jeszcze dobić? – rzucił z grymasem na twarzy i spojrzeniem pełnym urazy, gdyż wciąż jeszcze nie doszedł do siebie.

Renko się do niego zbliżyła, podrapała po twarzy, a potem usiadła obok niego.

– Przepraszam, przepraszam. Zastanawiałam się, czy jesteś smutny, więc przyszłam sprawdzić. Naprawdę mi przykro. I naprawdę ucieszyła mnie twoja opinia, ale wtedy wypadało zrobić to, co reszta.

– Popieprzony ten twój nastrój. Całkowicie zjebałaś mi śniadanie.

Eiri i Maina stały przy skałach i jadły razem, trzymając się z daleka od Kyousuke. Ta pierwsza chyba zauważyła jego spojrzenie, ponieważ natychmiast odwróciła wzrok.

Renko zaśmiała się niezręcznie.

– Ojej, chyba cię nienawidzi.

– Ciekawe tylko, czyja to wina. Raaany! Jak chcesz mi to wynagrodzić?

Kiedy Kyousuke uderzył się ręką w twarz, Renko przytuliła się do niego.

– Chcesz, żebym ci to wynagrodziła? W jaki sposób mamy to zrobić?

– He?

– Sam powiedziałeś, że chcesz mnie wziąć. Droga wolna. Ja też chcę to zrobić. Ty masz na to ochotę, a ja nie mam nic przeciwko.

– E? Nie, ch–chwila, Renko! Co ty wyprawiasz?

– Co tylko zapragniesz. – Łuusz. – Zrobię wszystko, czego sobie zażyczysz.

Renko podeszła do niego, usiadła mu na nogach, a potem pochyliła się do przodu, jakby chcąc zmusić, żeby się położył.

– Och, skoro o tym mowa, moje piersi się ubrudziły. A skoro to twoja wina, Kyousuke, ty musisz je wyczyścić. Weź odpowiedzialność za swoje czyny. – Wypowiadając te słowa, położyła dłoń na jego ramieniu i przybliżyła piersi do twarzy.

Ponieważ Kyousuke nie widział już maski przeciwgazowej Renko, działanie biustu dziewczyny przyniosło naprawdę druzgoczący efekt.

– C–Chcesz, żebym je wyczyścił? Jak?

– Jak tylko zapragniesz. Wytrzyj chusteczką, zbierz to palcami, wyliż. Możesz wykorzystać tę sytuację i zrobić, co tylko zechcesz.

– ...

– No to postanowione. Nikt teraz nie patrzy. Nikt nie zabije cię, nawet jeśli złapiesz mnie za piersi. Nie odrzucaj tak zaproszenia dziewczyny, dobrze? Po prostu naciesz się tą sytuacją.

Uwodzony Kyousuke głośno przełknął ślinę.

Skoro chodzi jedynie o złapanie jej za piersi, nie można w żaden sposób zaliczyć tego do „zakochania się w niej”, prawda? Taka okazja... Tylko chwilę... Czyszcząc ją z tego ryżu...

– Co za wspaniałe miejsce.

W tym momencie usłyszeli delikatny, piękny i bez wątpienia znajomy głos. Kyousuke zatrzymał rękę i spojrzał w stronę, z której dobiegły tamte słowa.

Na ścieżce prowadzącej do rzeczki...

– Szkoda, że nie znalazłam jej wcześniej. Mogłabym w spokoju zjeść śniadanie. Ta zieleń dookoła i szum wody jeszcze bardziej oczyściłyby moją duszę.

Stała tam dziewczyna w szkolnym mundurku o złotych włosach.

Miała ciało zaokrąglone tam, gdzie trzeba, oraz chude w miejscach, gdzie powinno takie być; innymi słowy, posiadała doskonałą figurę i pod względem urody mogła rywalizować z Eiri i Renko.

Na ramieniu nosiła żółtą opaskę.

– Przewodnicząca komitetu dyscyplinarnego... Saki Syamaya.

Ta, jakby reagując na słowa Kyousuke, ruszyła w jego stronę.

Widząc Renko w stroju kąpielowym siedzącą na chłopaku oraz rękę Kyousuke zastygłą przy jej piersi, otworzyła szeroko swoje piękne oczy, jednak szybko je zmrużyła, rzucając straszne spojrzenie.

– Mogę spytać, co takiego robicie?

– T–Tak właściwie to... nic takiego.

– Tak właściwie to zaczynaliśmy „to” robić! – rzuciła energicznie Renko.

– Ta, dokładnie! Mieliśmy właśnie zacząć słodki deser... Nie, chwila, nie! – Kyousuke bez namysłu rzucił za nią szczerze.

– ...

Syamaya natomiast stała nieruchomo, nie reagując na te wyjaśnienia w żaden sposób. Wyglądała naprawdę przerażająco, a to, że przypominała lalkę, jedynie potęgowało efekt.

Czując na sobie jej spojrzenie, Kyousuke cały zalał się potem.

– Tak naprawdę to nic takiego. W pobliżu jest rzeka, więc chcieliśmy się trochę popluskać przed śniadaniem. W końcu po tak długim biegu aż lepimy się od potu... Hahaha.

Słysząc tę wymyśloną na poczekaniu wymówkę, Syamaya zamknęła oczy. Przed ich ponownym otworzeniem wzięła głęboki oddech.

Patrząc na Kyousuke, powiedziała:

– Ufufu... Więc jedynie coś takiego? A ja myślałam, że masz nieczyste myśli i próbujesz złapać piersi tej dziewczyny w masce, ●● je, włożyć swojego ●● do ●●, a potem zabić się z nią jak zwierzę! Byłoby naprawdę cudownie, gdybym się myliła. Cudownie. Wybaczcie, wstydzę się nawet to powiedzieć. Ufufufufu. – Wypowiadając tę serię niecenzuralnych słów swoim eleganckim tonem głosu, zakryła usta dłonią i się uśmiechnęła.

– ...

– ...

Kyousuke i Renko odebrało mowę, przyglądali się jedynie chichoczącej Syamai.

Poczuli jakby smród materiałów wybuchowych dochodzący od tej wyglądającej na strasznie delikatną dziewczyny. Prawdopodobnie im się jednie wydawało.

– Oj, już prawie czas na wymarsz. Nie spóźnijcie się, proszę. Zakład otwarty jest dosłownie precyzyjny do setnych sekundy, zrozumiano? W takim razie pójdę już sobie. Mam nadzieję, że utniemy sobie dłuższą pogawędkę, jeśli znajdziemy na to czas. Jesteś Kyousuke Kamiya z 1A, tak? Miłego dnia.

– ...?!

Kyousuke się jej nie przedstawił, jednak znała jego imię.

Dziewczyna ukłoniła się, a potem ruszyła w drogę powrotną ścieżką, którą tam przyszła.

Kyousuke patrzył, nie mogąc się ruszyć, jak elegancka sylwetka dziewczyny znika w oddali.

Renko natomiast położyła ręce na biodrach i powiedziała: – Doprawdy. Musisz zacząć się w końcu hamować. Jak bardzo chcesz być popularny wśród dziewczyn? Nie podoba mi się wizja posiadania kolejnych rywalek. No nic, dzięki temu jeszcze bardziej warto cię zdobyć. Mam nadzieję, że będziemy się razem dobrze bawić przez te trzy dni i dwie noce zakładu otwartego. – Łuusz.


× × ×


Przez kolejne dwie godziny od tamtej przerwy nie zatrzymali się ani razu.

Po opuszczeniu lasu wbiegli na zdradziecką górską drogę, jednak w końcu udało im się dotrzeć do Domu Otchłani, małego obozu pośród dziczy.

Zrobili sobie wspólne zdjęcie na Placu Kar, a następnie przeszli do sali przyjęć zakładu, gdzie przeprowadzono proste procedury wejściowe, po czym skierowali się do pokoi, aby zostawić w nich swoje rzeczy. Drobna poprawka, do cel. Kyousuke przypadła akurat jednoosobowa, chociaż znajdowały się tam także wieloosobowe.

Ich wnętrza, tak samo jak pokoje w internacie, miały jedynie niezbędne wyposażenie.

Chłopak usiadł na prostym łóżku bez materaca i zaczął przeglądać broszurkę zakładu otwartego, jednak już po chwili się skrzywił.

– Teraz będzie obiad i... „Orientacja Siedmiu Grzechów”? Co to, kurna, ma być? „Piekielne Ognisko”, „Kąpiel w Ogniach Piekielnych”, „Test Ataku Serca”, „Przysmażanie na Grillu”... Hmmm, nieważne. Nie mogę nawet na to patrzeć.

Zamknął broszurkę, a potem położył się na łóżku. Po przebiegnięciu zdradliwej górskiej ścieżki bez zatrzymywania się bolało go całe ciało, dlatego momentalnie zrobił się senny, jednak wtedy...

– Przepraszam. Mogę spytać, czy pokój Kyousuke Kamii jest po tej stronie?

Kiedy już miał odpłynąć do świata snów, usłyszał znajomy, elegancki głos.

– ...?!

Podniósł się szybko i spojrzał w stronę drzwi, gdzie dostrzegł stojącą za czarnymi, żelaznymi kratami osobę, jakiej nie spodziewał się zobaczyć: Saki Syamayę.

Kiedy jej szmaragdowe oczy, ozdobione długimi rzęsami, spotkały się ze spojrzeniem Kyousuke...

– E... E–E–E–E–Ekshibicjonista! Bezwstydnik! – krzyknęła Syamaya, rumieniąc się i zakrywając twarz.

– Co? N–Nie! Zdjąłem dresy, bo całe były mokre od potu...

– Nie wymyślaj teraz wymówek, tylko coś na siebie załóż! Ten widok rani moje oczy!

– Och, dobrze... Naprawdę mi przykro.

Kyousuke zraniony słowami Syamai zaczął rozglądać się za koszulką.

Wcześniej zrzucił z siebie całą górną część odzieży, zostając z gołym torsem, ponieważ była przesiąknięta potem.

Z torby przy łóżku wyciągnął koszulę, założył ją i dopiero po zapięciu wszystkich guzików powiedział: – Już. Przepraszam za skalanie twoich oczu.

Syamaya spojrzała przez palce rąk i westchnęła z ulgą.

– C–Co za niespodziewana napaść. Kto by pomyślał, że od razu będziesz próbować przyprawić mnie o zawał serca. B–Bezwstydny i podstępny... Chciałeś, abym umarła z szoku?!

– N–Naprawdę przepraszam. Następnym razem będę bardziej uważał.

Mimo że to on ciągle ją przepraszał, powinno być raczej odwrotnie, ponieważ czuł się urażony jej słowami. W końcu jego ciało zostało opisane jako „raniący oczy widok”, a on sam uznany za bezwstydnego i podstępnego, co było zdrowym przegięciem.

– Przy okazji, skąd koleżanka mnie zna? Nie pamiętam, żeby nas sobie przedstawiono.

– Co? A, tak, przepraszam. Wcześniej naprawdę wiele o tobie słyszałam. Nieważne, z której strony patrzeć, zamknięcie dwunastu dziewczyn w pustym magazynie, bezlitosne zabicie ich różnymi potwornymi metodami, a potem zgwałcenie ciał jest...

– Nic takiego nie miało miejsca! W dodatku to byli sami chłopcy! Mężczyźni!

Chociaż w rzeczywistości nikogo nie zabił, musiał szybko zaprzeczyć tego typu plotkom.

Jednak Syamaya nagle się spięła.

– Więc to byli sami chłopcy, tak? Co? Chłopcy? Och... Ty... zrobiłeś coś takiego osobom tej samej płci?! Jesteś h–h–h–h–homoseksualistą?!

– Oczywiście, że nie! Nie o to mi chodziło! – Kyousuke zaprzeczył słowom trzęsącej się Syamai, która momentalnie cała zbladła.

Co jej strzeliło do głowy? Brakuje jej piątej klepki?

Przez to całe zamieszanie i te nagłe zaprzeczenia opuściły go wszelkie siły, dlatego zebrał się w sobie i spytał:

– No więc... Mogę spytać, co koleżankę do mnie sprowadza?

– Co? A, tak. Nic takiego, po prostu chciałam z tobą chwilę porozmawiać. Z osobą mającą na sumieniu największą liczbę osób w klasach pierwszych.

– Aha, rozumiem. W końcu jestem sławnym numerem jeden.

– Tak słyszałam. Osadzenie w tej szkole osoby, która zabiła dwanaście osób, to prawdziwa rzadkość. Sądziłam nawet, że mi się przesłyszało, kiedy mi o tym powiedziano.

– Racja. Zwykle nikt nie zabija aż tak wielu ludzi.

...Chociaż tuż przed oczami Kyousuke stała osoba mająca na liczniku prawie dwa razy więcej ofiar.

Kyousuke chciał to skomentować, jednak zatrzymał słowa na końcu języka i wyszeptał jedynie: – Dwadzieścia jeden, co?

Co więcej, Syamaya nie mogła nawet się równać z pewnym psychopatycznym mordercą z trzycyfrową liczbą ofiar, który był na jego roku.

Kiedy spytał o to Renko, odpowiedziała mu, że oficjalnie osadzono ją jedynie za jedno zabójstwo, co było zrozumiałe, ponieważ stanowiła specjalny przypadek.

Podczas gdy Kyousuke o tym myślał, Syamaya weszła do celi, chwyciła jego ręce i przybliżyła swoją twarz do jego tak, że prawie stykali się nosami, a następnie zaczęła mówić z pasją:

– Kamiya, mam nadzieję, że dasz radę się zmienić! Obecnie jesteś podłym, okrutnym, sadystycznym, wulgarnym, zimnokrwistym, zboczonym, zdeprawowanym, pieprzonym ●●, gorszym nawet od ludzkiego ścierwa... Jednak ja też kiedyś taka byłam.

Przegięła z tym opisem! I sama taka byłaś? Przerażające.

– Jed–nak! Nie jest za późno, abyś się zmienił. Ja przeszłam resocjalizację. Odrodziłam się czysta, nieskazitelna, szlachetna, idealna, kochana i cudowna, zupełnie jak Maryja Dziewica...

Z tym opisem też przegięła. Jakim narcyzem jesteś?

– Więc na pewno tobie też się to uda. Chociaż samemu może ci być trudno, jednak w tej szkole masz nas, komitet dyscyplinarny, a także wspaniałych nauczycieli do pomocy. Nieważne, jak podły jesteś, możesz rozpocząć nowe życie... Naprawdę w to wierzę! – Jej oczy aż lśniły, co znaczyło, że mówiła z głębi serca.

Prawdę mówiąc, zaczyna mnie wkurwiać...

Prawdopodobnie chciała dobrze i oferowała mu swoją radę i pomoc, jednak Kyousuke został przecież niesłusznie skazany. W rzeczywistości był zwykłą osobą, która nigdy nikogo nie zabiła. W żadnym wypadku nie pasował do jej opisu, więc cała ta rozmowa o nowym życiu nie miała sensu. Zwykła strata czasu.

Jednak trudno sobie nawet wyobrazić, co by się stało, gdyby przypadkiem wyznał jej prawdę...

– No dobra... O–O to chodzi? Ranyyy. Postaram się stać taki ja ty. Jak najszybciej przemienić się w pięknego i nieskazitelnie czystego prawdziwego mężczyznę... Hahaha... – powiedział, wymuszając uśmiech.

– Co? Naprawdę? Ufufu. Piękny, nieskazitelnie czysty prawdziwy mężczyzna... To zbyt krępujące. Piękny, nieskazitelnie czysty prawdziwy mężczyzna... Doprawdy. Ufufufu.

Kyousuke nie wiedział, czy zadowoliły ją jego słowa, jednak podczas gdy ona zakrywała swoją twarz rękoma i kręciła się wstydliwie, z jego twarzy nie schodził przyjacielski uśmiech.

Z ogromnym poirytowaniem pomyślał: – Szlag by to. Przyczepiła się do mnie kolejna kłopotliwa laska.


× × ×


Po stołówce Domu Otchłani rozeszły się obojętne słowa Eiri będące jej komentarzem na opowieść Kyousuke.

– Hmm? Jak miło – odpowiedziała z obojętnością po wysłuchaniu tego, co miał do powiedzenia, po czym zaczęła jeść. Zaskoczony chłopak spojrzał na siedzącą ukośnie po drugiej stronie stołu dziewczynę.

– Nie! Wcale nie! Poza tym jedynie tyle masz do powiedzenia?

– A czego jeszcze chcesz?

– C–Cóż...

Na tym urwała się ich rozmowa.

Szukając pomocy, Kyousuke spojrzał na dziewczynę siedzącą obok Eiri.

– Eee! Eiruś jest strasznie zdenerwowana... Auauaua.

Maina siedziała już skulona ze strachu, więc nie mógł polegać na jej wsparciu.

Czując się coraz bardziej przybity, zaczął masować swój brzuch, który z jakiegoś powodu nie domagał się jedzenia.

Chociaż połączyli ze sobą stoliki, Eiri ciągle miała podły humor, za co winę prawdopodobnie ponosiły wydarzenia nad brzegiem rzeki. Jadła strasznie łapczywie, a w dodatku była tak zdenerwowana, że wydawało się, jakby jej oburzenie przybrało formę otaczającej ją czarnej pary, przez co przypominała prawdziwego demona. Także z tego powodu wszystkie sąsiednie miejsca były puste – inni uczniowie woleli trzymać się od niej z daleka.

Kiedy Kyousuke i Maina w milczeniu starali się jakoś znieść humor Eiri...

– Och, Kyousuke! Całe wieki się nie widzieliiiśmy! – Łuusz.

Usłyszeli radosny głos Renko.

Wywołany chłopak nie musiał się nawet oglądać; poznał jej stłumiony przez filtr maski głos.

– Co masz na myśli przez „wieki”? Przecież dopiero co rozstaliśmy się nad brzegiem rzeki – odpowiedział Kyousuke, rzucając jej kpiące spojrzenie.

– Wcale nie! To były całe trzy godziny. Dla mnie każda minuta, sekunda rozłąki z tobą wydaje się wiecznością. Aaaach, tak za tobą tęskniłam, Kyousuke! Tak bardzo, bardzo cię kocham! Kocham cię na zabój! – Renko, machając do niego, wykrzyczała swoją deklarację miłości.

Z tym że jej czarna maska znajdowała się dziwnie wysoko w powietrzu...

– Ojej, tak nie można. Renko, nooo... To zbyt agresywne. Ufufu.

A wszystko dlatego, że dziewczyna w masce siedziała na ramieniu drugiej mającej dwa metry wysokości i szerokiej na metr w rozciągniętym mundurku i papierowej torbie na twarzy.

– He? ....Cooooooo?!

Kiedy Kyousuke to zauważył, przeżył szok podobny do tego, kiedy po raz pierwszy spotkał Renko. Podobnie zareagowały Eiri i Maina, którym odebrało mowę. Zamarły z sztućcami uniesionymi w powietrze.

Dziewczyna z torbą na głowie pomachała im słodko (co kompletnie nie pasowało do jej wyglądu), jednocześnie karcąc Renko za jej słowa.

Kyousuke uznał jej głos, trudność określenia płci i ten wydający się zaraz rozedrzeć mundurek za znajome.

Ta torba... Niemożliwe.

– Bob...

Co prawda, papierowa torba zasłaniała jej twarz, ale przez okrągłe dziurki widać było zdziwione oczy dziewczyny.

– Bob?

– Co? N–Nie... – To było jedynie przezwisko, jakie na poczekaniu wymyślił dla niej Kyousuke, dlatego siedząca na jej ramieniu Renko się zdziwiła. Przechylając głowę, spytała: – Kto to taki? Ona tak się nie nazywa. To moja koleżanka z klasy...

– Eee? Rozumiem. Jestem Bob. Bezimienna... Bob.

– Coooooo?! Niemożliwe. To naprawdę ty?!

Kiwając głową, Bob złapała nogi Renko, która prawie z niej spadła, ponieważ za bardzo wychyliła się do tyłu.

Oczy widoczne przez dziurki w torbie były czyste jak tafla jeziora.

– Przynajmniej przed Kamiyą. Po tym, jak mnie odrzuciłeś i złamałeś mi serce, wpadłam w szał, pamiętasz? Jest mi tak strasznie za to wstyd, że nie mogę więcej pokazać ci mojej twarzy. Dlatego nie szkodzi. Bob może być. Bob wystarczy, żeby wspierać uczucia mojej przyjaciółki.

– Bob... – rzucili jednocześnie poruszeni jej słowami Kyousuke i Renko.

Wycofać się z gry przez poczucie wstydu, a potem zacząć pomagać dawnej rywalce w miłości, a obecnie przyjaciółce... Bob, zawsze byłaś taką wspaniałą osobą?

Wycierając łzy z kącików oczu, Kyousuke powiedział: – Rozumiem. Bob, to ja powinienem przeprosić cię za tamto. Wybacz, że oceniłem cię po wyglądzie i na jego podstawie wyrobiłem sobie złe zdanie o tobie. Pozwól mi zacząć od nowa. Miło mi cię poznać. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy!

Kyousuke spojrzał na jej zakrytą torbą twarz i wyciągnął rękę w stronę dziewczyny.

– Mnie też miło cię poznać – odpowiedziała czułym głosem i mrugnęła, jednak gdy już miała uścisnąć jego dłoń...

– Chrup.

– Aaaaa!

Nagle jakaś mała postać odepchnęła rękę Boba na bok i ugryzła dłoń Kyousuke.

Kiedy chłopak krzyknął z bólu, Bob i Renko wykrzyczały:

– Ej, Chihiro! Nie wolno!

– Łaa?! Chihiro, co ty robisz Kyousuke?! Obiecałaś go nie zjeść, pamiętasz?!

Chihiro było imieniem dziewczyny, która obgryzała rękę Kyousuke z góry do dołu, głośno przy tym mlaskając. Miała długie, czarne włosy i drobne ciało, a jej krwistoczerwone oczy na fali przyjemności aż się zamknęły.

– Ahahaha. Taki pyszny... – Dziewczyna nie przestawała gryźć i ssać ręki Kyousuke.

– Rety, ona... Kurczę, co ja mam z nią zrobić?

Bob uklęknęła, odciągnęła Chihiro od ręki Kyousuke, a potem w ramach kary klepnęła ją dłonią w czoło. Renko zeszła z ciała wielkiej dziewczyny, oparła dłonie na biodrach i skarciła koleżankę ssącą swoje palce: – Chihiro! Obiecałaś, prawda? Dopóki nie zabiję Kyousuke, nie wolno ci go jeść, jasne?! Będziesz mogła zacząć, jak tylko zacznie się rigor mortis, rozumiesz?

Ej, chwila. Co to, u licha, ma być za obietnica? I czemu nikt nie spytał mnie o zdanie?

– Ja go nie jem, tylko kosztuję. Staram się pohamować.

Kyousuke przyjrzał się lepiej tej wydymającej policzki dziewczynie, która wciąż trzymała palce w ustach. Dopiero po chwili go oświeciło.

Ona też wyznała mu miłość po rozpoczęciu roku szkolnego przed trzema miesiącami.

To była tamta kanibalka, która miała zamiar go pożreć i mówiła: – Pozwól mi się zjeść… żebyśmy mogli stać się jednym ciałem.

Kiedy zdał sobie z tego sprawę, aż krzyknął: – A! To ty wtedy...

– Chihiro Andou. Czternaście lat. Klasa 1B. Dawno żeśmy się nie widzieli, Kamiya!

– Dawno żeśmy się nie widzieli?

Kyousuke cofnął się od uśmiechniętej szeroko Chihiro, która miała wyjątkowo duże kły, a potem, trzymając się za ślady zębów na ręce, spytał Renko: – Rety... Więc ona też jest w twojej klasie?

– Tak, zgadza się. Ja, Bob, Chihiro i...

– Kukuku... Kyousuke Kamiya, z utęsknieniem wyczekiwałem dnia naszego ponownego spotkania! – Ktoś wypowiedział te słowa, jakby chcąc przerwać Renko.

Po drugiej stronie stołu stał trochę pochylony na lewą stronę, uśmiechający się szeroko chłopak mający lewą rękę owiniętą w czarny bandaż.

– Me imię brzmi Kuuga Makiyouin! Wypalcie je sobie w swej duszy... Gdyż należy ono do tego, który w noc apokalipsy pośle was do grobów. Kukuku... Ma lewa ręka, Azrael, twierdzi, iż jest to „chęć zaoferowania waszej trójce requiem”[1] oraz „chęć wręczenia wam kwiatu z drugiej strony Styksu zwanego rozpaczą”, Kyousuke Kamiya.

– A, tak. Pozwólcie, że wam przestawię. To Michirou Suzuki z 1B. Mieliśmy trudności z zaprzyjaźnieniem się z kimś z klasy, więc cieszę się, że chociaż z nim się dogadujemy. – Łuusz.

Chłopak spojrzał gniewnie na Renko, a potem wykrzyczał w odpowiedzi na jej proste wyjaśnienie: – Zamilcz, głupia! To imię nie ma znaczenia! Należy jedynie do naczynia, którego duszę zastąpiłem po pojawieniu się w tym świecie. Jam jest szlachetnym duchem zwącym się Kuuga Makiyo...

– Michirou, zdaję sobie sprawę, jak bardzo cieszysz się z tego, że Kamiya z tobą rozmawia, ale zdenerwuję się, jeśli nie zaczniesz zachowywać się odpowiednio. Przerwa obiadowa jest krótka, więc siadaj szybko i jedz.

– ...Dobrze.

Po groźbie Boba Makiyouin, a raczej Michirou, momentalnie stracił całą swoją godność i usiadł.

W tym momencie padło na niego ostre spojrzenie Eiri, przez które krzyknął: – Aaa! Naprawdę bardzo przepraszam! – i zmienił ton mowy na o wiele bardziej uprzejmy, a potem przeprosił, kłaniając się. Najwyraźniej naprawdę łatwo było go przestraszyć.

Chihiro okrążyła stół i pocieszyła go, mówiąc: – Nie martw się.

Kiedy Renko usiadła obok Kyousuke, a Bob obok niej (zajmując dwa miejsca), chłopak wrócił w końcu do swojego przerwanego posiłku.

I tak, jedząc robaczywe risotto (posoloną owsiankę), zaczęli ze sobą gawędzić.

– Przy okazji, Eiruś... Mogę tak na ciebie mówić? Masz taką piękną ceręę! Twój makijaż też jest taki naturalny. Po prostu cudowny. Jakiego podkładu i tuszu do rzęs używasz?

– Co? C–Cóż...

– O ja! Twoje paznokcie są po prostu słodziutkiee! Musisz świetnie znać się na modzie!

– N–Naprawdę? To nic takiego... A–Ale dziękuję.

Po wyciągnięciu łyżki spod papierowej torby Bob zaczęła gawędzić z Eiri.

Ta na początku nie była zbyt chętna do rozmowy, a to dlatego że osobowość i wygląd Boba kompletnie do siebie nie pasowały, jednak w końcu zmieniła do niej nastawienie.

Renko uśmiechnęła się, widząc, jak rozmawiają sobie o urodzie i modzie.

– Hmmm, hmmm, nic nie przebije prawdziwego szczęścia. Chociaż jesteśmy w innych klasach, mam nadzieję, że podczas zakładu otwartego poznamy się o wiele lepiej.

Po tym wyjęła czarną rurkę, podłączyła ją do swojej maski przeciwgazowej, a potem spróbowała wciągnąć nią owsiankę.

Kyousuke pokiwał głową.

– Ta. Też mam nadzieję, że się wszyscy zaprzyjaźnimy. Widzę, że masz całkiem niezłych znajomych w klasie.

Łuusz. – Co nie? Pomyśleć, że to po prostu grupka, która w 1B została uznana za śmieci i odsunięta na bok.

– Aha. – Kyousuke wymusił uśmiech.

Być może tak dobrze się ze sobą dogadują, ponieważ wszyscy wyróżniają się w tłumie i nawet w takim miejscu uznano ich za nienormalnych.

Grupka Kyousuke była do nich podobna. Składała się z „heretyków” Zakładu Poprawczego Czyściec, którzy różnili się pod wieloma względami od wszystkich innych uczniów...


× × ×


Orientacja Siedmiu Grzechów.

Podczas tego biegu grupa musi przebiec przez wszystkie siedem punktów kontrolnych: obżarstwo, nieczystość, zazdrość, chciwość, gniew, lenistwo i pycha.

Przywódcy drużyny zostanie wydana karta siedmiu grzechów głównych, na której znajdują się znaki P pochodzące od włoskiego słowa „poccati” oznaczającego właśnie grzech. Kiedy członkowie zespołu zbiorą się w punkcie kontrolnym, reprezentant komitetu dyscyplinarnego przekreśli jeden z tych symboli.

Wyścig kończy się po dotarciu na szczyt góry z wykreślonymi wszystkimi siedmioma P.

Ostatnią drużynę na mecie czeka Potępienie.

Zgubienie karty siedmiu grzechów albo któregoś z członków drużyny oznacza dyskwalifikację, a co za tym idzie natychmiastowe skierowanie na Potępienie.

Ostatnia drużyna na mecie po pominięciu wszystkich zdyskwalifikowanych zespołów zostanie zesłana na Potępienie.

Takie są zasady.

Jest dokładnie 12.30.

Zaczynamy orientację siedmiu grzechów.


× × ×


– Orientacja siedmiu grzechów, co? – wyszeptał Kyousuke, wpatrując się w kartę zawieszoną na jego szyi, na której znajdowały się różnokolorowe symbole na białym tle.

Piętnaście minut wcześniej, tuż po wyjaśnieniu zasad na placu kar, uczniów zabrano do podnóża góry znajdującej się w pobliżu Domu Otchłani, skąd po ustawieniu ich na pozycjach wyznaczonych przez członków komitetu dyscyplinarnego, wystartowali na dźwięk gwizdka.

– Auaua... C–C–C–Co robić.... Auauau.

– Co robić... Cóż, na początek przekroczyć most.

Stali nad brzegiem wysokiego urwiska. Maina wpatrzona w wydającą się strasznie daleko w dole rzekę trzęsła się jak galareta.

Przebiegał przez niego stary most linowy, który wyglądał, jakby mógł się zawalić w każdej chwili, a upadek z niego bez wątpienia miałby tragiczne skutki.

Kyousuke zdecydował się najpierw skierować kroki do punktu kontrolnego oznaczonego jako lenistwo.

Dla pewności sprawdzili dokładnie okolicę, jednak ten most był jedynym możliwym przejściem na drugą stronę. Eiri miała rację, wystarczyło go jedynie pokonać, jednak...

– Maina, wszystko dobrze? Jeśli źle się czujesz, przeniosę cię na barana.

– Co?! Och, Eee... To, to... Poładzę sobie!

Jednak trzęsła się tak bardzo, że była to raczej nierealna wizja.

– Lepiej się nie zmuszaj – stwierdził Kyousuke, drapiąc tył swojej głowy.

Kiedy już miał odwrócić się do niej plecami, żeby mogła na nie wejść...

– Jahahahaha! Ten gówniany most nie jest żadną przeszkodą! Hahaha!

Obandażowany od stóp do czubka głowy chłopak z czerwonym irokezem ruszył w stronę mostu. Był to uczeń, który tego ranka został brutalnie pobity za sprzeciwienie się nauczycielce: Irokez.

– Co za debil! Czemu tak na niego wbiega?!

Kiedy Eiri to krzyknęła, Kyousuke zobaczył oczami wyobraźni scenę: jego kolega z klasy wbiega bezmyślnie na most, deska się pod nim załamuje i nieszczęśnik spada do znajdującej się daleko w dole rzeki.

Przypomniał sobie jednocześnie jedną z zasad biegu: utrata któregoś z członków drużyny oznacza dyskwalifikację i zesłanie na Potępienie.

– Ej, Irokezie, stój!

– Ghhh!

Gdy Irokez już miał przebiec obok Kyousuke, ten uderzył go w szyję. Zaatakowany momentalnie się przewrócił, upadając prosto na twarz, i przestał się poruszać.

– Rety... O mały włos. Już prawie było po nas.

– A on żyje?

– Może już po nim... – wyszeptały Eiri i Maina, patrząc na toczącego pianę z ust Irokeza, który leżał nieprzytomny z szeroko otwartymi oczami.

– Nic mu nie będzie. W końcu to Irokez.

– Auauaua. Ale, ale... Racja, przeżyje, w końcu to Irokez.

– Właśnie. Zasady mówią jedynie, że w punkcie kontrolnym ma stawić się cała drużyna, co nie? Dopóki mamy go ze sobą, wszystko będzie dobrze, nawet jeśli jest nieprzytomny – powiedział Kyousuke, a potem wziął chłopaka na plecy.

Cholera, ale ciężki.

Takie przekroczenie mostu było niebezpieczne, ale i tak mniej niż ocucenie Irokeza – w końcu przytomny bez wątpienia zrobiłby coś głupiego.

– Ale co teraz będzie z Mainą? Może zostawię go po drugiej stronie i po nią wrócę?

– Nie trzeba, poradzę sobie! Postaram się!

Co prawda, wciąż nie wyglądała najlepiej, ale widok szalejącego Irokeza pomógł jej coś zrozumieć, bo już mniej się trzęsła.

– Zawołaj, jeśli tylko gorzej się poczujesz, dobrze? – powiedział Kyousuke, ruszając przed siebie.

– Dobrze. Przejdźmy przez niego jak najostrożniej.

Stanął na pierwszej desce chyboczącego się na boki mostu, chwycił prawą ręką linę dla wsparcia, zaś lewą przytrzymał Irokeza i postawił pierwszy krok.

Następnie ruszyła Maina, po której na most weszła Eiri.

Odstępy pomiędzy deskami były dość spore, mniej więcej szerokości buta, w dodatku od zbutwiałego drewna co chwila odłamywały się drobne fragmenty i spadały w głąb mroków w dole.

Kyousuke szedł bardzo powoli, a mimo to most trząsł się i skrzypiał z każdym jego krokiem.

– Aaaaaaa! – Powiew wiatru tak przeraził Mainę, że aż się skuliła, a w kącikach jej oczu zaczęły formować się łzy.

– Ej, nic ci nie jest? Ja też mogę cię przenieść – powiedziała z troską Eiri, patrząc na przerażoną dziewczynę.

Skrytobójczyni nie trzymała się w ogóle liny, nawet w pewnym momencie ziewnęła. Po prostu szła przed siebie, jakby miała płaski grunt pod stopami.

Kyousuke, widząc to, już miał jej powiedzieć, że to dobry pomysł i bez problemu poradzi sobie z niesieniem Mainy, ale...

– Eiruś, nic mi nie będzie. P–Przejdę... sama – powiedziała, a potem, wciąż kurczowo trzymając się liny, wstała.

– To nie fair... że tylko ja nie robię żadnych postępów!

Trzask.

Zrobiła krok przed siebie, zacisnęła usta, zapanowała nad trzęsieniem się, a jej oczy zapłonęły blaskiem determinacji.

– Maina...

– Dobrze, rozumiem. W takim razie wytrzymaj jeszcze trochę.

Kyousuke poruszyła jej odwaga, a Eiri się uśmiechnęła.

Po upewnieniu się, że Maina ruszyła, pozostała dwójka także zaczęła iść dalej.

– O rety, czy to nie Kamiya?

Po drugiej stronie mostu stał znajomy chłopak o jasnobrązowych włosach.

Był to ich kolega z klasy, Shinji Saotome, a jego pojawienie się oznaczało, że także...

– Powaga? Ale on, kurna, wolny. Zdaje mi się, czy trzęsie się jak galareta?

– Heheehee... Wiatr podnosi spódniczki... Majteczki, majteczki... H–Heeheehee.

Towarzyszyli mu noszący okulary przeciwsłoneczne Arata Oonogi, zgarbiony Kagerou Usami oraz jakaś dziewczyna wyglądająca jak typowy plastik wtulona w rękę Shinjiego, która wskazywała palcem grupę Kyousuke.

PsyCome V2 063.jpg

– Kjahaha! Ale kiepskie! Śmieszne! Gap moe? Kjahaha! Za wspaniałeee! Za cudownee!

– Co to za babsztyl? Jest z nami w klasie?

– Skąd mam wiedzieć? Chociaż takiego bezmózga chyba łatwo byłoby zapamiętać.

– Auauaua. C–Co mam zrobić... N–Nie rozumiem nawet, co ona mówi!

Ta śmiejąca się histerycznie dziewczyna pewnie chodziła z nimi do klasy. Miała strasznie mocny makijaż i wybieloną cerę, a jej wybitnie ograniczony zasób słownictwa aż odbierał mowę.

– Hoho, racja. Też tak myślę. Hohoho, prawdę mówiąc, nie mam zielonego pojęcia – powiedział Shinji, obejmując dziewczynę.

Chwila... Sam nie wiesz? Co, u licha, jest z nim nie tak?

Dziewczyna, wciąż wskazując ich grupę, nagle krzyknęła: – Mam pomysła! – po czym zebrała wokół siebie chłopców i zaczęła coś szeptać.

Shinji uśmiechnął się podstępnie, pokiwał parę razy głową, przy czym rzucił: – Tak... Tak... Jasne, nie ma sprawy – a następnie zakasłał i powiedział: – Nie możemy patrzeć, jak tak strasznie się męczycie z przejściem tego mostu. Jednak nie możemy wam w tym pomóc, dlatego postanowiliśmy chociaż wam pokibicować.

Cała czwórka ukłoniła się, jednocześnie zbierając coś z ziemi.

Pokibicować? Co oni, kurna, knują?

Chwilę później ustawili się w rzędzie.

W rękach trzymali zebrane wcześniej kamienie.

– C–C–Co?! Oni chyba nie chcą...

– Dalej, dalej, dalej, dalej... – krzyknęli i zaczęli rzucać kamieniami w grupę Kyousuke, w dodatku całkiem nieźle celując.

– Ła?! – Kyousuke puścił linę, przykucnął, a potem zasłonił się nieprzytomnym Irokezem.

Maina skuliła się z krzykiem.

– Tcz. Co za utrapienie. Nie mieliście nigdy więcej z nami nie zaczynać?! – wrzasnęła gniewnie Eiri, jednocześnie zręcznie unikając wszystkich kamieni jedynie drobnymi kroczkami na boki.

Słysząc to, Shinji zrobił zdziwioną minę. – Ale przecież my nic takiego nie robimy. Po prostu rzucamy sobie kamieniami. Huheehee – odpowiedział ripostą na poziomie przedszkolaka.

Eiri z mordem w oczach powiedziała: – Och, naprawdę? Czyli chcecie, żebym pocięła was na miliony kawałeczków?

Wlepiając spojrzenie w Shinjiego, pochyliła się. Ostrza w jej ozdobionych paznokciach zabłysły, odbijając światło słoneczne. Następnie powiedziała: – W takim razie z miłą chęcią spełnię waszą prośbę – i ruszyła biegiem przez most. Kiedy szykowała się już do zadania ciosu...

– Ej, przestańcie!

Z gęstego lasu zza grupy Shinjiego wyskoczył masywny cień, który powalił na ziemię śmiejącego się jak opętany chłopaka w dredach.

– Ghhhh! – wydał z siebie mający wgniecioną w ziemię twarz Oonogi.

Usami zauważył, że coś nie gra, i się obrócił.

– Khh!

W tym momencie z lasu wybiegł drobny cień, przyszpilił go do ziemi i zaczął zjadać.

– Aaaaaaaaa! – chłopak wydał z siebie przeraźliwy krzyk, jednak napastnik nie zwolnił uścisku szczęk, będąc dosłownie przyssanym do szyi chłopaka.

– Co jest gra...?! – Panikująca dziewczyna została uderzona łokciem w szczękę.

Przed leżącym na ziemi plastikiem, która przy uderzeniu ugryzła się w język, stała dziewczyna w czarnej masce przeciwgazowej dumnie unosząca w górę swoją pokrytą tatuażami rękę.

– Kuku. Cóż za okropny widok. Te kundle potrafią jedynie szczekać. Naprawdę mi przykro, lecz ta scena należy do nas, dlatego też zalecam ją opuścić w pośpiechu. Hoo. Najlepiej teraz. Nie odbierzemy wam istnień, gdyż wasze dusze są nic nieznaczące niczym ziarna piasku na pustyni i nie zadowolą wyrafinowanego podniebienia Azraela. Padnijcie na kolana i błagajcie o litość! Kukuku... Huhahaha... Hahahahaha!

Słysząc głośny śmiech, Shinji odwrócił się zdziwiony i spytał: – T–Ty? Michirou z1B? Ciągle się w to bawisz? – odpowiedział kpiąco.

Po usłyszeniu naśladowanego tonu głosu Makiyouna na twarzy Michirou zaczęły się malować jednocześnie wstyd i gniew. – Cóż mówisz? Starasz się zakpić z mej osoby? Kukuku... Niech tak będzie. Niechaj rany zwane stygmatami zostaną wypalone na twojej przepełnionej ignorancją, małej duszy!

– Tak, tak, tak. Jeśli jesteś w stanie, wypal je jak najszybciej. Proszę, nie każ mi dłużej czekać.

– Hej.

Czując, że ktoś poklepał go w ramię, Shinji odwrócił się, mówiąc: – Co? Nie widzisz, że zajmuję się teraz Michirou...

– Aż tak bardzo chcesz umrzeć?

– Aaa!

Kiedy Shinji się odwracał, Eiri kopnęła go prosto w szczękę. Uderzony w bok głowy chłopak przed upadkiem na ziemię zaliczył jeszcze słup mostu linowego.

– Hmph. Zdechłbyś w końcu, ty marna podróbko dżentelmena.

– Oczom nie wierzę! Majteczki w paseczki? Kukuku... Rozumiem, nieźle.

– Ty też zdechnij!

– Aaaaaaa!

Dziewczyna kopnęła także Michirou, który upadł na Shinjiego, a potem stracił przytomność.

Bob po znokautowaniu Oonogiego podeszła do wściekłej Eiri, chichocząc.

– Widać Michirou okazał się krypto zboczkiem. Ufufu.

– Ale niedobry. Wiedziałam, Kyousuke po prostu... smakuje najlepiej.

Po napełnieniu swojego brzucha porcją Usamiego, którego krew tryskała na wszystkie strony, Chihiro wytarła swoje zakrwawione usta i podeszła do Boba.

Renko nonszalancko przeskoczyła nieprzytomnego plastika, podeszła do mostu i pomachała ręką.

– Ej, Kyousuke, Maina, nic wam nie jest? – Łuusz.

Widząc Renko, ulżyło im do tego stopnia, że ugięły się pod nimi nogi. – Nic. Dzięki wam... Zaraz do was dołączamy, poczekajcie chwilę.

Następnie przekroczyli pozostałą połowę mostu, idąc o wiele szybciej niż wcześniej.


× × ×


– Dobra, to jedno mamy z głowy.

Kyousuke z zadowoleniem pokiwał głową, patrząc na przekreśloną odznakę ze zdeformowanym niedźwiedziem.

Według członka komitetu dyscyplinarnego pełniącego dyżur w tamtym punkcie kontrolnym niedźwiedź był symbolem lenistwa, a jednocześnie odwagi. Dlatego ten grzech został wykreślony poprzez akt odwagi, czyli przekroczenie bardzo niebezpiecznego mostu linowego.

Na karcie siedmiu grzechów znajdowały się zwierzęta takie jak wąż, lis, wilk, kozioł, lew itp. Po odwiedzeniu odpowiednich punktów kontrolnych te znaki P będą jeden po drugim przekreślane.

– Jeszcze sześć. Czeka nas długa podróż.

– Tak – Łuusz. – Ale dopóki będziemy sobie pomagać, nie sprawi nam większego trudu.

Renko idąca obok Kyousuke pokazała kciuk uniesiony w górę.

Krocząca za nią Bob powiedziała ze śmiechem: – Ufufu. Jak bułka z masłem. – Siedząca na jej ramieniu Maina klasnęła w dłonie i dodała: – Razem na pewno!

Znajdująca się na tyłach grupy Eiri przeglądała broszurkę.

– Hmm. Po ponownym przeczytaniu zasad nie mogę znaleźć żadnego punktu zabraniającego współpracy lub przeszkadzania innym drużynom.

Więc o to chodziło.

I tak właśnie drużyny Kyousuke i Renko połączyły siły.

– Tak. – Michirou zgodził się ze słowami Eiri, a potem wybuchł złowieszczym śmiechem.

– Kukuku... Przy okazji, to wprost piękne. Zlekceważenie przeciwników, spróbowanie im przeszkodzić, a w końcu dostanie za swoje. Naprawdę nieoczekiwany wynik zapewniający nam zwycięstwo. Musimy już tylko wygrać! Kukuku... Huhahah... Ahahaha.

– Zamknij się.

– P–Przepraszam.

– Chociaż to prawda, że musimy jedynie wygrać. Albo raczej będzie dobrze, dopóki nie przegramy, bo ostatnią grupę czeka kara. Jeśli po drodze pokonamy jakąś drużynę, ta przechadzka będzie naprawdę relaksująca.

Eiri zamknęła broszurkę, a potem ziewnęła.

Jeśli się nad tym zastanowić, Michirou musiał mówić o grupie Shinjiego.

Kiedy wracając z punktu kontrolnego, ponownie dotarli nad most linowy, on i jego towarzysze zaczynali odzyskiwać przytomność, więc Renko ponownie posłała ich do krainy snów.

Takie dwukrotne pobicie mogło być sprawką jedynie prawdziwego demona, jednak ponieważ tamci sobie zasłużyli, grupa Kyousuke przymknęła na to oko.

Za wszelką cenę nie chcieli być ostatni ani dowiedzieć się, czym jest potępienie.

– Jednak musimy uważać... Jeśli któryś członek drużyny zginie, zostaniemy zdyskwalifikowani. Och, ale będę mogła zjeść Kyousuke, jeśli umrze, prawda? Nie zostawię nawet najmniejszej kosteczki!

Chihiro, która nagle pojawiła się u boku chłopaka, uśmiechnęła się, pokazując kły.

Kyousuke zadrżał, nie mogąc wydusić ani słowa.

Renko, widząc to, natychmiast powiedziała: – Nie martw się. Kyousuke, nie zginiesz! Nie pozwolę ci umrzeć! W końcu mi obiecałeś, że dopóki nie skradnę twego serca, nieważne kto, nieważne, co się stanie, nikt nie odbierze ci życia. Prawda? Kyousukeee! – po czym objęła mocno jego rękę.

Chłopak był w stanie wyraźnie wyczuć przyciśnięte do niego dwa miękkie obiekty, chociaż od Renko dzieliła go jej bluza.

– O–Och... Dzięki. Ulżyło mi. Hahaha...

– Tcz. A idź zdechnij.

– Aaa! Proszę, nie zabijaj mnie!

– Nie do ciebie mówiłam.

Eiri westchnęła, kiedy Michirou aż odskoczył do tyłu.

Chwilę później poczuła na ramieniu wielką rękę.

– Eiruś, tobie też musi być trudno. Rozumiem, co czujesz, bo sama też przez to przeszłam. Chciałabym cię wspomóc tak bardzo, jak pomagam mojej przyjaciółce. Jeśli chcesz mi się wyżalić, to się nie krępuj bez względu na porę.

– E? C–Co? O czym ty mówisz? Nie wiem, o co ci chodzi.

– Ufufu. W porządku. Wszystko rozumiem.

– Właśnie! Eiruś, nie poddawaj się mimo takich małych piersi!

– ...

Bob uśmiechnęła się sugestywnie, a Maina dodała jej otuchy, wznosząc przy tym w górę pięść. Eiri się spięła i zamilkła.

W tym momencie Michirou... postanowił zostać trochę w tyle za nimi.

– O czym oni rozmawiają?

– Kto wie. – Łuusz. – Wydają się dobrze bawić. Może i my sobie pogawędzimy? Kyousukeee... ile chcesz mieć dzieci?

– Czemu, kurna, wyskakujesz z czymś takim?!

Jednak wyobraźnia wzięła górę i przed oczami pojawił mu się obraz Renko trzymającej dziecko.

Było owinięte w kocyk, a na twarzy miało czarną jak smoła maskę przeciwgazową...

– Chwila, tego nie powinno tam być. Noworodki nie powinny chyba nosić masek.

– Przyganiał kocioł garnkowi! Czemu nagle wyskakujesz z czymś takim?!

Tak sobie wesoło rozmawiając, zmierzali w stronę kolejnego punktu kontrolnego.

W tym czasie śpiący na plecach chłopaka Irokez powiedział przez sen szczęśliwym głosem: – Hiaa... Hiaa... Mocniej, malutka. Kurumiyuuuuuuuś...


× × ×


– O rety, ta Orientacja Siedmiu Grzechów była naprawdę świetną zabawą! Cieszę się, że udało nam się ukończyć wszystko bez żadnych problemów. ¬– Łuusz.

Renko wypowiedziała te słowa radośnie, rozciągając się i machając swoją kartą.

Na białym kawałku papieru wszystkie odznaki zostały skreślone znakiem X.

W dwie godziny od rozpoczęcia biegu drużynom prowadzonym przez Kyousuke i Renko udało się dotrzeć do wszystkich punktów kontrolnych, po czym skierowali się w stronę mety ustanowionej na szczycie góry.

– Racja. Też się z tego cieszę. Chociaż parę razy balansowaliśmy na krawędzi... – mówiąc to, Kyousuke otarł pot z czoła.

Dotarcie do wszystkich punktów kontrolnych było prawdziwą drogą przez mękę.

Przejście przez mroczną jaskinię, wspinaczka na klify bez żadnego zabezpieczenia, ucieczka przed dwudziestometrowymi wieżami, przepłynięcie głębokiego bagna zamieszkałego przez ogromne pijawki. Podczas tej podróży ich życie wiele razy wisiało na krawędzi.

Chyba cudem nikt nie zginął.

Grupka Kyousuke cała była poraniona i jedynie Renko dalej tryskała energią. Nawet Irokez, który odegrał tak istotną rolę tarczy, a zarazem żywej ofiary, ledwie się trzymał. Dosłownie leżał na wpół żywy na plecach Kyousuke z luźno wiszącymi kończynami i otwartymi oczami.

– Hee... Padam. Jestem kompletnie wykończony. Chcę jak najszybciej to skończyć i odpocząć...

– Nie masz już siły odgrywać swojej postaci?

– Kukuku. Jam jest Kuuga Makiyouin. Ofiara spisku bogów, którzy strach przed moją mocą odczuwali potworny, władca demonów wygnany ze swego świata razem z jednoskrzydłym aniołem śmierci, Azraelem...

Zgarbiony do tej pory Michirou wyprostował się i ponownie przemienił w Kuugę.

Maina zeszła z ramienia Boba, podeszła do Michirou, mamrocząc „Auaua, poluzowały się” i zaczęła poprawiać mu bandaże.

Bob rzuciła z chytrym śmiechem: – Oj, oj.

– Widzisz, Kyousuke? Przy drodze stoi jakiś kawał mięsa.

– To nie kawał mięsa, tylko profesor Busujima.

Chihiro wskazywała wyglądającego jak po nocy w budynku mężczyznę w garniturze trzymającego czerwony znak z napisem meta. Był to wychowawca klasy 2B, Kirito Busujima.

Widząc, jak zbliża się do niego grupa Kyousuke, zrobił znudzoną minę.

– W końcu tu dotarliście! Jesteście ostatnimi dwiema drużynami!

– Co... takiego?

Wszystkich aż wmurowało.

Ostatnie drużyny? Nie... Niemożliwe. Było naprawdę ciężko, ale przecież grupa Shinjiego powinna być na szarym końcu...

– O rety, czyżbym się pomylił? Zobaczmy. Jest osiem drużyn, 2 grupa z 1B została zdyskwalifikowana przez utratę członka z powodu odniesionych ran. Pierwsza z 1A zgubiła kartę siedmiu grzechów... Tak zgadza się, jesteście ostatni. Pospieszcie się.

Zza Busujimy dobiegł znajomy głos.

– To dopiero był błąd w kalkulacjach... Kiedy nas biliście, wypadła mi gdzieś karta i nas zdyskwalifikowano. Jak macie zamiar nam to wynagrodzić?

W tym momencie Kyousuke przypomniał sobie zasady orientacji siedmiu grzechów.

Zagubienie karty siedmiu grzechów albo któregoś z członków drużyny oznacza dyskwalifikację, a co za tym idzie natychmiastowe skierowanie na Potępienie.

Oraz...

Ostatnia drużyna na mecie po pominięciu wszystkich zdyskwalifikowanych zespołów zostanie zesłana na Potępienie.

– ...?!

Nagle ziemia zaczęła się trząść od kroków, a chwilę później ktoś go uderzył.

Wraz z nieprzytomnym Irokezem, którego niósł na plecach, został wyrzucony w powietrze. Po przeleceniu kilku metrów wylądował na plecach, starając się jakoś zminimalizować uderzenie, i natychmiast wstał na nogi...

– Ku...?! Aaaaaa!

Tym razem cios nadszedł z przodu. Był tak silny, że chłopak wypluł krew i usłyszał trzask swoich kości.

– Przepraszam. Mam nadzieję, że nie będziesz mieć mi tego za złe.

Wielki cień przygotował się do zadania kolejnego ciosu.

Jej oczy widoczne zza dziur w papierowej torbie wyraźnie się szkliły.

– Bob... Ty?!

Kyousuke aż odebrało mowę, a Irokez, którym się zasłonił, po otrzymaniu ciosu prosto w twarz przestał oddychać. Bob, ignorując ucznia, który bohatersko odegrał rolę tarczy, powiedziała łamliwym głosem:

– Wczoraj sojusznik, dzisiaj przeciwnik. Przepraszam, ale nie chcę, żeby moi przyjaciele zostali skazani na Potępienie. – Z oczu zaczęły płynąć jej łzy.

– ...?!

Dopiero w tym momencie reszta zdała sobie sprawę, w jakiej sytuacji się znajdują.

– Dla moich towarzyszy... Zmiotę was wszystkich!

– Aaaaa! –krzyknął Michirou, robiąc zamach w stronę Eiri, która była najbliżej.

– Tcz!

Dziewczyna z łatwością uniknęła ciosu, a potem zrewanżowała się kopnięciem. Chłopak po otrzymaniu uderzenia prosto w brzuch padł z językiem na ziemię, jednak prawie natychmiast otworzył szeroko oczy i powiedział: – Mam cię!

– Eee?! Co, u... Aaaaa! – krzyknęła Eiri na cały głos.

Michirou okręcił ręce wokół jej nóg, próbując powalić ją na ziemię. Udało mu się tym zaskoczyć dziewczynę, dzięki czemu jego atak odniósł skutek.

– Eiruś! O n–n–n–n–nie... Aaaa!

Mlask! Kiedy już Maina miała ruszyć w stronę Eiri, Chihiro złapała ją za lewą nogę, po czym ugryzła w biodro.

– Uaaaaaa!

Ugryziona dziewczyna, przewracając się, zrobiła z przyzwyczajenia salto w powietrzu.

– Co?! Aaaaa!

Po czym wylądowała, uderzając mocno piętą o ziemię i wbijając w nią jednocześnie Chihiro.

– C... Chihiro, co ty...

– Proszę, wybacz.

Kyousuke wykorzystał moment, w którym Boba wystraszyła niezdarność Mainy. Zostawił ledwie żywego Irokeza, wyskoczył do przodu i posłał cios w sam środek znajdującego się przed nim wielkiego ciała.

– Ghhhh!

Jego pięść wbiła się w gruby pancerz tłuszczu dziewczyny i posłała ją w powietrze. Bob wzbiła wielką chmurę dymu, przejechała po ziemi kilka metrów i zatrzymała się tuż pod stopami przyglądającej się temu w szoku Renko. Spod papierowej torby zaczęła wypływać krew.

– Bob! – krzyknęła Renko, obejmując wielkie ciało dziewczyny. – Żyjesz?! Bob! Bob!

– R–Renko...

– Bob! Tak się cieszę, że żyjesz!

– Biegnij.

– Słucham?

– Biegnij! Nie pozwól... żeby nasze... poświęcenie poszło na marne.

– ...?!

Renko nagle zesztywniała.

W tym momencie Eiri krzyknęła do Kyousuke: – Co tak stoisz? Biegnij! Musisz dobiec na metę z kartą przed Renko! Ej, gdzie ty mnie dotykasz? Zboczeniec! P–Przestań! Pohamuj się albo cię zaszlachtuję!

Czerwona jak burak Eiri próbowała uwolnić się z objęcia trzymającego ją za nogi chłopaka, któremu leciała krew z nosa.

– Michirou, ty dupku...

Tak ci zazdroszczę! Weź się ze mną zamień!

Kiedy Kyousuke miał już zacząć negocjacje, minęła go dziewczyna w czarnej masce przeciwgazowej, a na jej szyi była zawieszona karta siedmiu grzechów.

Podczas gdy chłopak podziwiał heroiczny czyn Michirou, Renko rzuciła się do biegu, zostawiając Boba za sobą.

Kyousuke momentalnie przestał bujać w obłokach i ruszył za nią.

– Renko, zwolnij, do cholery!

– Nie! Ja też nie chcę przejść przez Potępienie! – Szoooko, szoooko.

Starając się prześcignąć niedoszłego partnera, biegli, jak najszybciej tylko potrafili, do mety znajdującej się na szczycie wzniesienia, gdzie czekał na nich Busujima, od którego dzieliło ich kilkadziesiąt metrów.

– Niesamowite. Co za zacięty wyścig. Pokażcie, na co was stać! Przegranego czeka przerażające Poootęęępiiiieeeniee! Wygra pierwsza osoba, która dotknie mojej ręki! Szybko! Jeszcze trochę! No, dalej!

Busujima odrzucił znak "meta", po czym wyciągnął rękę wzdłuż linii finiszu. Wygrać miała pierwsza osoba, jaka jej dotknie, dlatego biegnący obok siebie Kyousuke i Renko dawali z siebie 110%.

– Niiiieeeee przeeeegrrraaaaammmm! – krzyknęli jednocześnie na całe gardło.

Linia mety.

Ręka Busujimy.

Tuż przed nimi.

Bob, Eiri, Michirou i Chihiro przełknęli głośno ślinę, przyglądając się wyścigowi.

Kyousuke i Renko, dwoje liderów drużyn z kartami siedmiu grzechów zawieszonymi na szyi, prawie jednocześnie wyciągnęli dłonie w stronę ręki Busujimy.

Rozległ się gwizdek oznajmiający koniec zawodów.

Orientacja Siedmiu Grzechów zakończyła się bez żadnych wypadków o godzinie 15:40.


× × ×


– Chciałbym pogratulować wam dobrej roboty. Naprawdę się staraliście. Spodziewałem się przynajmniej jednego czy dwóch zgonów, jednak wszyscy przeżyli, odnosząc jedynie niewielkie obrażenia. Rety, naprawdę świetnie się spisaliście!

Busujima chwalił ich z uśmiechem kompletnie niepasującym do jego twarzy.

Ciche oklaski pochodzące od jednej osoby szybko ucichły, a nauczyciel ponownie zrobił typową dla niego ponurą minę.

– Jednak w tym bezlitosnym i wymykającym się wszelkiej logice świecie same starania nie wystarczą, aby cokolwiek osiągnąć. Niepotrzebny wysiłek, zawiedzone oczekiwania, niemożność odnalezienia światełka w tunelu po przejściu wielu trudności... To samo tyczy się osób, które pewnego dnia nagle straciły życie z waszej ręki. Taki właśnie jest ten świat, cechuje go wyjątkowe okrucieństwo.

– ...

Przed marudzącym Busujimą klęczała na ziemi grupka uczniów.

Jeden, dwa, trzy, cztery... W sumie czternaścioro. Byli to już opatrzeni członkowie zdyskwalifikowanych drużyn oraz ostatnia grupa, jaka dotarła na metę.

Kiedy Busujima przyglądał się ich twarzom, tył jego marynarki się poruszył.

– Heee?!

Zebrano tam wszystkich uczniów, żeby byli świadkami, jak ta grupa przechodzi karę. Jednemu z widzów, chłopakowi z klasy B stojącemu za Busujimą, zrobiło się niedobrze.

Powodem tego była dziwa gula na plecach nauczyciela, która zaczęła rosnąć i zmieniła się w wielką kulę, która potem podzieliła się na dwie, powoli zmierzające do jego ramion, a następnie rąk części...

Na twarzy stojącej w rogu placu kar Kurumii pojawił się potworny uśmiech.

– Naprawdę się staraliście. Jestem dobrym człowiekiem, więc was za to podziwiam. Jednak świat nie ma za grosz współczucia. Zwłaszcza ten, w którym wy żyjecie. Pozwolę sobie udzielić wam rady. Trud, który nie przynosi efektów, jest wart tyle co funt kłaków. Czyny nieprzynoszące żadnych rezultatów są bezwartościowe. Innymi słowy, dla tego świata jesteście gorsi niż świński gnój.

Busujima nagle się rozchmurzył.

Z jego rękawów wypadły dwa obiekty, jeden fioletowy, a drugi koloru żółtego, które po wylądowaniu na ziemi zaczęły się wić i głośno syczeć.

Te dwa węże były grube jak metalowe rury i prawie dwa razy od nich dłuższe, miały wzory na ciałach przypominające tatuaże, a ich jaskrawe barwy niczym flaga ostrzegawcza przestrzegały przed silnym jadem.

– No dobrze. Orientacja Siedmiu Grzechów dobiegła końca, a więc pora przejść do kolejnego punktu programu, czyli publicznego karania potępionych. Widzowie, nie powinniście czuć się zbyt pewnie, ponieważ może się okazać, że jeden z nich zacznie pełzać w waszą stronę. Capish? – wyjaśnił Busujima.

Po przedstawieniu faktu, że nawet widzowie mogli przypadkiem zostać w to wszystko wciągnięci, całkowicie zmieniła się atmosfera panująca na placu.

Na całym ciele nauczyciela wyrosły wielkie bąble, które poruszając się w losowych kierunkach, próbowały znaleźć wyjście z jego ubrania.

– Dziękuję za waszą cierpliwość – rzucił ironicznie. – Pora rozpocząć publiczne karanie potępionych. Niech rozbrzmi Jadowita Opera – powiedział, po czym uwolnił swoje bronie.

Zza jego kołnierzyka, koszuli, rękawów i nogawic zaczęły wypełzać węże, ropuchy, jaszczurki, mrówki, stonogi, pająki, osy i gąsienice.

– Aaaaaaaaaa!

Zwierzęta wyposażone w ostre zęby, kły, żądła, a kilka nawet w pazury od razu rzuciły się na uczniów. Kiedy tylko odpadły swoje ofiary...

– ...?!

Ciała nastolatków zareagowały prawie natychmiast.

Ugryzieni przez węże upadli na ziemię, łapiąc się za szyję, i dostali silnych konwulsji. Ofiary jaszczurek zostały sparaliżowane, a trafieni żądłem os krzyczeli jak opętani, wijąc się z bólu.

To przypominało scenę z taniego horroru. Plac kar przepełniony potwornymi krzykami pełen był zwierząt atakujących losowo wybrane ofiary oraz widzów, powodując panikę.

Kurumiya śmiała się na cały głos, patrząc na to wszystko.

– Jadowita Opera. Busujima specjalizuje się w truciznach. Chowa i wychowuje te wszystkie jadowite zwierzęta na swoim ciele, trenuje je i używa jako broni. Stworzył mieszankę toksyn o różnych efektach. Od neurotoksyn przez toksyny wywołujące paraliż, sen, rozkład ciała... Oprócz zwykłych trucizn i afrodyzjaków opracował też środek sprawiający, że jego ofiary mówią „łolaboga”, którego efekt jest równie niedorzeczny, jak się wydaje. Dodatkowo po wstrzyknięciu wielu różnych jadów ofiary zaczynają odczuwać dodatkowe efekty... Kukuku. Mimo że wygląda jak kompletny nieudacznik, jest jeszcze większym sadystą niż ja. Używa tych wszystkich toksyn do wywołania zmian w swoich ofiarach, czerpiąc wręcz niewyobrażalną przyjemność z oglądania, jak cierpią. Jest zarówno słuchaczem, jak i dyrygentem tej jego „opery” – wyjaśniała powoli Kurumiya, kiedy uczniowie na placu wili się z bólu.

Na środku placu, pośród tych wszystkich zwierząt, siedział trzymający plastika za rękę Shinji, który wykrzykiwał: – K–Kto mi pomoże... Auu. K–Kto mi pomoże?!!!! Auu! – W tym momencie osa użądliła go w szyję. Chłopak przyłożył dłoń do rany, wydał z gardła jęk, a potem padł na ziemię nieprzytomny.

– Fiu... Cóż, nawet do tego doszło. Tak pochłonęło mnie to dyscyplinowanie, że zaczęły pojawiać się nieoczekiwane reakcje łańcuchowe. Nie przesadzajmy za bardzo, dobrze? Jeśli po zatruciu nie dostaną szybko antidotum, mogą umrzeć. To... Ojej. Rety, rety.

Busujima, kiwając głową, rozglądał się po placu kar. W pewnym momencie jego spojrzenie skupiło się na jednej osobie. Przed zaskoczonym nauczycielem...

– Jedna osoba nie reaguje. Rozumiem. Zwykłe trucizny na ciebie nie działają, bo masz za silny układ odpornościowy. Skoro takie słabe środki nie dają efektu, będę zmuszony użyć czegoś silniejszego. Tylko czego?

Szooko.

Pośród tych wszystkich szalejących zwierząt stała kompletnie niewzruszona dziewczyna w czarnej masce.

Renko przegrała z Kyousuke o parę setnych sekundy, przez co jej drużyna jako ostatnia dotarła do mety.

– Przepraszam... Naprawdę was przepraszam... Jestem bezużyteczna... – Szloch.

Jej koledzy z drużyny byli w naprawdę okropnym stanie.

Gryziony przez komary Michirou drapał się po całym ciele i krzyczał „swędzi, swędzi, swędzi, swędzi, to swędzenie mnie dobije!”, na twarzy nieprzytomnej Chihiro siedziała wielka ropucha, a Bob dostała tak silnych drgawek, że przypominała rybę wrzuconą na ląd...

Busujima podszedł powoli do Renko, która trzęsła się, patrząc na swoich przyjaciół.

Dziewczyna zwiesiła głowę i wyszeptała: – Nie miałam pojęcia, że będą tak cierpieć. Wiją się jak szaleńcy, tak bardzo ich boli... Gdybym tylko nie miała tak wielkich piersi... Gdybym tylko była płaska jak Eiri, na pewno bym wygrała!

Rzeczywiście, przegrała właśnie przez rozmiar swojego biustu.

– Masz za swoje – rzuciła Eiri oglądająca wszystko zza pleców Kyousuke.

Kiedy załamana Renko wpatrywała się w ziemię, podszedł do niej Busujima.

– Oj, oj, moje biedactwo. Nie bądź taka przybita. Wielkie piersi są wspaniałe. To prawdziwy skarb. Masz parę wspaniałych melonów, o których śni wielu mężczyzn! Rozchmurz się i skup swoją energię na zaspokajaniu potrzeb ich dolnej części ciała! Twoje cycuszki są naprawdę boskie!

Że co, do cholery?

– Co za popieprzony typ. A żeby zdechł w męczarniach.

– Chyba będę musiała nauczyć tego dupka prawdziwej dyscypliny.

Eiri i Kurumiya, obie deski, zaczęły promieniować silną aurą żądzy krwi.

– W każdym razie dla ciebie też coś mam.

Kiedy Busujima wlepiał spojrzenie w piersi Renko, z jego rękawów wyszedł różowy wąż ze wzorami przypominającymi serca. Gad skierował się ku dłoni nauczyciela, a ten przystawił go do dziewczyny.

Ta krzyknęła i upadła na tyłek ze strachu.

– Panie Busujima, c–c–c–c–co to jest?!

– Różowy Morderca: Kobiyan.

– Kobiyan?!

– Tak, to mój przyjaciel. Nie daj się zwieść kolorowi jego ciała, to samiec. Skoro słabsze toksyny na ciebie nie działają, jestem zmuszony poprosić go o pomoc. Przy okazji, wybrałem jad niebędący w stanie odebrać człowiekowi życia, ale powinien wystarczyć, żebyś go odczuła.

– P–Panie Busujima... C–Co to za trucizna?

– A żebym to ja wiedział. Obraz jest wart tysiąca słów, nie musisz się nad tym tak głowić. Zaraz sama się przekonasz, jak działa. Doświadcz tego całym swoim ciałem.

– Ijaaaaa!

Skierował jadowitego węża w stronę próbującej odczołgać się do tyłu Renko. Gad o głowie przypominającej serce cofnął się, a potem momentalnie wystrzelił w stronę swojej ofiary.

– Aaaaaaaaaaaaaaaaaa! – Krzyki Renko były wyraźnie słyszalne na całym placu kar.

W taki oto sposób opadła kurtyna Jadowitej Opery.


× × ×


– ...

Kyousuke siedział wraz ze swoją drużyną w stołówce Domu Otchłani, jedząc "mięso z maciory na ogniu piekielnym". Podobnie jak podczas przerwy obiadowej, kiedy zebrano tam uczniów wedle grup, połączyli ze sobą stoliki. Tym razem jednak wszyscy wyglądali, jakby zarwali nockę.

– Rozchmurz się – powiedział do siedzącej naprzeciw niego Renko.

Leżała na stoliku z głową spoczywającą na rękach, przez co nie było widać jej maski. Co jakiś czas trzęsły się jej ramiona i łkała.

Szloch, szloch. – Nie mogę uwierzyć, że tak okrutnie mnie potraktowano... – Szloch, szloch. – Tak się wstydzę, że chyba nikomu nie pokażę już mojej twarzy... – Szooko, szooko.

– I tak przecież tego nie robisz. Jak by to powiedzieć... Nie przejmuj się tym.

Jeszcze nigdy nie wydawała się tak delikatna, przez co Kyousuke zaczął panikować.

– Nie płacz już, dobrze? Przez ciebie to ohydne jedzenie jest już całkowicie nie do przełknięcia. – Nawet Eiri brzmiała, jakby czuła się winna, co nie pasowało do typowego dla niej agresywnego nastawienia.

W stołówce siedziało o wiele mniej osób niż ostatnio, dlatego było też zauważalnie ciszej.

Kiedy Kyousuke zastanawiał się, jak pocieszyć załamaną Renko...

– Przepraszam, mogę tu usiąść? Wybaczcie, proszę, że przeszkodziłam.

Usłyszeli delikatny głos kompletnie niepasujący do panującej atmosfery.

Podeszła do nich i usiadła przy ich stoliku dziewczyna o słodkim, przypominającym miód zapachu. Podczas gdy oni zrobili zdziwione miny, ona uśmiechnęła się radośnie i powiedziała: – Miło cię widzieć, Kamiya, twoich rozkosznych towarzyszy także. Dzień dobry, nazywam się Saki Syamaya z 3A, jestem przewodniczącą komitetu dyscyplinarnego. Miło mi was poznać – przywitała i przedstawiła się w bardzo uprzejmy sposób.

– Rozkosznych towarzyszy? – Eiri zmarszczyła brwi.

– M–Miło cię poznać! – odpowiedziała nerwowo Maina.

– Hmm? – Renko uniosła głowę znad rąk.

– Zacznijmy od tego, że ukończyliście Orientację Siedmiu Grzechów. Musicie być wykończeni. Bieg był bardzo trudny, a wam udało się wrócić z niego w jednym kawałku. Naprawdę mi z tego powodu ulżyło. – Położyła rękę na piersi i westchnęła z ulgą.

Na jej żelaznym talerzu leżał wielki stek, tak dalece odbiegający od pieczonego mięsa, jakie im podano. Syamaya kroiła tę idealnie przysmażoną wołowinę przy pomocy srebrnych sztućców. Maina, wkładając do ust cienki kawałek wieprzowiny przy pomocy plastikowego widelca, na ten widok rzuciła: – W–Wygląda naprawdę smacznie...

Menu zwykłych uczniów i komitetu dyscyplinarnego różniło się jak niebo i ziemia.

– Jednak najbardziej ekscytujący był wyścig na końcu. Nie byłam w stanie przewidzieć, czy uda ci się wygrać, czy może zostaniesz zesłany na potępienie. Przy jego oglądaniu moje serce biło jak szalone. Naprawdę dziękuję ci za tak piękne widowisko!

– N–Nie ma za co.

Chociaż rzeczywiście widzom mogło się to podobać, uczniowie walczyli tam o przetrwanie i ledwie zachowali przy tym zdrowe zmysły. Dlatego właśnie Kyousuke nie był pewny, jak ma zareagować na te pochwały.

Jego drużyna wygrała, co go cieszyło, tylko że...

– Naprawdę było aż tak dobre? W takim razie kamień z serca. – Łuusz.

Renko została w nich całkowicie zignorowana. W dodatku po przegranej przeszła przez prawdziwe piekło, które skończyło ledwie paręnaście minut przed tą rozmową. Mimo to wypowiedziała swój komentarz bez żadnych oznak niezadowolenia w głosie.

Jednak...

– Ufufu. W rzeczy samej, wprost wspaniałe! Zwłaszcza ten moment, gdy opadł już kurz. Widziałam, jak leżysz na ziemi i płaczesz. Wiesz, że mimo maski było wyraźnie widać twoje łzy? Mając przed oczami ten jakże smutny widok... Aż nie mogłam się powstrzymać i sama przelałam łzę. Kto by pomyślał, że ten biust, jaki pokazywałaś nad brzegiem rzeki, doprowadzi do takiej tragedii. Jakie to okrutne, jakie smutne, jakie niedorzeczne ... Naprawdę z całego serca jest mi cię szkoda. To takie smutne... Ach, doprawdy takie smutne.

Syamaya, używając białej, koronkowej chusteczki, wytarła łzę z kącika oka.

Nie obrażała Renko bezpośrednio, ale w tonie jej głosu dało się wyraźnie wyczuć ironię. Możliwe też, że mówiła to, co rzeczywiście myślała, i wcale nie miała nic złego na myśli.

W tym momencie spod maski przeciwgazowej dobiegł odgłos, który mógł świadczyć o wyjściu na wierzch żył z nerwów, Syamai to jednak nie wzruszyło i mówiła dalej, wycierając łzy z twarzy.

Szloch, szloch. – Przepraszam... Jednak takie ciężkie przeżycia są niezbędne i prowadzą do wspaniałej przyszłości. Pomogą oczyścić i uleczyć twoją mroczną duszę oraz pokręconą osobowość, która nie zna słowa moralność, dzięki czemu odrodzisz się jako nowa osoba. Oby miłość nauczycieli na ciebie spłynęła! Dlatego głowa do góry, dziewczyno w czarnej masce. Szczerze wierzę, że twoje cierpienie pomoże twej duszy, a także przyczyni się do twojej resocjalizacji. Nie musisz już przelewać łez. Unieś swą smutną twarz, wypnij pierś i rusz przed siebie na wspaniałą ścieżkę...ścieżkę znaną jako odrodzenie! – Syamaya złożyła dłonie jak do modlitwy i spojrzała z blaskiem w oczach gdzieś w przestrzeń.

– A idź gdzieś i zdechnij.

– A idź gdzieś i zdechnij.

Słowa te wypowiedziały jednocześnie Renko i Eiri, w żaden sposób tego ze sobą nie uzgadniając.

Słysząc je, Syamaya spojrzała na nie zszokowana i z zakłopotaniem zagryzła wargi.

– Rozumiem. Jesteście trudnym przypadkiem. Widać przez wpływ pokręconej natury Kamiyi wasze serca owiane są mrokiem.

– Co? Mnie obwiniasz?

Kyousuke nawet nie przypuszczał, że tak po prostu weźmie go sobie na cel...

Syamaya po jego lewej, Eiri po prawej i Renko siedząca przed nim wręcz promieniowały irytacją, przez co miało się wrażenie, że za chwilę może dojść do rękoczynów. Można to porównać jedynie do stania na minie...

Maina siedząca obok Renko zwinęła się w kłębek i zaczęła jęczeć.

– Serce owiane mrokiem, co? W takim razie twoje musi być czarne jak smoła. Może zamiast spędzać czas na prawieniu morałów innym zaczęłabyś od zmienienia samej siebie?

Syamaya, słysząc prowokację Renko, jedynie mruknęła.

– Mrok w moim sercu? To absolutnie niemożliwe! W końcu należę do komitetu dyscyplinarnego. Innymi słowy, jestem wzorową uczennicą wybraną przez nauczycieli do dawania przykładu! Jeśli w moim sercu jest chociaż najdrobniejsza skaza, to cały komitet dyscyplinarny też jest zepsuty, co oznacza, że nauczyciele także tacy są. To wręcz nie do pomyślenia! Dlatego też bez względu na wszystko moje serce pozostaje czyste, promieniując miłością, a moja dusza czysta i szlachetna jak dusza Dziewicy Maryi, która akceptuje i wybacza absolutnie wszystko...

– Idiotka! Głupia! Syamaya jest tępa! Głupia! Głupia! Niedorozwinięta, pustogłowa, mająca świński ryj...

– W rzeczy samej, bezwarunkowe wybaczanie... Kogo nazywasz idiotką?! – krzyknęła Syamaya po usłyszeniu dziecinnych zaczepek Renko.

Dziewczyna w masce zaśmiała się zwycięsko.

– Oj, oj, ojejku? A co z: bez względu na wszystko moje serce pozostaje czyste (chichot), promieniując miłością (chichot), a moja dusza czysta i szlachetna jak dusza Dziewicy Maryi (chichot), która akceptuje i wybacza absolutnie wszytko, Syamayuś?

– Syamayuś? Ufufu... Okaż trochę szacunku starszej koleżance, dobrze? Poza tym wstrzymaj się od tak nieudolnych imitacji.

– Ojej, ojej. Naprawdę przepraszam. Poniosły mnie emocje. Dlatego, Syamayuś, moja droga koleżanko, proszę, wybacz! – Łuusz.

– ...

Kiedy Syamaya patrzyła na Renko, pogodna mina zniknęła z jej twarzy.

Eiri natomiast wybuchła śmiechem, słysząc dziewczynę w masce, która nawet nie siliła się, aby przypominać przewodniczącą komitetu dyscyplinarnego.

– Auauaua. Eiruś, nie śmiej się. Nie śmiej...

– Właśnie, Akabane. Nawet jeśli Syamayuś, nasza droga koleżanka, uważa się za wybaczającą bez żadnych wyjątków (chichot) osobę o sercu pozostającym zawsze czystym (chichot) i promieniującym miłością (chichot), o duszy tak czystej i szlachetnej jak u Dziewicy Maryi (chichot), która akceptuje i wybacza absolutnie wszytko (chichot), damę (chichot) będącą wzorowym uczniem (chichot), to wszystko ma swoją granicę, wiesz? Naprawdę mnie tym oburzyłaś! Zaraz chyba żyły mi pękną z nerwów!

– Pfff?! Pfffufufufu...

– ...

Tym razem nawet Maina roześmiała się, słysząc tę bezczelną imitację.

Syamaya wlepiała w nich puste spojrzenie, jednocześnie z całej siły ściskając trzymany w dłoni nóż.

– Dziewczyny, przestańcie! Nie należy tak żartować ze starszej koleża...

– Fu... Ufu... Ufufufufufu.

Kiedy Kyousuke próbował się wtrącić, Syamaya opuściła głowę i wybuchła śmiechem. Następnie powoli ponownie skierowała na nich wzrok, mając znów na twarzy piękny, radosny uśmiech, który mógłby uleczyć rany w sercu każdej osoby, jaka by go zobaczyła.

– Ufufu. Naprawdę jesteś niezwykle interesującą osobą. Prawie zapomniałam... Będziemy musieli porozmawiać kiedy indziej. Najmocniej przepraszam, ale jestem już zmuszona się oddalić. Trzeba poczynić wiele przygotowań, dlatego nie mogę pozwolić im dłużej czekać.

Syamaya wstała od stolika. Jej mina pozostawała niezmieniona, zupełnie jakby twarz dziewczyny była maską.

– Przygotowania? – spytała Renko, przechylając głowę. – Do zabicia nas? – Łuusz.

– Ufufufu... Co za poczucie humoru. Do następnego punktu programu, Piekielnego Ogniska. Członkowie komitetu dyscyplinarnego są naprawdę bardzo zajęci. Bawcie się dobrze... Och, tak na marginesie, masko przeciwgazowa, możesz wziąć sobie ten stek. To prosty podarek, ale proszę, nie wstydź się i spróbuj – powiedziała przyjacielsko, po czym się oddaliła.

Szooko. Renko westchnęła, patrząc na zostawione jej pokrojone jedzenie.

– Przecież to pokarm stały, nie mogę go zjeść z założoną maską. Ona sobie ze mnie żartuje?

– Hmmm...

– Skoro sama nie mogę tego zjeść, oddam to chyba Mainie.

– Naprawdę? Dziękuję! Chcecie trochę?

– Nie, dzięki.

– Spasuję. Nagle straciłem apetyt. – Kyousuke złapał się za brzuch.

Cały czas obawiał się, że Syamai mogą puścić nerwy, a przez stres rozbolał go żołądek. Cierpiąc, rzucił Renko i Eiri spojrzenie pełne żalu.

– Następnym razem postarajcie się jakoś zachowywać, dobra? Może zapomniałyście, więc na wszelki wypadek wam przypomnę: to była Mordercza Księżniczka mająca na koncie dwadzieścia jeden ofiar.

– Tak, była. Teraz jest już inną osobą.

– Przynajmniej ona tak twierdzi. – Łuusz. – Ma zapach bardzo podobny do mojego. Musisz po prostu zrobić „to” z nią odpowiednio, a zobaczysz ją od zupełnie innej strony.

– Przestań rzucać takimi tekstami, dobra?

Odpowiadając na świński dowcip Renko, zrobił kwaśną minę wręcz krzyczącą „rany boskie”.

Mimo że rozwścieczyli Syamayę, przynajmniej Renko się rozchmurzyła i zabrała się za jedzenie galaretki, równie energicznie jak zawsze.

Siedząca przy niej Maina trzymała dłonie na policzkach, mamrotając pod nosem: – Pyyyszneee. Takie miękkie i soczyste...

Eiri także się uspokoiła i wróciła do jedzenia, dzięki czemu ogólna atmosfera znacznie się rozluźniła.

W tym momencie Kyousuke przypomniał sobie program zakładu otwartego.

– Po tym jest Piekielne Ognisko? To chyba oznacza ognie piekielne albo czyściec, więc raczej będzie się różnić od normalnego ogniska, co?


× × ×


Świat był ogarnięty przez płomienie.

Wszędzie latały iskry.

Ciemność rozdzierał opętańczy krzyk.

– Jahahahaha! Brudy należy zdezynfekować!

Chłopak z czerwonym irokezem na głowie i kolczykami w uszach, śmiejąc się jak szalony, podpalił całą wioskę. Ludzie ze strachu przed tym sadystycznym nieznajomym uciekali we wszystkich możliwych kierunkach.

Irokez bezlitośnie palił nie tylko budynki; jego celem byli także mieszkańcy wioski.

– Aaaaaaaaa! P–P–P–P–Pradziadku!

W tym momencie...

Młoda dziewczyna rozpaczała nad ciałem staruszka, który został „zdezynfekowany” przy pomocy miotacza ognia.

Prawdopodobnie przewróciła się podczas ucieczki. Stary mężczyzna leżący przed nią na ziemi także upadł, jednak zajął się ogniem i szybko zmienił się w ludzką pochodnię.

– Pradziadku... Pradziadku!

Dziewczyna wybuchła płaczem po utracie członka swojej rodziny. Ze łzami w oczach zaczęła czołgać się w stronę jego ciała, jednak po chwili dostrzegła, że lufa miotacza ognia jest wycelowana prosto w nią.

Ze strachu zaczęły trząść się jej ramiona, a na wpatrzonej w nią, oświetlonej płomieniami twarzy nieznajomego pojawił się potworny uśmiech.

– Aaaa! – krzyknęła, odczołgując się do tyłu.

W tym momencie twarz Irokeza wykrzywiła się w jeszcze bardziej sadystycznym grymasie. Bez najmniejszej chwili zawahania położył palec na spuście swojej broni.

– To już koniec – dobiegł czyjś głos.

– He?! – Irokez, któremu popsuto zabawę, się odwrócił.

Za nim stał chłopak ubrany w rozerwany płaszcz.

– A ty, kurwa, kto? Ochotnik samobójca chętny na smażonko?

– Ochotnik samobójca? Nic z tych rzeczy. Jestem tylko prostym wędrowcem. Przemierzam te ziemie, szukając silnych osób. Pragnę ich krwi... Jestem po prostu bezimiennym mordercą.

Irokez dostrzegł coś pod płaszczem.

Znajdowały się tam ucięte głowy mające fryzurę taką jak on.

– Łącznie jedenaście.

– He?!

Wędrowiec rzucił głowy w stronę Irokeza, a kiedy ten zaczął się wpatrywać w resztki swoich byłych towarzyszy, powiedział: – Tylko ty zostałeś. Twoją głowę także obetnę. – W tym momencie zdjął kaptur i rzucił swojemu przeciwnikowi przeszywające spojrzenie.

– Co?! – Przez chwilę w oczach Irokeza był widoczny strach, jednak szybko się z niego otrząsnął. – Ty śmieciu, śmiałeś zrobić coś takiego mojemu klanowi Irokeza... N–Niewybaczalne! Dezynfekcja z moich rąk to jedyna droga odkupienia! Albo... – Odrzucił miotacz płomieni i złapał rękę dziewczyny, która starała się uciec. Następnie ją podniósł i szczerząc się, przystawił jej nóż do gardła. – Nie mogę zagwarantować, że wyjdzie z tego cało. Jahaha!

– ...

Młodzieniec zmrużył oczy.

– Aaaaaaaaaaa! Puść mnie! Puszczaj! Proszę, puść! Puuuuuuuść! – krzyczała dziewczyna trzymana muskularną ręką.

Patrząc w jej załzawione oczy, młodzieniec powiedział zimnym jak lód głosem: – Hmph... Debil. Naprawdę myślisz, że takie marne pogróżki na mnie podziałają? Zbliża się koniec wieku, świat całkowicie oszalał, porządek diabli wzięli. W społeczeństwie, gdzie sprawiedliwość jest tak skorumpowana, jedynie prawo silniejszego ma jakiekolwiek znaczenie. Słabi giną, silni żyją dalej. To takie proste. Mam głęboko w dupie, czy zabijesz swoją zakładniczkę. Czemu? Bo jestem pieprzonym mordercą z wyboru. Dlatego. Skoro ten świat zmierza prosto do piekła, wędrowny morderca wybije wszystkich... Ej, czekaj, dupku! Co ty, skurwielu, robisz Mainie? – Nagle przerywając swój monolog, wędrowny morderca (Kyousuke) rzucił ostre spojrzenie Irokezowi, który wykorzystywał okazję i obmacywał gdzie popadnie ubraną w białą, jednoczęściową sukienkę Mainę.

– Jahaha! Jest taka malutka, a ma takie niezłe ciałko!

– Aaaaaaaaaa! C–C–C–C–Co ty wyprawiasz?! P–Przestań! Przestań! Kiaaaaa!

Chociaż bardzo się szamotała, nie była w stanie wyrwać się z uścisku ręki Irokeza, który zaczął bawić się niektórymi częściami jej ciała.

– Jahaha! Ta łamaga jest moja!

– Irokezie.

– Hiaha?

– Tym razem naprawdę cię zajebię!

– KIaaoooo!

Irokez po otrzymaniu ciosu prosto w nos upuścił trzymane odcięte głowy (wykonane z papieru oraz plasteliny) i został odrzucony do tyłu; wylądował prosto w otaczających całe to miejsce płomieniach.

Kiedy zaczął krzyczeć „Gorąco, gorąco, gorąco, gorąco, gorąco!”, podbiegła do niego Kurumiya.

– O nie! Trzeba szybko ugasić płomienie.... No to chlust!

– Jaha?! Aaaaaaaaa!

Polała go jednak nie wodą, a dużą ilością oliwy.

Spowity płomieniami Irokez zaczął tarzać się po ziemi.

– Fiu – westchnęła z ulgą Kurumiya, wycierając pot z czoła.

– Chyba mi się udało. Wspaniale.

– Dupa, nie wspaniale, pani Kurumiyo! Nie wolno dolewać oliwy do ognia! Komitet dyscyplinarny, szybko, ugaście te płomienie!

Zgodnie z poleceniem Busujimy członkowie komitetu dyscyplinarnego podbiegli do Irokeza z gaśnicami w ręku, otoczyli go i spryskali całego od stóp do głów. Kiedy uszedł z niego biały dym, trzymająca w ręku mikrofon i obserwująca wszystko w milczeniu Eiri powiedziała głosem całkowicie wypranym z emocji: – Koniec. Na tym kończy się wystąpienie czwartej grupy klasy A: „Koniec wieku”.

Widzowie zaczęli bić brawo.

Na Piekielnym Ognisku nie było standardowego ogniska, wokół którego wszyscy się bawili – to oni byli zamknięci w kręgu płomieni. Panująca temperatura wystarczyła, aby spowodować poparzenia na skórze, a głębszy oddech powietrza z łatwością dałby radę spalić płuca od środka.

Po zakończeniu swojego występu Kyousuke i jego drużyna westchnęli z ulgą.

Chłopak spojrzał na przypominającego bałwana, wynoszonego na noszach Irokeza, po czym wyciągnął rękę w stronę Mainy.

– To musiało być dla ciebie trudne... Możesz wstać?

– T–Tak. Przepraszam... Auau.

– Tcz. Już myślałam, że zdarzył się cud i zaczął zachowywać się normalnie... Ale jak zawsze coś mu odbiło. Widać nigdy się nie nauczy. Mam nadzieję, że już więcej go nie zobaczymy.

Płomienie buchały tuż za ich plecami, przez co temperatura była wręcz nie do zniesienia i wszyscy aż ociekali potem. Zamienili parę słów z Eiri, która była narratorem tego skeczu, a potem wrócili na swoje miejsca i rzucili się na butelki z wodą.

Na środek wyszła Syamaya będąca mistrzem ceremonii.

– Bardzo dziękuję wszystkim członkom grupy 4 z klasy A za wspaniałe przedstawienie o wędrownym mordercy będące pokazem prawdziwego okrucieństwa i sadyzmu. Niczego innego bym nie oczekiwała od autentycznych morderców! Pora na ostatni występ w wykonaniu grupy 4 klasy B: Morderczy rap.

Nagle skądś pojawił się rytmiczny bit.

Na scenę krokiem wybijającym rytm weszło czworo uczniów.

––Dum, dum, tsz. Tum, dum, tsz.

W melodię były wmieszane basowe dźwięki, ale nigdzie nie dało się dostrzec żadnego instrumentu. Jednak dziewczyna nosząca maskę przeciwgazową trzymała mikrofon przy filtrze, więc to pewnie ona odpowiadała za te odgłosy.

Był to beatbox, czyli naśladowanie brzmienia najróżniejszych instrumentów i innych dźwięków za pomocą ust i nosa.

Kiedy czwórka uczniów dotarła na środek sceny, muzyka nagle ucichła z dźwiękiem przypominającym zatrzymującą maszynę, a wraz z nią sami występujący.

Po chwili ciszy rozszedł się dźwięk powolnego oddechu „Szoooooko”.

Renko uniosła środkowy palec w stronę Kyousuke i reszty widowni po czym rzuciła: – Zabić!

W tym momencie...

Na otoczonej przez płomienie scenie rozbrzmiała głośna muzyka. Dźwięki imitujące perkusję i bas z łatwością można było pomylić z brzemieniem prawdziwych instrumentów. Wygrywane na ustach melodie krzyżowały się i współgrały ze sobą.

Kwartet, do tej pory statyczny, zaczął energicznie tańczyć. Pierwszą osobą mającą rapować była Renko, która wyszła przed grupę.

Joł!

Otoczony przez płomienie, GMK już wchodzi na scenę!

Na ulicach panika, bo psychopaci grasują na wolności,

znajdziemy was wszędzie i porachujemy kości!

Nasze rymy ostrzejsze niż brzytwy,

a scena krwawym polem bitwy!

Koncertu naszego słuchajcie,

a potem z naszych rąk zdychajcie!

No, dawać!

GMK (Renko) parę razy pokazała publiczności środkowy palec, potem wróciła do swojej grupy i zaczęła ponownie tańczyć. Wszystkie jej ruchy były dopracowane do perfekcji, dzięki czemu występ wyglądał naprawdę świetnie.

Następnie przed kwartet wyszła wielka dziewczyna z papierową torbą na głowie (przy czym ziemia trzęsła się z każdym jej krokiem), a potem zaczęła śpiewać basowym głosem, który był przeciwieństwem tego należącego do GMK.

Hej!

Tłusta Bob już wchodzi na scenę, ziemia trzęsie się od każdego jej tąpnięcia,

okolica zmieni się w krwawą arenę, przygotujcie się do megatonowego rąbnięcia,

czuła twarz za papierową torbą, joł, zarżnę wszystkich za najcichsze prychnięcia,

niszczycielska siła zdobędzie je wszystkie, joł, wyrwie wasze serca bez wcześniejszego cięcia!

Joł!

Po zaprezentowaniu energicznego tańca Bob, albo raczej Tłusty Bob, wróciła do kwartetu.

W tym momencie nastąpiła kolejna zmiana – na scenę wyszedł wokalista będący przeciwieństwem poprzedniego – drobna dziewczyna. Polizała językiem (równie czerwonym jak jej oczy) usta, a potem zaczęła śpiewać suchym, przypominającym komara głosem:

Joł!

Wszyscy zostaną zjedzeni,

kanibalicznym rymem Chikachiiro pochłonięci,

widokiem niebezpiecznego kanibala uwiedzeni,

krwawym festiwalem podnieceni,

na otaczających wszytko płomieniach z pasją upieczeni,

hipnotycznym rytmem uwiedzeni!

Wasze mięsko skradnie me serduszko!

Chihiro (Chikachiiro) pokazała swoje długie, ostre kły kontrastujące z jej słodkim głosem. Dodatkowo cały czas jej spojrzenie było wlepione w ciało Kyousuke, co czyniło jej tekst jeszcze bardziej przerażającym.

Jednak wszyscy widzowie wpadli w rytm beatboxu GMK i występ tak ich pochłonął, że nikt tego nawet nie zauważył.

Uczniowie spontanicznie podnieśli pięści i zaczęli skandować:

– Morderczy rap! Morderczy rap!

– Jeaa! Zadźgać, pobić, udusić, powiesić, otruć! Zatrzymać, zatrzymać wasze serca!

– Morderczy rap! Morderczy rap!

– No dalej! Zastrzelić, zmiażdżyć, utopić, podpalić! Zatrzymać, zatrzymać wasze serca!

Patrząc na to z edukacyjnego punktu widzenia, po prostu brakowało słów na takie wychwalanie zabijania w szkole mającej przecież reformować morderców...

Zresztą nieważne, widowni występ wyraźnie się podobał.

Tak na marginesie, kiedy na środek wyszedł ostatni członek grupy, Kuuga Makiyouin, nie zaczął rapować, tylko tańczyć.

Kyousuke nie miał pojęcia, po co on był tam potrzebny, skoro nie śpiewał, jednak z drugiej strony przypominał trochę tancerza. No i nawet płomienie za występującymi powiększyły się i oświetliły ich sylwetki od tyłu, sprawiając, że wyglądali jak ciemne plamy.

Chwilę później...

– Fuck you!

Kwartet zakończył swój występ, pokazując środkowe palce widowni, która zaczęła głośno wiwatować i klaskać. Kiedy uczniowie zeszli ze sceny i klaskanie ustało...

– ... – GMK nagle się zachwiała i po chwili padła na ziemię.

– GMK?! – rozbrzmiał ogłuszający krzyk zebranych uczniów.

PsyCome V2 111.jpg

Od leżącej na plecach GMK dochodziło „szoko, szoko”, jednak nic nie zapowiadało, żeby miała się podnieść.

Kurumiya podbiegła, aby sprawdzić jej stan, westchnęła poirytowana i opuszczając swoją stalową rurę, wyjaśniła uczniom martwiącym się o zdrowie Renko: – Udar cieplny. To wina tego, że tak szalała w tym cholernym kotle.


× × ×


Po wyniesieniu Renko na noszach Piekielne Ognisko ruszyło dalej bez większych przeszkód. Po odśpiewaniu hymnu szkoły (growlem), wytrzymaniu tortur zwanych rekreacją i obejrzeniu tańca zaprezentowanego przez komitet dyscyplinarny przyszła pora na ostatni punkt programu.

Kompletnie wyczerpani uczniowie dobrali się w pary do...

Całkowicie zwyczajnego tańca ludowego.

Zabrzmiała doskonale znana melodia w średnim tempie, wszyscy zebrali się w kole i zaczęli tańczyć.

Nie było to nic nadzwyczajnego, zwykły taniec. Chłopcy trzymali dziewczyny za ręce, nauczyciele i komitet dyscyplinarny dołączyli do nich i wesoło sobie tańczyli.

– Zieew.

Pośród nich była także taka, która stała ze skrzyżowanymi rękoma i bez przerwy ziewała. Tak, to Eiri Akabane.

Chłopak, którego wybrano jej jako partnera, nie wytrzymał jej bezpośredniego spojrzenia. Poczuł się nieswojo i poszedł szukać kogoś innego do tańca. Taki scenariusz ciągle się powtarzał, co było naprawdę łamiącym serce widokiem.

Kiedy tak stała i ze skrzyżowanymi rękoma, przecierając oczy prawa dłonią...

– Co ty wyprawiasz? Zatańcz ze mną.

Jej następnym partnerem miał być Kyousuke, który bez zawahania złapał jej prawą dłoń.

Eiri zadrżała i spojrzała na niego zaskoczona.

– ...

Chciała od razu mu się wyrwać, jednak chłopak chwycił ją wtedy jeszcze mocniej. Jej malowane paznokcie zatopiły się w jego skórze, ale nic poza tym.

Eiri jako skrytobójczyni ukrywała w nich wcześniej ostrza, jednak wtedy już ich tam nie było, ponieważ po tym, jak przy ich pomocy ocaliła Kyousuke przed trzema miesiącami, nie nadawały się już do użytku. Powiedziała wtedy: – W momencie gdy ukryte bronie zostają zauważone, tracą całą swoją wartość.

Mimo to pewnie wciąż czuła, że jest w nie uzbrojona.

Po tym, jak Kyousuke złapał ją za rękę, zaczęła panikować i zwiesiła głowę, zerkając jedynie na uśmiechniętego chłopaka przez na wpół przymknięte oczy.

– Co?

Kyousuke spojrzał jej w oczy i odpowiedział: – Pomyślałem, że jesteś bardzo niewinna.

– He? Chcesz mnie sprowokować?

– Nie. Tylko mówię, że jesteś naprawdę bardzo słodka.

– ...?!

Eiri momentalnie się zarumieniła i ze szczęścia całkowicie rozluźniła. Kiedy Kyousuke miał już to powiedzieć, skrzywiła się, a potem odwróciła wzrok:–)

– Hmph. O czym ty mówisz? Zgłupiałeś? Zachowujesz się jak ciota – wyszeptała z wzrokiem wbitym w ziemię.

– Ciota? To nie było miłe.

– Co...? Mówię tylko, jak jest.

Na tym skończyła się ich rozmowa i wznowili taniec.

Otaczające ich płomienie ogrzewały całą okolicę, przez co delikatne palce Eiri zaczęły robić się wilgotne od potu.

Ich taniec przy tym rozświetlonym na pomarańczowo płomieniu trwał jeszcze dwadzieścia sekund.

– To do zobaczenia.

Kyousuke ukłonił się i skierował w stronę kolejnej partnerki do tańca.

– Kyousuke, przepraszam – powiedziała Eiri ledwie słyszalnym głosem.

– He? C–Co? – Chociaż chłopak odwrócił się, spoglądając na nią, nie mógł powiedzieć ani słowa więcej, ponieważ chwycił już dłoń kolejnej partnerki.

Eiri skrzyżowała ręce i ponownie zaczęła promieniować aurą mówiącą "nie odzywaj się nawet do mnie".

– Fufu. Dobry wieczór, Eiri. Zatańczymy?

– Od–ma–wiam.

– Haaaa?!

Kiedy kolejny partner (Shinji) z uśmiechem wyciągnął dłoń w stronę Eiri, ta kopnęła go z całej siły w krocze, przez co chłopak padł na ziemię, trzymając się za swoje klejnoty rodzinne.

– Tcz. – Zirytowana Eiri strzeliła językiem, a potem odeszła kawałek i spojrzała w dal, żeby uniknąć kontaktu wzrokowego z Kyousuke. Na jej twarzy wciąż gościła tamta niezadowolona mina.


× × ×


– Parzy!

Po zakończeniu Piekielnego Ogniska przyszedł czas na kąpiel.

Kyousuke włożył stopę do wanny, jednak woda była za gorąca (miała sześćdziesiąt sześć stopni Celsjusza), więc momentalnie z niej wyskoczył. Piekł go strasznie duży palec, więc prawdopodobnie przy tej próbie zanurzenia się go sobie poparzył. Postanowił na razie odpuścić kąpiel i ruszył w stronę prysznica. Niestety, woda w nim miała taką samą temperaturę, przez co tym razem poparzył całe swoje ciało.

Stanął bezradnie pośrodku wielkiej łazienki bez jakiejkolwiek możliwości umycia się.

– Co ja mam zrobić?

Przez parę z gorącej wody spod prysznica zaczął się pocić, jednak odświeżenie się w wannie nie wchodziło w grę.

Zanurzę ręcznik w wodzie i się nim wytrę – pomyślał. Kiedy już miał odkręcić kurek w kranie...

– Dobry, dobry... Przepraszam.

Drzwi do łazienki się otworzyły i ktoś wszedł do środka. Ktoś mówiący czystym sopranem, a więc bez wątpienia dziewczyna. Problem leżał jednak w tym, że to nie była łazienka mieszana. Poza tym Kyousuke już wcześniej słyszał ten ton. Pamiętał go wyraźnie, mimo że od tamtego czasu minęły całe trzy miesiące.

Barwa tego głosu przywodziła na myśl nieskazitelny kryształ albo sopel lodu. Brzmiał tak pięknie, że aż włosy stawały na baczność.

Chłopak momentalnie cały zesztywniał i poczuł, jak krew napływa mu do twarzy; ogarnęło go także wyjątkowo złe przeczucie.

Powoli się odwrócił. Stała tam...

– Hejooo, Kyousuke. Wybacz, że musiałeś na mnie czekać. To ja, twoja słodziutka Renkooo. Fufu.

Jej nierealnie piękna twarz była odsłonięta, a ciało zakrywał jedynie prosty ręcznik.

– C–Co ty robisz? Przecież to męska łazienka.

Renko, ze srebrnymi włosami związanymi na czubku głowy, uśmiechnęła się radośnie, patrząc na Kyousuke, który stał tam całkiem nago i starał się zasłonić pewną część ciała miską na wodę.

Niestłumiony przez maskę śmiech dobiegający z pięknych, wiśniowych ust był naprawdę wyjątkowo przyjemny dla ucha.

– Fufu. Czemu w ogóle o to pytasz? Przecież to oczywiste. Mamy rzadką okazję spędzić czas sami. Oczywiście zajmiemy się rzeczami, jakie ludzie robią, będąc jedynie we dwoje... – powiedziała zalotnie.

Kyousuke był tam sam, ponieważ uczniów wpuszczano do łazienki pokojami, a jemu trafiła się pojedyncza cela. Z drugiej strony, nawet jeśli nie miała maski będącej jej „pieczęcią”, nic mu nie groziło, bo jedynie do niego Renko nie czuła żądzy krwi.

– Skoro zadałam sobie sporo trudu, prosząc panią Kurumiyę o zdjęcie maski, to nie możemy zmarnować takiej okazji, prawda? Więc ciesz się tą chwilą... Daj się ponieść mojemu urokowi, nie tylko sercem, ale też ciałem. Fufu.

– ...

Musiała zdjąć swój limiter, bo wiedziała, że to tego dojdzie!

Miała na sobie jedynie ręcznik, który dokładnie okręcał jej ciało, przez co wyglądała tak kusząco, że nie dało się w żaden sposób oprzeć pokusie i odwrócić od niej wzroku.

Linia jej talii, krągłości, blada skóra mogąca rywalizować z kolorem ręcznika, wspaniałe piersi oraz wręcz nieziemsko urocza twarz mogły zostać podane za przykład nieskazitelnego piękna.

– N–Nie podchodź!

Kyousuke się odwrócił, a potem wskoczył do wanny pełnej gorącej wody.

Momentalnie poczuł na całym ciele palący ból, ale wytrzymał, zaciskając mocno zęby. Jednak dzięki temu wrażeniu, jakby przypiekano go żywcem na rożnie, udało mu się oczyścić umysł z nieczystych myśli, jakie zaczęły chodzić mu po głowie.

Kyousuke odwrócił się plecami do Renko i zamknął oczy.

– Co ty robisz? Takie wskoczenie do wanny jest pogwałceniem etykiety. Najpierw należy obmyć się wodą, a dopiero potem powoli wejść do środka.

Chłopak usłyszał, jak dziewczyna podnosi miskę z wodą, którą wcześniej upuścił, a potem powoli wchodzi do wody. Zanurzyła się w niej bez problemu, więc jej temperatura najwyraźniej nie była dla Renko za wysoka.

Kiedy dziewczyna zbliżyła się do Kyousuke, ten zaczął recytować Sutrę Serca[2].

– ārya–avalokiteśvaro bodhisattvo gambhīrāṃ prajñāpāramitā caryāṃ caramāṇo vyavalokayati sma...

– Rety, nie musisz tak się bać. Przecież nie zaatakuję cię ot tak ani cię nie zjem. Dla takich rzeczy bardzo ważna jest odpowiednia kolejność. Najpierw musimy się do siebie zbliżyć. Zarówno sercami, jak i ciałem...

Kyousuke usłyszał, że ktoś tuż za nim zdejmuje ubranie.

Co to było? Renko zakrywał tylko ręcznik. Skoro go zdjęła, to znaczy że...

– ...?!

Nieczyste myśli, jakie wcześniej odpędziła gorąca woda, nagle powróciły i chłopaka ogarnęła chęć natychmiastowego odwrócenia się. Mimo to udało mu się jakoś powstrzymać. Kiedy zacisnął powieki jeszcze mocniej...

– Hmmm!

– Ijjaaa!

Renko nagle objęła jego szyję, a potem, słysząc krzyk zaskoczenia Kyousuke, zaśmiała się psotnie.

– A teraz nasze ciała już się do siebie zbliżyły. Podoba się? Przyjemnie ci? Na pewno tak. Jeśli poocieram się o ciebie, będzie ci jeszcze przyjemniej. Poczujemy wtedy nasze szybko bijące serca... Bum... Bum... Ach, tak bardzo chcę jak najszybciej zatrzymać twoje serce! Nie pozwolę nikomu innemu go dostać. Może należeć jedynie do mnie. Zatrzymam je własnymi rękoma, dobrze?

Szepcząc mu do ucha, Renko jeszcze bardziej wzmocniła uścisk.

Szyja chłopaka została całkowicie unieruchomiona przez ręce ściskające ją od tyłu. Poza tym miał wrażenie, że kręgosłup zaraz mu pęknie od nacisku.

Niczym nieskrępowane piersi Renko były wyjątkowo miękkie i przyjemne w dotyku, przez co Kyousuke przestawał racjonalnie myśleć i niewiele mu brakowało do utraty kontroli nad sobą.

Pomyślał nagle, żeby ją chwycić, aby nie mogła się opierać, jednak nie był w stanie tego zrobić, ponieważ został unieruchomiony. Poczuł oddech na swoim uchu, a chwilę później usłyszał zalotny szept: – Ej, Kyousuke, jest mi tak gorąco. To pozostałość po truciźnie pana Busujimy? Czuję żar wewnątrz ciała... A kiedy dotykam gołej skóry mojego ukochanego, to ciepło robi się coraz silniejsze i silniejsze. Powoli przestaję logicznie myśleć...

Mówiąc to, przytuliła się mocniej do pleców Kyousuke, a potem zaczęła ocierać o nie swoimi piersiami. Dwa wielkie, ściśnięte razem melony, podróżując po jego skórze we wszystkie strony, zmieniały swój kształt.

Renko wsparła na nim swoją twarz, a potem powiedziała uwodzicielsko: – Ach, tak gorąco... Zatrzymaj... Kyousuke, pomóż mi... Użyj ręki, szybko...

– ...

Nie mógł wyksztusić ani słowa do pochłoniętej pożądaniem dziewczyny. Jej oddech stawał się coraz mniej regularny, poruszała się coraz szybciej, a czubki ocierających się o niego wielkich wzgórz...

O rany... Osiągam swój limit. Chyba naprawdę tu umrę.

I w tym momencie Kyousuke eksplodował.

Uśmiechnął się, jego oczy uniosły się do góry, wyblakły, a potem wytrysnęła z niego fontanna krwi, która pomalowała na czerwono ścianę przed nim.

Chłopak z rozłożonymi kończynami zaczął dryfować na zabarwionej krwią z jego nosa wodzie.

– Kyousuke?! Aaaa, Kyousuke! Kyousuke... stracił przytomność przez krwotok z nosa!

Krzyki Renko wydawały się dobiegać z bardzo odległego miejsca.

Chłopak, mając twarz pod wodą i ciągły krwotok z nosa, zaczął powoli tracić świadomość.

Renko wyciągnęła go z wanny, a potem przycisnęła jego głowę do swoich gołych piersi.

– Pfff?!

– Kyousuke?! – Wraz z tym krzykiem z ciała chłopaka wytrysnęła kolejna fontanna krwi i stracił przytomność.


× × ×


– Ucierpieć w taki sposób, rany... – wymamrotał pod nosem Kyousuke, poprawiając chusteczki w nosie.

Odzyskał przytomność po parunastu minutach i zaraz po wyjściu z pokoju pielęgniarki ruszył wyglądającym na opuszczony korytarzem w stronę swojego pokoju.

– Renko posuwa się o wiele za daleko. Nie może chociaż trochę przyhamować?

Po tym, jak to powiedział, w głowie ujrzał wydarzenia z łazienki.

– Nie, nie, nie. Nie wolno mi sobie tego przypominać! Jeśli stracę chociaż kroplę krwi więcej, będę mieć poważny problem. – Pokręcił głową, karcąc się za tę myśl.

Nie wiedział, ile dokładnie jej stracił, jednak czuł się bardzo osłabiony. Chcąc skoczyć na łóżko najszybciej, jak to możliwe, przyspieszył kroku, ale...

– Oj, oj, ojoj. Czy to nie Kamiya właśnie wyszedł z kąpieli?

Jak tylko chłopak skręcił na skrzyżowaniu korytarza, zobaczył stojącą przy schodach ubraną w dresy i trzymającą pod pachą ręczniki oraz ubranie na zmianę bandę nieznośnych głupków: Shinjiego, Usamiego i Oonogiego.

Ten ostatni szybko podbiegł w jego stronę i stanął za nim, odcinając drogę ucieczki.

– Joł, Kamiya. Co za rzadkość, że widzę cię samego. Co to za chusteczki w nosie? Za długo siedziało się w wodzie i miało się drobny przeciek? Haha, ale żal! Naprawdę jesteś mistrzu. Hahaha!

– H–Heehee... Anemicy powinni jeść wątróbkę... Wyrwij ją sobie i zeżryj... H–Heehee... – krzyczał Oonogi, wskazując nos Kyousuke, podczas gdy Usami szturchał Kamiyę w brzuch.

– O rety, musimy ci podziękować. Dzięki, że tak dobrze się z nami obszedłeś podczas Orientacji Siedmiu Grzechów. Rany, naprawdę dobrze... Fufufu. Jak było w kąpieli?

Mimo że Shinji się uśmiechał, w jego oczach nie było widać żadnego blasku.

Podczas tamtych zawodów jego grupka została dwukrotnie pobita, zgubiła kartę Siedmiu Grzechów, przeżyła dyscyplinowanie Busujimy, a potem Eiri kopnęła Shinjiego prosto w krocze, przez co najprawdopodobniej był na nią wściekły.

Niedobrze... Te dupki aż promieniują żądzą krwi... Co, do cholery...

Kyousuke z rozczochranymi włosami (które dopiero wyschły) wymusił przyjacielski uśmiech.

– T–Tak... Woda była naprawdę przyjemna, chociaż trochę za ciepła. Uważajcie, żeby się nie poparzyć, dobrze? Ja już skończyłem, więc będę się...

–No weź, nie zostawiaj nas tak.

Trio nie pozwoliło mu tak łatwo uciec.

Po lewej była ściana, po prawej Oonogi, przed nim Shinji, a za plecami stał Usami.

Serce zaczęło walić mu jak szalone.

– Ej, wiecie, że zaraz skończy się czas na kąpiel?

– Nie martw się, Kamiya. To też zaraz się skończy... Fufu – powiedział Shinji, podając jednocześnie swoją koszulkę Oonogiemu.

Zwolniwszy już obie ręce, zwinął swój ręcznik.

– Obiecałem Eiri zostawić was w spokoju, pamiętasz? Cóż, jeśli o spokoju mowa...

Okręcił ręcznik wokół szyi Kyousuke, a potem zacisnął go, mrużąc oczy.

Cholera, zaczął działać, zanim domyśliłem się, co zamierza.

Kiedy Shinji coraz mocniej ściskał ręcznik wokół jego szyi...

– Co wy robicie?

Rozległ się głos, przez który wszyscy zamarli bez ruchu.

Kyousuke zauważył, że tuż za Shinjim stała dziewczyna o blond włosach. Nie tylko nie dostrzegł jej do tej pory; nie wiedział nawet, kiedy w ogóle się pojawiła.

Musiała do nich podejść podczas tych paru sekund, kiedy wszyscy skupili się na duszących go rękach Shinjiego, który wydał z siebie krzyk zaskoczenia, puścił ręcznik i od niego odskoczył.

Dziewczyna (piękność mająca na ramieniu żółtą opaskę z napisem „Komitet dyscyplinarny”), jakby chcąc osłonić Kyousuke, zwinnym krokiem stanęła pomiędzy nim i Shinjim.

– Dobry wieczór, pierwszoklasiści. Jestem Saki Syamaya, przewodnicząca komitetu dyscyplinarnego z klasy 3A. Miło mi was wszystkich poznać.

– Syamaya...

Ta uśmiechnęła się szeroko w odpowiedzi na spojrzenie Kyousuke.

– Witaj, Kamiya. To twoi przyjaciele?

Przejechała wzrokiem kolejno Shinjiego, Oonogiego i Usamiego.

– Co? Nie... To nie przyjaciele, tylko... Jak to powiedzieć...

– Najlepsi przyjaciele! Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi! Fufu.

Kiedy Kyousuke zaczął się zastanawiać, jak to wyjaśnić, Shinji skłamał w desperacji.

Syamaya wątpiła jednak w jego słowa: – Najlepsi, co?

Shinji, uśmiechając się serdecznie i kiwając żywo głową, odpowiedział jej: – Zgadza się! Miło mi cię poznać, koleżanko. Nazywam się Shinji Saotome, chodzimy z Kamiyą do tej samej klasy. Przy okazji, jesteś tak piękna, że przez chwilę sądziłem, iż to jakaś bogini zstąpiła na ziemię.

– Cóż... – Syamaya po usłyszeniu słów szczerzącego się Shinjiego cała rozpromieniła się ze szczęścia.

Nie mogę uwierzyć, że ten dupek flirtuje nawet w takiej sytuacji.

W tym momencie do rozmowy dołączył Oonogi.

– Ja też jestem przyjacielem Kamii! Super dobrym przyjacielem! Arata Oonogi, miło mi koleżankę poznać. –Wymusił uśmiech.

Nagle atmosfera na korytarzu się rozluźniła.

– Naprawdę? Miło mi słyszeć, że tak bardzo się lubicie.

Uśmiechnięta Syamaya z satysfakcją pokiwała głową.

Później, jakby sobie coś nagle przypomniała, rzuciła: – Przy okazji... – Dopiero po chwili dodała: – Czemu dusiłeś swojego przyjaciela? – Jej głos dramatycznie się zmienił i ponownie zapanowała napięta atmosfera.

Co prawda, sam ton jej głosu nie uległ zmianie, wciąż pozostał niezwykle delikatny, jednak zaczął być niezwykle przytłaczający, przez co uśmiechniętych Shinjiego i Oonogiego aż zmroziło.

– He? N–Nie, koleżanko... Czemu miałbym dusić najlepszego przyjaciela?

– A jednak to robiłeś, zgadza się?

– Tak...

Rozgryziony Shinji, szukając jakiejś wymówki, zaczął błądzić wzrokiem.

Syamaya położyła lewą rękę na biodrze, prawą natomiast uniosła, prostując palec wskazujący.

– Saotome, posłuchaj. Nie liczy się powód, lecz sam fakt, że dusiłeś Kyousuke. Problem leży w samym czynie, a nie jego motywie. Proszę, okaż trochę powściągliwości, samodyscypliny oraz zdrowego rozsądku. Potraktuję to jako twoje pierwsze przewinienie i przymknę na to oko. Jednak jedynie ten jeden raz. Jeżeli jeszcze kiedykolwiek popełnisz podobny czyn, postąpię zgodnie z nakazami regulaminu, rozumiesz? Dotarło?

Przyjmując do wiadomości subtelne ostrzeżenie, Shinji ukłonił się i powiedział: – Naprawdę przepraszam.

Syamaya z zadowoleniem pokiwała głową i opuściła ręce.

– Ufufu. Dobrze, że to zrozumiałeś. Przemoc jest niedozwolona. Tak, niedozwolona. Nieważne, jaki jest powód...

– H–Heehee... Majteczki... Nawet komitet dyscyplinarny nosi majteczki w paseczki... H–Heehee.

W tym momencie znajdujący się za Syamayą Usami uniósł jej sukienkę. W dodatku na tyle wysoko, że nawet Kyousuke mógł zobaczyć jej bieliznę.

Kiedy Usami przybliżył do niej twarz...

– Aaaa!

Zatopił się w niej but Syamai. Siła uderzenia była tak wielka, że krew wytrysnęła na wszystkie strony, a chłopak przeturlał się parę metrów do tyłu.

Wszyscy nagle zamarli.

– S–Syamaya?

Kyousuke, który odskoczył, schodząc z drogi Usamiemu, przywarł do ściany i spojrzał na dziewczynę.

Ta błyskawicznie cofnęła lewą nogę i stanęła prosto, jakby nic się nie stało. Przez chwilę milczała, jednak po paru sekundach zaśmiała się, mówiąc:

– Ojej. Byłam taka nieostrożna. Wybaczcie, nie chciałam zrobić nic złego, to był jedynie taki odruch.

Usami leżał nieprzytomny twarzą do ziemi, z nosa leciała mu krew i dostał drgawek, co świadczyło, że tamto kopnięcie było wręcz nieziemsko silne.

Shinji i Oonogi krzyknęli ze strachu, kiedy Syamaya na nich spojrzała, próbując jakoś się wytłumaczyć.

– To dlatego, że tak zakradł się do mnie od tyłu... To był niepoprawny odruch samozachowawczy... Przez ułamek sekundy zostałam po prostu zmuszona do wyeliminowania go... Innymi słowy, to jedynie wypadek! Zwykły wypadek! W żadnym razie agresywne zachowanie! Dlatego...

– Ale koleżanka mówiła, że nieważne, jaki jest powód...

– Co proszę?

– Aaj! N–N–N–N–Nic nie mówiłem!

Shinji na początku chciał się z nią kłócić, jednak po chwili skoczył ze strachem w oczach w stronę Oonogiego.

Syamaya powiedziała łagodnie, jakby chcąc pocieszyć trzęsących się w swoich objęciach chłopców: – Nie musicie się bać. Owszem, kiedyś byłam Morderczą Księżniczką, ale odrodziłam się już jako nowa osoba. Nie tylko nie będę już zabijać ludzi, jeść ich ani uciekać się do przemocy. Nikogo nie powieszę za nogi, nie potnę żywcem na kawałeczki ani nie przewiercę nikomu czaszki wiertarką, żeby opróżnić jej zawartość i wlać kwas solny do wnętrza. Nie spuszczę krwi, nie będę urywać kończyn, żeby zachować je na później, przygotować w panierce albo zrobić kotlet i je zjeść w celu pozbycia się ciała! Dlatego też, dlatego...

– P–P–P–P–Przepraszamy!

– Co?

Shinji i Oonogi, którzy z przerażeniem słuchali wypowiedzianego lodowatym głosem monologu Syamai, minęli dziewczynę w biegu, zanim skończyła mówić, złapali Usamiego i rzucili się do ucieczki.

– A–Ale okropne maniery. Przecież wyraźnie powiedziałam, że nic im nie zrobię. Co za pokaz złego wychowania!

Chociaż Syamaya trzymająca dłonie na biodrach się na nich zdenerwowała, reakcja Shinjiego i Oonogiego była w pełni zrozumiała.

Co miała na myśli przez niepoprawny odruch samozachowawczy? Straszna... Już jest na poziomie tych zawodowych morderców. No i jej zabójstwa były równie okropne, jak przypuszczałem. Lepiej będzie trzymać się od niej z daleka...


× × ×


– Kamiya, co za katastrofa – powiedziała Syamaya z troską i zmartwieniem w głosie.

Szła obok Kyousuke, ponieważ uparła się, aby odprowadzić go do jego pokoju.

– Rety... – westchnął cicho chłopak z kwaśnym uśmiechem na twarzy.

Trafiła w sedno; znajdował się w naprawdę katastrofalnej sytuacji.

Chyba nic mi nie zrobi, prawda? W końcu jest przewodniczącą komitetu dyscyplinarnego, więc nie mam się czego bać... Prawda?

Pamiętając, co zaszło wcześniej, chłopak cały czas dyskretnie ją obserwował.

Korytarz był pusty, panowała na nim całkowita cisza. Być może Kyousuke się jedynie wydawało, ale odnosił wrażenie, że dziewczyna celowo obrała okrężną, opustoszałą drogę...

– Kyousuke Kamiya.

– T–Tak?!

Nagle wywołała go pełnym imieniem, przez co zaskoczony odpowiedział pytaniem.

Jej badające go oczy wyglądały jak kamienie szlachetne.

– ...?!

Dziewczyna mrugnęła w ciszy parę razy, podczas gdy on w napięciu wstrzymywał oddech.

– Ty... zabiłeś dwanaście osób, prawda? – spytała. Chociaż jej głos brzmiał równie delikatnie, co zawsze, wyraźnie było w nim słychać wątpliwości, przez co odnosiło się wrażenie, że pytanie brzmiało „Ty naprawdę zabiłeś dwanaście osób?”.

– Tak. Czemu... tak nagle o to pytasz? – odpowiedział pytaniem, zalewając się potem ze strachu.

Chociaż tak naprawdę nikogo nie zamordował, o fałszywości zarzutów mógł powiedzieć jedynie najbliższym przyjaciołom, bo chciał uniknąć nagłośnienia tej sprawy.

– Ponieważ – słysząc próbę oszukania jej, Syamaya przechyliła głowę na bok – liczba zabitych jest zadziwiająco duża, aż zaczyna się wątpić w jej prawdziwość. Dla przykładu, mimo że idziemy przez tak puste miejsce, w żaden sposób nie spróbowałeś tego wykorzystać –westchnęła.

Kyousuke słusznie przypuszczał, że celowo prowadziła go okrężną drogą, jednak nie dlatego, że miała zamiar coś mu zrobić; chciała w ten sposób sprawdzić, czy to on czegoś nie spróbuje.

Spojrzał na nią trochę zaskoczony.

Dziewczyna, która zabiła dwadzieścia jeden osób, Mordercza Księżniczka, patrzyła prosto przed siebie tymi jej czystymi jak łza oczami.

Powiedziała cicho: – Ludzie popełniający zbrodnie takie jak masowe morderstwa zwykle dorastają w trudnych warunkach. Są ofiarami znęcania się, tortur, psychicznej przemocy, seksualnych napaści albo nie były kochane. Dorastający w takich warunkach rodzinnych zwykle mają skłonności do tak nienormalnego zachowania. Do tej szkoły uczęszcza wielu notorycznych morderców i po wysłuchaniu ich opowieści nawet ja, jako słuchacz, doświadczyłam ich niewyobrażalnego wręcz poczucia wstydu. – Syamaya położyła rękę na piersi. – Ja jestem inna. Urodziłam się w zwykłej rodzinie. Mój ojciec był czystej krwi Japończykiem, a matka na wpół Francuzką i Amerykanką. Bardzo się kochali i obdarzali tym uczuciem także mnie, ich jedyne dziecko. Co prawda, zawsze zajmowała ich praca, przez co często wyjeżdżali na delegację albo musieliśmy się przenosić, ale zawsze brali dzień wolnego na moje urodziny. Cały czas czuję, że byli po prostu nie do zastąpienia. Otrzymałam też doskonałe wykształcenie i utrzymywałam dobre stosunki międzyludzkie. Naprawdę... byli wspaniałymi ludźmi –wspominała z zamkniętymi oczami, mając jednocześnie spokojną minę wyrażającą miłość do nich.

Właśnie to było przerażające.

Kyousuke przypomniał sobie, jak Kurumiya mówiła podczas odprawy przed wymarszem, że Syamaya zabiła także swoich rodziców. Dałoby się to zrozumieć, gdyby wyrosła w patologicznej rodzinie, jednak sama powiedziała, że dorastała w normalnym środowisku. Można nawet powiedzieć, że w przykładowym.

W takim razie dlaczego? Czemu zaczęła zabijać?

Kyousuke miał właśnie o to spytać, kiedy dziewczyna uśmiechnęła się ze zrozumieniem.

– Najpierw pozwól mi się o coś spytać. Kochasz swoją rodzinę?

– Hmm...

Kiedy usłyszał to pytanie, przed oczami pojawiła mu się młoda dziewczyna.

Przez to wszystko, co się wydarzyło, nie widział jej od pół roku, a mimo to doskonale pamiętał jej wygląd, głos, ruchy, zapach, smak przygotowanego przez nią jedzenia i uśmiech.

Im dłużej pozostawali rozdzieleni, tym bardziej zauważał, jak wiele dla niego znaczy.

– Tak, kocham moją rodzinę. Podobnie jak rodzice koleżanki, moi są zwykle bardzo zajęci, ale cały czas miałem młodszą siostrę u boku. Jest dla mnie najważniejszą osobą na świecie.

– Aha, naprawdę? Masz kompleks na punkcie siostry.

– Haha, możliwe. Zawsze sprawiałem jej kłopoty i nie mogę patrzeć jej prosto w twarz.

W tym momencie Kyousuke się rozluźnił, bo po raz pierwszy od zamknięcia w tamtej szkole rozmawiał o rodzinie. Było tak, jak powiedziała Syamaya – wiele zamkniętych tam osób sporo przeszło i ledwie garstka, tak jak oni, urodziła i wychowała się w normalnych warunkach.

– Ufufu. Widać jesteśmy do siebie podobni.

Być może Syamaya myślała o tym samym, co mogło wyjaśnić uśmiech na jej twarzy.

– C–Co masz na myśli przez podobni...?

Nawet jeśli to jedynie żart, nie porównuj nas do siebie.

Chociaż oboje rzeczywiście dorastali w normalnych warunkach, od Morderczej Księżniczki różniła go jedna fundamentalna kwestia: dwadzieścia jeden ofiar. Dlatego właśnie nie mógł powiedzieć jej prawdy...

Syamaya błagalnie patrzyła swoimi lśniącymi oczami na bezradnego Kyousuke.

– Kamiya... Zainteresowałeś mnie. Czuję, że jesteś „jakiś inny” niż reszta uczniów. Chcę cię lepiej zrozumieć... Mam nadzieję, że opowiesz mi więcej o sobie.

– ... – Kyousuke aż wmurowało.

Syamaya przyglądała mu się przez parę sekund, po których odwróciła wzrok i powiedziała: – Skoro mamy to za sobą, najwyższa pora, żeby grzeczni chłopcy poszli spać.

Kyousuke nawet nie zauważył, kiedy doszli do jego celi.

– Ja też muszę się umyć, więc tu się rozstaniemy. Do zobaczenia?

– Och, tak! Dziękuję bardzo, że mnie odprowadziłaś.

Syamaya uśmiechnęła się promiennie do kłaniającego się jej Kyousuke.

– Nie musisz dziękować. Ufufu. Jeszcze kiedyś utnijmy sobie pogawędkę. Już nawet nie mogę się jej doczekać. Postaraj się dobrze wypocząć i jutro także daj z siebie wszystko. Dobranoc, Kamiya, słodkich słów... – Ukłoniła się, unosząc przy tym krawędź swojej sukienki, a potem się oddaliła.

Kiedy znikła Kyousuke z oczu i jej kroki ucichły, chłopak opadł z sił.

– Fiu... Nie mogę uwierzyć, że byłem na osobności z seryjną morderczynią. Bez jaj, kurna. Prawie osiwiałem ze strachu.

Najbardziej przerażającym momentem było dla niego jej pytanie, czy naprawdę zabił dwanaście osób.

Na szczęście miał to już za sobą, chociaż ta dziewczyna zdawała się nim interesować.

No i wciąż nie poznał powodu, dla którego zabiła.

– Jeszcze dwa dni... Pierwszy był cholernie ciężki, więc mam nadzieję, że nie zrobi się jeszcze gorzej. Nie chcę mieć jeszcze więcej problemów!

Kyousuke po modlitwie położył się na łóżku.

Zarówno jego ciało, jak i umysł osiągnęły już swój limit, więc bardzo szybko przeniósł się do świata snów...

Tak oto bez żadnych incydentów(?) zakończył się pierwszy dzień Zakładu Otwartego.





Dzień 2 Czyściec – Koniec spokoju, początek kłopotów / "Unbreakable Breakdown"[edit]

04:30 Pobudka

05:00 Poranne prace karne

09:30 Pakowanie bagaży i sprzątanie

Wasze cele i serca mają być czystsze niż przed dotarciem tutaj!

10:40 Gotowanie w plenerze

Spróbujcie tylko kogoś zranić, a skończycie jako składnik curry.

14:00 Spacer pośród morza drzew

Nie wahajcie się popełnić samobójstwa, jeśli chcecie.[1]

16:30 Konkurs łapania piranii

19:30 Przyprawiający o zawał test odwagi

Uważajcie, żeby samemu nie zmienić się w ducha.

20:30 Wielka zabawa w mieszanej kąpieli

22:00 Wyłączenie świateł

PsyCome V2 137.jpg


Nadszedł poranek drugiego dnia, równie słoneczny jak poprzedni.

Tuż po pobudce na uczniów czekały prace karne na świeżym powietrzu. W ich skład wchodziły: zbieranie śmieci z lasu, pranie ubrań przy wodospadzie, pielenie urwiska podczas wspinaczki, naprawa mostów linowych nad rzekami i masowanie nóg Kurumii. Dopiero po ich zakończeniu przyszedł czas na śniadanie, które stanowiły wczorajsze resztki.

W porównaniu z nimi menu nauczycieli i komitetu dyscyplinarnego...

– Witajcie, pierwszoklasiści. Dziękuję za trud, jaki włożyliście w prace karne.

Uśmiechając się promiennie, Syamaya podeszła do Kyousuke i postawiła na stole trzymany w ręku porcelanowy talerz.

Spoczywały na nim świeżo upieczone rogaliki, na wpół usmażony omlet i sałatka z szynką, co było dość wytrawnym połączeniem.

Takie luksusowe jedzenie bazujące na zachodniej kuchni serwowano w formie bufetu na białym stole w kształcie krzyża.

Oczywiście żaden z pierwszoklasistów nie mógł tknąć tego nawet palcem.

– W-Wygląda na smaczne. – Kiedy Maina wypowiadała te słowa, z jej łyżki spadło coś przypominającego ryż, a Kyousuke zaburczało głośno w brzuchu.

– Oj, ojoj. Młoda damo, mogę się do ciebie przysiąść?

Syamaya uśmiechnęła się i usiadła obok Mainy, naprzeciw Kyousuke.

Ten siedział pomiędzy Renko i Eiri, które już od samego rana prowadziły dysputę na temat wielkości biustu.

Co prawda, obie zerknęły na dziewczynę, która do nich dołączyła, ale natychmiast wróciły do swojej rozmowy, jakby nic się nie stało.

Syamaya powiedziała ze spiętą miną: – S–Sądziłam, że przyjemniej mnie przywitacie... Cóż, nieważne. – Wzięła elegancki łyk cappuccino, a potem zwróciła się do wystraszonej Mainy: – Przy okazji, wciąż o to nie spytałam. Mogę wiedzieć, jak się nazywasz?

– Eeeeee?! A, t–tak... Mainya Igarachi.

– Mainya Igarachi, naprawdę słodkie imię. Ufufu.

– Eeee?! N–Nyie... Myai... Minima... Maniya Igarachi... Maina Igarashi! Auau.

– Oj, rozumiem. Najmocniej przepraszam. Przy okazji, dobrze się czujesz? Chyba masz problem z płynnym wysłowieniem się.

– Podobnie jak ty z myśleniem.

– Co proszę?

– Nic.

Syamaya rzuciła Eiri ostre spojrzenie, która zdążyła już odwrócić wzrok.

Po chwili odchrząknęła i wróciła do rozmowy: – Kamiya, powiedz, dobrze ci się spało? Dla mnie było niezwykle gorąco i bez przerwy się budziłam. Przez to moja skóra...

– Hej, hej, hej, hej, Kyousuke! Spójrz na moją skórę na twarzy! Nawet bez makijażu ślicznie wygląda, prawda? – Łuusz. – W przeciwieństwie do pewnej starszej dziewczyny jest delikatna i gładka jak u niemowlęcia! Kyousuke, pochwal mnieeee...

– To nie ma żadnego znaczenia, bo zasłania ją maska! Mówiłaś coś o malutkim dziecku? Chyba chodziło ci o twój poziom mentalny, prawda? – Syamaya z uśmiechem odpowiedziała Renko, a potem, zgrzytając zębami, wbiła widelec w parówkę, co przeraziło Mainę.

– ... – Kyousuke także się wystraszył, jednak raczej z tego powodu, że w oczach Renko i Eiri nie było w ogóle widać blasku. Przypomniał sobie także, co takiego Mordercza Księżniczka zrobiła poprzedniej nocy. – H–Hej, nie powinnyście traktować tak starszej koleżanki.

– Uśmiech.

– Pieprzyć uśmiech.

– Eiri, zobacz, piersi!

– Zaraz cię zabiję.

– Kyousuke, zobacz, piersi!

– Skończ z tymi piersiami... I nie przystawiaj ich do mnie!

– A weźcie w końcu zdechnijcie.

Widząc, że grupka Kyousuke zachowuje się jak dzieci, Syamaya westchnęła, spojrzała na Mainę i zaczęła mówić do niej jak matka pouczająca córkę: – Nieważne. Posłuchaj, Igarashi. Masz nie stać się taka jak oni, rozumiesz? Jesteś dobrą dziewczynką, więc postaraj się, aby ich niewłaściwe zachowanie na ciebie nie wpłynęło.

– Dobrze... Dz–Dziękuję bardzo.

– Proszę, nie wahaj się przyjść do mnie, jeśli będą cię trapić jakieś problemy, dobrze? – Syamaya z promiennym uśmiechem na twarzy pogłaskała Mainę po głowie.

Najwyraźniej postanowiła skupić się na niej, całkowicie ignorując Renko i Eiri.

Chociaż obecność Syamai na początku przerażała Mainę, szybko poczuła się pewniej przy tej sprawiającej wrażenie delikatnej oraz miłej dziewczynie i już po skończeniu jedzenia radośnie ze sobą gawędziły.

– Naprawdę? Kiedy prałaś pod wodospadem, nagle pojawił się wielki krokodyl? Bez wątpienia okropne przeżycie. To z pewnością był jeden z przyjaciół pana Busujimy. Nic ci się nie stało?

– Nie, ale zjadł moje pranie. Łącznie z bielizną.

– Ojej. Nie martw się, wszyscy popełniają błędy. Nie załamuj się z tego powodu, dobrze? Zaakceptuj swoją karę i wyciągnij wnioski. Po wielu niepowodzeniach i sesjach dyscyplinowania... Ważne, żeby uczyć się na błędach.

– Eeeee.... Nie zostałam jeszcze ukarana. To znaczy, że mnie to nie minie?

– Nie mam pewności. W końcu część odpowiedzialności za to spada na pana Busujimę, więc jeśli ta bielizna nie była w misie, nie powinnaś mieć żadnych problemów.

– E? Nosisz takie majteczki, droga koleżanko?

– W żadnym razie! Przecież to totalne bezguście!

– Co nazywasz bezguściem, Syamaya? – Zza pleców dziewczyny dobiegł dziecięcy głos.

Syamaya zbladła, zastygła bez ruchu z jogurtem na łyżeczce uniesionej w powietrze, a potem powoli się odwróciła...

– Och, p–pani Kurumiya?! T–To nie o to chodziło... Nie o to chodziło!

– Hooo? A więc o co? Chciałabym się dowiedzieć. Chodź no tu!

– Nieeeeeeeeeee!

Kurumiya złapała Syamayę za tył kołnierzyka i zaczęła ja za niego ciągnąć.

Widząc, jak dziewczyna krzycząca "Nie o to chodziło! Nie o to chodziło!" jest odciągana w jakieś nieznane miejsce, Renko się zaśmiała.

Szooko. – Maina, dobra robota. Nie mogę w to uwierzyć. Udawałaś, że ją polubiłaś, a kiedy tylko przestała uważać... Trach! Dźgnęłaś ją prosto w serce! Rety, co za chytry plan.

– Co?! N–Nie, nie, nie, nie, to nie tak! Ja tylko... Auau.

– Nieważne, czy to zaplanowałaś, grunt, że wyszło naprawdę przednio. Wystarczy mi sam fakt, że przejdzie porządną sesję dyscyplinowania.

– N–Nie... Syamaya... Ale, cóż...

Jeśli w wieku ponad dwudziestu lat nadal nosi się majtki w misie, bez cienia wątpliwości jest to totalne bezguście. Nawet jeśli wygląda się jak dziecko – pomyślał Kyousuke, zgadzając się z Syamayą i jednocześnie jej współczując.


× × ×


– Fiu... Nareszcie koniec.

Po śniadaniu Kyousuke, wycierając pot z czoła, przejechał wzrokiem po swojej posprzątanej celi oraz spakowanym bagażu. Później wyciągnął z torby broszurkę, usiadł na łóżku i zaczął przeglądać ulotkę.

Jego uwagę od razu przykuło "Pakowanie bagaży i sprzątanie". Zakład Otwarty miał trwać trzy dni i dwie noce, więc będą jeszcze korzystać z tych pokoi, dlatego dopisek "czystsze niż przed waszym przybyciem" był co najmniej nie na miejscu.

Nie powinniśmy sprzątać tuż przed opuszczeniem tego ośrodka? – Kiedy Kyousuke zastanawiał się nad tym, przeglądając broszurkę...

– Kyousuke?

Chłopak spojrzał w stronę wejścia, skąd dobiegło to zadane ostrożnym głosem pytanie.

Przy kratach stała piękna dziewczyna o rdzawoczerwonych włosach ze zwieszoną głową.

– Ej, Eiri. Co jest? Skończyłaś wcześniej sprzątać i masz trochę wolnego czasu?

– Hmmm... No... Tak? Ty chyba też masz to już za sobą. – Po udzieleniu odpowiedzi otworzyła drzwi.

Miała dziwną minę, zupełnie jakby do czegoś się zmuszała.

– Czemu jesteś taka zła?

– Zajmij się swoimi sprawami.

Eiri podeszła szybko do zdziwionego Kyousuke.

– ...

Dziewczyna usiadła obok niego na łóżku.

– ...

– ...

– Eiri?

– Co?

– Nic, naprawdę... Jak to powiedzieć... Eee...

Blisko... Za blisko. – Ich ramiona prawie się stykały.

Siedząc obok niego, milcząca Eiri wpatrywała się w ziemię i tupała stopą o podłogę.

Była to dość niezręczna sytuacja, jednak Kyousuke mógł jedynie cierpliwie czekać, aż sama zacznie rozmowę.

Parę chwil później dziewczyna zrobiła minę, jakby podjęła jakąś decyzję. Wzięła głęboki oddech i powiedziała:

– Kyousuke, przepraszam – wydusiła z siebie słabym głosem, co strasznie zaskoczyło Kyousuke.

Zauważył, że wpatrująca się w ziemię dziewczyna wygląda, jakby w każdej chwili mogła się rozpłakać.

– Wybacz... Ale o co chodzi? Nie przychodzi mi do głowy nic, za co miałabyś przepraszać.

– To nic takiego.

– To nie pomaga...

– Przepraszam...

– To też nie...

– ...

– ...

– Eeee... Eiri?

Ta odwróciła głowę, po czym ponownie zapanowała martwa cisza, a Kyousuke zaczął panikować, bo nie miał pojęcia, co robić.

– Przepraszam za takie negatywne nastawienie – wydusiła z siebie. Spojrzała na podłogę i powiedziała do zdziwionego chłopaka: – Zawsze jestem taka ostra… Przepraszam. Cały czas powtarzam sobie, żeby być milszą, ale im więcej o tym myślę, tym bardziej dokuczliwa się staję… A że ostatnio jestem taka cały czas, zostawiam po sobie jedynie złe wspomnienia. Nie wspieram cię, mimo że wiem, jaka twoja obecna sytuacja jest dla ciebie ciężka. Chociaż zdaję sobie sprawę, że to niewłaściwe, ciągle przysparzam ci dodatkowych kłopotów, tracąc nerwy przez głupoty… Tak bardzo przepraszam!

– Eiri...

Mówiła słabym głosem, co zupełnie do niej nie pasowało.

Po wysłuchaniu jej słów w sercu Kyousuke zrodziło się dziwne uczucie będące mieszanką szczęścia, skrępowania i gniewu.

Kiedy siedząca obok niego dziewczyna zacisnęła dłonie w pięści i zagryzła wargi, Kyousuke powiedział:

– To ja powinienem cię przeprosić. W ogóle nie zauważyłem, że myślisz o takich rzeczach... Tak naprawdę to ja tobie jedynie przysparzam kłopotów. Poza tym tobie, Eiri, na pewno jest równie ciężko co mnie... Chcę cię wspierać tak bardzo jak ty mnie.

– Kyousuke...

Eiri na niego spojrzała, a on zawiesił wzrok na jej pełnych wahania czerwonych oczach.

– Poza tym moim zdaniem wcale nie musisz starać się być milszą. Zresztą takie zmienianie się na siłę mogłoby nie wyjść ci na dobre. Powinnaś zostać po prostu sobą i nie zaprzątać sobie głowy takimi sprawami.

– ...

Z jakiegoś powodu Eiri zamilkła, zagryzła wargi i ponownie wbiła wzrok w podłogę. Kyousuke usłyszał jedynie dochodzące od niej:

– Kyousuke... Ale ty wolisz delikatne dziewczyny jak Syamaya, prawda?

Że co?

Chłopak wlepił spojrzenie w bok twarzy Eiri.

Tupała obcasem w podłogę, a na jej twarzy był widoczny drobny rumieniec.

– Co? J–Jeśli o to pytasz... Innymi słowy...

– Nie zrozum tego źle.

Eiri spojrzała przez na wpół otwarte powieki na zaczynającego wyobrażać sobie różne rzeczy Kyousuke.

– Hee...– Wyrzuciła z płuc wstrzymane powietrze, oparła się na ręce i pochyliła w jego stronę. – Ej, Kyousuke. Ty... Kiedy zakochasz się w Renko, ona od razu cię zabije, prawda?

– Hmmm. Tak. Zginę, jeśli odwzajemnię jej uczucie.

– Naprawdę rozumiesz ten problem? – spytała krytycznym głosem, robiąc przy tym poważną minę. – Gdyby chodziło jedynie o Renko, to trudno, ale z miejsca zadurzyłeś się w dziewczynie ze starszej klasy, którą dopiero co poznałeś. Martwię się o ciebie, bo bez przerwy uganiasz się za spódniczkami. Nie mogę wyrzucić z głowy, że jak tak dalej pójdzie, szybko ulegniesz zalotom Renko i pozwolisz się jej zabić… Dlatego…

Eiri nagle się przysunęła i położyła głowę na ramieniu Kyousuke.

Mimo że miała na sobie mundurek, chłopak wyraźnie czuł na sobie krągłości jej szczupłego ciała oraz zapach szamponu dochodzący ze znajdujących się parę centymetrów od jego nosa włosów.

Dłonie dziewczyny spoczywające na jej kolanach złożyły się w pięści.

– Dlatego muszę to zrobić, prawda? Żeby ochronić cię przed kuszeniem Renko i innych niebezpiecznych dziewczyn. Nie ma wyjścia, muszę, prawda?

– … – Nie będąc w stanie wydusić z siebie żadnego dźwięku, Kyousuke przysłuchiwał się jedynie jej słowom.

Niemogąca się uspokoić dziewczyna spytała, błądząc wzrokiem:

– To chcesz? Te wszystkie rzeczy, jakie robiliście z Renko... Jeśli nie będzie to trwać za długo, mogę z tobą zrobić to samo co ona.

– Te wszystkie rzeczy… T–To znaczy co?

– T–Takie rzeczy… Oczywiście, że nie wiem! Dlatego właśnie pytam! – rzuciła gniewnie, coraz bardziej się rumieniąc. Następnie pochyliła głowę, spoglądając na stopy, i po paru sekundach milczenia wyszeptała: – Dla przykładu… Eee… Może mógłbyś położyć głowę na moich kolanach?

– …

Czas jakby się zatrzymał.

Kyousuke podświadomie zaczął spoglądać na kolana dziewczyny.

Chociaż zwykle nosiła podkolanówki z zimowego mundurka, tym razem miała na sobie krótkie skarpety, dzięki czemu jej gładkie, piękne nogi były całe odsłonięte. Kyousuke mogła ponieść wyobraźnia, ale zdawało mu się, że jej spódniczka także jest krótsza niż zwykle…

– Mógłbyś się we mnie tak nie wpatrywać?

– Przepraszam…

Kyousuke odwrócił szybko wzrok, a Eiri odchrząknęła.

– Więc? Co powiesz? Chcesz… to zrobić? Czy może nie?

– Co?

PsyCome V2 151.jpg

– Położyć głowę na moich kolanach! – krzyknęła Eiri. Wyraźnie się wstydziła, ponieważ jej twarz była czerwona jak burak.

– Aaa… – Kyousuke trochę się wystraszył.

Dziewczyna strzeliła językiem z niezadowolenia, podparła się rękami i wychyliła się do tyłu.

– Hmmm. Chcesz spróbować się położyć?

Przesunęła swoje kolana, a dokładniej uda, w jego stronę, więc najwyraźniej nie miał wyboru.

Przełknął głośno ślinę i odpowiedział, kiwając głową:

– D–Dobra…

Oboje wyprostowali plecy, a potem wzięli głęboki oddech.

Następnie Kyousuke powoli zaczął się kłaść na wyciągniętych w jego stronę nogach.

– …

– …

Żadne z nich nie mogło wydusić z siebie ani słowa.

Kiedy już policzek Kyousuke miał dotknąć gładkiej skóry Eiri…

– Co wy robicie?

Przez kraty padło na nich ostre spojrzenie szmaragdowych oczu.

– …?!

– …?!

Oboje natychmiast od siebie odskoczyli i krzyknęli: – N–Nic!

Syamaya, obrzucając ich pogardliwym spojrzeniem, bez pytania weszła do pokoju.

– Co wy robiliście? – spytała głosem ostrzejszym niż wcześniej.

Kyousuke miał wrażenie, że serce za chwilę wyskoczy mu z piersi, a jednocześnie całkowicie opadł z sił. Czuł, jak Syamaya wlepia w niego wzrok, jednak bał się nawet spojrzeć w jej kierunku.

– K–Koleżanko, mamy dobry powód…

– Co planowaliście zrobić?

– He? N–Nie… My tylko, eee…

– Pytam, co mieliście właśnie zamiar zrobić!

Kyousuke był zbyt przerażony, żeby odpowiedzieć przesłuchującej go Syamai, która z każdym kolejnym pytaniem pochylała się do niego coraz bliżej.

Kiedy zaczynał mieć wrażenie, że zginie przez samą wywieraną na nim presję…

– Nic. Nic nie robiliśmy. To tylko koleżanka jest takim kryptozboczkiem, że tylko jedno jej w głowie – rzuciła ozięble Eiri.

Syamaya spojrzała na nią z gniewem w oczach.

– Co… N–Niby kogo podniecają krypty?

– Nie krypty, tylko krypto. Powinnaś także zwrócić uwagę na problem swojej nadwagi.

– Ojej. Ufufu. Wybacz mi, proszę! Nie zrozumiałam od razu, ponieważ myślałam nad tym, jak musi być ciężko żyć z tak rozległymi równinami na klatce piersiowej. Proszę, wybacz mi, deseczko. Ufufu.

– Nie musisz się zamartwiać, grubokoścista koleżanko. Po prostu nie zalega na mnie zbędny tłuszcz.

Pomiędzy uśmiechającymi się Eiri i Syamayą zaczęło iskrzyć.

Ta druga powoli skrzyżowała ręce na piersi, wypinając swój biust – chociaż nie zrobiła tego w tak przesadny sposób, jak Renko miała w zwyczaju. Eiri natomiast położyła dłoń na biodrze, demonstrując swoją doskonałą figurę.

Walka wisiała w powietrzu. Dziewczyny wpatrywały się w siebie tak intensywnie, że wyglądało to, jakby za chwilę miały skoczyć sobie do gardeł.

Mimo że Kyousuke był przerażony, próbował znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji.

– Ej, nie bijcie się, dobrze? Zarówno duże, jak i małe piersi są atrakcyjne. ABCDEFG, wszystkie są dobre! Możemy na tym skończyć? Nie kłóćcie się. Miłość, pokój i cycuszki! Dobrze? Rozumiecie?

– Fuck off.

– Eee?

Obie dziewczyny pokazały Kyousuke środkowy palec za wtrącenie się. Widząc, jak wlepiają w niego pełne żądzy krwi spojrzenia, aż go zamurowało.

– Wracając do mojego pytania. Co wy robiliście?

– Przecież odpowiedzieliśmy, że nic. Jesteś aż tak głupia?

I tak rozpętała się kolejna kłótnia.

Płaską Eiri i hojnie obdarzoną Syamayę dzieliła przepaść jeszcze większa niż pomiędzy nią i Renko.

– J–Jak możesz zwracać się tak do starszej koleżanki? Naucz się lepiej dobierać słowa! Poza tym nie macie nawet po co zaprzeczać, bo wszystko widziałam! Musiało cię dotknąć to, że Kamiya woli delikatne damy takie jak ja, dlatego postanowiłaś użyć tego cherlawego ciałka i doprowadzić do kontaktu intymnego. Wyraźnie widziałam, jak próbowałaś zniewolić jego serce! Stuprocentowo klasyczne zachowanie typowe dla zakochanej złośnicy.

– He? J–Jak długo tam stałaś?

– Ufufu. Sama nie wiem.

– Odpowiadaj!

– To ty powinnaś natychmiast odpowiedzieć. Co takiego zamierzałaś zrobić po tym, jak położyłby głowę na twoich kolanach?

– Hę? P–Po? Jak to po tym… A co jeszcze trzeba później zrobić?

– Jak to? Przecież to oczywiste. Zacząć od ●●, zarówno ●●, jak i ●●, ●●●●● zupełnie jak ●●●. Następnie wziąć ●● i włożyć do ●●●● albo ●●●●…

– Pani Kurumiyo, niech pani posłucha, co ona mówi!

– Aaa! Nie, nie! Nic takiego nie zrobiłam! Przysięgam na Boga! Jestem niewinna! Wrobiono mnie!

– Ja nic nie zrobiłam. Sama z tym wyskoczyłaś.

Syamaya odwróciła się przerażona, jednak nigdzie nie dostrzegła Kurumii, więc rzuciła pełne wyrzutu spojrzenie uśmiechającej się zwycięsko Eiri.

– Więc co koleżanka teraz zamierza? W rozmowie z panią Kurumiyą obiecuję nie pominąć ani jednego niestosownego słowa, które opuściło twoje usta. Wszystko zależy od twojej odpowiedzi.

– …

Słysząc groźbę Eiri, Syamaya zagryzła mocno usta, rozluźniła dłonie zaciśnięte do tej pory w pięści i nonszalancko pogładziła włosy.

– Hoo. T–Trudno. Chciałaś jedynie pozwolić mu odpocząć na swoich kolanach, nie mając przy tym żadnych niestosownych intencji. Tym razem przymknę na to oko. Tylko pamiętaj, że nie ulegam twojej groźbie, zrozumiano? Jedynie moje wypełnione miłością serce przebaczyło twój akt rozpusty. Zapamiętaj to sobie.

– Tak, tak, jasne – rzuciła Eiri, wzruszając ramionami.

Syamaya rzuciła jej ostre spojrzenie i przygotowała się do wyjścia.

– Kamiya, to samo tyczy się także ciebie. Posłuchaj uważnie. Jedynie ja jestem aż tak wyrozumiała. Inni członkowie komitetu od razu by cię zabrali… Nie skarż mi się później, jeśli zostaniesz poddany dyscyplinowaniu.

Kyousuke, który po tym, jak dziewczyny go skrzyczały, wycofał się w kąt celi, spojrzał na Syamayę.

– Inni członkowie? Zdyscyplinowany?

– W rzeczy samej. W przeciwieństwie do normalnych uczniów takich jak ty członkowie komitetu dyscyplinarnego mogą nosić broń. W zależności od sytuacji jesteśmy upoważnieni do wymierzania kar w imieniu nauczycieli.

– Co…

Syamaya odpowiedziała zszokowanemu Kyousuke z delikatnym, kojącym serca uśmiechem.

– Nie martw się jednak. Nie zezwolę, żeby coś takiego miało miejsce. Tę jedną rzecz mogę ci obiecać, nawet gdybym miała postawić na szali mój stanik. Przy okazji, to mój ulubiony.

– Naprawdę?

– Oczywiście. Albo może razem z moją koszulką…

– Nie o to mi chodziło…

Syamaya zachichotała.

– Tylko żartuję. Nie będzie dyscyplinowania, ponieważ jestem pacyfistką… Chcę jedynie się z tobą zaprzyjaźnić. W końcu niecodziennie poznaję kogoś tak wyjątkowego. Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze układać – powiedziała z uśmiechem, a następnie wyszła.

Dopiero kiedy odgłos jej kroków przestał być słyszalny, Kyousuke westchnął z ulgą.

– Było blisko… Jak dobrze, że nas nie ukarała. Ej, Eiri.

Myślał, że już po nim, jednak zaskakująco Syamaya okazała się o wiele lepsza od innych członków komitetu dyscyplinarnego oraz nauczycieli pokroju Kurumii i nie stanowiła zagrożenia.

– Hmph. Tak łatwo ją sprowokować. Już rozgryzłam, jak z nią pogrywać. Chociaż to trochę dziwne. Czyżby została mianowana przewodniczącą komitetu dyscyplinarnego jedynie ze względu na jej sławę? – Eiri zaczęła poprawiać swój kucyk.

A jednak piersiaste i płaskie dziewczyny prowadzą ze sobą wojnę. Z Renko też jej się nie układa…

– Kyousuke, naprawdę tak bardzo chcesz zginąć?

– Czytasz mi w myślach?!

– Gapisz się prosto na moje piersi, więc to oczywiste, że domyśliłam się, co ci chodzi po głowie, ty wyznawco cycków! Wiedziałam, jednak nie mogę być dla ciebie milsza… Mam tego dość. Kretyn! – Eiri odwróciła się szybko i wściekła wyszła z pokoju.

– Rety, znowu się pogniewała. Chociaż tak jest chyba lepiej…

Kiedy Eiri starała się być milsza, zaczął trochę panikować.

Kyousuke poczuł ulgę, choć trochę doskwierała mu samotność. Sprawdził jeszcze raz swoje rzeczy, po czym wyszedł z pokoju.

Idąc przez korytarz, przypomniał sobie plan zajęć. Było tuż po dziesiątej, więc następny punkt planu stanowiło gotowanie w plenerze. Chociaż z pewnością przygotowywanie curry na świeżym powietrzu stanowiło dość oklepany punkt drugiego dnia obozów, jednak na pewno nie zostanie pominięte.


× × ×


Gotowanie na świeżym powietrzu miało się odbywać w okolicach miejsca, w którym przygotowywano ryż, gdzie stały zadaszone, betonowe kuchnie ze stalowymi rożnami nad paleniskiem .

– Szlag, nie chce się rozpalić... Nie wiem, czy zdąży na czas...

– Auaua. Kyousuke, nie poddawaj się! Na pewno ci się uda! – Maina ze wszystkich sił dopingowała Kyousuke, który próbował rozpalić palenisko.

Należeli z Mainą do "grupy serca" odpowiedzialnej za rozpalenie ognia, jednak nie dostali zapałek ani zapalniczki, jedynie stare gazety na rozpałkę, dlatego chłopak był zmuszony do używania prymitywnej metody ocierania o siebie dwóch patyków.

Do ich grupy należał także Irokez, ale znalazł gdzieś miotacz ognia i ze śmiechem "Haha, płoń!" zaczął ziać ogniem dookoła, co oczywiście spotkało się z reakcją Kurumii. Krzyknęła "Może byś, kurwa, sam się zjarał”, wyrwała mu broń z rąk i go nią podpaliła. Ostatni raz widzieli go, kiedy był wynoszony na noszach w nieznanym kierunku.

– Powiedz... to w ogóle nie działa, prawda? Tyle pracy i nic – powiedział chłopak, wycierając pot z czoła ręcznikiem, który miał zawieszony na szyi.

Inne osoby odpowiedzialne za rozpalenie serc należących do ich drużyn także strasznie się z tym męczyły.

Szloch. – Ręce mi odpadają...

– Uważam się za dość wytrzymałego, ale to...

– Czemu nie możemy użyć zapałek?

Ze wszystkich stron dochodziły podobne płacze.

Nagle...

– Płomienie mojego gniewu, płońcieeeeee!

Jedna z dziewczyn mająca papierową torbę na twarzy, zręcznie używając swoich wielkich dłoni, ocierała kijki z wprost niewiarygodną prędkością. Już po chwili spod patyczka stojącego na drewnianej deseczce zaczął wydobywać się mały, pomarańczowy płomyk.

– Renko, teraz!

– Dobra! Zajmę się tym! – Łuuusz, łuuusz.

Renko podłożyła pod płomyk gazetę i zaczęła na niego dmuchać.

Oczywiście miała na sobie maskę, przez co nie udało jej się podsycić ognia. Kiedy już wysiłek dziewczyn miał pójść na marne...

– GMK, my się tym zajmiemy!

Dwóch chłopców, którzy próbowali rozpalić serca ognisk swoich grup, odrzuciło patyczki, podbiegło do Renko i zaczęło razem z nią dmuchać na płomyk.

– Chłopaki...

Dzięki ich pomocy ogień zaczął otrzymywać wystarczającą ilość tlenu i...

– Udało się! – krzyknęła cała czwórka, siedząc przed rozpalonym paleniskiem.

Prosty kącik do gotowania wypełniły oklaski, okrzyki radości i uśmiechnięte twarze.

Bob wcisnęła ręcznik pod papierową torbę, żeby otrzeć pot z twarzy, a potem zrobiła znak zwycięstwa tuż przy oku i wykrzyczała:

– Dzięki temu moja kobiecość awansowała na wyższy poziom!

No bez żartów. Jak by na to nie patrzeć, w takiej sytuacji chodzi raczej o męską siłę...

Dwaj chłopcy z ich klasy przybili piątkę Renko, mówiąc:

– GMK i Tłusta Bob są niesamowite... Jesteście naszym płomykiem nadziei!

– To był zaszczyt wam pomagać! Proszę, pozwólcie uścisnąć wam dłonie!

Łuuusz. – To my powinnyśmy wam dziękować. Bez waszej pomocy nie dałybyśmy rady. Zostaliście naszymi fanami po naszym debiucie jako FUCKING PARK? Mam nadzieję, że nie przestaniecie nas wspierać. – Łuuusz.

– Tak jest!

Chłopcy, trzymając swoje ręce, jakby aż tak cenili uściśnięcie dłoni Renko, wrócili do swoich drużyn.

Obserwujący to Kyousuke powiedział z podziwem:

– Łał, ale popularni się stali.

Po zaprezentowaniu Morderczego Rapu podczas ogniska członkowie grupy 4B stali się naprawdę popularni i zyskali wsparcie kolegów z klasy. Nietypowe zachowanie, przez które zostali kiedyś wykluczeni przez resztę, najwidoczniej zostało zinterpretowane jako część ich unikatowego i niezależnego stylu.

Co prawda, przez ich wygląd wydawali się nieprzystępni, ale po tym, jak ktoś już zamienił z nimi parę słów, szybko przekonywał się, że tak naprawdę są wyjątkowo otwartymi osobami.

– Jahoo! Jak wam idzie?

Po chwili GMK, Renko, podeszła do sąsiedniego stanowiska, żeby porozmawiać.

Drużyna 4A należąca do Kyousuke sąsiadowała z miejscem pracy grupy 4B prowadzonej przez Renko.

– Jak widać, kompletna klapa. Nic nie wskazuje na to, żeby miało się zapalić.

– Auau. Jak tak dalej pójdzie, zastanie nas południe i czeka nas... głodówka.

– Naprawdę? – Widząc, jak bardzo Kyousuke i Maina są załamani, Renko pokiwała głową i powiedziała: – W takim razie podzielimy się z wami naszym ogniem.

– Co?

– He?

– Co was tak zdziwiło? Przecież to coś naturalnego. No i w końcu nic na tym nie tracimy. Jeśli ktoś jeszcze chce pożyczyć od nas płomień, to proszę, nie krępujcie się! – powiedziała, obrzucając spojrzeniem cały plac przeznaczony do gotowania.

Padły na nią spojrzenia wszystkich uczniów mających problem z rozpaleniem ognia i w jednej chwili…

– GMK!

Powietrze rozdarł ogłuszający krzyk wywołany poruszonymi emocjami.

Wszyscy odrzucili swoje narzędzia, podbiegli do Renko, wzięli ją na ręce i zaczęli skandować:

– GMK! GMK!

Obserwujący z boku, jak uczniowie zaczęli z radości podrzucać zamaskowaną dziewczynę w powietrze...

– Tcz. Jaka znowu GMK? Niedorzeczne.

Zniesmaczony Shinji ani myślał rozpalić ognisko od jej płomienia.

Można było się domyślić, że miał urazę za to, co zrobiła grupa Renko podczas Orientacji Siedmiu Grzechów, i raczej nie ucieszył się z tego, że zyskała taką popularność. Także jego koledzy z drużyny reagowali podobnie. Usami i plastik wlepiali w podrzucaną dziewczynę pełne urazy spojrzenia, jedynie Oonogi wyglądał na rozdartego; najwyraźniej korciło go, aby dołączyć do reszty.

– No dobra, to rozwiązuje problem serca. – Kyousuke stojący przed rozpalonym paleniskiem westchnął z ulgą, po czym spojrzał na blat kuchenny.

Uczniowie należący do "grupy gotującej" mieli na sobie fartuszki. Stali z nożami w ręku przed dziwnie wyglądającą rybą, która wciąż jeszcze się ruszała, i kompletnie nie mieli pojęcia, co z nią zrobić.

– No dobrze. Wszyscy otrzymaliście po wyhodowanej przez pana Busujimę rozdymce. Ma delikatne mięso i naprawdę wyjątkowy smak. A tak, mimo że to ryba z rodziny rozdymkowatych, nie ma w sobie tetrodotoksyny[2], z której tak słyną, więc bez obaw możecie ją zjeść. Jeśli popełnicie jakiś błąd, mogą co najwyżej czekać was silne zawroty i bóle głowy, niestrawność oraz nudności. Ponieważ niecodziennie trafia się okazja, żeby gotować razem, postarajcie się i uważajcie, żeby jedzenie nie opuściło nagle waszego ciała... obiema drogami naraz. Trujące są skóra, wnętrzności oraz krew. Jeśli macie wyjątkowego pecha, to także… Och, nieważne, to nic takiego. Przy okazji, wszystko jest jadalne, więc jeśli wyrzucicie chociaż kawałek ryby, osobiście wstrzyknę wam sporą dawkę jej trucizny, zrozumiano? To wszystko. Pokażcie teraz wasze umiejętności. – W taki właśnie sposób im ją zaprezentowano.

Przy okazji, za gotowanie w drużynie Kyousuke odpowiedzialna była...

Zieeew.

Całkowicie pozbawiona entuzjazmu i ciągle ziewająca Eiri.

To zadanie przypadło jej na drodze eliminacji. Irokez był nieobecny od początku, ponieważ znowu dostało mu się od Kurumii. Kyousuke nigdy nie trzymał w ręku noża, bo domem zajmowała się jego siostra, a Maina została z miejsca odrzucona ze względu na jej przeszłość.

– Mam to jedynie pociąć, tak?

Chociaż Eiri świetnie wyglądała w chuście na głowie i fartuszku, poziom jej umiejętności kucharskich pozostawał tajemnicą, więc zanim zaczęli, Kyousuke spytał się jej:

– Potrafisz gotować?

W odpowiedzi został jedynie obrzucony spojrzeniem wydającym się krzyczeć "Oczywiście, że tak! Nie lekceważ mnie!", dlatego doszedł do wniosku, że można jej to spokojnie zostawić.

– ...

Eiri zaczęła obracać ostrym nożem kuchennym w ręce i spojrzała na podskakującą na blacie rozdymkę. Nagle w jej oczach pojawiła się niewiarygodnie silna żądza krwi.

– Giń!

Po chwili wyprowadziła ostrzem nieziemsko szybkie cięcie, którym ostrze noża niczym gilotyna odcięło głowę ryby.

– Nieeeeeee! – krzyknął Kyousuke.

Głowa rozdymki po odcięciu zakreśliła w powietrzu krwawy ślad i poleciała w stronę pracującego przy sąsiednim stanowisku Michirou.

– Co? Aaaaaa!

Ignorując krzyki chłopaka, Eiri odsunęła się od bezgłowego korpusu ryby, z którego tryskała fontanna krwi.

– Uaa… Co jest? Ale krwawe.

– …

– …

Przyglądającym się temu Kyousuke i Mainie odebrało mowę.

Co jest, kurna? Eiri, nie miałaś potrafić gotować? Co za koszmarny widok.

– C–Cóż… Ale obrzydliwe. Lepiej będzie szybko to pociąć.

Eiri wyciągnęła nóż wbity w deskę do krojenia i ponownie przyjęła pozycję do cięcia. Ostrze zalśniło, odbijając światło słoneczne, powędrowało w górę, a następnie z niewiarygodną szybkością w dół.

– To koniec.

Nagle ktoś złapał dziewczynę za nadgarstek, zatrzymując bezlitosny atak.

Za Eiri stał mający na sobie fartuszek oraz chustę na głowie Michirou, który wlepiał w dziewczynę wściekłe spojrzenie.

– Możesz nie przeszkadzać mi w gotowaniu?

– Gotowaniu? Ty… nazywasz to gotowaniem? Ha! Śmiechu warte. To nie żadne gotowanie, tylko zwykła rzeźnia. Niech twe oczy zwrócą się w mą stronę... i poznają znaczenie słowa gotowanie!

Michirou wyrwał jej nóż z ręki.

– C–Co ty wyprawia… Aaa!

– Odsuń się. – Chłopak odepchnął na bok mającą zaprotestować Eiri, a potem stanął przed deską do krojenia. Przyjął pozycję, jakby miał wyprowadzić cięcie mieczem, a następnie spojrzał na ciało rozdymki i…

Chwila ciszy.

– O rozdymko… która życie straciła z rąk sadystycznej morderczyni, przyjmij przynajmniej me słowa na rozstanie z tym światem. Niechaj melodia marszu pogrzebowego utuli cię i pozwoli spocząć twej duszy w pokoju… Przybądź, zatańcz ze mną, Azraelu! Sekretna technika: Krawędź Horyzontu, cięcie pierwsze, Modlitwa Plag!

Po długiej mowie Michirou otworzył oczy i zaczął ciąć rybę. Przeciął ją na pół, wyciągnął wnętrzności oraz kręgosłup, a następnie odciął jej skórę.

Kyousuke nie miał pojęcia, czy melodia, jaką nuci chłopak, naprawdę była marszem żałobnym, ale z pewnością świetnie radził sobie z przyrządzeniem ryby.

– N–Niemożliwe… Jak on…

– Michirou doskonale gotuje, bo jego rodzina prowadzi restaurację – wyjaśniła Chihiro. Kucnęła obok leżącej na ziemi i przypatrującej się wszystkiemu ze zdziwieniem Eiri, a potem zaczęła intensywnie się w nią wpatrywać.

– C–Co ty robisz?

– Wyglądasz smacznie. Mogę cię zjeść?

– He?! Oczywiście, że nie!

– Nie miałam na myśli żadnego erotycznego kontekstu.

– Wiem! Nieważne, w jakim sensie, nie oznacza nie!

Chihiro, patrząc, jak rumieniąca się Eiri protestuje, zaczęła ssać swój palec, a potem wróciła do stanowiska swojej grupy. Tuż za nią podążył Michirou, który na odchodne powiedział:

– Jej dusza została pogrzebana… Reszta w twych rękach.

Na desce do krojenia leżała idealnie pocięta ryba.

– Hmph. N–Nie zamierzam ci dziękować. Potrafię poradzić sobie z jakąś tam rybą. Potrafię... Prawdopodobnie - rzuciła niemogąca zaakceptować porażki Eiri.

Położyła rozdymkę na talerzu, a potem zajęła się warzywami. Ponieważ nie miała pojęcia, co robić, po chwili zawahania przyjęła pozycję, jaką wcześniej zrobił Michirou…

– N–No dobra… Maina, rozpalmy większy płomień w sercu.

– Auaua. N–Nie ma sprawy… Ale będzie w ogóle… co jeść?

Rzucili spojrzenie w stronę deski do krojenia, a potem skupili się na swoim zadaniu.

Ciach, ciach, ciach, ciach, ciach, ciach, ciach!

Oprócz szczęków opadającego noża słyszeli, jak patrzący w ich stronę Michirou krzyknął:

– Ziemniak! Ziemniak przybrał formę zupełnie innego bytu!

Szybko jednak odpuścił i odwrócił się, nie mogąc dłużej znieść tego koszmarnego widoku.

Od rozpoczęcia gotowania minęło trzydzieści minut.

Kyousuke wraz ze swoją drużyną pracował w atmosferze całkowitej rezygnacji.

Przynajmniej niech ryż będzie jadalny… Tylko tak unikniemy głodowania przez resztę dnia. Wystarczą mi te słone, ryżowe kulki, byle były jadalne – błagał w myślach Kyousuke.


× × ×


Po paru minutach pojawił się nieoczekiwany gość, na którego widok członków grupy 4A ogarnęła rozpacz.

– Dzień dobry wszystkim. Jak wam idzie gotowanie?

Jej pojawienie się można porównać do wyrośnięcia pięknego kwiatu w samym środku kuchni przepełnionej dymem i potem. Do tej pory pochłonięci gotowaniem uczniowie spojrzeli w jej stronę.

– Syamaya...

– To Syamaya...

– Jest taka śliczna...

– Piękna!

Rozległy się komentarze zarówno chłopców, jak i dziewczyn.

Wyglądem i zachowaniem zyskała ogromną popularność i wszyscy poza grupą Kyousuke ją ubóstwiali.

– Najmocniej przepraszam, że wam przeszkodziłam. Przyszłam pomóc drużynom, którym brakuje rąk do pracy. Proszę, nie zwracajcie na mnie uwagi i skupcie się na swoich zadaniach, dobrze? W takim razie gdzie jest Kamiya i jego rozkoszni towarzysze...?

– Aaaaaa!

Trach!

Kiedy Syamaya szukała Kyousuke, tuż obok jej głowy przeleciał jakiś obiekt.

– Co? – Dziewczyna zamarła, a na jej twarzy pojawił się czerwony ślad po cięciu.

Drżąc, dotknęła rany na lewym policzku, jaką zostawił po sobie przelatujący przedmiot, a następnie spojrzała na swoje palce. Kiedy dostrzegła na nich krew, uśmiech zniknął z jej twarzy.

– ...

Szybko spojrzała za siebie i prawie natychmiast dostrzegła wbitą w ziemię siekierkę.

– Jak to się mogło stać? – powiedziała cicho do siebie, jednak na tle panującej martwej ciszy jej pytanie było doskonale słyszalne.

– No... Eee... Ręka... mi się omsknęła.

Maina stała z pustymi rękoma przed drewienkiem w pozycji jak po rzucie. Kiedy tylko jej spojrzenie napotkało wzrok Syamai, objęła się, wydając przy tym głośny jęk.

– Ręka ci się omsknęła? Twierdzisz, że ręka ci się omsknęła? Sugerujesz, że przy rąbaniu drewna siekierka wyleciała ci z ręki... i całkowicie przypadkiem pocięła mi twarz. Tak?

– Hahee?! Eeee...

Maina upadła na tyłek z przerażenia, kiedy Syamaya z kamienną twarzą bez słowa ruszyła w jej kierunku. Dziewczyna nie mogła wydusić z siebie ani słowa, jedynie otwierała i zamykała usta.

– Nie milcz tak, Igarashi. Odpowiedz na pytanie. Rzuciłaś tą siekierką, usiłując mnie zabić? Czy może jedynie zrządzeniem losu poleciała w moją stronę? To było celowe działanie czy zwykły przypadek? Proszę, odpowiedz. Szybko. Inaczej będę zmuszona...

– To był jedynie przypadek, przypadek! To naprawdę był jedynie wypadek! – powiedział Kyousuke, stając pomiędzy Mainą a Syamayą.

– Ach – wydała z siebie przewodnicząca komitetu dyscyplinarnego, której oczy wydawały się spowite mrokiem. – Przypadek? Wypadek? Kamiya, na jakiej podstawie wyciągasz te wnioski? Proszę, nie wtrącaj się, bo inaczej...

– Auauauaua...T–T–T–T–Tak bałdzo pseplasam! To był psypadek! Nie złobiłam tego celowo... Napławdę! – Krzyk płaczącej Mainy przerwał Syamai w pół zdania. Łkająca dziewczyna wbiegła pomiędzy przewodniczącą komitetu dyscyplinarnego a Kyousuke i przepraszając, ukłoniła się jej, prawie uderzając ją przy tym czołem w głowę.

– Jestem bardzo, bardzo niezdarna... Czym ciągle stwarzam innym problemy... Cięłam jedynie drewno na rozpałkę. Uniosłam siekierkę, a kiedy zrobiłam zamach... Ta wyleciała mi z rąk... A koleżanka po prostu stała przede mną... Auaua. Nie zrobiłam tego celowo! Przepraszam, że cię zraniłam, w dodatku twarz... Naprawdę bardzo, bardzo przepraszam!

– ...

Widząc, jak Maina głęboko jej się kłania, Syamaya zamknęła oczy, chcąc się uspokoić, a potem wzięła głęboki oddech.

– Hoo. Rozumiem. W takim razie trudno.

Uśmiechnęła się, a spowite do tej pory mrokiem oczy ponownie nabrały blasku. Uklękła przy Mainie i objęła jej głowę.

– To ja powinnam przeprosić. Wszystko przez to, że od tak dawna nie widziałam swojej krwi... Jej widok naprawdę mnie zszokował. Nie musisz się martwić o moją ranę. Jest płytka i nie zostawi po sobie blizny.

– K–Kołezanko...

Widząc uśmiech Syamai, Maina zmarszczyła brwi, jednak zanim się rozpłakała, zrobiła minę, jakby coś sobie przypomniała, a potem wyjęła różową chusteczkę i wyciągnęła ją w stronę starszej koleżanki.

– Eee... J–Jeśli chcesz, możesz jej użyć! Rana na twarzy...

– Ojoj. Ufufu. Bardzo ci dziękuję, jesteś naprawdę dobrą dziewczynką.

Przyjmując chusteczkę, Syamaya uśmiechnęła się serdecznie.

Wygląda na to, że wszystko dobrze się skończyło.

Po wyjaśnieniu tamtej sytuacji Syamaya ukłoniła się Kyousuke.

– Także ciebie, Kamiya, chciałabym przeprosić za swoje zachowanie. Jestem ci naprawdę wdzięczna, że nas rozdzieliłeś. Naprawdę bardzo dziękuję.

– To nic takiego. Nie przejmuj się tym.

– Ufufu. Rozumiem. Mimo że zamordowałeś dwanaście osób, okazujesz się wyjątkowo miły, co nie, Kamiya? Zaczynam się tobą coraz bardziej interesować...

– Eee?

– Mu...

Kyousuke nie zrozumiał, o co jej chodziło, a Eiri zmarszczyła brwi.

Syamaya klasnęła w dłonie, mówiąc:

– No dobrze. Przyszłam pomóc waszej drużynie, ponieważ jeden z członków waszej grupy został zdyscyplinowany przez panią Kurumiyę na samym początku gotowania... Zdaje się, że chodzi o tego z irokezem na głowie. Wielokrotnie już widziałam, jak niesiono go do gabinetu pielęgniarki. Nic mu nie jest?

– O Irokeza nie musisz się martwić. Powinien szybko wrócić do zdrowia, chociaż na głowę nic mu nie pomoże. Zresztą to codzienność.

– Codzienność? Cóż, nieważne. W każdym razie pani Kurumiya przysłała mnie, ponieważ brakuje wam rąk do pracy...

Syamaya zawiązała sobie chustę na głowie i założyła fartuszek. Wydawała się podekscytowana, a z jej oczu bił oślepiający blask motywacji.

– Ja, Saki Syamaya, niniejszym przysięgam pomóc wam z całkowitym poświęceniem. Ugotujmy razem przepyszne curry, godne przynajmniej trzygwiazdkowej restauracji! Może na to nie wyglądam, ale doprawdy świetnie gotuję. Ufufu. Pozwólcie mi odzyskać honor za to, że tak się wcześniej wygłupiłam. Nieważne, czy to wieprzowina, kurczak, ryba czy ludzkie mięso... Na własnych oczach przekonacie się, jak przemieniam je w kulinarne cudo!


× × ×


– Co to ma być?

Koszmarny widok, jaki Syamaya zastała przy stanowisku pracy, szybko ostudził jej entuzjazm. Idąc w jego stronę, z trudem łapała oddech, cała pobladła, a jej twarz wykrzywił potworny grymas.

– J–Jak to? Przecież to jedynie warzywa.

– Naprawdę? A więc to są warzywa... Przecież wiem! Pytałam, jakim cudem udało ci się doprowadzić je do takiego stanu!

Trach! – Syamaya, nie spuszczając wzroku z Eiri, uderzyła ręką o blat.

– K–Kto wie – odpowiedziała Eiri nietypowo dla niej słabym głosem, jednocześnie krzyżując ręce i odwracając głowę.

Przed nią na ladzie...

– C–Co za koszmar... To wygląda jak miejsce jakiejś masakry – skomentował Kyousuke.

Ziemniaki, marchewki i cebulę spotkał ten sam, okropny los.

Deska do krojenia była przeorana głębokimi cięciami po nożu kuchennym, a części warzyw wyrzucone w powietrze przy uderzeniach zalegały na ziemi w całej kuchni.

To naprawdę wyglądało jak miejsce po masakrze; gdzie tylko okiem sięgnąć, można było dostrzec fragmenty ciał. Sadystyczna, masowa morderczyni odpowiedzialna za to wszystko zagryzła wargę.

– J–Jaka masakra? To wcale nie wygląda tak źle.

Widać czuła się dotknięta, bo w jej czerwonych oczach zaczynały zbierać się łzy.

– P–Przepraszam, przesadziłem. To nie masakra... a zwykła rzeź.

– A czym się niby różnią? Kyousuke, jesteś zwykłym osłem! Chcesz skończyć jak te warzywa?

– Przepraszam.

Bojąc się, że zostanie z niego pocięta na drobne kawałki góra mięsa, Kyousuke przeprosił Eiri, jednocześnie się jej kłaniając.

Dziewczyna ze złości uniosła nóż, jednak po raz kolejny wyciągnięto go jej z ręki.

– Skonfiskowany. Jeśli zostanie w twoich rękach, zabraknie nam składników, i to bez względu na to, ile by ich nie było. Doprawdy niewiarygodne. Idź pomóc Kamii przy doglądaniu serca. No to teraz trzeba wyznaczyć kogoś do pomocy przy kuchni. Igarashi, mogę na ciebie liczyć?

– Eee?! J–J–J–J–J–Ja mam gotować?! – wykrzyczała ze zdziwienia Maina.

Eiri ostrym głosem rzuciła:

– W głowie się nie mieści, że chcesz powierzyć jej gotowanie. Postradałaś rozum?!

– Co to za nonsensy tym razem, masowa morderczyni? – spytała szczerze zdziwiona Syamaya, po czym westchnęła i wzruszyła ramionami.

– Z–Zamknij się! – krzyknęła Eiri mająca twarz czerwoną jak wnętrzności zabitej ryby.

– Eee, przepraszam, koleżanko, ale popieram Eiri. Lepiej będzie nie pozwalać Mainie gotować, bo to naprawdę może skończyć się masakrą.

– Masakrą? Jakim sposobem? – Zdziwiona Syamaya przechyliła głowę.

Kyousuke streścił jej historię Mainy.

Wspomniał o tym, że jej kolega z klasy umarł po tym, jak zjadł przygotowane przez nią jedzenie, i że naukowcom nie udało się rozpoznać żadnej trucizny w gotowanych przez nią potrawach.

Po wysłuchaniu tego Syamaya zrobiła zawiedzioną minę.

– Ojej. W–W takim razie trudno. – Spojrzawszy na twarz Mainy, dodała: – Sądziłaś, że powiem coś takiego? – Następnie rzuciła pełne sceptycyzmu spojrzenie na Kyousuke. – Ugotowanie normalnej potrawy zabijającej ludzi... Coś takiego nie mieści się w głowie. Ten żart był naprawdę niskich lotów. Możecie powstrzymać się od opowiadania takich historyjek starszej koleżance?

– He? Ale jej kolega z klasy umarł na miejscu...

– A od kogo to usłyszałeś?

– Od Mainy, ale...

– Ktoś inny o tym wspominał?

– Chyba nie. Tylko ona nam o tym opowiadała.

– Naprawdę? W takim razie nie macie żadnych dowodów na prawdziwość tej historii – podsumowała Syamaya, unosząc palec wskazujący. – Posłuchajcie. Nie widzieliście, jak ktoś umiera od jej kuchni, ani nie usłyszeliście o czymś takim od nauczyciela. Tak więc na jakiej podstawie sądzicie, że mówi prawdę? Ta cała opowieść może być wymyślona, prawda?

– Co?

– He?

Wydali z siebie zaskoczeni Kyousuke i Eiri. Maina natomiast wpatrywała się w starszą dziewczynę bez słowa, z szokiem wypisanym na twarzy.

– W tej szkole to nic niezwykłego. Wyolbrzymiają swoje dokonania, żeby wzbudzić zainteresowanie kolegów z klasy albo udowodnić, jacy są wyjątkowi. Albo pomijają szczegóły zbrodni, żeby ukryć swoją prawdziwą naturę. Widziałam już wiele takich przypadków. Tak więc naprawdę sądzicie, że można tutaj tak po prostu uwierzyć komuś na słowo?

– ...

– ...

– ...

Syamaya z poważną miną obrzuciła wzrokiem całą drużynę Kyousuke.

W tym momencie Maina spytała niepewnie:

– Eee... Czyli to znaczy, że kłamię?

– Nie. Mówię jedynie, że istnieje taka możliwość. W tym wypadku są jedynie dwa warianty. Pierwszy: "Ugotowane przez ciebie jedzenie może zabić". Oraz drugi: "Igarashi kłamie". Który z nich jest bliżej prawdy? Niestety, bez przeprowadzenia testu nie będziemy w stanie odpowiedzieć na to pytanie, nie sądzicie? – spytała Syamaya, podwijając jednocześnie rękawy.

– ...?!

Mimo że mówiła łagodnym głosem, drużyna Kyousuke zaczęła ze strachu się cofać , tak zszokowana jej słowami, że nikt nie mógł wydusić ani słowa.

PsyCome V2 181.jpg

– Mogę zrozumieć, jak się czujecie, chcąc wierzyć w waszą przyjaciółkę, jednak według mnie druga opcja jest bliższa prawdy. Oczywiście zapewne nie trzeba w ogóle mówić, że umiejętność "zabijania jedzeniem" byłaby użyteczna, dlatego chciałabym zobaczyć ją na własne oczy. Skoro nadarza się ku temu okazja, to czemu by tego nie sprawdzić? – spytała retorycznie z uśmiechem na twarzy. – Niech Igarashi coś ugotuje, a ja jako pierwsza skosztuję jej potrawy, żeby sprawdzić, czy nie jest trująca. Jeśli nic się nie stanie, to znaczy, że kłamała. Jeżeli jednak moje ciało zacznie okazywać dziwne symptomy, jej wersja wydarzeń zostanie potwierdzona. Powiedzcie, naprawdę was to nie ciekawi?


× × ×


– Ej, myślisz, że to dobrze się skończy? – spytała Eiri, dokładając drewna.

– Nie, bez wątpienia czeka nas tragedia – odpowiedział drapiący się po głowie z zakłopotaną miną Kyousuke.

Przy kuchni stała Maina, gotując curry pod czujnym okiem Syamai.

Warzywa pocięte przez Eiri zostały doprowadzone do stanu używalności, po czym wrzucone do garnka razem z rozdymką – wcześniej jednak Michirou sam sprawdził, czy ta potencjalnie trująca ryba nadaje się do jedzenia.

Maina gotowała już od dziesięciu minut, jednak była tak zdenerwowana, że co chwila jej niezdarność dawała o sobie znać, przez co wciąż przepraszała, szlochając.

– A! P–Przepraszam!

Dziewczyna ponownie upuściła nóż na ziemię, a kiedy po podniesieniu go wstawała, wystraszył ją nagły bulgot gotującej się wody, przez co odskoczyła do tyłu, a ostrze trzymanego w jej ręku przyrządu kuchennego ledwie o włos minęło szyję zaglądającej do garnka Syamai.

– P–P–P–P–Przepraszam!

Wystraszona zaczęła wymachiwać rękoma, co skończyło się na wyprowadzeniu przez nią serii cięć nożem.

– Ty... T–T–T–Ty...! Wiedziałam, robisz to celowo! – wrzasnęła zlana potem Syamaya po uniknięciu wszystkich ataków srebrnego ostrza.

Dopiero zaczęły, a taka scena powtórzyła się już wielokrotnie.

– Eee?! J–Ja nie chciałam... Nie... Aaa!

– Powiedziałam, żebyś przestała!

Krzyki Syamai wystraszyły Mainę, co poskutkowało tym, że zaczęła popełniać jeszcze więcej błędów, tworząc naprawdę niezwykłe widowisko, które jednak dla Kyousuke i Eiri nie było niczym nowym.

Jak tak dalej pójdzie, to będzie cud, jeśli uda nam się coś ugotować bez rozlewu krwi.

– Chociaż sama tego chciała, może lepiej będzie to przerwać? W końcu zwykła osoba już dawno by zginęła, co nie?

Syamaya zmusiła Mainę do gotowania, wydając jej rozkaz jako przewodnicząca komitetu dyscyplinarnego. Jej chęć przetestowania zdolności niezdarnej dziewczyny była tak silna, że drużyna Kyousuke nie dała rady w żaden sposób jej do tego zniechęcić. Powiedziała z uśmiechem: – Jeśli do czegoś dojdzie, wezmę na siebie pełną odpowiedzialność.

Łuusz. – To zaczyna robić się coraz zabawniejsze – powiedziała Renko, przecierając szybki swojej maski, dzięki której cały unoszący się tam dym jej nie przeszkadzał. Stała przy palenisku swojej grupy, rozmawiając z przyglądającym się całemu zajściu ze zmartwieniem Eiri i Kyousuke.

– Gotująca Maina... Szczerze mówiąc, ja także mam wątpliwości, czy jej jedzenie bez dodania do niego żadnych niezwykłych składników może zabić. To naprawdę ekscytujące. Jeśli Maina nie kłamała, ta nieznośna dziewucha zginie... Zresztą bez względu na to, jaki to wszystko przyniesie rezultat, widowisko będzie wprost przednie. – Renko aż zaczęła kołysać się z podekscytowania. To wyglądało, jakby dała się ponieść rytmowi muzyki, bardzo subtelnej żądzy krwi.

Kyousuke spojrzał na nią ze zdziwieniem i powiedział:

– Renko, to niezwykłe. Nie mogę uwierzyć, że okazujesz do kogoś niechęć.

– Hmm? Naprawdę? Może to jak oddziaływanie takich samych biegunów w magnesach?

– Takich samych biegunów? Ty i Syamaya?

– Tak, wyczuwam w niej coś... podobnego do mnie. To chyba... – Renko pokiwała głową, krzyżując jednocześnie ręce. – Ona też ma duże piersi. To naprawdę irytujące.

– To mnie w tobie irytuje.

– To? A, piersi!

– Nie! Że zaczynasz mówić coś poważnego, a kończysz, obracając to w żart.

– Eiri, nie łam się.

– O czym, ty cholerna góro zbędnego mięsa, bredzisz? A żebyś zdechła.

– Wiedziałem, a więc naprawdę złościsz się tak przez swoje piersi.

– Co żeś powiedział?

– Nic. – Kyousuke pod naporem spojrzenia ostrzejszego niż nóż kuchenny zwiesił głowę.

– Hmph. – Eiri odwróciła głowę i zmieniła temat. – Przy okazji, jak oceniacie sytuację z gotowaniem Mainy?

– W przeciwieństwie do twojego biustu wciąż może jeszcze się rozwinąć.

– Kyousuke, co o tym myślisz?

– N–No cóż, wciąż dorastasz, więc z pewnością jeszcze urośnie. Znasz to powiedzenie? Dobre rzeczy potrzebują czasu.

– Kto tu niby, do cholery, rozmawia o piersiach?! Chodziło mi o gotowanie Mainy! Gotowanie!

Łuusz. – Masz za swoje za zignorowanie mojej próby udawania głupiej. Możesz sobie czekać, ile tylko chcesz, zawsze będziesz płaska jak deska.

– Chcesz wylądować w tym palenisku razem z drewnem? Spaliłabyś trochę tego swojego zbędnego tłuszczu, wszystko inne zresztą też.

– Teraz potnij cebulę na duże kawałki... Aaaa! Moje oczy!

– Iiiaaa! Zaraz zginę!

– To gotowanie w plenerze jest naprawdę zabawne, nie, Michirou?

– Nawet bardz... Chihiro, nie zapominaj, że ta powłoka zwie się Kuuga Makiyouin.

Teren, na którym odbywało się gotowanie, przepełniały najróżniejsze hałasy wymieszane z radosnymi rozmowami uczniów.

Michirou trzymający w rękach garnek z curry wraz z Chihiro podszedł do paleniska, natomiast pilnująca gotującego się ryżu Bob z uśmiechem na twarzy powiedziała:

– Jak wszyscy się tu lubią... Tak się cieszę, że przyszłam do tej szkoły!

– No dobrze, raz, dwa... Przenieść garnek nad płomie... O nie!

– Mam już tego dosyć!

Wypełniony radosną atmosferą plac przeszył głośny trzask i krzyk Syamai.

Nad bezchmurnym do tej pory błękitnym niebem zawisły ciemne, deszczowe chmury.


× × ×


– U–Ugotowało się... Koniec! – krzyknęła Syamaya z radością, sprawdzając stojący na ogniu garnek z curry.

Wyglądała jak siedem nieszczęść. Co prawda, nie odniosła żadnych obrażeń, ale jej złote włosy były rozczochrane, mundurek w opłakanym stanie, a cienie pod oczami wydawały się sięgać aż po jej kości policzkowe.

– Hee... J–Jestem wykończonaaa. Gotowanie jest takie ciężkie... – powiedziała równie zmęczona Maina. Usiadła na ziemi, westchnęła i zaczęła wycierać z siebie pot.

– Tylko że to ja miałam najciężej – skomentowała Syamaya, posyłając jej karcące spojrzenie, a następnie ponownie zajrzała do garnka.

– Wygląda bardzo normalnie.

– Nie widać nic niezwykłego.

– Zwyczajne jedzenie...

Łuusz.

Wszyscy po zajrzeniu do garnka doszli do takiego samego wniosku.

Jedzenie wyglądało normalnie. Ziemniaki, marchewka i cebula były pocięte na małe kawałki, a ryba unosiła się na powierzchni zabarwionej na brązowo zupy. Kompletnie niczym nie różniło się od typowego curry.

– Nawet warzywa smacznie wyglądają, co nie?

– Tak. Podczas gotowania nie doszło do żadnych incydentów. Chociaż samo w sobie było pełne niebezpiecznych sytuacji... Mimo to i tak było sto razy lepsze niż masakra, którą popełniła ta masowa morderczyni.

– Co?! Eiri, czemu dopuściłaś się tak potwornej zbrodni?! A ja nic nie widziałam, bo byłam za bardzo zajęta sercem... – Szooko.

– Z–Zamknij się! Pilnuj swoich spraw! – wykrzyczała gniewnie Eiri z twarzą czerwoną jak flaga na Kremlu.

Maina spytała z wahaniem w głosie:

– Na pewno chcesz to zjeść? W–Według mnie nie powinnaś...

– Oczywiście, że zjem! To zaczynam! – Syamaya od razu odrzuciła sprzeciw Mainy.

– ...

– ...

– ...

Syamaya, ignorując zawieszone na niej nerwowe spojrzenia, uśmiechnęła się pewnie, a potem powoli położyła dłoń na piersi.

– Spokojnie. Nie macie powodów, żeby rzucać mi takie spojrzenia. Cały czas bacznie jej się przyglądałam i nic co zrobiła; nawet najdrobniejszy ruch nie uszedł mojej uwadze. Nie miała szansy dodać do jedzenia żadnej trucizny, a sam proces gotowania był jak najbardziej zwyczajny. Dlatego mam absolutną pewność, że po zjedzeniu tego curry nic mi się nie stanie! – Z pewnością wypisaną na twarzy uniosła łyżkę. – No cóż, pora zacząć test.

Stojąca przed garnkiem Syamaya obrzuciła wszystkich wzrokiem.

Kyousuke z nerwów przełknął głośno ślinę, Eiri uniosła wysoko brwi, Renko zachichotała, a Maina zamknęła oczy i złączyła ręce, jakby się modliła.

Syamaya pokiwała głową, spoważniała, nabrała curry na łyżkę, podmuchała na nią...

– To zaczynam.

Bez wahania włożyła jedzenie do ust i przez chwilę spoglądając w górę, dokładnie je kosztowała. Na początku trochę się skrzywiła, jednak po chwili grymas na jej twarzy zniknął. Spojrzała na nerwowo wpatrzoną w nią Mainę z uśmiechem wydającym się mówić "Widzisz? Wszystko dobrze", ale kiedy już miała połknąć jedzenie...

– ...?!

Nagle uniosła oczy, cała zbladła, zaczęła się trząść i strasznie pocić. Wypuściła łyżkę z ręki, obiema dłońmi chwyciła za swoje gardło, a następnie zwymiotowała w sposób, jaki przywodził na myśl filmy o egzorcystach, i padła na ziemię. W powietrzu zaczął unosić się silny zapach curry i żółty dym dochodzący z garnka.

– Ach... Curr... Phhh... nie powi... dlaczego... to... nie... – wyjęczała z bólem, leżąc twarzą do ziemi, trzęsąc się i próbując zwrócić resztki zjedzonego jedzenia.

– Koleżanko? Syamaya!

– Odsuńcie się! Nie wdychajcie trującej mgły!

Renko szybko domyśliła się, co takiego zaszło, i powstrzymała wszystkich przed pobiegnięciem na pomoc leżącej w żółtej mgle Syamai.

– Niemo... liwe... Nie... mo... żliwe... T–Ten... smak... Bleee.

Wystawiona na działanie trujących oparów dziewczyna zalała się łzami i potem. Nie mogąc złapać w ogóle powietrza, spojrzała błagalnie na Kyousuke.

– Syamaya...

– Ja pójdę.

Renko przerwała chłopakowi, który już miał ruszyć ich starszej koleżance na ratunek, a potem sama wbiegła w trującą mgłę. Dzięki temu, że miała na sobie maskę przeciwgazową, nie odczuła w ogóle działania oparów i bez problemów dotarła na miejsce. Syamaya była w kiepskim stanie, miała silne drgawki oraz mętne spojrzenie. Renko wzięła ją na ręce i jak najszybciej uciekła z trującej mgły.

– Koleżanko! – Maina ruszyła w ich stronę.

– E–Ej! Stój!

– Głupia, jeśli teraz się do nich...

Ignorując krzyki Kyousuke i Eiri, Maina pobiegła w stronę Syamai.

Cholera. Maina zaczęła panikować, a to znaczy...

– Aaaaaa!

– Uaaaa. Było blisko.

– Co? Khhh!

Renko uniknęła lecącej po potknięciu się Mainy, jednak Syamaya nie miała tyle szczęścia.

– Ajjjj! P–P–P–P–P–P–P–Pseplasam...

– Ghhhhhhhhhh!

Próbując wstać, Maina uderzyła Syamayę w brzuch.

Po otrzymaniu dwóch tak silnych ciosów dziewczyna zaczęła zwijać się z bólu.

Widząc całe zajście, Renko westchnęła z ulgą.

Szoooko. – Wygląda na to, że przeżyła. Cudownie, cudownie.

– Co w tym takiego cudownego?! Przecież zaraz i tak zginie z ręki Mainy, jeśli szybko jej nie zatrzymamy!

– Uauauaua. Ps–Ps–Ps–Ps–Pseplasam!

– Co? Ghh!

Maina, kłaniając się, chciała przeprosić Syamayę, ale uderzyła ją przypadkiem Zidanem w głowę.

Kyousuke doszedł do wniosku, że to nie może trwać ani chwili dłużej. Podbiegł do panikującej dziewczyny i ją unieruchomił.

Cały ten hałas przyciągnął Busujimę, który natychmiast zawołał medyków.

– Niemożliwe... Nie zaakceptuję... Nigdy nie zaakceptuję... Bueee.

Syamayę wyniesiono na noszach, a curry, które wywołało całe to zamieszanie...

– Hmmm. Naprawdę fascynujące. Zabiorę to, jeśli nie macie nic przeciwko.

Przyciągnęło uwagę specjalizującego się w truciznach Busujimy i nikt nie wiedział, co później stało się z "morderczym curry" Mainy.


× × ×


– K–Koleżanko, można?

– ...

Jak tylko zakończyło się gotowanie w plenerze (czyli godzinę po tamtym zamieszaniu), Kyousuke, Renko, Eiri i Maina poszli odwiedzić Syamayę.

Gabinet pielęgniarki mieścił się w rogu Domu Otchłani. Był niewielki, miejsca starczyło jedynie na trzy łóżka. Na stojącym najbliżej drzwi leżał Irokez pod respiratorem, środkowe było puste, Syamaya zaś zajmowała ostatnie, położone tuż przy oknie, przez które patrzyła na roztaczający się za nim las.

Nie odpowiedziała na pytanie, jakie zadał wchodzący Kousuke.

– Przepraszam! Za każdym razem, kiedy coś gotuję, dzieje się coś takiego... Za tamte inne rzeczy też przepraszam. Nie miałam żadnych złych zamiarów! To naprawdę były jedynie wypa...

– Dosyć.

– Eee?

Zapłakana Maina, która ukłoniła się przepraszająco, po usłyszeniu szorstkiego głosu Syamai uniosła głowę.

Przewodnicząca komitetu dyscyplinarnego westchnęła przeciągle, a potem spojrzała na Mainę.

– Mówię, że nie musisz przepraszać. Sama przecież wykorzystałam swoją pozycję, żeby zmusić cię do gotowania. Wykonywałaś jedynie moje polecenia i nie robiłaś nic niezwykłego, prawda? Ja natomiast po tym, co mi się przytrafiło, całkowicie straciłam głowę. Jakie to nieodpowiedzialne. Nie musisz za nic przepraszać, to nie była twoja wina. Prawda? – Na jej twarzy pojawił się łagodny uśmiech, Maina natomiast zamilkła. – Jednak... – Syamaya, kontynuując, opuściła głowę. – Zjedzenie tamtego curry było szokującym przeżyciem. Na początku nie wydawało się takie złe, dlatego zbyt późno zorientowałam się, co się dzieje. Nigdy jeszcze nie zostałam uderzona tak wieloma zadziwiająco silnymi smakami naraz... Stymulowały mój zmysł smaku tak bardzo, że miałam wrażenie, iż zaraz go stracę! Gdybym połknęła to curry, bez wątpienia zniszczyłoby moje organy wewnętrzne. C–Cóż za przerażająca broń...

Syamaya musiała przypomnieć sobie smak tego jedzenia, ponieważ zakryła usta dłonią – prawdopodobnie zebrało jej się na wymioty.

Maina przysłuchiwała się jej z niepewną miną. Nie wiedziała, jak zareagować, bo jak by nie patrzeć, gotowała z nadzieją, że przyrządzi normalne jedzenie. Po chwili Syamaya pogłaskała ją po głowie, mówiąc: – No już, już. Dobra dziewczynka. – Następnie dodała: – W każdym razie dzięki waszej pomocy nic mi nie jest. Igarashi, naprawdę przepraszam, że w ciebie wątpiłam. To przeżycie potraktuję jako ostrzeżenie, żeby na przyszłość bardziej uważać. Nie musisz się nim w ogóle przejmować.

– K–Kolesanko... – Maina poruszona słowami przewodniczącej komitetu dyscyplinarnego ponownie zaczęła szlochać.

Syamaya jest naprawdę wspaniałą osobą... Tylko dzięki temu wszystko dobrze się skończyło.

– Przy okazji, co z waszym obiadem? Nie mogliście przecież zjeść tamtego morderczego curry, prawda? Jeśli przeze mnie...

– Nie musisz się tym martwić. – Renko wskazała palcem swoją maskę i powiedziała z dumą w głosie: – Jak widzisz, mam na sobie maskę, dlatego nie jestem w stanie jeść niektórych rzeczy. Podzieliłam się z nimi... Curry ugotowanym przez moją drużynę i stekiem, który mi podarowałaś.

– Naprawdę? To wspaniale. Ufufu. – Syamaya uśmiechnęła się radośnie, kiedy Renko wspomniała o tamtym steku.

– Cóż... No i mieliśmy ryż. Już kiedy wybraliśmy Eiri, przygotowaliśmy się psychicznie, że nie zostanie nam nic poza nim do jedzenia. Nawet w porównaniu do tej ponurej wizji curry grupy Renko było prawdziwym niebem w gębie.

– Michirou jest naprawdę świetny w kuchni.

– Ta, ta, ta. Wybaczcie, że tak kiepsko gotuję... Poczekajcie tyko – rzuciła Eiri, wpatrując się w Kyousuke i Mainę.

Widząc tę scenę, Syamaya ze szczęścia przymknęła oczy.

– Jesteście naprawdę interesujący. Chociaż chciałabym móc z wami trochę dłużej pogawędzić... nie mam na to czasu. Zakład Otwarty ma naprawdę napięty harmonogram. Następny będzie Spacer w morzu drzew. Wybaczcie mi, proszę, że was ponaglam, ale postarajcie się nie spóźnić. Odpocznę sobie chwilę, a potem wrócę do swoich obowiązków. W końcu trzeba przygotować jeszcze tak wiele rzeczy... Tak, naprawdę bardzo wiele. Ufufu – powiedziała z uśmiechem.

Kyousuke, dyskretnie rozglądając się po pomieszczeniu, zauważył…

Stojący przy półce kosz na śmieci oraz leżącą w nim podartą na strzępy różową chusteczkę.

– ...?!

Jej widok zszokował Kyousuke do tego stopnia, że w jednej chwili cały zesztywniał. Kiedy spojrzał nerwowo na Syamayę, ta przechyliła głowę ze zdziwienia.

– Mam coś na twarzy? – spytała, nie zmieniając wyrazu twarzy.

PsyCome V2 199.jpg

Zachowywała się jak doświadczony zawodowy morderca, który skrywa swoją broń aż do momentu, w którym będzie musiał jej użyć.

Syamaya za tym swoim spokojnym, delikatnym głosem zręcznie ukrywała targającą nią żądzę krwi.

– E... N–Nie! To nic takiego. S–Skoro już upewniliśmy się, że nic ci nie jest.. Wybacz nam, ale musimy już iść!

– Kyousuke, coś się stało? Masz dziwną minę...

– Eiri, koleżanka nam przecież przed chwilą przypomniała, że program jest bardzo napięty, prawda? Lepiej się pospieszmy.

Kyousuke od razu ruszył w stronę drzwi, chcąc jak najszybciej stamtąd wyjść.

– Tak, ale... – powiedziała zaskoczona Eiri, podążając za nim.

– Koleżanko, dbaj o siebie! Eee... Dziękuję bardzo! – Maina ukłoniła się, a potem pobiegła za nimi.

– No to zobaczymy się później. – Także i Renko wyszła.

Syamaya pomachała opuszczającej pokój pielęgniarki grupce.

– To ja powinnam dziękować. Jestem wdzięczna, że mnie odwiedziliście... Nie mogę się doczekać chwili, kiedy będziemy mogli dłużej sobie pogawędzić. Do zobaczenia. Ufufu.

Promienny uśmiech nawet na ułamek sekundy nie zniknął z twarzy Syamai, przez co odnosiło się wrażenie, że cały czas miała założoną na nią jakąś maskę.


× × ×


– Na pewno ci się nie wydawało? – spytała Eiri po wysłuchaniu wyjaśnień Kyousuke, których i im udzielił, idąc opustoszałym korytarzem, jak tylko wystarczająco oddalili się od pokoju pielęgniarki.

– Nie – odpowiedział, kręcąc głową, a potem westchnął. – Nie mam wątpliwości, że to była różowa chusteczka Mainy, którą Syamaya dostała podczas gotowania... Cała rozdarta na kawałeczki.

– Kłamca! – krzyknęła Maina, a potem dodała słabym, drżącym głosem: – Niemożliwe... Cały czas tak łagodnie się uśmiechała, wybaczyła mi, a nawet mnie pocieszyła... Kłamiesz, kłamiesz. Na pewno kłamiesz! Nie uwierzę w to! Musiało ci się przewidzieć...

– Też to widziałam.

– Co? – Zaskoczona Maina spojrzała na Renko.

Twarz dziewczyny była zwrócona w jej stronę, ale przez maskę nie dało się dostrzec, jaką minę wtedy robiła.

– W koszu leżała rozdarta na strzępy różowa chusteczka. Chociaż nie ma pewności, czy to ta sama, którą dostała od ciebie... W każdym razie ja też ją widziałam.

– N–Niemożliwe... K–Kłamiesz... Kłamczucha...

Widząc, jak bardzo Maina się załamała, Eiri poklepała ją po ramieniu.

– Prawda czy nie... Najlepiej będzie na wszelki wypadek zachować ostrożność.

– Racja. Ta chusteczka bez wątpienia należała do Mainy. Nie mogę uwierzyć, że Syamaya tak po prostu ją wyrzuciła...

– Ta. Czyli możemy uznać to za dowód jej urazu do Mainy. Byłoby dobrze, gdyby wyładowała się na tej chusteczce, ale jeśli wciąż jest wściekła... może zastawić na nią pułapkę. Następnym razem to Maina albo któreś z nas może skończyć jak tamta chusteczka.

– ...

– ...

– ...

Zapanowała cisza.

Renko wyjęła broszurkę Zakładu Otwartego i otworzyła ją szeroko, tak żeby wszyscy widzieli, na stronach z planem zajęć na resztę tamtego i następnego dnia.

– Następny jest "Spacer w morzu drzew". Każda drużyna pod przewodnictwem któregoś z opiekunów albo członka komitetu dyscyplinarnego pełniącego rolę przewodnika odbędzie spacer pośród Morza Drzew... Mam wrażenie, że poziom zagrożenia będzie zależny od tego, kto będzie przewodnikiem. Jest tu nawet komentarz "Nie wahajcie się popełnić samobójstwa, jeśli chcecie". W lesie łatwo też jest ukryć zwłoki, a to byłoby jej na rękę, gdyby chciała zastawić na nas pułapkę, prawda? A może... – Renko przejechała palcem po programie, starając się przewidzieć posunięcia Syamai.

Spokojny głos, jakim to mówiła, przypomniał Kyousuke o tym, że Renko była mordercą. Nie żadnym skazanym jedynie za zabicie kogoś amatorem, tylko zawodowym mordercą.

– Podczas dzisiejszego testu odwagi? Chociaż grupy zostaną podzielone na pary, będą tam obecni nauczyciele oraz inni członkowie komitetu dyscyplinarnego, więc totalną głupotą byłoby coś wtedy spróbować… I dlatego właśnie uważam, że to podczas tego punktu programu może uderzyć. Na jej miejscu tak właśnie bym zrobiła. Eiri, co myślisz?

– Cóż – wywołana do dyskusji dziewczyna, zastanawiając się, dotknęła dłonią podbródka.

Chociaż nie potrafiła zadać ostatecznego ciosu, w zabijaniu była tak samo dobrze wyszkolona jak Renko.

Po dłuższej chwili pokiwała głową i wskazała pomalowanym na jasnoczerwono paznokciem Przyprawiający o zawał test odwagi.

– Gdybym ja miała to zrobić, poczekałabym do nocy. Żeby kogoś zabić, należy się odpowiednio przygotować, a przed Spacerem pośród morza drzew nie starczy jej na to czasu. No i wciąż jeszcze nie wróciła do pełni sił. Poza tym to niewykonalne, chyba że byłaby naszym przewodnikiem. Do testu odwagi powinna mieć już wszystko zaplanowane, a to, że będziemy poruszać się wtedy podzieleni na pary, będzie jej na rękę. Co prawda, całość ma mieć miejsce w Domu Otchłani, ale na całym jego terenie zostaną wyłączone światła – inaczej osoby mające nas straszyć nie miałyby jak się ukryć i poruszać niezauważenie po obiekcie.

– Racja. Podczas trzeciego dnia nie będzie mieć szans na działanie. Poza tym przez przesadną ostrożność sami możemy się wystawić, więc najlepiej będzie skupić się na tych dwóch punktach programu. Co nie? – Łuusz.

– Z jakiegoś powodu... zaczynam się was bać.

Będący zwykłym nastolatkiem, Kyousuke nie mógł nadążyć za rozmową o zabijaniu. Poczuł wtedy, jak wielki dystans dzieli go od tych dwóch dziewczyn. Spędzał z nimi całe dnie i świetnie bawił się w ich obecności, dlatego całkowicie zapomniał... Że od innych uczniów tamtej szkoły oddzielała go gruba linia – głęboki wąwóz wypełniony zakrwawionymi ciałami.

Łuusz. – Kyousuke, coś nie tak? Całkowicie pomijając możliwość, że możemy kiedyś zostać wrogami, teraz się przyjaźnimy. Oko za oko, ząb za ząb... Tak działają mordercy! Nie pozwolę, żeby jakiś nowicjusz z ledwie dwucyfrowym wynikiem odebrał mi możliwość zabicia ciebie albo Mainy. Rozluźnij się.

– Właśnie to mnie w tobie przeraża.

Przed oczami Kyousuke stanął obraz potwornego uśmiechu, jaki malował się na schowanej za maską twarzy Renko.

– Spokojnie – powiedziała Eiri, odgarniając grzywkę. – Powstrzymam ją. Nie pozwolę jej zabić żadnego z was.

– Eiri...

Łuusz. – Nawet jeśli ciebie też mam na liście? Cóż, trudno. W każdym razie nikt z nas nie chce umrzeć z ręki Morderczej Księżniczki, więc powinniśmy współpracować. Przywykła już do zabijania, chociaż w tej kwestii jej do mnie daleko, no i całkiem nieźle posługuje się broniami, mimo że nie tak sprawnie jak Eiri. Zachowajmy od teraz większą czujność, żeby podczas ewentualnej zasadzki móc zachować spokój. Zgoda? – ostrzegła Renko, obrzucając jednocześnie wszystkich wzrokiem.

Kyousuke i Eiri pokiwali głowami, a Maina zagryzła wargi, zaciskając jednocześnie pięści.

– Tak. Rozumiem. Jestem wdzięczna. Przepraszam... to wszystko przeze mnie...

– Nie. Nic z tych rzeczy – zaprotestował Kyousuke z uśmiechem, głaszcząc Mainę po głowie. – Syamaya miała rację, sama to na siebie ściągnęła. Nawet jeśli tak ucierpiała...

– Kyousuke znowu wykorzystuje okazje do obmacywania dziewczyn. Czyżbyś był ostatnio za bardzo spięty? – spytała Renko, kładąc dłoń na ramieniu chłopaka i wzdychając.

W tym momencie ktoś uderzył ją w tył głowy.

– To ty tu wykorzystujesz okazję. Możesz łaskawie przestać się tak mu narzucać?

– Eiri, no weź. Przyłącz się.

– Iaaa! C–Co ty wyprawiasz?

Eiri odskoczyła po tym, jak Renko szturchnęła ją palcem pod żebrami.

– Oooch. Więc to twój czuły punkt. Ciekawe, czy tu też... Daj mi sprawdzić, daj mi sprawdziiiić – powiedziała radośnie Renko, szturchając Eiri palcem po całym ciele.

Widok tych dziewczyn bawiących się razem jak gdyby nigdy nic uspokoił Mainę.

– Nie mam na nie siły. Maina, bez obaw. Nieważne, co nas czeka, można na nich polegać... No i masz jeszcze mnie u boku. Głowa do góry.

– Ach... D–Dobrze! Masz rację... Mogę na was polegać, więc nie muszę o nic się martwić. Tym razem muszę...

Stać się waszą siłą – w jej piwnych oczach zapłonął płomień determinacji.


× × ×


– Eee… Czy my nie chodzimy w kółko? Mam nadzieję, że to jedynie moja wyobraźnia, ale ta ścieżka wydaje się jakaś znajoma. Auau. – Maina, która obrzucała otoczenie zmartwionym wzrokiem, brzmiała, jakby miała zaraz wybuchnąć płaczem.

Godzina 15:12.

Kyousuke wraz ze swoją drużyną są w trakcie Spaceru pośród morza drzew.

– Nie. Tylko ci się wydaje... Chyba. M–Myli się, prawda? – Przez Mainę także i on zaczął nerwowo badać otoczenie.

Gdzie okiem sięgnąć, roztaczał się gęsty, ciemny las; promienie słoneczne ledwie dawały radę pokonać jego grubą warstwę całkowicie zasłaniającego niebo listowia.

Weszli do niego przed godziną i od tamtej pory nie zauważyli nawet najmniejszej zmiany w krajobrazie.

Kyousuke i Maina zaczęli strasznie się niepokoić, natomiast idąca za nimi Eiri wyglądała na okrutnie znudzoną.

– To jedynie wasza wyobraźnia. Las jest teraz o wiele gęstszy. Widać musieliśmy zajść naprawdę daleko w jego głąb – powiedziała, po czym ziewnęła.

Nie dało się wyczuć od niej nawet cienia napięcia, mimo że teoretycznie musieli cały czas zachowywać czujność w obawie przed Syamayą. Być może za jej spokojem stał członek komitetu dyscyplinarnego pełniący rolę ich przewodnika.

– ...

Była nim idąca w całkowitym milczeniu dziewczyna w okularach mająca włosy związane w warkocze.

Przed wymarszem dowiedzieli się, że Syamaya została przydzielona do drużyny 1B, a więc podczas Spaceru przez morze drzew zagrożenie całkowicie zniknęło, ponieważ nie mogła zostawić przydzielonej jej grupy. Poza tym nie byłaby w stanie odnaleźć ich w tym mrocznym lesie. Gdyby nawet wpadli na siebie na początku albo końcu spaceru, przez obecność nauczycieli i innych członków komitetu dyscyplinarnego miałaby związane ręce.

– Mimo to... Czemu ona tak bez wahania prze przed siebie? – spytał Kyousuke wpatrzony w plecy ich przewodniczki.

– ...

Dziewczyna prowadząca ich przez las, która wyglądała, jakby jej ulubionym zajęciem było czytanie książki w rogu klasy, nie miała ze sobą mapy, a mimo to cały czas szła pewnym krokiem.

Jak ona w ogóle orientuje się tu w terenie?

– Może dzięki temu?

Eiri wskazała miejsce przed ich przewodniczką.

Na ziemi, pośród korzeni i liści, pełzał żółty wąż w geometryczne wzory, który najprawdopodobniej był jednym z pupili pana Busujimy. Najwidoczniej to on prowadził tamtą dziewczynę.

– Aha, czyli przewodnikiem jest wąż pana Busujimy. To musi być naprawdę niesamowite zwierzę. Nie, to jego właściciel taki jest. W każdym razie to niesamowite.

– Obaj są niesamowici! Teraz o nic nie musimy się martwić, prawda?

– Ta. Chyba nic się nie stanie, jeśli skorzystamy z jego pomocy. Przynajmniej dzięki temu nie musimy się martwić, że zgubimy drogę i zginiemy w tej puszczy.

Słowa Eiri uspokoiły pozostałych członków jej drużyny.

– C–Całe szczęście...

Kyousuke podrapał się po piersi, a następnie wyprostował.

Groźba spędzenia reszty życia w tamtym gąszczu zniknęła. Członkini komitetu dyscyplinarnego szła szybko, ale spokojnie za nią nadążali, no i nie sprawiała im żadnych problemów, a więc podczas tego spaceru nie mieli się czego obawiać.

– ...

Mimo to milczenie idącej mniej więcej dwa metry przed nimi członkini komitetu dyscyplinarnego sprawiało, że Kyousuke czuł się nieswojo, dlatego spróbował nawiązać z nią rozmowę:

– Rety, ale tu zielono. I jakie wspaniałe powietrze. Nie sądzi koleżanka?

– Czyżby?

Jego wypowiedziana wesołym głosem próba nawiązania kontaktu spełzła na niczym. Mimo otrzymania tak chłodnej odpowiedzi Kyousuke się nie poddawał.

– Tu jest tak wspaniale, że najchętniej w ogóle nie opuszczałbym tego lasu.

– Czyżby?

No dupa... Odpowiedz jakoś. To fragment jakiejś kiepskiej powiastki komediowej czy jak?

Nastawienie tej dziewczyny było wyjątkowo chłodne, nawet w porównaniu do niskiej temperatury panującej w lesie.

– Jak koleżanka ma na imię? Skoro o tym, sam się jeszcze nie przedstawiłem. Jestem Kyousuke Kamiya, mam piętnaście lat.

– Czyżby?

– Nom.

Bez wątpienia tak właśnie się nazywał i miał tyle lat, więc po prostu chciała uciąć rozmowę. Nie dość, że chłopaka przybiła nieudana próba kontaktu, to jeszcze Eiri rzuciła ostro:

– Startuje nawet do starszych dziewczyn... Naprawdę jesteś wrogiem wszystkich kobiet.

– He? Nie podrywałem jej. Chciałem tylko nawiązać rozmowę.

– Więc jestem jedynie zwykłym śmieciem niewartym w ogóle zainteresowania?

– Śmieciem? N–Nie to to miałem na myśli...

– ...

Dziewczyna, która wcześniej jednym słowem ucinała rozmowę, obróciła się nagle w jego stronę. Chociaż Kyousuke miał wrażenie, że tym razem da radę rozpocząć z nią dialog... To przez przewiercające go ostre spojrzenia otaczających go dziewczyn stracił pewność siebie.

– Nie... Chociaż koleżanka jakoś specjalnie nie wyróżnia się wyglądem, to ma wyjątkowo proporcjonalną twarz. Koleżanka jest naprawdę piękna i bez wątpienia warta zainteresowania!

– Czyżby?

Niedobrze. Nie da się nawiązać z nią żadnej normalnej rozmowy.

Kompletnie wyczerpany próbą nawiązania kontaktu z idącą przed siebie równym tempem członkinią komitetu dyscyplinarnego postanowił nazywać ją Moritą [3].

Eiri strzeliła językiem.

– A więc jednak próbujesz ją poderwać. Jesteś naprawdę nieuleczalny.

– Auau. E–Eiruś, nie przejmuj się...

– To chyba mnie trzeba tu pocieszać, co? I wcale nie jestem nieuleczalnym przypadkiem, jasne? Raany.

Kyousuke westchnął głęboko.

Przez jakiś czas szli w milczeniu, bo po tamtej rozmowie nikt już nie chciał się odzywać. Jedynym dźwiękiem rozchodzącym się pośród leśnej głuszy był cichy odgłos ich kroków. W pewnym momencie...

– Czas minął – powiedziała Morita, nagle się zatrzymując po spojrzeniu na zegarek.

Kyousuke także to zrobił. Była 16:30, o której według programu miał dobiec końca Spacer pośród morza drzew i rozpocząć się Konkurs łapania piranii. Jednak coś się nie zgadzało...

A co z przerwą między nimi?

Kyousuke nie przypominał sobie, żeby ktoś w ogóle wspominał, gdzie ma odbywać się Konkurs łapania piranii, ale bez wątpienia nie tam, bo nie dostrzegał nigdzie żadnej rzeki czy chociaż jeziora, ani nawet pozostałych uczniów i członków komitetu dyscyplinarnego.

Biorąc pod uwagę sam harmonogram zajęć, bez wątpienia byli już spóźnieni.

Stojąca przed nimi Morita odwróciła się i poprawiła okulary, a wąż leżący koło jej stóp uniósł głowę .

Wszyscy z drużyny Kyousuke spojrzeli na nią ze zdziwieniem wypisanym na twarzach.

– Koniec czasu? Niemożliwe, czyżby koleżanka zabłądziła?

– Czyżby?

– Co to niby ma znaczyć, ty...?

– To oczywiste, że nie wiecie, co się dzieje – powiedziała Morita, przerywając Eiri i jednocześnie wraz z wężem pana Busujimy ruszając w ich stronę.

– Co się dzieje? – rzuciła Eiri.

Morita jednak zignorowała jej pytanie, minęła grupę Kyousuke, po czym ponownie się odwróciła, zdejmując jednocześnie okulary. Ostrożnie owinęła je w ściereczkę i wsadziła do pudełka, które schowała do kieszeni w sukience, a potem rzuciła im ostre spojrzenie i obwieściła rozkazującym, zimnym, całkowicie wypranym z emocji głosem:

– Koniec czasu. Jest godzina 16:30, a tym samym zgodnie z planem Zakład Otwarty dobiega końca. Możecie się rozejść. Przed świtem macie o własnych siłach wrócić na teren Zakładu Poprawczego Czyściec. Jeśli podczas powrotu będzie miał miejsce jakiś wypadek albo podejmiecie próbę ucieczki, zostaniecie surowo ukarani, dlatego też zachowajcie ostrożność. Bezpiecznej drogi powrotnej do domu, moi drodzy koledzy.

Drogi do domu? To element Zakładu Otwartego, prawda?

– ...?

– ...?

– ...?

Morita nagle się odwróciła i zaczęła biec, a żółty wąż podążył za nią.

– Tcz! Czekaj no!

Eiri pochyliła się i ruszyła za nią w pogoń. Biegła naprawdę szybko, jej kucyk cały czas unosił się w powietrzu, i już po chwili dogoniła Moritę, która jak by nie patrzeć, miała naprawdę niezłe tempo. Kiedy jednak już ją chwytała...

– ...

Członkini komitetu dyscyplinarnego wyjęła czarny obiekt wielkości pięści i cisnęła w jej stronę.

Na jego widok Eiri natychmiast się zatrzymała i zatkała uszy.

– Granat hukowy?! Powinnam pamiętać...

W tym momencie rozległ się głośny huk, któremu towarzyszył rozbłysk światła.

Kyousuke i Maina byli dosyć daleko, więc tego tak nie odczuli, jednak Eiri nie miała tyle szczęścia, ponieważ znajdowała się w jego zasięgu rażenia. Ogłuszona padła na kolana, a Morita szybko się oddaliła.

Kiedy Eiri zdołała wstać, po ich przewodniczce nie było już śladu.

– Aaaaa, mam tego dość... Cholera! Ta brzydula nieźle z nami pograła...

– Eiruś!

– Ej, nic ci nie jest?!

– Wszystko w porządku, to był tylko granat hukowy. Ale byłam nieostrożna... Przecież członkowie komitetu dyscyplinarnego mogą nosić broń. Zamierzałam ją złapać i przesłuchać... Jaka ja jestem głupia – rzuciła Eiri przez zaciśnięte ze złości zęby, kiedy dobiegła do niej reszta drużyny.

– Auau. – Maina rozejrzała się ze strachem. – C–Co zrobimy? Zakład otwarty tak po prostu...

– Poza tym jak to zgodnie z planem? Przecież nikt nic o tym nie mówił...

Kyousuke odstawił swój plecak i wyciągnął z niego broszurkę. Nieważne, ile razy by jej nie przeglądał, czarno na białym stało tam, że Zakład Otwarty ma trwać trzy dni i dwie noce.

Piekło, a potem czyściec oraz niebo.

Jest dopiero drugi dzień i mamy w planie jeszcze kilka rzeczy. Tak całkowicie zignorować wcześniejsze przygotowania...

– Czyżby to była niespodzianka? – Eiri wyciągnęła broszurkę z rąk Kyousuke.

– Niespodzianka?

– Tak. Chociaż nie ma w ogóle powodów do radości. Zobacz. Tu jest przypis.

Eiri otworzyła szeroko broszurkę, żeby pozostali mogli zobaczyć jej zawartość, i wskazała mały napis pod planem trzeciego dnia.

  • Zaplanowane. Nic więcej. Program zmieni się bez wcześniejszego ostrzeżenia.

– Ale ona powiedziała "zgodnie z planem", co nie?

– Czyli zaplanowany plan obozu zgodnie z planem uległ zmianie, tak? Innymi słowy, tak naprawdę nigdy nie mieli trzeciego dnia w planach – powiedziała Eiri, wzruszając ramionami. – Piekło, czyściec, a potem niebo... tylko że zamiast do niego przejść, przedłużono nam tę drugą opcję. Na milę da się wyczuć złe intencje organizatorów. Zresztą wystarczy spojrzeć na plan trzeciego dnia. Wielka impreza we wspólnej kąpieli, Walka na poduszki zakazanymi technikami, Summer panic w Domu Otchłani, Błoga dla oka impreza w kostiumach kąpielowych... Niedorzeczność tych punktów programu po prostu nie mieści się w głowie, co jedynie potwierdza, że nigdy nie mieli zamiaru ich zorganizować.

– Niedorzeczność? Przecież to byłaby świetna zabawa...

Wspólna kąpiel, walka na poduszki, koncert, kostiumy kąpielowe – wszystko to brzmiało wyjątkowo atrakcyjnie i gdyby doszło do zrealizowania tych punktów programu, uczniowie bez wątpienia znaleźliby się w siódmym niebie.

– Ta, ty z pewnością byłbyś wniebowzięty. Szczególnie z tych pierwszych i ostatnich.

Eiri zamknęła nerwowo broszurkę i spojrzała na Kyousuke z mordem w oczach.

– Moim zdaniem był to jeden z powodów, dla których tak zrobili. Zaplanowali coś, na co uczniowie będą czekać, a potem ze śmiechem zepchnęli ich wprost do otchłani rozpaczy. To jak przy napaści z zaskoczenia. Ukrywali broń do ostatniej chwili, a potem znienacka raz za razem zaczęli cię nią okładać. Nawet gdybyśmy rozgryźli ich zamiary i się przygotowali... to "macie wrócić o własnych siłach" sprzed chwili i tak by nas zaskoczyło. To pewnie był ich cel.

– A–Aha...

Biorąc pod uwagę, jaki to był ośrodek, tej możliwości w żaden sposób nie dało się wykluczyć.

Kyousuke przypomniał sobie wtedy o sprzątaniu pokoi, które wcześniej wzbudziło jego podejrzenia.

Druga noc trzydniowej wycieczki zmieniła się w walkę o przetrwanie.

Co to niby ma być za wycieczka?

– Auauau. C–C–C–C–C–Co teraz? Zostawili nas tu samych i kazali wracać do domu, ale nie znamy przecież drogi! Dojście do tego miejsca zajęło nam tyle czasu... To w ogóle jest możliwe? Auau.

Maina zaczęła rozglądać się dookoła przerażona. Zresztą pozostali uczniowie bez żadnego ostrzeżenia zostawieni sami sobie pośrodku lasu reagowali pewnie podobnie. W końcu ta sytuacja była tak stresująca, że nikt normalny nie byłby w stanie zachować spokoju.

A jednak.

Ziiieeeew. – Skoro trzeba wrócić do świtu, to mamy sporo czasu, nie? Jeśli się pospieszymy, może nawet uda nam się spędzić noc w naszych łóżkach. Na pewno damy radę, o ile podejdziemy do całej sprawy na spokojnie.

Eiri jak zawsze mająca senne spojrzenie zaczęła przeszukiwać swój plecak.

– Jedna tabliczka czekolady, półlitrowa butelka wody... pełna w dwóch trzecich. Chyba trzeba będzie poszukać jakiegoś źródła, jeśli się nam skończy. Co za utrapienie. No nic, pospieszmy się.

Po sprawdzeniu prowiantu, który przed początkiem spaceru miał być jedynie przekąską, oraz zapasów wody Eiri po prostu ruszyła przed siebie.

Zaskoczony tym Kyousuke zawołał ją dopiero po krótkiej chwili.

– Hej, Eiri! Przecież nie wiemy nawet, w którą stronę iść...

– Znam drogę – odpowiedziała, odwracając się.

W tym momencie Kyousuke dostrzegł w jej ręku mały, piętnastocentymetrowy nóż z udekorowaną rękojeścią.

Kręcąc swoją ukrytą bronią w ręku, Eiri puściła mu oko.

– Znaczyłam nim drogę na pniach drzew. Niezależnie od sytuacji zawsze dobrze jest być przygotowanym. Co nie? Przygotowanie to podstawa. – Eiri odgarnęła włosy i ponownie ruszyła przed siebie.

Nóż zniknął równie szybko, jak się pojawił. Najwidoczniej ostrza w paznokciach nie były jedyną bronią, jaką ukrywała. Kyousuke nie wiedział już, czy powiedzieć, że nie spodziewałby się po niej niczego innego, czy może..

Po wymianie spojrzeń z Mainą ruszył za skrytobójczynią z ich klasy.



  1. Morze drzew i samobójstwo to odniesienie do Aokigahary [1]
  2. http://pl.wikipedia.org/wiki/Tetrodotoksyna
  3. Odniesienie do Morita–san wa Mukuchi Mukuchi[2]



Dzień 3 Niebo – Wyśniony raj / "Knockin' on Heaven's Door"[edit]

01:30 Walka na poduszki zakazanymi technikami

Postaraj się „zdjąć poduszką” jak najwięcej osób.

08:30 SUMMER PANIC @ Domu Otchłani

Letni festiwal muzyczny "Summer Panic" rozkołysze Dom Otchłani♪

12:15 Piekielny Grill

Tylko postarajcie sami się nie upiec...

15:40 Procedury przeniesienia

17:30 Błoga dla oka impreza w kostiumach kąpielowych

Szkolne kostiumy kąpielowe, bikini, mankini itp...

20:15 Ceremonia Zakończenia

Wybory NPO (Najlepszego Pośród Osadzonych)

PsyCome V2 219.jpg


Dzień 2. Czyściec, ciąg dalszy – Życie jest krótkie, więc zarżnij ich, póki możesz, maleńka / "Knockin' on Hell's Door"[edit]

– W takim tempie wyjście z Morza Drzew i dotarcie do Domu Otchłani zajmie nam mniej więcej dwie godziny, ale powinniśmy na wszelki wypadek trochę przyspieszyć, bo koło 19 robi się już ciemno, a po zmroku trudno będzie odnaleźć znaki.

Eiri, prowadząca grupę przez mroczny las, nie zatrzymywała się nawet na chwilę; rzadko kiedy spoglądała jedynie na ślady, jakie wcześniej zostawiła, co sprawiało, że jej towarzysze czuli się o wiele pewniej.

– Niesamowite – powiedziała z podziwem Maina. – Eiruś, jesteś naprawdę wspaniała! Ani trochę się nie zgubiłaś.

– Te znaki są w całkiem sporej odległości od siebie... Zapamiętałaś całą drogę?

Nie zatrzymując się, Eiri chłodnym głosem odpowiedziała na pytanie Kyousuke.

– Oczywiście. Te znaki zostawiałam jedynie na wszelki wypadek. Kiedyś w ramach edukacji rodzina porzuciła mnie w jeszcze głębszym lesie na o wiele większym odludziu. W dodatku zawiązali mi wtedy oczy... Nawet te zapasy jedzenia i wody, jakie mamy, są o niebo lepsze niż to, czym wtedy dysponowałam. Ten spacer jest tak łatwy, że zaraz chyba zasnę na stojąco.

– Rany. Nawet taka spartańska edukacja powinna mieć jakieś granice. Kiedy to w ogóle było?

– Jak miałam pięć lat.

– Ile?! Przecież byłaś wtedy przedszkolakiem... Rany, cud, że w ogóle przeżyłaś.

– Niespecjalnie. Zresztą to był dopiero początek. Cóż, nigdy nie prosiłam o tak szaloną rodzinkę.

– Hmm... – Lekceważąca odpowiedź dziewczyny odebrała Kyousuke mowę.

Eiri wywodziła się z rodu Akabane, szanowanej od wieków grupy zawodowych zabójców, a sposób, w jaki ją wychowywano, był równie nienormalny, jak dziedzictwo jej rodziny. Kyousuke nie mógł sobie wyobrazić, co takiego drzemało w jej sercu, kiedy stwierdziła, że jej rodzice i rodzeństwo są szaleni. To po prostu nie mieściło mu się w głowie.

W końcu dla niego to właśnie rodzina była najważniejsza.

I nie chodziło tu tylko o jego siostrę. Kochał także swoich rodziców, chociaż wymykali się zdrowemu rozsądkowi i bez przerwy podróżowali po całym świecie.

Z zamyślenia wyciągnął go głos Eiri:

– Przy okazji, musimy uważać na jeszcze jedną rzecz, prawda?

Eiri rozglądała się dookoła, jakby wypatrywała kogoś ukrytego pomiędzy otaczającymi ich drzewami. Ten widok wystarczył, aby ponownie zestresować Kyousuke.

– Jeśli Syamaya chce nas zaatakować, to ta sytuacja jest dla niej jak gwiazdka z nieba. Albo raczej, jej jedyna szansa, aby uderzyć, bo po powrocie do szkoły nie będzie miała zbyt wiele okazji, żeby w ogóle na nas wpaść.

– No tak, racja. – Kyouske pokiwał głową.

W Zakładzie Poprawczym Czyściec, co prawda, nie istniała żadna zasada zabraniająca kontaktu ze starszymi uczniami, jednak wszelkie próby interakcji między nimi nie były mile widziane. Brakowało zresztą do tego okazji, ponieważ byli rozdzieleni, więc dla Kyousuke i pozostałych uczniów Zakład Otwarty stanowił pierwszą okazję, aby spotkać kogoś ze starszaków. Poza tym gdyby takie spotkanie miało miejsce w szkole (nieważne, czy zgodne z zasadami), przyciągnęłoby uwagę zarówno wszystkich osadzonych, jak i nauczycieli. W głębi lasu Kyousuke i dziewczyny byli jednak pozostawieni sami sobie, dlatego mogli robić, co tylko chcieli, nawet bezkarnie kogoś zabić.

– Nie mogę uwierzyć, że komuś w szkole przyszło do głowy... wypuścić tak na wolność grupę morderców. Czy to czasem nie jest ucieczka? Co, jeśli ktoś naprawdę będzie chciał zbiec, ukryje się albo zacznie zabijać innych? Jak niby będą chcieli to zatuszować? – rzucił Kyousuke nerwowo.

– Z-Zabijać innych... Auauaua. C-C-C-C-C-C-Co zrobimy?! – Maina zaczęła strachliwie rozglądać się dookoła.

– Nic. – Eiri sprawdziła znak na drzewie. – Nie ma najmniejszego znaczenia, czego będą próbować, bo cała wyspa jest więzieniem, nie ma gdzie się na niej ukryć. Dlatego bez względu na to, co chcesz zrobić, nauczyciele zawsze mają cię na oku. A wypuszczenie grupy morderców na wolność to idealny sposób, aby sprawdzić, jak przebiega ich resocjalizacja, prawda?

– Ta, teraz rozumiem... Jeśli ktoś będzie sprawiać problemy, to później docisną mu mocniej śrubę, tak?

– Najprawdopodobniej. W końcu niewielu uczniów zacznie zabijać tylko dlatego, że akurat ma okazję. Większość z nich zrobiła to przez wybuch gromadzonych od dłuższego czasu negatywnych emocji jak nienawiść czy uraz do kogoś. Nie wytrzymali stresu i powtarzane sobie "chyba go zabiję" zamieniło się w "muszę go zabić", prawda? Chociaż nie do końca to rozumiem... Dopóki nie są psychopatami jak Renko, nie powinni robić tego bez zawahania. W końcu jeśli zabijanie jest takie łatwe, to ja...

– ...

Kyousuke nie mógł w żaden sposób odpowiedzieć wpatrującej się w swoje paznokcie Eiri. Mimo że była zawodowym mordercą i posiadała nadzwyczajne umiejętności oraz wiedzę, nie mogła zadać tego ostatniego ciosu.

Eiri, która nie mogła zabić, wręcz się tym brzydziła, powiedziała głosem brzmiącym, jakby się modliła:

– Prawdę mówiąc... wątpię, żeby przyszła, chociaż Renko by się ze mną nie zgodziła. Mordercza Księżniczka może i zabiła dwadzieścia jeden osób, ale teraz piastuje stanowisko przewodniczącej komitetu dyscyplinarnego. W dodatku jest całkiem dumna z tego, co osiągnęła po dwóch latach dyscyplinowania przez Kurumiyę. Gdyby mimo to chciała nas zabić i zaprzepaścić wszystko, oznaczałoby to, że jest całkowicie niereformowalnym kundlem... Tak swoją drogą, czyżby ona także była obiektem tego testu na poziom resocjalizacji? – mówiąc to, Eiri ruszyła dalej.

– Jak bardzo zresocjalizowana jest Syamaya, co? – Zaraz po tym, jak Kyousuke wymamrotał pod nosem te słowa, przed oczami stanął mu widok podartej chusteczki leżącej w koszu na śmieci. Pokręcił szybko głową, aby wyrzucić z niej ten obraz.

– Cóż, to jedynie moje przypuszczenia, ale nie zaszkodzi, jeśli zachowamy większą czujność. Nie tylko na nią, także na inne osoby mogące mieć nas na celowniku.

– Okej.

– D-Dobrze!

Kyousuke i Maina pokiwali głowami, a następnie ruszyli za Eiri. Kiedy już zaczynali się uspokajać…

Do ich uszu dotarł szelest dobiegający z krzaków.

– …?!

– …?!

– …?!

Wszyscy momentalnie się spięli i spojrzeli w stronę, z której dobiegał dźwięk. W tym momencie ktoś wyskoczył z krzaków, zmierzając prosto na nich.

– Uaaaa!

– Kyousuke?!

– Kyousuke!

Eiri i Maina krzyknęły głośno, widząc, jak postać rzuca się na Kyousuke, przez co chłopak traci równowagę i uderza tyłem głowy w korzeń drzewa.

– Aaa!

Postać objęła mocno chłopaka, aby powstrzymać go przed wyrwaniem się, a potem wtuliła w niego swoją czarną maskę przeciwgazową i krzyknęła radośnie:

– Znalazłam cię! W końcu cię znalazłam!

– Renko? C-Co... ty tu robisz?

– Czy to nie oczywiste?! Przyszłam, bo chciałam cię zobaczyć! Tak się cieszę, że cię widzę… Tak bardzo się cieszę.. Pocałujmy się! – Łuusz.

– A weź w końcu zdechnij.

– Aaaaj!

Kyousuke szybko odsunął się od zmierzającego w stronę jego ust filtra maski przeciwgazowej; jak się okazało, jedynie po to, aby zostać obdarowanym kopnięciem z całej siły wyprowadzonym przez Eiri.

– Ghhh! Moje usta!

– Tsz. Znowu zrobiła unik. Nieznośne. Zniknij w końcu, szmato. – Eiri, całkowicie ignorując tarzającego się po ziemi z bólu Kyousuke, wlepiła ostre spojrzenie w Renko.

Ta z kolei przyłożyła palec wskazujący do filtra swojej maski i westchnęła.

– Ja z całego mojego serdecznego serduszka się o was martwiłam, a ty mi odpłacasz słowami „zdechnij” i „zniknij”… To takie niemiłe. Może byś tak przynajmniej spróbowała wykrzesać z siebie trochę dobroci? Piersi też by ci od tego urosły.

– He? Jestem bardzo łaskawa. W końcu ocaliłam jego dziewicze usta przed twoim atakiem z zaskoczenia. Co ty chciałaś mu zrobić, co?

– Raczej co ty najlepszego wyprawiasz?! Też zaatakowałaś moje usta, ale w inny sposób!

Kyousuke wstał z ziemi, zasłaniając swoje wargi.

– Auauau, wyglądają jak u ryby… Okropne! – powiedziała Maina i zaczęła otrzepywać chłopaka z ziemi.

– Kyousuke! – krzyknęła Renko i się na niego rzuciła.

– Uaa… Wspaniałe. Nie wyglądają teraz jak usta Franka Sinatry? Nic ci nie jest?

– Oczywiście, że jest. I czyja to twoim zdaniem wina?

– Masz rację. Pomyśl choć chwilę, zanim coś zrobisz, Eiri!

– Obie jesteście równie winne!

Po powrocie do głównego tematu...

– Więc? Co tutaj robisz?

– Przecież już powiedziałam. Przybiegłam do was, bo się martwiłam – odpowiedziała Renko, masując lewą stronę swojej głowy.

– Przybiegłaś do nas? Szukałaś nas w Morzu Drzew?

– Tak?

– Jak niby nas znalazłaś?

– Usłyszałam, jak w głębi serca wołasz moje imię.

– …Jak nas znalazłaś? – Kyousuke ponownie uniósł pięść, co sprawiło, że Renko z jękiem zakryła rękami głowę i odpowiedziała:

– N-Najpierw usłyszałam bardzo, bardzo, baaardzo głośny wybuch. Pomyślałam „Niemożliwe!”, po czym pobiegłam w tamtą stronę was szukać. Po chwili usłyszałam wasze głosy… i tak was znalazłam. Kyousuke… Takie wyjaśnienie ci wystarczy? Możesz już opuścić tę pięść?

– Rozumiem. Jak daleko od nas byłaś?

– Muuu. Chyba całkiem daleko. Ruszyłam, jak tylko usłyszałam eksplozję, i dopiero teraz na was wpadłam. W pobliżu nie ma pewnie żadnych innych grup.

– Aha, rozumiem… To znaczy, że raczej nieprędko na kogoś wpadniemy.

Widząc, że Kyousuke opuszcza pięść, Renko westchnęła z ulgą.

Eiri, masująca guz na prawej stronie głowy, zmarszczyła brwi.

– He? A co z twoją drużyną? Zostawiłaś ich?

– Tak.

– Co, u licha… Nic im się nie stanie?

– Prawdopodobnie nie.

– Prawdopodobnie…

Renko, przewiercana na wylot wzrokiem Eiri, wypięła dumnie pierś, a potem się zaśmiała.

– Bez obaw! Złapaliśmy nawet członka komitetu dyscyplinarnego, który próbował nas zostawić!

– Co?!

– Co?!

– Co?!

Obwieszczenie Renko zaskoczyło pozostałą trójkę.

Pomyśleć, że im się udało…

– Teraz pewnie robią jej to i to, zmieniając ją w pospolitą szmatę. Uciekając, nadepnęła na swoją sukienkę i jak długa padła na ziemię.

Druga Maina?! Co za niezdara.

Ponoć dziewczyna upadła prosto na twarz po tym, jak obwieściła im zakończenie wycieczki. Biorąc pod uwagę jej zachowanie, Renko uznała, że członkini komitetu musiała zdawać sobie sprawę z tego, jak słabe było to wystąpienie, i pewnie zatraciła się całkowicie w myśli o samobójstwie.

– Tak było. Wracam z wami. Syamaicia też gdzieś zniknęła. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby zaatakowała was i odebrała Kyousuke życie, kiedy moja drużyna spokojnie wracałaby sobie do szkoły… Dlatego na wypadek ataku z zaskoczenia będę cały czas blisko ciebie. Och, ale za to ja mogę cię zaatakować. Zwłaszcza nocą. – Łuusz.

– To jeszcze bardziej przerażające.

Ostatniej nocy ledwie uszedłem z życiem. Nie, dzięki... Tym razem pewnie wykrwawiłbym się na śmierć.

Z jednej strony tamto wydarzenie było największym kryzysem, jaki przeżył od osadzenia w ośrodku, ale z drugiej zawierało w sobie najszczęśliwsze chwile, jakie tam przeżył.

Eiri stanęła pomiędzy Kyousuke a idącą w jego stronę Renko.

– Nie martw się, nie uda jej się. Jeśli tylko się pojawi, ja…

– Też mnie zaatakujesz? W takim razie niczym nie różni się to od ataków Renko!

– He? O-Oczywiście… że nie! O czym ty sobie myślisz? Zgłupiałeś?

– Auauaua. Nie kłóćcie się!

– Maina ma rację. W końcu Kyousuke ma tylko jedno ciało. Dlatego podzielmy się nim i urządźmy sobie trójkącik! Dajmy więc początek wielu dzieciom i niezapomnianym wspomnieniom!

– Ej. Skończ już bredzić od rzeczy i ruszajmy w końcu – rzucił wykończonym głosem Kyousuke, który stwierdził, że droga powrotna będzie się mu potwornie dłużyć.

Mam nadzieję, że po drodze nic takiego się nie stanie – pomyślał.


× × ×


Szooko. – Wspaniale… Nareszcie ptaszek zyskał wolność, co, Kyousuke? – Chichot.

– Ta, nareszcie wyszliśmy z Morza Drzew.

Kyousuke zignorował Renko, czekającą na jego reakcję po jej świńskim dowcipie, i wytarł pot z czoła.

Dzięki pomocy Eiri udało im się bezpiecznie opuścić Morze Drzew po niespełna półtorej godziny marszu. Kiedy weszli na dróżkę prowadzącą do Domu Otchłani, gdzie zrobili sobie przerwę, słońce zaczynało już chować się za horyzont.

– To co robimy? Zostajemy tu do świtu czy od razu wracamy? – spytała prowadząca ich Eiri. – Przy okazji, polecam raczej tę drugą opcję. Naprawdę nie widzi mi się nocowanie na zewnątrz. Chcę się zrelaksować i wskoczyć do łóżka zaraz po kąpieli… Spanie bez zmycia makijażu w głowie się wprost nie mieści.

Martwienie się o takie rzeczy mimo sytuacji, w jakiej się znajdowali, z pewnością było w stylu Eiri.

– Nie możemy przespać się w Domu Otchłani? Bramy są jeszcze otwarte?

– Według mnie na 80 do 90 procent już je zamknęli, ale i tak warto to sprawdzić. Jeśli nie znajdziemy jakiegoś miejsca do przenocowania, postaramy się jak najszybciej wrócić do szkoły. Zgoda?

– Ta, mnie pasuje. Doskonale pamiętam drogę.

– Ja też. Nie widzę żadnego problemu… o ile będziemy co jakiś czas robić sobie przerwy.

– No dobrze. Renko, a ty? – Kyousuke po usłyszeniu odpowiedzi koleżanek z klasy pokiwał głową, a następnie spojrzał na dziewczynę w masce przeciwgazowej. Stała kawałek dalej z rękami opartymi o biodra. Słysząc pytanie chłopaka, odwróciła głowę i prychnęła.

– Na co się tak złościsz?

– Na ciebie, bo jesteś taki oziębły, Kyousuke. Cały czas ci się rozkładałam, ale ty całkowicie odmówiłeś prostego wejścia we mnie z ripostą, a wcześniej zawsze grzmociłeś mnie bez wytchnienia! Jesteś okropny. Nie mogę uwierzyć, że zacząłeś mnie tak zaniedbywać… - Żeby lepiej wyrazić swoją depresję, zwiesiła ramiona.

Kyousuke i Eiri spojrzeli na siebie, a potem głęboko westchnęli.

– Kyousuke, powiedz… Nie możemy po prostu zignorować jej zdania?

– Racja. Zostawmy ją tu i chodźmy dalej. Wszyscy się zgadzają?

– Też jestem za… Tylko mnie tak nie ignorujcie.

– No dobrze, mnie to pasuje. Renko, a ty co powiesz?

Kyousuke uśmiechnął się chytrze, kiedy Renko zaczęła okładać go pięściami po plecach.

– Przepraszam, tylko żartowałem. Ale… wytrzymasz to jeszcze trochę?

Gdyby przez całą drogę powrotną do szkoły rzucałaby te jej dwuznaczne komentarze, bez wątpienia nerwowe reakcje Kyousuke na nie, których oczekiwała, odebrałyby mu resztki sił.

– Dobrze, rozumiem. Przepraszam, za bardzo daję się ponieść pożądaniu. Postaram się to wytrzymać. Wytrwam. Gdybym jednak nie dała rady… zawsze mam jeszcze stymulację manualną!

– …

– …

– …

– Dobra. Powiedz szybko: „Co to, u licha, jest stymulacja manualna?”.

– …

– …

– …

– Szloch, szloch. P-Pokazać tak wszystkim stymulację manualną… Nawet ja za bardzo się wstydzę!

– …

– …

– …

Ignorując z przyzwyczajenia odgrywającą swoją rolę w scence komediowej Renko, grupa Kyousuke ruszyła leśną dróżką prowadzącą do Domu Otchłani. Już po paru chwilach marszu ujrzeli wysokie ściany i drut kolczasty zakładu.

Witajcie w Otchłani, cholerne śmieci! – głosił znak nad wejściem.

Na drzwiach wisiały wielkie kłódki oraz stalowe łańcuchy, przez co odnosiło się wrażenie, że w zamknięcie tego miejsca specjalnie włożono zbyt wiele trudu.

– Tego można było się spodziewać… Ani żywej duszy.

Zajrzeli do środka przez okna, jednak wewnątrz nie było nikogo, a budynek wydawał się całkowicie opuszczony. Kyousuke zaczął się w tym momencie zastanawiać, co zrobiono z leżącym u pielęgniarki Irokezem. W końcu kiedy wyruszali na Spacer w Morzu Drzew, on wciąż walczył o życie. Z pewnością by go tam nie zostawiono, więc pewnie został przeniesiony do szkoły razem z ich bagażami.

Innymi słowy, w Domu Otchłani naprawdę nie było żadnej żywej duszy.

Łuusz. – Nikogo nie widać. Najwyraźniej jesteśmy pierwsi. Chyba jako jedyni nie mieliśmy żadnych problemów z odnalezieniem tego miejsca.

– Ta. W końcu dzięki Eiri szliśmy tu najkrótszą drogą… Inni pewnie wciąż błądzą po Morzu Drzew.

– Eiruś jest taka wspaniała! Naprawdę super!

– Jo! Flat chest is the best! Nasza deseczka nie ma sobie równych w całej Japonii!

Słysząc pochwały, Eiri podrapała się po twarzy.

– T-To nic takiego. Dosłownie bułka z masłem... Tylko kompletni idioci nie zwracają w ogóle uwagi na otoczenie, więc takie pochwały wcale mnie nie uszczęśliwiają, jasne? Poza tym, Renko, a weź zdechnij!

– Uaaaa!

Eiri wyglądała na skrępowaną, miała nawet problem z ukryciem emocji w głosie, jednak mimo to wyprowadziła nagle niskie kopnięcie.

Kyousuke uśmiechnął się drwiąco i rzucił: - Jaka niebezpieczna! Skończ z tą przemocą! – A potem spytał: - To co teraz? Ciężko będzie maszerować w kompletnych ciemnościach, więc idziemy dalej, póki coś widać, czy może zrobimy sobie krótką przerwę?

18.30, do zachodu słońca zostało mniej niż pół godziny.

– Mnie to obojętne. Niech tylko będzie widać księżyc, a on zapewni wystarczająco światła, żebym odnalazła drogę, więc nie mam nic przeciwko zrobieniu sobie przerwy… Maina, a ty? Jeśli jesteś zmęczona, możemy tu chwilę odpocząć.

– Nie… W porządku! Dam radę!

Maina zacisnęła pięści i zebrała w sobie wolę walki, jednak zalane potem czoło zdradzało, w jakim naprawdę jest stanie. Widząc to, Renko się zaśmiała, a potem położyła rękę na jej ramieniu.

– Maina, wiesz, nie można się tak zmuszać. Jeśli nie odpoczniesz, kiedy nadarza ci się ku temu okazja, możesz później nie być w stanie poradzić sobie z nieoczekiwanymi wydarzeniami. Przed nami długa droga, więc bezpieczniej będzie trochę odetchnąć. Nabierz trochę sił, a potem spróbuj dać z siebie wszystko, dobrze?

Maina ze spiętą miną patrzyła na Renko, jednak po wysłuchaniu jej zarumieniła się, ukłoniła i wyszeptała:

– D-Dobrze. Masz rację… Skoro tak, proszę, pozwólcie mi odpocząć… przez chwilę. Naprawdę jedynie chwilę. Dobrze? Przepraszam.

– Nie musisz przepraszać. Ja też potrzebuję chwili odpoczynku. – Renko pokiwała głową, a potem położyła ręce na swoich piersiach. – Rety, duży biust to naprawdę wielki problem. Podczas takich długich marszy jedynie zawadza. Eiri jest pewnie o wiele łatwiej, w końcu ten problem jej nie dotyczy… A, właśnie, Maina, tobie też ciąży dość spory balast. Jaką masz miseczkę?

– Co? Eee… J-Ja…

Słysząc nieoczekiwane pytanie Renko, Maina zaczęła rzucać spojrzenia to na nią, to na Eiri, a potem zasłoniła rękoma swoje piersi.

– M-Może… nie są tak małe jak Eiri, ale ja nie mam za to jej wspaniałej figury. Z drugiej strony do koleżanki S-Syamai też mi daleko, więc wcale nie mam aż takiego balastu…

– Mówiłaś coś o mnie, Igarashi?

– Hm, nie… Nic takiego! Taki wyrostek jak ja nie może się z tobą w ogóle równać, jeśli chodzi o figurę i piersi… E? Eeeeeeeeeee?! Sz-sz-sz-sz-sz-szyama! Co ty tu robiiiiiisz?! – Siedząca na ziemi i łapiąca oddech Maina, słysząc nagle głos Syamai, dochodzący zza jej pleców, obróciła się, po czym szybko uciekła i ukryła za plecami Eiri.

– …?!

– …?!

– …?!

Poziom napięcia w grupie Kyousuke wyskoczył ponad niebiosa, podczas gdy Syamaya jak zawsze była spokojna niczym tafla jeziora w bezchmurny dzień.

– Ufufu. Księżyc pięknie dziś wygląda.

Stała tam po prostu w swoim szkolnym mundurku oraz z plecakiem zarzuconym na plecy. Z uśmiechem wymalowanym na pięknej twarzy przytrzymywała swoje długie włosy i patrzyła w górę na zawieszony pośród mrocznego nieba księżyc. Gdyby widok ten uwieczniono na płótnie, wyszedłby naprawdę przecudny obraz.

– Syamaya…

Słysząc, jak Kyousuke wypowiada jej imię, uśmiechnęła się jeszcze promienniej.

– Dobry wieczór, Kyousuke Kamiya, Eiri Akabane, Renko Hikawa. Tobie też… Maino Igarashi. Naprawdę mnie zaskoczyło, że wydostanie się z Morza Drzew i dotarcie tutaj zajęło wam tak mało czasu. Musieliście po drodze przejść prawdziwe piekło.

Po przejechaniu wzrokiem po grupce Kyousuke Syamaya położyła dłoń na piersi w typowym dla niej geście ulgi. Jednak coś było nie tak…

Czemu Syamaya jest sama?

– Nauczyciele i inni członkowie komitetu dyscyplinarnego są gdzieś w pobliżu?

– Nie. – Syamaya pokręciła głową. – Członkowie komitetu dyscyplinarnego rozeszli się po poinformowaniu grup o ich ostatnim zadaniu, więc żadnego z nich tu pewnie nie ma. Nauczyciele powinni już do tej pory dotrzeć do szkoły i rozkoszować się chwilą odpoczynku.

– Więc czemu tu jesteś? – Eiri zadała pytanie, które cały czas chodziło Kyousuke po głowie.

Syamaya przeszyła ją wzrokiem, a następnie, spoglądając w dół, powiedziała:

– Kocham naturę. Zwłaszcza spacery nocą, a księżyc dziś tak pięknie wygląda. Wracałam do szkoły powoli, ponieważ chciałam nacieszyć się tym widokiem, a na was wpadłam przypadkiem. Ufufu. Tak… Całkowicie przypadkowo. – Mówiąc to, przyłożyła dłoń do dolnej wargi, przechyliła głowę na bok i uśmiechnęła się przyjacielsko, jednak było wyraźnie widać, że chciała oszukać grupę Kyousuke. – Tylko… Moim zdaniem to nie przypadek, lecz przeznaczenie. Czemu? Wszystkie spotkania są dziełem przeznaczenia. Pokazać wam skrót do czyśćca w ramach nagrody za to, że opuściliście Morze Drzew jako pierwsi? Ufufu. Po powrocie do szkoły nie będziemy mieli za wiele okazji, aby się ze sobą spotkać, dlatego pozwólcie mi nacieszyć się waszym towarzystwem przynajmniej podczas tego spaceru. Naprawdę was wszystkich polubiłam i pragnę poznać was o wiele lepiej… bardzo, bardzo dogłębnie.

Uśmiechnęła się, a w jej oczach pojawił się zabójczy blask, któremu nie można było odmówić.


× × ×


– Pobiegnijmy razem w stronę księżyca! Gotowi? Ruszamy!

Syamaya pobiegła ścieżką oświetloną księżycowym światłem przebijającym się przez liście, jednak nikt za nią nie podążył – patrzyli tylko, jak jej sylwetka niknie w oddali.

– Co to, u licha, ma być? Co za utrapienie.

– Musimy z nią wracać?

– Auauaua. Będzie dobrze… prawda? Nic się nie stanie, co?

Szooko. – Nie. Mam całkowitą pewność, że dopóki jest z nami członkini komitetu dyscyplinarnego, Kyousuke nie zrobi nam nic zboczonego.

W ten sposób zostali zmuszeni do zaakceptowania propozycji Syamai i pokonywania gór pod jej przewodnictwem.

Kyousuke nareszcie mógł odpocząć od męczących docinek Renko. Teraz jednak musiał bez przerwy mieć się na baczności, ponieważ nie wiedział, co knuje Syamaya. Ta niepewność doprowadzała go na kres wytrzymałości psychicznej, a poza tym…

– No wiecie?! Co wy tam robicie?! Biegnijcie bliżej mnie. Nie mówcie, że chcecie się poddać, bo się trochę spociliście! Pokażcie więcej energii! – Syamaya odwróciła się w stronę podążającej za nią grupy i krzyknęła, unosząc pięść w górę.

Kyousuke zaczął się zastanawiać, czemu jest taka podekscytowana.

– Koleżanko… Czemu tak tryskasz energią?

Syamaya, uśmiechając się serdecznie, odpowiedziała na pytanie zmęczonego chłopaka:

– Ufufu. Czy to nie oczywiste? Z powodu naszego nieoczekiwanego spotkania! Zakład Otwarty to bardzo rzadka możliwość, aby starsi uczniowie złapali kontakt i zawiązali więzi z młodszymi kolegami… Dlatego kiedy już natrafi nam się taka okazja, musimy dać z siebie, ile tylko możemy!

– Aha… - Kyousuke uderzyła energia i szczerość, jakie ją przepełniały.

Syamaya pokiwała głową.

– W rzeczy samej. Jest tak wiele tematów , które z nimi, a zwłaszcza z waszą czwórką… chcę omówić. Dla przykładu… - Syamaya położyła palec wskazujący na policzku, spojrzała w niebo i w zamyśleniu otworzyła usta, przez co dało się dostrzec jej śnieżnobiałe zęby i różowe dziąsła. – Jakim typem morderców jesteście? – spytała po chwili, a następnie przejechała wzrokiem po twarzach reszty grupy, zamknęła oczy, położyła dłoń na policzku i powiedziała cicho:

– Ja mam w tym sporo doświadczenia. Używałam już wielu metod zabijania, mordowałam wiele różnych typów ofiar, w naprawdę przeróżnych miejscach… Jedynie mój motyw pozostawał ten sam. Wiecie, co mną kierowało? Dlaczego popełniłam te wszystkie morderstwa? Ufufu. To naprawdę proste. – Krótka przerwa. – Ponieważ to kocham.

Uśmiechnęła się entuzjastycznie, a jej oczy zalśniły jasnym blaskiem. Wyjaśnienie było tak krótkie, że przez chwilę nikt nie mógł go zrozumieć.

– E? Co? K-Kochasz? – wyrzuciła z siebie zszokowana do głębi Eiri.

Syamaya pokiwała głową, a potem powoli odpowiedziała:

– W rzeczy samej. Wszyscy macie jakieś zainteresowania, które potrafią pochłonąć was bez reszty, prawda? Czytanie, muzyka, rysowanie, sporty, gotowanie, romansowanie… W moim przypadku jest to zabijanie. Robię to, ponieważ to kocham. Po prostu, nie ma żadnego drugiego dna. Istnieje tak wiele metod, ofiar i miejsc, w jakich mogę zabić, że mogę swobodnie wybierać, czego akurat chcę doświadczyć. Dla przykładu…

Syamaya opisała po kolei wszystkie mordy, jakich dopuściła się do tej pory.

Przy użyciu noża kuchennego, szpikulca do lodu, kija golfowego, nożyczek, butelek wina, wstążek, kwasu solnego, cegieł, strzelb, wierteł, benzyny, wanny, kwasu siarkowego, elektrycznej gitary, piły łańcuchowej, łyżki, zachodniego łuku, japońskiego miecza, noża, gołymi rękoma… Opowiadała, jak zabijała ludzi jednego po drugim.

Opisując to wszystko, poruszała się i gestykulowała rękoma, jakby coś ją opętało.

– Weźmy za przykład czytanie. Po skończeniu jakiejś książki chcesz od razu zabrać się za następną, prawda? Pragniesz pochłonąć inną opowieść w tym samym stylu, a także poznać zupełnie nowe… Nie znajdziesz jednak nikogo, nawet największego bibliofila, który czytałby bez przerwy jedną i tę samą książkę. Podobnie było ze mną; po moim pierwszym doświadczeniu w zabijaniu chciałam doświadczyć innych jego metod. Zadźganie, wykrwawienie, powieszenie, otrucie, zastrzelenie, zmiażdżenie, utopienie, podpalenie żywcem… Albo używanie tej samej metody co wcześniej, ale na zupełnie innym typie osoby. Inny wiek, praca, narodowość, poglądy czy wyznawana religia… Szukałam szczęścia na wszystkie możliwe sposoby! Ufufu. Nazwano mnie Morderczą Księżniczką, ponieważ pomimo użycia tylu metod i zabicia tylu ludz, w tylu różnych miejscach cały czas kierował mną ten sam powód. Z tego też powodu nie mogę w ogóle zrozumieć ludzi, którzy zabijają w ogóle tego nie lubiąc. A co z wami? Dlaczego zostaliście mordercami? – pytając, z ciekawością spojrzała na Kyousuke.

W tym momencie Syamaya nie różniła się niczym od bibliofila niemogącego przestać mówić o książkach, z tym że jej obsesją nie była literatura, a mordowanie.

Dziewczyna ponad wszystko kochająca zabijać mówiła pełnym ekscytacji głosem:

– Kamiya, ty zabiłeś dwanaście osób, prawda? Dlaczego? Dla własnej uciechy, jak sądzę? Gdyby to cię nie uszczęśliwiło, nie zabiłbyś aż dwunastu, prawda? W dodatku wszystkich naraz. Czegoś takiego jeszcze nie doświadczyłam. Bardzo mnie to zainteresowało… Mógłbyś opowiedzieć o tym ze szczegółami?

Będący obiektem wiercącego spojrzenia dziewczyny, która zbliżyła swoją twarz dosłownie na parę centymetrów od niego, Kyousuke wydukał:

– Z… Ze szczegółami… Tak?

– Tak, najdrobniejszymi. Chcę cię lepiej poznać…

– Nie dotykaj go.

Stojąca z boku Eiri, której oczy dosłownie płonęły z gniewu, złapała dłoń Syamai zmierzającą w stronę policzka Kyousuke.

– Nie dotykaj Kyousuke.

– …

Syamaya, zszokowana tą nagłą wrogością, spojrzała na Eiri zaskoczonym wzrokiem. Po chwili jednak zmrużyła oczy i się uśmiechnęła.

– Ojoj. Ufufu. Przepraszam? Skoro o nim mowa, ty też, Akabane, wydajesz się zainteresowana Kamiyą. W sumie twoja osoba także mnie intryguje, morderczyni sześciu. Dla przykładu skąd bierze się twoje agresywne zachowanie albo to, że w ogóle się mnie nie boisz, chociaż zabiłam dwadzieścia jeden osób. Po raz pierwszy inni uczniowie tak mnie zaakceptowali, wiesz? Ufufufu. – Syamaya uśmiechnęła się uwodząco.

Eiri uniosła brwi, zaskoczona tym, że dziewczynę otaczało tak wielu tchórzy.

– He? C-Co takiego… Wszyscy w twoim otoczeniu są aż tak żałośni?

Syamaya, słysząc obraźliwe słowa Eiri, pokiwała jedynie głową. Potem spojrzała na tamtą i powiedziała:

– Pierwszego dnia szkoły, tuż po osadzeniu mnie tutaj, usłyszałam od mojej wychowawczyni, pani Kurumii, że w tym poprawczaku są sami mordercy. Wtedy z podekscytowania moje serce zaczęło bić jak szalone. W końcu mogłam znaleźć osoby o takim samym hobby i zainteresowaniach co ja. Byłam bardzo szczęśliwa na myśl, że będę mogła rozmawiać swobodnie o morderstwach, czyli poruszać temat tabu z zewnętrznego świata. Słuchałam uważnie, jak moi koledzy jeden po drugim się przedstawiali, i z niecierpliwością czekałam na moją kolej. A kiedy ona przyszła… Byłam tak szczęśliwa, że nie mogłam nad sobą zapanować. Mówiłam, jak bardzo kocham zabijać, jakie to wspaniałe, opowiedziałam o wszystkich zamordowanych osobach, narzędziach zbrodni, w jakich okolicznościach zostały użyte, w jaki sposób zabijałam, jak się wtedy czułam, jak wyglądały ostatnie chwile moich ofiar… Wyrzuciłam z siebie wszystko, co tyle czasu zalegało mi na sercu, razem z moimi szczerymi uczuciami! I wiesz, co się stało? – Mimo promiennego uśmiechu na twarzy jej głos nagle znacznie osłabł, jakby ponownie przeżywała smutek z tamtej chwili. – Wszystkich ich zmroziło. Strach, zaskoczenie, wymioty… Nie było podziwu i zrozumienia, na jakie liczyłam. Później w desperacji podeszłam do dziewczyny, która przedstawiła się tuż przede mną, bo stwierdziła wtedy, że „zabijanie jest szczęściem” i odczuwa je jedynie przy mordowaniu. Sądziłam, że dzieli moją radość z zabijania, więc wyciągnęłam ją w inne miejsce, jednak… – Głos Syamai osłabł jeszcze bardziej, a jej twarz zaczęła wyrażać cierpienie i zawiedzenie. – Kiedy byłyśmy już same, jej zachowanie nagle się zmieniło. Zaczęła szlochać i przepraszać. Powiedziała… Powiedziała, że jedynie blefowała, aby uczynić się wyjątkową w tej pełnej morderców szkole. Przeżyłam wtedy prawdziwy szok, a kiedy już się pozbierałam, chciałam ją zabić! Jednak zanim mogłam cokolwiek zrobić, pani Kurumiya zręcznie obezwładniła mnie swoją rurą. Ufufu…

– …

– …

– …

Wszyscy bez słowa wlepiali spojrzenia w śmiejącą się sucho Syamayę.

Z pewnością nie pożyłbym za długo, gdybym był wtedy w jej klasie. Mimo że uważa się za „odrodzoną”…

– Od tamtej pory pasja zabijania, wcześniej tak mocno płonąca w moim sercu, zaczęła słabnąć. Co prawda, parę osób próbowało się do mnie zbliżyć, ale krótka zabawa z nimi ujawniała ich słabości i prawdziwe twarze, co strasznie mnie zawodziło. Za każdym razem, kiedy poddawano mnie dyscyplinowaniu, czułam, jak coś we mnie umierało, i pogrążałam się w coraz większej depresji. Tak oto moja pasja do zabijania całkowicie zanikła… - Po chwili szeptem dodała: - Sądziłam, że całkowicie zniknęła.

Krzyżując ręce za plecami, powoli rozejrzała się dookoła, a potem po kolei spojrzała na Kyousuke, Eiri, Mainę i Renko.

– Jednak najwyraźniej ja… myliłam się co do jednej rzeczy. Nie straciłam chęci zabijania, ale wartościowe cele. Jak bibliofil, który nie może odnaleźć książki, jaką chciałby przeczytać. Po prostu nie spotkałam celu, który rozbudziłby we mnie chęć zabicia go, chęć ujrzenia jego ostatnich chwil.

– …?!

– …?!

– …?!

Po usłyszeniu słów Syamai napięcie w grupie Kyousuke wystrzeliło aż pod sufit; jedynie Renko się zaśmiała, a potem spokojnym głosem spytała:

– Innymi słowy, chodzi ci o to, że planujesz zabić nas wszystkich?

Syamaya nagle się zatrzymała.

Atmosfera zrobiła się tak gęsta, że można było kroić ją nożem.

– Hikawa, to było niemiłe. Planować zabić was wszystkich? – Syamaya, stojąca plecami do Renko, zaśmiała się głośno. – Ja nie planuję, ja zabiję was wszystkich. To w końcu najkrótsza droga prowadząca do czyśćca – wyszeptała i w tej samej chwili…

Jej prawa ręka powędrowała w stronę Renko.

Syamaya trzymała w niej trzydziestocentymetrową maczetę, której ostrze zalśniło odbitym światłem księżyca.- Cholera. Renko, zrób unik!

Kiedy ta usłyszała, że Kyousuke zaczął coś do niej mówić, odwróciła się w jego stronę z pytającym „Hmmm?”; w tej samej chwili maczeta dosięgnęła celu.

W ataku Syamai nie było widać nawet śladu zawahania; wykorzystując wagę ostrza, wyprowadziła cios mogący z łatwością rozłupać ludzką czaszkę.

Rozległ się głośny brzdęk, Renko upadła na bok, a z prawej strony jej głowy zaczęła wypływać krew. Leżała na ziemi bez najdrobniejszego ruchu, zupełnie jakby była martwa.


× × ×


– Oj, Hikawa, czyżbyś już umarła? – spytała Syamaya, jednocześnie odrzucając ciążący jej plecak. Spojrzała z ciekawością na maskę niewydającej żadnych dźwięków Renko, której srebrne włosy powoli zabarwiały się na czerwono, a następnie chwyciła obiema rękami maczetę,. Ponownie uniosła ją w powietrze i cisnęła w dół, wkładając całą swoją siłę w cięcie oraz wrzeszcząc: – Jeszcze nie słyszałam twojego krzyku, wiesz? Pobudka!

Brzdęk!

Renko, na włosach której pojawił się drugi czerwony kosmyk, nie poruszyła się nawet o centymetr.

Syamaya stanęła na jej ramieniu, wyciągnęła wbitą w głowę dziewczyny maczetę i przyglądając się zakrytemu przez włosy miejscu trafienia, powiedziała:

– Oj? Czyżby naprawdę umarła? Cóż, w końcu trafiłam ją w punkt witalny. Z drugiej strony to uczucie jest trochę dziwne… Ludzka czaszka jest taka twarda? Tak długo tego nie robiłam, że chyba już trochę przyrdzewiałam. Ale to naprawdę niezwykłe. Żeby odzyskać formę, chyba będę musiała pociąć ją w kilku innych miejscach i rozczłonkować ciało…

– A... aa…. Aaa…

– Hmm?

Kiedy Syamaya uniosła maczetę, usłyszała jakiś dźwięk. Powoli odwróciła głowę w kierunku jego źródła, po czym zmrużyła oczy.

– No tak, tak się podekscytowałam, że kompletnie wyleciało mi z głowy. Przecież mam dziś o wiele więcej zdobyczy. Po raz pierwszy będę mogła zabić naraz aż tyle osób… Serce chyba zaraz wyskoczy mi z piersi. Ufufu. Zobaczmy, jak będziesz wyglądać w swoich ostatnich chwilach. Chcę usłyszeć twój ostatni krzyk, Igarashi!

– Iaaa!

Maina, przerażona brzmieniem śmiechu Syamai, upadła na tyłek.

Przewodnicząca komitetu dyscyplinarnego powoli ruszyła w stronę trzęsącej się dziewczyny. Krew na trzymanej przez nią opuszczonej już maczecie spływała na czubek ostrza, a potem kropla po kropli spadała na ziemię.

– Aaaa… Rencia… Rencia…

Spojrzenie płaczącej Mainy zaczęło wędrować pomiędzy zakrwawioną bronią a leżącą na ziemi i niedającą oznak życia Renko. Wystraszona dziewczyna po chwili wybuchła płaczem.

Twarz Syamai wykrzywiła się w ekstazie.

– Chcesz kontynuować tę farsę aż do samego końca, szmato? Zasłużyłaś sobie na to. Przestań w końcu grać i pokaż mi swoje prawdziwe kolory.

– C-Co? Farsa… Prawdziwe kolory… G-Gra?

– Tak, gra. Mimo ograniczonych horyzontów uważasz się za całkiem sprytną… Weźmy dla przykładu gotowanie w plenerze. Wielokrotnie próbowałaś mnie zabić i udawałaś, że to był jedynie wypadek! No i to nieumyślne doprawienie jedzenia… Całe twoje zachowanie było zwykłą grą. - Syamaya położyła dłoń na opatrunku policzka.

Maina, patrząc na nią, pokręciła głową.

– Co? Ni… N-N-N-N-Nie! J-Ja gotowałam normalnie… Ja… Nie miałam zamiaru cię zabić, koleżanko. To był jedynie…

– Tylko tę rolę opanowałaś? Zamiast wykrzyczeć „Eeeee?!” znowu odgrywasz to samo. Cóż, nieważne. W obliczu śmierci nawet najbardziej honorowy dżentelmen odrzuci swoje zasady, żeby błagać na kolanach, największa dama będzie rzucać mięsem z miną, jakby opętał ją jakiś demon, a byle jaki frywolny dowcipniś zaakceptuje swój los, nie rzucając żadnego tekstu… Szczerze wierzę, że mając przed oczami swój koniec, ludzie ujawniają swoją prawdziwą naturę. Strach i cierpienie zrywa z nich te maski, odsłania na światło dzienne mroki skrywane w sercu. To jeden z cudów zabijania. – Dlatego Syamaya… – Ach, tak bardzo chciałam spróbować ich zabić… i móc zobaczyć ich prawdziwe twarze. Tak nie dawało mi to spokoju, że pobiegłam szybko i ich po prostu zabiłam. Okazało się, że to było… To było wspaniałe! Widząc mnie całą zalaną krwią ze sztyletem w ręku, ojciec powtarzał cały czas „kocham cię”. W ramach nagrody za otworzenie przede mną swojego serca pomogłam mu zrobić to dosłownie! Mama obejmowała mnie przy tym, cały czas płacząc, i wiele, wiele razy powtarzała przy tym moje imię. Czułam bijącą od niej tak wielką miłość, że udusiłam ją z taką samą siłą. Po tym, jak przekonałam się, jak bardzo mnie kochali, poczułam tak wielką radość… Byłam taka szczęśliwa, że tego nie da się opisać słowami!

– …

– …

– …

Syamaya opisywała swoją tragiczną przeszłość z taką pełną zachwytu miną, że grupie Kyousuke całkowicie odebrało mowę.

Ona naprawdę jest… psychopatką.

Pchana chęcią lepszego poznania innej osoby posunie się nawet do okrutnego zamordowania jej, byle tylko móc ją zrozumieć.

Zarówno jej zainteresowania, jak i uczucia były powiązane z zabijaniem . Dlatego właśnie pozbawiła życia swoich rodziców, a teraz zamierzała posłać na tamtą stronę także grupę Kyousuke…

– Ufufu. Igarashi, pozwól mi się upewnić. Sprawdzić, jaka jesteś naprawdę… w swoich ostatnich chwilach! W ramach nagrody za to, że prawie udało ci się mnie zabić, potnę cię na miliony kawałeczków. – Syamaya skierowała ostrze swojej broni w stronę bladej jak ściana twarzy Mainy. Oczy nacierającej przepełniała żądza krwi, a maczeta w jej rękach nawet nie drgnęła, co oznaczało, że musiała trzymać ją niewiarygodnie mocno.

Maina w akcie rezygnacji zamknęła oczy, pochyliła głowę i krzyknęła: - Aaaaaaa!

Kiedy już Syamaya miała zatopić w niej ostrze swojej broni…

– Co ty wyprawiasz? - Niski głos.

– He?

Zanim przewodnicząca zdążyła się obejrzeć…

– Co ty wyprawiasz, szmato?! – Usłyszała ten przepełniony emocjami krzyk i otrzymała niewiarygodnie szybkie kopnięcie w bok twarzy.

– He?!

Uderzenie było tak silne, że się zachwiała i wypuściła maczetę z ręki. Kiedy słaniała się na nogach, napastnik wyprowadził cios z barku i powalił ją na ziemię. Eiri siadła na niej, unieruchomiła ją, wyciągnęła nóż, przyłożyła go do szyi Syamai i wysyczała łamiącym się głosem:

– Jak śmiałaś… Jak śmiałaś… Zabić Renko!

Zaskoczona Syamaya popatrzyła jej w oczy.

– T-Ty… ukrywałaś broń…

– Dlaczego?

– Co?

– Czemu zabiłaś Renko?! Nie należysz do komitetu dyscyplinarnego?! Nie przeszłaś już resocjalizacji?! Powiedziałaś… że mimo zezwolenia na dyscyplinowanie nigdy nas nie ukażesz...

– Tak. Nie mam zamiaru was dyscyplinować. W czym problem? – Syamaya po przerwaniu Eiri zaczęła wyjaśniać jakby od niechcenia: - Nigdy bym nie używała zbędnej przemocy w stosunku do moich celów. Nie lubię przemocy, wiesz? Używanie siły jako forma dyscypliny… jakąś tam karą cielesną nie da się nikogo zabić. Nigdy bym się do tego nie posunęła! Gdyby poproszono mnie o ukaranie cię… straciłabym nad sobą panowanie i od razu zabiła, a takie otwarte mordowanie nie przystoi przewodniczącej komitetu dyscyplinarnego, prawda?

Słysząc te słowa, Eiri zagryzła wargę.

– Co…? Jaka niby resocjalizacja?! Ani o jotę się nie zmieniłaś!

Jakby urażona tymi oskarżeniami Syamaya zamknęła oczy i się uśmiechnęła.

– Wrócić do normalności. Stanu, w którym nie czerpałabym przyjemności z zabijania… Masz rację, pod tym względem się nie zmieniłam. Mimo to, Akabane… czy jednym z celów resocjalizacji nie jest naprawianie jednostek, aby ponownie nadawały się do użycia?

– Co…

– Co…

Eiri otworzyła szeroko oczy po zdaniu sobie sprawy, że w wypowiedzi Syamai był pewien podtekst. „Naprawianie jednostek, aby ponownie nadawały się do użycia”. Doskonale znała prawdziwy cel istnienia tej szkoły, więc w żaden sposób nie mogła puścić tych słów koło ucha.

Widząc, jak Eiri i Kyousuke zareagowali na jej słowa, Syamaya przestała się uśmiechać.

– Och, to wy wiecie? Tak sprawne ukrywanie broni w tej szkole, umiejętności i siła wymagane do obezwładnienia mnie… Nie jesteś amatorką. Akabane, czyżbyś była już „w zawodzie”?

– …

Eiri nie odpowiedziała na jej pytania; zamiast tego sama spytała:

– To… ty wiesz?

Kyousuke i Eiri znali prawdziwe przeznaczenie Zakładu Poprawczego Czyściec. Placówka z pozoru zajmująca się resocjalizacją tak naprawdę szkoliła osadzonych na zawodowych morderców. Sądząc po zachowaniu Syamai, ta bez wątpienia także o tym wiedziała. Nie odpowiedziała jednak na zadane jej pytanie.

– Czemu pytasz? Co prawda, wciąż jestem w szoku, że znacie prawdę… No cóż, niech będzie, mogę wam powiedzieć. Wiecie, dlaczego jedynie uczniowie z pierwszego roku są izolowani? – spytała, spoglądając na Mainę.

Jako że ta nie znała prawdziwego przeznaczenia tamtej placówki, zrobiła minę jak w komiksie, kiedy nad głową postaci pojawia się wielki pytajnik, i odpowiedziała ze strachem:

– Bo… pewnie… eee… Pierwszoklasiści jeszcze nie poprawili swojego zachowania… i są niebezpieczni…

– Nie. W porównaniu z nimi zarówno drugo-, jak i trzecioklasiści stanowią o wiele większe zagrożenie, a także są o wiele straszniejsi. Wiesz czemu? To bardzo proste… - Syamaya z uśmiechem na twarzy odrzuciła odpowiedź Mainy i spojrzała na Kyousuke, który wciąż nie otrząsnął się po śmierci Renko i stał w miejscu jak słup soli. – Ponieważ ich tok nauczania jest inny. Na pierwszym roku nauczyciele mają naprostować pokręcone osobowości uczniów, jednocześnie podnosząc ich sprawność fizyczną poprzez prace karne, wykonywane dwa razy dziennie. Dzięki trzymaniu was krótko i takim „obozom hartującym” jak ten Zakład Otwarty wasze ciała oraz umysły przechodzić mają odpowiedni trening. Kiedy już to się zakończy, czyli na drugim roku, rozpocznie się wasz trening na zawodowych morderców! Po dwóch latach nauki „technik zabijania” nie pozwolą wam wrócić do społeczeństwa, wyślą was do świata w jego cieniu, gdzie będziecie mogli rozwinąć skrzydła w zabijaniu, już jako profesjonaliści!

– …?!

– …?!

Syamaya wyjawiła szokującą prawdę.

– Co? M-Mordercy… Świat w cieniu? Co to?

– …

– …

Zdziwienie Mainy było oczywiste, ponieważ usłyszała o tym po raz pierwszy, jednak nawet Kyousuke ledwie zdołał ukryć szok wywołany słowami przewodniczącej.

Uczyć zabijania jeszcze w szkole… W głowie się nie mieści.

W końcu warunkiem powrotu do społeczeństwa, jaki postawiła mu Kurumiya, było przetrwanie trzech lat szkoły bez zabicia kogokolwiek, jednak biorąc pod uwagę to wyznanie…

– Hmm? Nauka zabijania zaczyna się od drugiego roku? Naprawdę pozwalają kogoś zamordować? Dla przykładu w ramach ćwiczeń praktycznych? – Eiri zadała to pytanie, prawdopodobnie wiedząc, jakie wątpliwości targały w tym momencie Kyousuke.

W końcu gdyby takie zajęcia istniały, ukończenie szkoły „bez zabicia kogokolwiek” stałoby się po prostu niemożliwe.

– Zajęcia praktyczne… Nie ma takich lekcji. To jedynie sam trening. Chcąc zmienić amatorów w zawodowych zabójców, uczą nas jedynie technik zabijania. Skoro o mordowaniu mowa, przecież i tak wszyscy na pierwszym roku zrobili to przed osadzeniem tutaj. Poza tym uczycie się cały czas jak w normalnej szkole, prawda?

– …

– …

– …

Kyousuke westchnął z ulgą po usłyszeniu słów Syamai. Podobnie zresztą jak niemogąca zabić Eiri i Maina, która zrobiła to przypadkiem.

W tym momencie aura otaczająca Syamayę się zmieniła. Przewodnicząca wlepiła przepełnione mrokiem spojrzenie w siedzącą na niej dziewczynę i powiedziała:

– Teraz moja kolej na zadawanie pytań. Jak już powiedziałam, przeznaczeniem tej szkoły jest szkolenie osób skazanych za zabójstwo na zawodowych morderców. Zastanawiam się jednak, co robi tu ktoś taki jak ty, Akabane.

– Hmm.

Już pierwsze pytanie trafiło Eiri w czuły punkt i nie mogła wydusić z siebie odpowiedzi, a Syamaya nie przestawała jej wypytywać.

– Skoro jesteś zawodowcem, dlaczego wysłano cię do ośrodka szkolącego amatorów? Przecież powinnaś posiadać już wszystkie niezbędne umiejętności. Mimo to… Dlaczego? Nauczyciele też powinni zauważyć…

– Milcz – zagroziła Eiri, przyciskając mocniej nóż do szyi Syamai.

– Rozumiesz swoją sytuację? Po prostu odpowiedz na pytanie. Jeden zbędny komentarz i zabiję cię na miejscu. Tym nożem jestem w stanie rozpłatać całą twoją szyję pojedynczym cięciem.

– …

Syamaya, widząc żądzę krwi wylewającą się ze spojrzenia Eiri, zamilkła. Po chwili jednak spojrzała w pełne gniewu, rdzawoczerwone oczy dziewczyny i powiedziała:

– Ach, już rozumiem. - Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. – To dlatego twoja broń była tak dobrze ukryta. Nie chciałaś nawet całkowicie jej ukryć, po prostu ją ignorowano… Ufufu. Rozumiem, rozumiem. Już wszystko rozumiem. Ufufufufu.

– …?!

Na widok uśmiechu Syamai Eiri zesztywniała i docisnęła nóż jeszcze mocniej do gardła tamtej dziewczyny. Spod ostrza wypłynęła krew, mimo to przewodnicząca komitetu dyscyplinarnego nie zamilkła.

– Rozumiem. Niby jak nauczyciele mogli nie zauważyć nawet najlepiej ukrytej broni? Musieli po prostu uznać, że jej właściciel nie stanowi żadnego zagrożenia. „W tej szkole nie wolno dawać wiary temu, co inni o sobie mówią”… Doprawdy, jakie to trafne.

– Milcz.

– Według paru osób z klasy A podczas przedstawiania się na początku roku stwierdziłaś, że zabiłaś sześć osób, ale, Akabane, ty…

– Kazałam ci zamilknąć! – Eiri, krzycząc, miała już przycisnąć nóż do szyi Syamai z całą swoją siłą… ale nie zrobiła tego. Jej ręka zaczęła się trząść, a wzrok błądzić.

Po zauważeniu tej reakcji na twarz Syamai zawitał szeroki, pełen szaleństwa uśmiech.

– Nie jesteś w stanie odebrać życia. Może kiedyś już to zrobiłaś, ale obecnie nie jesteś do tego zdolna. Jako osoba chcąca zabijać wyraźnie widzę w twoim spojrzeniu całkowity brak chęci mordowania… Nie zabijesz mnie!

W tym momencie Syamaya wyprowadziła nieskrępowaną lewą ręką cios w stronę szyi Eiri.

– Khhhh.

Eiri zrobiła poważną minę i uniknęła ataku, odchylając głowę do tyłu. Następny cios był skierowany w jej żebra. Dziewczyna uniknęła go, zeskakując z Syamai.

– Pozwól mi cię zabić! – krzyknęła przewodnicząca komitetu, podnosząc prawą ręką maczetę, którą wcześniej upuściła.

– Pokażę ci, jak pracują przykładowi mordercy!

– Tcz!

Eiri po uniknięciu cięcia dosłownie o grubość włosa straciła całe swoje wcześniejsze opanowanie; nie była w stanie już dłużej skrywać swoich emocji. Przytłoczona wigorem płynącym od Syamai i potokiem wyprowadzanych w jej stronę cięć, jednego po drugim bez chwili przerwy między nimi, zaczęła się cofać.

– Chodź, chodź, chodź, chodź, pozwól się zabić! Szybko, szybko, szybko, szybko, szybko! Pozwól się zabić! Chcę zobaczyć, jak płaczesz w swoich ostatnich chwilach!

– Khh… Ty lunatyczko…

Mimo że cięcia wydawały się celować w losowe miejsca, tak naprawdę każde z nich wymierzone było prosto w punkt witalny. Eiri dawała radę uniknąć ich wszystkich, chociaż dosłownie o centymetry. Czasem musiała wygiąć całe swoje ciało, czasem wystarczyło jedynie przechylić głowę; kilka zablokowała nożem, niektóre jednak zmuszały ją do przewrotu w tył i skoków w górę.

– Aaa!

W pewnym momencie upadła na ziemię, ponieważ za bardzo skupiła się na unikaniu cięć, a za mało na otoczeniu. Coś takiego byłoby po prostu nie do pomyślenia, gdyby zachowywała spokój jak zawsze.

– Tcz!

Chociaż spróbowała podnieść nóż, który wypadł z jej ręki, Syamaya szybko podbiegła do niej i go kopnęła, a potem spojrzała na bezbronną Eiri, mówiąc:

– Ufufu, przepraszam, Akabane. Widzisz, aby dostać się do komitetu dyscyplinarnego, nie wystarczy być jedynie uzdolnionym, trzeba mieć także doskonałe stopnie. Oczywiście chodzi mi o te z technik zabijania. A ja jako przewodnicząca znajduję się ponad wami wszystkimi. Nawet ty, która przeszłaś już trening, nie możesz się ze mną równać. – Syamaya przyglądała się dalej leżącej Eiri. – Mimo to… Wyglądasz tak słodko! Dlatego postanowiłam zabić cię powoli, w naprawdę delikatny sposób. Ciekawe, jaką zrobisz minę, kiedy już nadejdzie ten moment. Jaki dźwięk wtedy wydasz? Co takiego wyrzucisz ze swojego serca? Ach, nie mogę się już doczekać! Gdzie mam zacząć? Palce, ręce, stopy, łydki, uda, pośladki, brzuch, ramiona, dolna szczęka, usta, twarz, uszy, nos, oczy… Serce powinnam zostawić na sam koniec, prawda? Ufufu. Ach, masz naprawdę wspaniałe ciało. Zanim je potnę, będę musiała się nim trochę pobawić! Ha… Hahahaha.

– Aaaa! – Z ust Eiri wydobył się cichy krzyk, kiedy Syamaya pożerała ją spojrzeniem. Przyparta do muru dziewczyna zrobiła przerażoną minę, a w kącikach jej oczu zaczęły zbierać się łzy.

Nie uszło to spojrzeniu przekrwionych oczu Syamai, która zaczęła przez to jeszcze bardziej świrować.

– A-A-A-A-A-A-A cóż to?! Jaka słodka… To takie słodkie! Hahaha… Teraz naprawdę… muszę cię zabić. Muszę się z tobą podroczyć! Zanim zaczniesz krzyczeć z bólu, sprawię, że wydasz z siebie wiele innych dźwięków… Hahaha. Nie, nie z cierpienia, tylko… Nie! Nie mogę! Moje serce należy jedynie do pani Kurumii… Ale jesteś taka słodka… Aż nie do wytrzymania!

– Nie…!

– Przestań, szmato!

Kyousuke krzyknął, jakby chciał wyrzucić tym z siebie cały szok po śmierci Renko oraz strach przed Syamayą, a potem ruszył biegiem w stronę dziewczyn i rzucił się na przewodniczącą komitetu dyscyplinarnego.

Ta na początku zaskoczona krzyknęła: - Nie wchodź mi w drogę! – A następnie wyprowadziła w jego stronę błyskawiczne cięcie swoją zakrwawioną maczetą.

– Oaaaa!

Chłopak uniknął jednak ostrza, uderzając w nie od dołu lewą ręką.

– Co…?! - Syamayę zaskoczyły jego nadzwyczajne refleks i odwaga.

Kyousuke wykorzystał moment, w którym się zachwiała. Zacisnął mocniej pięści, a potem wyprowadził cios w jej stronę, jednak…

– Nie lekceważ mnie!

Syamaya uniknęła trafienia, robiąc zręczny obrót i chowając maczetę za plecy, a potem wyprowadziła nią poziome cięcie.

– Waaa.

Kyousuke odruchowo przykucnął, dzięki czemu ostrze minęło go tuż nad głową; innymi słowy, mierzyło prosto w jego szyję. Szybko się uspokoił i kiedy tylko maczeta go minęła, wystrzelił przed siebie, wyprowadzając cios.

– …?!

Jednak uderzenie nie dosięgnęło celu, chociaż przeciwniczka Kyousuke ledwie uniknęła trafienia.

Dzięki tej wymianie ciosów Syamaya zdała sobie sprawę z potencjału drzemiącego w chłopaku i zwiększyła dzielący ich dystans – o całe trzy metry.

Zaczęli krążyć wokół siebie.

Przewodnicząca komitetu dyscyplinarnego, uważnie wpatrując się w Kyousuke, chwyciła mocniej rękojeść maczety, uspokoiła oddech i spytała:

– Ty… Czym ty jesteś? Twoje ataki to totalna amatorszczyzna, ale mają niewiarygodną siłę. Już nawet pomijając fizyczne możliwości, twój refleks jest wręcz przerażający. Czyżbyś do tego przywykł? Od dawna nie walczyłam z takim ciekawym przeciwnikiem. Straciłam przez to pewność siebie… - Syamaya odgarnęła ręką włosy. Widząc, jak Kyousuke stoi przed Eiri i ją zasłania, z zadowoleniem pokiwała głową. – Kamiya… Naprawdę wzbudziłeś moje zainteresowanie. Mimo że morderca obrał cię na cel, zamiast uciec pobiegłeś ratować damę w potrzebie… Jaki przykładny z ciebie rycerz. Ciekawe, jaki wyraz twarzy zrobisz podczas swoich ostatnich chwil. Pozwól mi zerwać ci tę szlachetną maskę i pokazać światu twoje prawdziwe oblicze!

Syamaya uśmiechnęła się po polizaniu ostrza zakrwawionej maczety.

Kyousuke próbował wymyślić coś, czym mógłby ją uspokoić, ale uznał, że żadne słowa nie dotarłyby do tej maniaczki zabijania.

– K-Koleżanko…

Dlatego jedynym wyjściem było pokonanie jej. Chociaż nie był pewny, czy da radę wygrać z osobą, która dawniej zabiła dwadzieścia jeden osób, a po osadzeniu jedynie pomagano jej szlifować umiejętności. Kiedy targały nim wątpliwości, ona powoli się pochyliła.

– Pozwól mi powitać cię ponownie, Kamiya. Proszę, naciesz się w pełni umiejętnościami, jakie wyniosłam z zabicia dwudziestu jeden osób oraz z ciężkiego treningu z nauczycielami! Odetnę ci ręce, nogi, wyrwę serce, wyciągnę mózg… To będzie przepiękne. Ufufu.

Syamaya przyszykowała się do wyskoczenia na przeciwnika, poprawiła uścisk na maczecie, w jej oczach oraz na ostrzu odbił się blask księżyca i…

– Koleżanko, przestań!

W powietrzu rozległ się pełen rozpaczy krzyk.


× × ×


– Proszę, przestań… Przestań, koleżanko… – Te powtarzane prośby zmyły uśmiech z twarzy Syamai.

Osoba błagająca dziewczynę z maczetą w ręku wyprostowała się i krzyknęła:

– Proszę, proszę, proszę, przestań…. Nie krzywdź już nikogo więcej!

Syamaya jedynie westchnęła; nawet nie obejrzała się za siebie.

– O czym ty mówisz? Wydaje ci się, że błaganie w tej sytuacji mnie udobrucha? Powiem "dobrze, rozumiem" i przystanę na każdą twoją prośbę? To już chyba szczyt lekkomyślności. Wszelkie próby przekonania mnie jedynie pogorszą sprawę. Trzęś się dalej bez słowa, jak dotychczas. To ci wychodzi najlepiej, Igarashi.

– …! – Maina po usłyszeniu szyderczych słów Syamai zamilkła, zwiesiła głowę, zacisnęła pięści i ledwie słyszalnym głosem spytała:

– To wszystko moja wina, prawda?

– Co?

Syamaya ponownie skupiła się na Kyousuke, ale po usłyszeniu słów Mainy spojrzała poirytowana w jej stronę. Ta uniosła głowę i wlepiła spojrzenie w rubinowe oczy przewodniczącej.

– To wszystko moja wina, koleżanko? Przez to, że zrobiłam ci tak wiele okropnych rzeczy? Dlatego nie możesz powstrzymać chęci zabicia nas...

– Możliwe.

– ...?! – Mainę aż wmurowało po usłyszeniu potwierdzenia jej przypuszczeń.

Syamaya opuściła maczetę i dotknęła opatrunku na twarzy, robiąc przy tym pełną nienawiści minę.

– Nieważne, o który dokładnie powód chodzi. To oczywiste, że każdy byłby wściekły po takim upokorzeniu na oczach wszystkich. Jednak nie jest to jedyny powód. Było także aroganckie zachowanie Hikawy, wyzywająca i agresywna postawa Akabane , a także zboczony, zdeprawowany, wulgarny i obrzydliwy byt znany jako Kamiya, którego istnienie jest po prostu nie do zaakceptowania na poziomie biologicznym...

Jakie okrutne słowa... Musi mówić to wszystko celowo.

PsyCome V2 269.jpg

– Wszystko to mnie rozwścieczyło, a jednocześnie sprawiło, że się wami zainteresowałam. Od samego początku chciałam was zabić. Całe to znęcanie się nade mną nie było powodem mojego szału, gdyby do niego jednak nie doszło... cóż, sprawy pewnie nie zaszłyby aż tak daleko – powiedziała, spoglądając na swoją maczetę. Pokrywała ją krew Renko, która po otrzymaniu kilku ciosów w głowę leżała bez ruchu na ziemi.

– Zgadza się, cała ta sterta dynamitu została ułożona przez was wszystkich, ale to ty podpaliłaś lont, Igarashi. Gdybyś nie udawała niezdary, gdybyś nie upierała się, że te wszystkie ataki były przypadkowe, to twoja przyjaciółka dalej by żyła. Zobacz, jak się sprawy potoczyły... z twojej winy.

– ...

Po tym stwierdzeniu Syamai Maina przestała się trząść, otworzyła szeroko oczy i zamarła. Przewodnicząca komitetu prychnęła, widząc, że ta nie jest w stanie jej odpowiedzieć. Wstrząśnięta dziewczyna zwróciła się w stronę Kyousuke oraz Eiri.

– …Przepraszam – powiedziała cicho Maina.

Miała zamknięte oczy, zwieszone ręce i zagryzała mocno wargi.

Syamaya przejechała dłonią po włosach.

– He? Jakby przeprosiny mogły sprawić, że ci wybaczę…

– Przepraszam! – tym razem to wykrzyczała. Jednak nie patrzyła na Syamayę, a na Kyousuke, Eiri oraz leżącą na ziemi Renko. Trzęsły się jej ramiona, ściśnięte pięści, a także głos, którym dodała:

– Jedynie wszystkim przeszkadzam, nie mogę nikomu w ogóle pomóc, sprawiam tylko kłopoty… Przepraszam! Doskonale zdaję sobie sprawę, że przepraszając, nie rozwiążę żadnych problemów, nigdy nie chciałam też przebaczenia… Ale! Mogę sama poradzić sobie z sytuacją, do jakiej doprowadziłam! Nawet ja… Nawet ja jestem w stanie zabić!

W tym momencie rzuciła się przed siebie, krzycząc głośno.

– Co…?!

Biegła w linii prostej w desperackim, niejako samobójczym ataku, prosto na zaskoczoną Syamayę.

– Maina?! – krzyknęli jednocześnie Kyousuke i Eiri.

Syamaya spojrzała w stronę nadbiegającej dziewczyny i spytała z wyraźnie słyszalnym zaskoczeniem w głosie:

– Co ty wyprawiasz? Jesteś aż tak głupia? Tak ci śpieszno na tamtą stronę?

Odgarnęła włosy i poprawiła uścisk na maczecie.

Maina oczywiście była łatwym celem, nie próbowała się bronić, a w dodatku miała zamknięte oczy, dlatego Syamaya uniosła swoją broń i zrobiła leniwy zamach, którego celem była szyja dziewczyny.

– Uaaaaa!

Jednak… Nie, raczej zgodnie z oczekiwaniem, Maina upadła na ziemię w spektakularny sposób. Nie tylko nie pokonała swojej przeciwniczki, ale nawet jej nie dotknęła; wyrżnęła jak długa w ziemię.

Syamaya opuściła maczetę i ruszyła w jej stronę.

– Ach, tak, wiem. Aż taka straszna z ciebie niezdara, tak? Pozwól mi więc rozłupać ci czaszkę. Ojej, naprawdę jestem ciekawa, czy jest tam w ogóle jakiś mózg. W takim razie pora sprawdzić…

– Łaaaaa!

– Ghhh!

Maina pewnie nawet nie zauważyła zbliżającej się do niej Syamai i wstając, uderzyła głową prosto w jej żołądek, a potem, wystraszona nagłym napotkaniem przeszkody na swojej drodze, mocno ją objęła, jednocześnie unieruchamiając ręce przewodniczącej komitetu dyscyplinarnego.

– Uaaaaa!

Syamaya została popchnięta i upadła na ziemię, całkowicie przypadkowo uderzając tyłem głowy w leżący w tamtym miejscu duży kamień. Uderzenie było tak silne, że aż krzyknęła na cały głos:

– Boli!!!

– Auaaa?! Ach, to moja szansa! Eee, eee…. E? – W tym momencie Maina dostrzegła, że Syamaya upuściła swoją broń. Na jej szczęście ubabrana we krwi maczeta leżała w zasięgu jej ręki.

– U–Ułłłłaaaaaaaa!

– Co? A… Aaaaaaaaaaaaa!

Maina wzięła broń w obie ręce i zrobiła zamach.

Leżąca na ziemi Syamaya krzyknęła na cały głos, zamykając oczy.

Ostrze broni opadło.

Brzdęk!

– Oj?

Syamaya z jękiem otworzyła oczy. Ostrze maczety było wbite w ziemię zaledwie parę centymetrów od jej twarzy. Spojrzała najpierw na broń, a potem na ręce i twarz Mainy, która w to cięcie włożyła całą swoją siłę.

– Nie mogę.

– T–Ty…

– Wiedziałam. Nie mogę! Nie mogę celowo kogoś zabić… Nie dam rady! – Krzycząca Maina wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać. – Nawet jeśli ta szkoła ma szkolić morderców… nie mogę. W żadnym razie! Zabić kogoś… ja… ja… już sama wolałabym zginąć! Przepraszam… jestem bezużyteczna ¬– wydusiła z siebie Maina, szlochając i cały czas ściskając w drżących rękach maczetę.

– Maina… – wyszeptała Eiri.

Po usłyszeniu słów Mainy Syamaya zrobiła zakłopotaną minę, która szybko przeszła we wstyd oraz gniew. Zagryzła mocno zęby, a potem wykrzyczała, patrząc łkającej dziewczynie w oczy:

– Czemu?! Dlaczego, kurwo?! Co to ma znaczyć, że wolisz zginąć niż dać się zabić, mądralo?! Co chcesz osiągnąć takim tekstem, pani mądralińska?! Twoje zachowanie… To miało nie być celowe?

– Nie było! – wykrzyczała na całe gardło Maina głosem tak silnym, że aż uciszył całkowicie Syamayę, a potem, ledwie powstrzymując się od płaczu, spojrzała na cofającą się dziewczynę.

– To nie było celowe… Od zawsze byłam taka. Nie jestem bystra, nic nie robię poprawnie i ciągle sprawiam wszystkim kłopoty… Zdałam sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy moja gapowatość kogoś zabiła. Mimo wszystko muszę to powiedzieć. Nie zrobiłam tego celowo… W żadnym razie nie krzywdzę ludzi z własnej woli!

– Twierdzisz, że zabijasz przypadkiem? Co za absurd, to…

Powinno być niemożliwe. – Tak brzmiała reszta zdania, które chciała powiedzieć Syamaya, zanim nagle zamilkła.

Po chwili na jej zmarszczone czoło spadła łza.

– Wszystko zaczęło się od chłopaka z mojej klasy. Po raz pierwszy od wyznaczania ławek w gimnazjum, kiedy się poznaliśmy, dostaliśmy sąsiadujące ze sobą miejsca. Był naprawdę dobrą osobą… Zawsze pomagał swojej niezdarnej koleżance. Jeśli o czymś zapominałam, zawsze mi to pożyczał. Kiedy upuszczałam długopis, on go podnosił. Jak ja się przewracałam, zawsze głaskał mnie po głowie i pomagał nałożyć opatrunki. Chciałam jakoś mu się odwdzięczyć i wtedy… po raz pierwszy w swoim życiu coś ugotowałam. Zawsze tak bardzo starał się podczas zajęć swojego klubu, dlatego postanowiłam zrobić dla niego drugie śniadanie… Tak wszystko się zaczęło. – W tym momencie głos Mainy zadrżał. – Podczas przerwy śniadaniowej w pierwszy dzień drugiego tygodnia zebrałam się na odwagę i mu je dałam. Przez chwilę patrzył na mnie strasznie zdziwiony, a potem przyjął je z uśmiechem na twarzy. Byłam tak szczęśliwa... Serce waliło mi jak szalone, kiedy patrzyłam, jak zjada to, co ugotowałam. Byłam ciekawa, jaką minę zrobi, jak to skomentuje. Wprost nie mogłam się tego doczekać. Kiedy wziął pałeczkami jajko i wsadził je do ust… – Maina, nie mogąc dokończyć, zacisnęła mocno usta. Potem wytarła nos, zrobiła minę, jakby zaraz miała zwymiotować krwią, i powiedziała smutnym głosem:

– Od razu złapał się za serce. Na początku myślałam, że się zakrztusił, ale nawet ktoś tak głupi jak ja szybko się zorientował, że to coś innego. Zalał się potem, cały się trząsł, ledwie łapał powietrze… Wtedy straciłam świadomość. Nie pamiętam, co dokładnie robiłam, ale spanikowana chyba popełniłam serię niezdarnych upadków… a kiedy już doszłam do siebie, było po wszystkim. Porozrzucane dookoła krzesła i ławki, jakby przez klasę przeszedł jakiś huragan… Kilkoro kolegów, którzy jedli w pobliżu śniadanie, zostało zmiażdżonych przez meble i leżało na podłodze… On…On umarł. Moje jedzenie go zabiło… Ja… Ja… – Maina zalała się łzami i wykrzyczała:

– Ja go zabiłam! I nie tylko jego… Kolegów z klasy, nauczycielki… Koleżanko, zginęli, ucierpieli przeze mnie. Taka jest prawda! Nie mogę temu zaprzeczyć! Ale nigdy nie chciałam nikogo zabić… Nigdy nie chciałam nikogo skrzywdzić! Ani jego, ani kolegów, ani nauczycieli, nikogo. Nie zabijam, bo tego chcę, nie krzywdzę innych, bo tego chcę! Nawet ktoś taki jak ja… naprawdę… Chcę jedynie się ze wszystkimi przyjaźnić!

– …

Kiedy deszcz łez spadł na twarz Syamai, ta przestała marszczyć czoło.

– To wszystko, co masz do powiedzenia? – spytała bezdusznym, oziębłym głosem.

W tym samym momencie wyrwała Mainie maczetę z ręki.

Mimo że ręce zapłakanej dziewczyny wciąż się trzęsły, szybko otarła łzy z twarzy, pokiwała głową i odpowiedziała:

– Tak.

Po usłyszeniu tej odpowiedzi oczy Syamai zabłysły.

– Naprawdę?

Ściskając maczetę z całej siły, podniosła się z ziemi i zrobiła zamach bronią…

– W takim razie to już nie ma znaczenia.

Po czym delikatnie objęła Mainę.

Maczeta była wbita w ziemię, Syamaya obiema rękoma obejmowała Mainę, która jęknęła ze dziwienia i nie wiedząc, co się dzieje, zaczęła błądzić wzrokiem.

Przewodnicząca pogłaskała ją po głowie i wyszeptała:

– Zabijanie wbrew swojej woli jest o wiele smutniejsze niż sytuacja, gdy chcesz kogoś zabić, ale nie jesteś w stanie. Wystarczy już, Igarashi. Moja żądza krwi całkowicie zniknęła… Dlatego wystarczy już. Pozwolenie ci dalej żyć sprawi ci pewnie o wiele więcej cierpienia niż śmierć.

– …?!

Po twarzy Mainy ponownie popłynęły łzy, po czym oparła głowę o ramię Syamai.

– Łaaaaa!

Syamaya uspokoiła oddech, zupełnie jakby coś wyssało z niej wszystkie siły, i powiedziała:

– Ojejku, co ja mam z tobą zrobić?

Obejmując Mainę, zatopiła twarz w jej włosach.

Kyousuke miał złe przeczucia, kiedy Maina rzuciła się na przewodniczącą, ale wyglądało na to, że Syamaya się poddała.

Kiedy już zagrożenie ze strony Morderczej Księżniczki minęło…

– Ach, wspaniale… W końcu się zregenerowało.

Ledwie grupa Kyousuke złapała chwilę wytchnienia, a pojawił się czyjś głos. Czysty sopran, brzmieniem przypominający bryłę lodu o temperaturze zera absolutnego. Jego echo rozeszło się po okolicy. W tej ciemnej głuszy brzmiał jak zapowiedź koszmaru, zamrażając całkowicie otaczające ich powietrze.

– …?!

Wszyscy z niedowierzaniem na twarzach spojrzeli w stronę, z której dochodził.

W blasku księżyca przebijającego się przez gałęzie mrocznego lasu…

– Występ suportu już się skończył? W takim razie skoro publika już rozgrzana, pora na morderstwo wieczoru!

Mordercza Maszyna, Renko, nie miała na sobie maski, słuchawek ani bluzy. Jej niebieskie oczy dosłownie płonęły żądzą krwi, a twarz zdobił potworny uśmiech.


× × ×


– Renko... Ty żyjesz? - Kyousuke wpatrywał się w dziewczynę ze zdziwieniem.

Gładząc swoje zakrwawione włosy, pokiwała głową, a potem odpowiedziała:

– Tak, żyję. Straciłam jedynie przytomność przez wstrząs przy uderzeniu, a że otrzymałam obrażenia większe, niż sądziłam, to ponowny rozruch też zajął więcej czasu. Chociaż być może włączył się tryb uśpienia, żeby przyspieszyć regenerację... Cóż, nieważne. W każdym razie jestem cała! W razie nagłego wypadku włącza się zabezpieczenie mojego limitera i go wyłącza. W końcu nie ogranicza jedynie mojej żądzy zabijania, ale także fizyczne zdolności.

Renko wzięła do ręki leżący obok jej limitera, maski przeciwgazowej, kamień wielkości dłoni, a potem ścisnęła go z całej siły.

Trzask.

Skała została zmiażdżona i zostały z niej jedynie małe fragmenty wielkości piasku, które przesypały się przez palce dziewczyny.

– He? - wydała z siebie Syamaya. - J-Jak? Ty... Ty żyjesz? Nie może być, przecież wyrąbałam ci dwie dziury w czaszce... - Głos przewodniczącej drżał, a po odpowiedzi, jaką uzyskała, zaczęły drgać także jej ramiona.2

– Wyrąbałaś dziury? Fufu, Syamayciu, nie bądź śmieszna. - Renko złożyła dłoń w pistolet, a potem przystawiła sobie palec wskazujący do czoła. - Nie zrobiłaś żadnej dziury, to były jedynie drobne pęknięcia. Gdybyś chciała ją spenetrować, musiałabyś przyłożyć do niej strzelbę i kilkukrotnie wystrzelić. Wtedy pewnie skończyłabym z mózgiem na ścianie jak pewien rockowy wokalista. Ale rozłupanie mojej czaszki przy użyciu jedynie ludzkiej siły? Niemożliwe... Przynajmniej nie dwoma czy nawet trzema ciosami. Taką mnie stworzono. Bang! - krzyknęła Renko, imitując pociągnięcie za spust.

Dziwne zachowanie dziewczyny jeszcze bardziej zbiło z tropu Syamayę.

– Przystawić i kilkukrotnie...? Taką stworzono? N-Nie rozumiem, o czym mówisz... C-Co się dzieje... Co się z tobą stało? – wykrzyczała, jeszcze mocniej obejmując Mainę. Jej głos szybko przeszedł z początkowego zdziwienia do panicznego strachu.

Renko, wlepiając w Syamayę spojrzenie ostre jak sztylet, ruszyła w jej stronę z szeroko rozłożonymi rękami. Ponieważ nie miała na sobie bluzy, wyraźnie było widać, że prawie całe pokryte były tatuażami.

– Ja? Jestem Maszyną do zabijania, Mordercza Księżniczko. Jesteśmy do siebie podobne, dzieli nas jednak pewna stanowcza różnica. Mnie stworzono jedynie do zabijania, jestem dosłownie Urodzonym Mordercą. Dla mnie mordowanie to nie żadne hobby, proste zainteresowanie ani cel życia. To mój raison d'etre. Bez zabijania nie mogę istnieć. Nie czerpię żadnej przyjemności z mordowania... Ponieważ sama jestem manifestacją samego zabijania i cały czas odczuwam z niego przyjemność. Żyje się tylko raz, więc prowadzenie nieszczęśliwego życia to raczej kiepski układ, prawda? Fufu. Och, tak na marginesie, moja prawdziwa tożsamość jest tajemnicą, więc lepiej jej dochowaj albo to ciebie pochowają, dobrze? Ujawniłam się, mimo że tak bardzo próbowałam zachować to w sekrecie. Fufu. Zresztą nieważne, Syamajciu... W końcu zabiłaś już dwadzieścia jeden osób.

Czyli już dawno przygotowała się na to, że ktoś w końcu ją zabije?

Renko od razu po tym, jak skończyła, wyskoczyła do przodu, a dzięki swojej nadludzkiej sile pokonała dzielący je dystans w mgnieniu oka.

– A... Aaaaa!

Kiedy Syamaya zauważyła, że Renko nagle znalazła się tuż przy niej, otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Nie miała jednak czasu na żadną inną reakcję, bo została momentalnie złapana za szyję i uniesiona w powietrze.

– Aaa!

– Clo? Cło si-sie dzeje?

Maina, pociągnięta nagle w górę przez Syamayę, upadła na ziemię, tuż pod nogi Renko.

– Przestań... Renciu! Już po wszystkim! Wiem, że jesteś zła... ale kołeszanka Czamaya już nas nie skrzywdzi! Więc... proszę, przestań...

– Maina. – Renko, unosząc Syamayę jedynie w swojej prawej ręce, spojrzała ze słodkim uśmiechem w załzawione oczy Mainy, która na dźwięk swojego imienia mruknęła pytająco. - To bardzo nieznośne, wiesz? - dodała growlem, obrzucając ją jednocześnie potwornym spojrzeniem.

Widząc, że Maina jęknęła i szybko uciekła ze strachu, Renko ponownie skupiła uwagę na palcach ściskających szyję Syamai. Patrząc, jak jej ofiara zaczyna się dusić, przechyliła głowę na bok, robiąc przy tym strasznie znudzoną minę.

– Co za nudy. To jak słuchanie melodii, która już dawno ci się przejadła... Najpierw spokojne załamanie przepełnione nagłą stratą, a potem wybuch, który jednak nie jest w stanie połączyć ze sobą nienawiści i gniewu. Taki deathcore, który już dawno wyszedł z mody. No cóż, twoja walka o oddech tworzy przynajmniej miłą dla ucha melodię. Oczekiwałam od ciebie o wiele więcej, Mordercza Księżniczko - powiedziała łagodnym głosem, po czym zwolniła uścisk. Kiedy jednak Syamaya zaczynała już łapać powietrze - tuż przed tym, jak dotknęła ziemi - Renko kopnęła ją w żołądek.

– Ghhh!

Trafiona dziewczyna dwukrotnie przeturlała się do tyłu, jęcząc z bólu.

– Aaaaa! Umieram! Umieram!

Turlała się tam i z powrotem, krzycząc, podczas gdy Renko zmarszczyła czoło i powiedziała:

– He? Co to, u licha, ma być za zabawny głosik? Ten twój akcencik jest nieznośny . No nic, zadam ci tak wiele bólu, że nie będziesz już miała siły wrzeszczeć… Aaaa, szlag by to trafił! – krzyknęła, niezadowolona, kładąc obie ręce na głowie. – Dość… Dosyć! Naprawdę cię nienawidzę. Nie mogę zaakceptować twojego istnienia. Mimo że już tyle razy zabiłam, nigdy nie dowiem się, jak to jest, kiedy to ciebie ktoś zabija. W nagrodę za wszystkie twoje morderstwa chciałam dać ci wybór piosenki, w jakim rytmie byś odeszła , ale… Nieważne. Już wybrałam za ciebie. Uduszę cię, bo nie mogę znieść twojego głosu. Zmiażdżę ci struny głosowe, a potem rozedrę szyję na kawałki. Jak to brzmi? W każdym razie dzięki temu zabiję cię w ciszy. Nie, zabicie cię to jak pstryknięcie palcami, więc jeśli ominę szyję, mogę podelektować się twoim krzykiem…

– Aaaaa!

– Rany! Ale to rozdziera uszy… Rozumiem. W takim razie użyję po prostu siły. Skoro zraniłaś mnie w głowę, to roztrzaskam ci czerep na kawałki. Wtedy będziemy kwita, co nie? – Renko, owijając wokół palca pukiel swoich zakrwawionych włosów, jednocześnie ukazała iście demoniczny uśmiech.

Syamaya w tym momencie błyskawicznie wstała i przerażonym wzrokiem zaczęła się rozglądać.

– Ach…

Kiedy zauważyła, że jej maczeta leży pomiędzy nią a Renko, odzyskała ducha walki. Na jej twarz zawitał uśmiech, po czym rzuciła się przed siebie.

– Giiiiiiiiiińńńńńńń!

Wzięła maczetę do ręki i zrobiła nią zamach, ale Renko…

– Przecież już ci mówiłam, że takie zabawki są na mnie nieskuteczne.

Złapała pomiędzy dłonie ostrze opadającego na nią ostrza, a potem je złamała.

– He? – Syamaya, trzymająca w ręku bezużyteczną rękojeść broni, wydała z siebie dźwięk, który spokojnie można byłoby przypisać Mainie.

Przewodnicząca komitetu zamarła, nie wiedząc, co takiego się wydarzyło, a wtedy Renko uniosła w górę swoją pokrytą tatuażami prawą rękę, żeby zadać cios mający zmiażdżyć Syamai czaszkę.

– Bezpiecznej podróży, Mordercza Księżniczko. Kiedy będziesz już po tamtej stronie, postaraj się zaprzyjaźnić ze swoimi ofiarami.

Renko zmrużyła oczy.

Syamaya zacisnęła mocno swoje.

Renko wzięła zamach i…

– Nie zabijaj jej!

Pomiędzy dziewczyny wbiegła jakaś postać.

– …?!

– …?!

Obie w tym momencie otworzyły szeroko oczy, jednak Renko nie mogła już zatrzymać swojej ręki; uderzyła w postać, która nagle przed nią stanęła… Kyousuke.

– Ghaaa!

Chłopak krzyknął, zasłoniwszy się rękoma przed ciosem mogącym spokojnie zgnieść stalową belkę. Nie był w stanie zatrzymać siły uderzenia - został odrzucony w tył i upadł na ziemię. Maina i Eiri, widząc całe to nagłe zajście, jednocześnie krzyknęły.

– Co? K-Kyousuke… Co ty wyprawiasz…

– Renko, nie zabijaj jej! Nie… zabijaj… Syamai… - wyjęczał Kyousuke, podnosząc zalaną potem twarz.

Jego prawa ręka po przyjęciu ciosu Renko była cała czerwona. Nie miał złamanej kości, ale najwidoczniej rozerwało mu kilka mięśni, co oznaczało, że musiał odczuwać naprawdę niewiarygodny ból. Mimo to zacisnął jedynie zęby, wstał i powiedział:

– Proszę… przestań. Renko… Nawet jeśli jej nie zabijesz... Ona już nic nam nie zrobi… Więc proszę. Nie zabijaj Syamai!

– Nie!

Mimo usilnych próśb Renko krzyknęła jak uparte dziecko. Wydymając policzki, wskazała na Syamayę.

– Ta suka wbiła mi maczetę w głowie, wiesz? Próbowała mnie zabić! Na szczęście, drocząc się z nią, pomyślałam, że na wszelki wypadek dobrze by było włączyć zabezpieczenie… A ona uderzyła mnie maczetą w głowę! Ta suka… Nie tylko mnie, Eiri i Mainę… Najgorsze jest to, że ciebie też chciała zabić! Najważniejszą osobę w moim życiu! Nie mogę jej wybaczyć, że cię tknęła. Nikt poza mną nie może cię zabić! To po prostu niewybaczalne… Absolutnie, absolutnie, absolutnie, absolutnie, absolutnie, absolutnie, absolutnie, absolutnie, absolutnie, absolutnie niewybaczalne. Dlatego nieważne, co takiego powiesz, po prostu muszę ją zarżnąć. – Renko, wlepiając przepełnione żądzą krwi spojrzenie w Syamayę, rzuciła gardłowym głosem, który zdawał się sugerować, że krew się w niej gotowała.

– Heee?!

Przerażona Syamaya się skuliła.

Kiedy zaczęła szczękać zębami, a w jej oczach pojawiły się łzy, Renko rzuciła kpiąco:

– Ojej, czyżbyś naprawdę przygotowywała się na śmierć? Fufu, czy to nie miło, Mordercza Księżniczko? Możesz teraz poczuć to, co twoje ofiary, zanim wydały z siebie ostatnie tchnienie. Podziel się z nimi swoimi doświadczeniami z tej chwili, kiedy już będziesz po drugiej stronie, dobrze? Zanim próbowałaś mnie zabić, powiedziałaś, że to „skrót do czyśćca”. Tym razem ty pojedziesz skrótem, albo raczej ekspresem, ale prosto do piekła.

– Renko! – ryknął Kyousuke, kiedy tamta wyciągała rękę w stronę Syamai, a potem, patrząc na piękną twarz dziewczyny, która mruknęła pytająco, spróbował jeszcze raz przemówić jej do rozumu:

– Nie zabijaj… Nie zabijaj! Jeśli zamordujesz Syamayę na moich oczach… jeśli pozbawisz życia kogokolwiek… Nie mogę ci zagwarantować, że będę traktować cię tak samo jak wcześniej… Bez wątpienia szczerze cię znienawidzę.

– …

Słysząc słowa chłopaka, Renko zamarła.

– Kamiya… - wydusiła Syamaya.

Renko otworzyła szeroko swoje niebieskie oczy, a potem bez słowa, powoli opuściła głowę.

– Fufu.

PsyCome V2 291.jpg

Po chwili uśmiechnęła się szeroko.

– Kyousuke, uważasz, że jesteś w stanie mnie powstrzymać? Musisz mnie naprawdę lekceważyć. Kocham cię, wiesz? Naprawdę cię kocham! Ale moje uczucie nie jest takie błahe. Nie można użyć go jako tarczy, która sprawi, że powiem „Dobrze, rozumiem”, a potem jak grzeczna dziewczynka zrobię, co tylko zechcesz. Poza tym nie przepadam, kiedy ludzie mówią „jeśli blablabla, to cię znienawidzęęę”. Prawdę mówiąc, to może sprawić, że to ja ciebie znienawidzę.

– Nie to miałem na myśli.

Znosząc na sobie mordercze spojrzenie dziewczyny, Kyousuke zacisnął mocno pięści.

To nic wielkiego. Renko jest szczerą dziewczyną, więc jeśli sam zachowam szczerość, uda mi się jej to przekazać.

– Ja ciebie też lubię, Renko. Nie kocham, lubię. Jesteś trochę trzepnięta i pasuje mi twoje towarzystwo… i to nawet mimo tego, że kiedyś próbowałaś mnie zabić. Ale… chociaż zdaję sobie sprawę, że zabiłaś już wiele osób, dla mnie będzie to twoja pierwsza ofiara. Pewnie po tym nie mógłbym już na ciebie patrzeć. Przepraszam, że tak decyduję o wszystkim za ciebie, ale… Ale chcę dalej być przy tobie, śmiać się razem z tobą. Dlatego proszę… błagam cię, Renko, nie rób niczego, za co bym cię znienawidził. Nie wymażemy tego, co Syamaya nam zrobiła, ale dla nas wystarczy, że jesteś cała… Dlatego skończmy to już, dobrze?

– Ta, rozumiem!

– He?

Kyousuke otrzymał odpowiedź tak szybko, że nie zdążył zrozumieć, co się dzieje.

Renko odwróciła się i podbiegła do niego.

Na jej pięknej twarzy widniał promienny uśmiech.

– Kyousuke! Jesteś naprawdę wspaniały! Nie chcę, żebyś mnie znienawidził… Przypieczętujmy naszą miłość! Dzięki tobie nic mi nie jest. Jesteś zadowolony? Bo mnie twoje słowa naprawdę uszczęśliwiły! Ach, co za melodia, te uczucia… Co za przyjemność! Tak wspaniała, że nie mogę jej znieść! Naprawdę, naprawdę cię kocham, Kyousuke! Kocham też melodię twojej uczciwości i szczerości! Kocham cię! Kyousuke! Chcę zabić cię tu i teraz!

– He? Wszystko, tylko nie moje życie… Aj, boli!

Renko nagle go objęła i zaczęła ocierać o niego swoją twarz, ale zrobiła to na tyle agresywnie, że upadł na ziemię.

Cieszył się jednak, że dotarł do niej jego przekaz.

– Och, przepraszam, przepraszam! Zraniłam cię, prawda? Pozwól, że w ramach rekompensaty zdejmę stanik, żeby twoje ulubione piersi…

Renko zaczęła pleść od rzeczy, ale Kyousuke udało się powstrzymać jej mordercze zapędy.

– Fiu… Dzi-Dzięki Bogu… - Maina była całkowicie wyczerpana.

– Ta dziewczyna powinna w końcu zdechnąć – powiedziała Eiri, wlepiając spojrzenie w Renko.

Jeśli chodzi o Syamayę…

– Ch-Chyba zostałam… ocalona – wymamrotała, a potem straciła przytomność.


× × ×


– Ej, czemu to ja mam ją nieść? – Renko, dźwigająca śpiącą Syamayę, westchnęła.

Na niebie królował księżyc, a oświetlone jego nikłym światłem drzewa rzucały cienie na drogę, którą wracali do szkoły.

– Doszliśmy do tego na drodze eliminacji. Ja i Maina jesteśmy jedynie słabymi dziewczynami, a ty stanowczo sprzeciwiłaś się, żeby Kyousuke ją niósł. Poza tym to wyłącznie twoja wina, że straciła przytomność. – Eiri, idąca obok Renko, ziewnęła z nudów.

– No tak, racja, ale ta szmata jest ciężka, jej perfumy cuchną, a te niepotrzebnie wielkie balony mnie gniotą. To nieznośne. Może po prostu porzućmy ją w jakimś miejscu, w którym nie będą mieli problemu ze znalezieniem jej? Poza tym, Eiri, mam na sobie swój ogranicznik, więc jestem obecnie zwykłą, słabą dziewczyną jak wy dwie, wiesz?

– Słabą? Nie chciałaś powiedzieć, że jesteś zboczona jak ona? I nie marudź tak na jej duże piersi, skoro sama też jesteś nieźle wyposażona. Jeśli chcesz ją przez to porzucić, to najpierw odetnij sobie te dwa wielkie zwały tłuszczu zwisające ci z klatki piersiowej – rzuciła ostro Eiri, robiąc przy tym zniesmaczoną minę i odwracając głowę w inną stronę.

Jednak idący obok niej Kyousuke zauważył na jej twarzy niewielki uśmiech. Widać także ona cieszyła się, że tamto wydarzenie z Renko dobrze się skończyło. Sam zresztą, wraz z Mainą, uśmiechnął się na widok dogryzających sobie jak na co dzień dziewczyn.

– Nie ma to jak prawdziwa, szorstka męska przyjaźń. Stanowią naprawdę bardzo zgraną parę.

– Haha. Rzeczywiście są ze sobą naprawdę blisko. To naprawdę…

Maina zaczęła przyglądać się komediowej rutynie dziewczyn.

Chociaż jej oczy były przepełnione podziwem, Kyousuke dostrzegał w nich także samotność. Patrząc tak na nią, chciał ubrać to jakoś w słowa, ale…

– Ja… naprawdę się nienawidzę – powiedziała, zwieszając głowę. Zaczęła mówić do siebie głosem przepełnionym odrazą:

– Lekkomyślność, kiepski refleks, głupota, niezdarność, pesymizm… To jedyne moje cechy, jakie przychodzą mi do głowy, kiedy myślę o sobie. Niczego nie potrafię zrobić dobrze. Im bardziej się staram, tym bardziej pogarszam sprawę… Przez co nigdy nic mi nie wychodzi. Nawet wtedy…

Maina zacisnęła pięści.

W jej głosie wyraźnie dało się usłyszeć cierpienie i żal do siebie. Po krótkiej chwili przerwy kontynuowała, wspominając bolesne wydarzenia:

– Umarł przez drugie śniadanie, które dla niego zrobiłam. Poza tym ucierpiało przy tym też wielu moich kolegów z klasy… Teraz sobie myślę, że gdybym tak się nie starała, to nie doszłoby do takiej tragedii. Gdyby mnie tam nie było, nikt by nie ucierpiał, prawda? Już pięćdziesiąt razy próbowałam się zabić, ale… - Wyjaśniła, że ma takie myśli za każdym razem, kiedy przypomina sobie o tamtym wydarzeniu. Na jej ponurej twarzy pojawił się jednak uśmiech. – Kiedy wszystko się skończyło i doszłam do siebie, podbiegłam do niego… Wciąż jeszcze żył. Chociaż panikowałam, płakałam i ciągle pociągałam nosem… on mimo potwornego bólu się uśmiechnął, żeby mnie pocieszyć, i powiedział „Dziękuję, było pyszne”. Dokładnie takie słowa chciałam usłyszeć, kiedy zaczęłam robić dla niego jedzenie… A okazały się jego ostatnimi… Moim zdaniem wymusił uśmiech, bo to musiało smakować naprawdę okropnie. Ale żeby powiedzieć coś takiego w takiej sytuacji… i jeszcze się uśmiechnąć. Dlatego właśnie postanowiłam, że się nie poddam. Muszę cenić swoje życie, nawet jeżeli sprawiam kłopoty innym, nawet jeżeli czeka mnie wiele trudności i cierpienia… Muszę żyć, żeby odpokutować za swoje zbrodnie. – Maina, chociaż wciąż miała smutną minę, uniosła głowę i spojrzała przed siebie. – Byłam w prawdziwym szoku, gdy usłyszałam, że celem tej szkoły nie jest odpracowanie win, ale… nie poddam się! Mam takie samo postanowienie jak ty, Kyousuke. Nie zabiję nikogo, nie dam sama się zabić. Nieważne, co przyniesie przyszłość, stawię temu czoło! – Dziewczyna bojowo przyłożyła pięści do piersi.

Prawdę mówiąc, zataili przed nią prawdę nie przez polecenie Kurumii, żeby nikomu o tym nie mówić. Bali się, że nie zniesie szoku, że straci wolę życia. Ona jednak…

– Maina, jesteś naprawdę silna.

– He?

– Naprawdę. Każda inna osoba poddałaby się, gdyby mimo tak wielu starań dalej nic jej nie wychodziło. W końcu prościej byłoby siedzieć cicho i nie sprawiać ludziom problemów. Ty jednak taka nie jesteś. Nieważne, czy dla siebie, czy dla innych, wybierasz drogę po kocich łbach. Nie potrafię stwierdzić, czy twój wybór jest właściwy, ale dokonałaś go z własnej i nieprzymuszonej woli. Idziesz z podniesioną głową drogą, którą sama obrałaś… Dlatego chcę móc cię wspierać.

– Eee?! Wcale nie… K-Ktoś taki jak ja… Auau.

– Pokaż trochę pewności siebie – powiedział stanowczym głosem Kyousuke do zaczynającej panikować dziewczyny.

– Zresztą nie tylko ja, wiesz?! Eiri i Renko również… Chłopak, który zjadł twoje drugie śniadanie, pewnie też czuł coś takiego. Być może masz sporo złych cech i rzeczy, które ci nie wychodzą, ale twoje dobre strony wszystko równoważą. Chcąc się poświęcić, pobiegłaś na kogoś, kto miał zamiar cię zabić. W dodatku z uśmiechem na twarzy. Ja nie byłbym zdolny do czegoś takiego.

– Kyousuke...

– Przepraszam, że tak długo ukrywaliśmy przed tobą prawdę. Jesteś o wiele silniejsza, niż kiedykolwiek sądziliśmy, no i o wiele bardziej dobroduszna . Nie musisz się martwić. Uśmiech tamtego chłopaka…Twoje uczucia z pewnością do niego dotarły. Gwarantuję ci - to, jak bardzo niezdarna jesteś, nie ma żadnego znaczenia.

– …?!

Maina spojrzała na twarz Kyousuke i się zatrzymała.

– Ej! Co ci się stało, że tak nagle stanęłaś?

– Auau! N-N-N-N-Nic takiego! – krzyknęła Maina po usłyszeniu pytania Renko, jednocześnie rumieniąc się jak burak. – Eee… Naplawde, nuc takiego! Hahaha... – wymamrotała, po czym ruszyła biegiem za Renko i Eiri, które zdążyły się oddalić. – Łaaaa! – Upadła.

– Ech – obie dziewczyny jednocześnie westchnęły.

Kyousuke gorzko się uśmiechnął, widząc, jak zgodnie ze wszystkimi znakami na niebie i ziemi Maina się wywaliła. Co prawda, sama dałaby radę wstać, jednak mimo to podał jej rękę.

– Jeśli otrzymasz pomocną dłoń, będzie ci łatwiej, prawda? Postaram się zostać twoją ostoją. Podnieść cię po tym, jak upadłaś, i pomóc ruszyć dalej.

– Ach… D-Dobrze! Bałdco ciękuję… - Maina, rumieniąc się, nieśmiało złapała dłoń Kyousuke, a potem ze wzrokiem wbitym w ziemię wyszeptała: - Renciu, Eiriś… Ja… Też mogę się postarać?

Słysząc jej słowa, Kyousuke mruknął pytająco.

– Postarać się? A czy już nie starasz się ze wszystkich sił? Czemu musisz je o to pytać?

– Co?! O… Nie, nic! Nie o to mi chodziło. Mówiłam tylko do siebie… F-F kasdym rasie nuc takiego! Zapomnij! – Maina, kręcąc głową, ponownie ruszyła przed siebie, cały czas ściskając mocno rękę Kyousuke.

– Ej! Czemu tak nagle przyspieszyłaś?

– Już mówiłam, nuc tafiego! To nuc tafiego!

Kyousuke zdziwiła nagła zmiana zachowania Mainy. Renko zaś, widząc, jak idą, trzymając się za ręce, przyłożyła dłoń do czoła i westchnęła.

– Rety. Eiri, na ring weszła kolejna rywalka, co?

– He? – Eiri spojrzała na maskę przeciwgazową pytającej. – Co masz na myśli? Nie rozumiem, o co ci chodzi. Nie interesuje mnie ten niezdecydowany bezwstydnik. Możecie sobie o niego konkurować, ile tylko chcecie, jasne? Tylko że, cóż…

Jedynie jedna więcej byłaby do zniesienia, ale…

Eiri, robiąc rozdrażnioną minę, spojrzała na plecy Renko.

Jej długie rzęsy zadrżały, zrobiła słodką minę, zamruczała i słodkim głosikiem przez sen powiedziała:

– Mmmm. Wspaniale… Naprawdę pięknie… Ufufufufu.



Zakończenie wycieczki - Outroduction[edit]

– Nareszcie koniec - rzucił Kyousuke, rozciągając ręce.

Wracał do swojego akademika z sali gimnastycznej, gdzie dokładnie o 19.00 miała miejsce prosta ceremonia zakończenia trzydniowego Zakładu Otwartego, którą, podobnie jak otwarcie, poprowadzili nauczyciele wraz z komitetem dyscyplinarnym.

Maina, idąca wraz z nim przez oświetlony lampami korytarz, ziewnęła.

– Padam z nóg... Co za okropna zielona szkoła.

Ziew. - Taa.

Grupa Kyousuke dotarła do szkoły jeszcze przed świtem.

Wrócili jako pierwsi, więc teoretycznie powinni mieć sporo czasu na odpoczynek, jednak nie dane im było doświadczyć tego luksusu. Przez cały czas ich przesłuchiwano, co było prawdziwą drogą przez mękę, a puszczono dopiero tuż przed samą ceremonią zakończenia wycieczki. Jednak nie ma się co dziwić, ponieważ zostali zaatakowani przez przewodniczącą komitetu dyscyplinarnego i o mały włos nie doszło do tragedii.

Renko, śmiejąc się, pogładziła ręką swoje czyste, srebrne włosy.

– Jestem wykończona, ale z drugiej strony naprawdę szczęśliwa. Bobowi i Chihiro udało się bezpiecznie wrócić. Naprawdę wspaniale. Czyli mamy już tę całą sprawę z głowy.

– Ta. Chociaż grupie Shinjiego najwyraźniej się nie poszczęściło...

Jedynie mniej więcej połowa drużyn dała radę wrócić na czas.

Pozostali zostali złapani, po czym surowo ukarani przez starszych uczniów w ramach zajęć dodatkowych dla drugich i trzecich klas o nazwie "Polowanie na zbiegów", podczas których przyznawano im punkty w zależności od tego, ile osób sprowadzą z powrotem.

Poza tym, mimo że był poniedziałek, wszyscy dostali dwa dni wolnego na odpoczynek. Dzięki temu nauczyciele mogli w całości poświęcić się karaniu zbiegów, a cała reszta uczniów miała okazję, by porządnie odpocząć.

Grupa Kyousuke ledwie trzymała się na nogach i chcieli położyć się, jak najszybciej to tylko możliwe, ale zatrzymał ich słodki głos dobiegający zza ich pleców.

– Dziękuję za waszą ciężką pracę podczas Zakładu Otwartego!

Zatrzymali się i odwrócili.

Stała tam...

– M-My tobie też... koleżanko.

Uśmiechająca się jak aniołek przewodnicząca komitetu dyscyplinarnego, Saki Syamaya.

Jej złote włosy wyglądały, jakby przeszedł przez nie huragan, caluśka była w bandażach, jedno z jej szmaragdowych oczu zakrywała przepaska, a mundurek dziewczyny tak się postrzępił, że nadawał się tylko do wyrzucenia na śmietnik.

Nietrudno było się domyślić, że za taki jej stan odpowiadała Kurumiya. W końcu, mimo że ta placówka miała szkolić morderców, surowo karano próby zamordowania innych uczniów bez pozwolenia. Zabrano ją, jak tylko dotarli do szkoły, i nie widzieli jej aż do tej pory. Nie uczestniczyła nawet w ceremonii zakończenia wycieczki.

Co prawda, miała radosną minę, jednak przez te wszystkie rany i siniaki samo patrzenie na jej twarz było bolesne.

Widząc, że grupa Kyousuke milczy, zachichotała.

– Przede mną jeszcze całonocna sesja dyscyplinowania. Jednak w pełni to rozumiem, w końcu popełniłam tak poważną zbrodnię... Jako przewodnicząca komitetu dyscyplinarnego nigdy nie powinnam zrobić czegoś podobnego. Naprawdę przepraszam, że sprawiłam wam tyle kłopotów.

Syamaya stanęła prosto, a następnie, przepraszając, ukłoniła się.

– Hmph - mruknęła Eiri, krzyżując ręce. - To nie do zniesienia. Przez to, że sprawiłaś nam tyle kłopotów, do tej pory nie mieliśmy czasu, żeby się umyć. Nie dano nam nawet chwili odpoczynku. Jeśli twoim zdaniem zwykłe przeprosiny wystarczą, abyśmy ci wybaczyli, musisz być strasznie naiiwnaaaa.

– A więc, Akabane, co muszę zrobić?

Syamaya w mgnieniu oka znalazła się tuż przy Eiri, która aż krzyknęła z zaskoczenia, i położyła ręce na jej ramionach.

– Co muszę zrobić? Wspólna kąpiel, żeby oczyścić twoje ciało? A może mam spędzić z tobą pełną rozkoszy noc w tym samym łóżku? Hihi.

– Jaaaa! To... N-Nie dotykaj mnie! Wszystko odrzucone, ty zboczony psycholu!

– Ufufu. Ta twoja waleczna strona jest taka słodka! Może kiedyś między nami wrzało, ale skoro już poznałam twoją prawdziwą twarz, chcę, aby nasze stosunki stały się o wiele gorętsze. Nie martw się, nikomu nie zdradzę tego sekretu. Pozwól mi ●●. Chcę usłyszeć twoje jęki podczas ●●... Hihi.

– Ijaaaaaaaaaa!

– ...

– ...

– ...

Syamaya musiała najwidoczniej bardzo polubić Eiri, bo śliniąc się, zaczęła ją ganiać. Szybko jednak zostały rozdzielone przez Mainę, która stanęła miedzy nimi.

– Koleżanko! Nie rób tego... Eiruś jest zmęczona!

– Oj. Ojej, przepraszam. Ufufufufu. Zapędziłam się i w końcu straciłam nad sobą kontrolę. Ale ty też jesteś słodziutka, Igarashi! Tak bardzo, że odczuwam niepohamowaną chęć, żeby cię chronić i zabrać do domu. Ufufu, taki cukiereczek...

– Ułłłaaaa! - krzyknęła Maina i całkowicie zamarła, kiedy Syamaya zaczęła nagle głaskać ją po włosach.

Najwidoczniej przewodnicząca komitetu dyscyplinarnego także i ją polubiła.

Nie przejmując się w ogóle, że przerażona Maina stała jak wryta i ze strachu błądziła wzrokiem, Renko stanęła przed nią, po czym westchnęła.

– Rety, co za utrapienie. Próbowała nas zabić, a skończyło się na tym, że nas pokochała. Ranyyy. Poddaję się. Poddaję się.

– Aaaaaaa!

Jak tylko Renko zbliżyła się do Syamai, ta z krzykiem wywaliła się, upadając tyłkiem na podłogę. Potem, roztrzęsiona, wskazała palcem zamaskowaną dziewczynę i przezornym głosem powiedziała:

– P-P-P-P-P-P-Potwór... Zbyt straszna. Nie zbliżaj się do mnie na mniej niż metr! Nie kieruj nawet tej swojej maski w moją stronę!

– ...

Za to Renko zaczęła ją przerażać.

Ta przesadzona reakcja przewodniczącej rozzłościła zamaskowaną dziewczynę.

– Eiri i Maina są w porządku, ale ja to już nie? Wkurzyłaś mnie! Wiedziałam, powinnam cię tam zaszlachtować, Syamajciu. Co powiesz na drugą rundę tortur i śmierć z bólu?

Syamaya ukryła się przed Renko za plecami Kyousuke, który spróbował jakoś uspokoić przyjaciółkę:

– Nie ma co jej winić, prawda? To przecież normalne, że będzie się ciebie bać po tym, jak prawie ją zabiłaś.

Z tego samego powodu przerażała go dziewczyna stojąca za jego plecami - chociaż jeszcze bardziej wystraszona wydawała się Maina, będąca pomiędzy nim a Renko.

Kiedy Kyousuke zastanawiał się, co robić...

– Ijaaaa, straszna... ona jest taka straszna, panie Kyousukeeeee! - powiedziała Syamaya słodkim głosikiem, po czym objęła chłopaka od tyłu.

– He?

– He?

– He?

– He?

Nikt nie wiedział, jak ma zareagować na to zachowanie dziewczyny; jedynie kilka razy mrugnęli oczami ze zdziwienia.

– Eee... Koleżanko? Co ty robisz... No i jaki znowu "panie"?

Jaki, kurwa, panie?

Syamaya zaczęła pocierać twarzą o plecy chłopaka.

– Tak, pan. Zakochałam się w tobie bez reszty, kiedy wkroczyłeś, żeby ocalić mi życie. Taka dobra i odważna z ciebie osoba! W obliczu śmierci zdejmujemy maski, a twoja prawdziwa twarz okazała się być wprost przepiękna! Poza tym jestem mordercą dwunastu, co czyni cię dla mnie, mającej na koncie dwadzieścia jeden ofiar, wręcz wyśnioną partią! Chcę cię lepiej zrozumieć, zobaczyć, jaką twarz zrobisz podczas ●●.

– ...

Widząc, jak Syamaya klei się do niego z maślanymi oczami, Kyousuke zamilkł, a potem rozejrzał się dookoła...

– Jak wspaniale być tak popularnym, co? Hmph, a żebyś tak zdechł.

– Auauauauaua. Nawet koleżanka Syamaya. Nie, nie poddam się!

– Tak, zabić. Najlepiej będzie po prostu ją zabić. Albo poproszę o to panią Kurumiyę. Jak śmie startować do mojego Kyousuke... Lepiej szykuj się już na wycieczkę na tamtą stronę.

Eiri, wlepiając spojrzenie w swoje paznokcie, mruknęła niezadowolona. Maina jedną ręką zakryła usta, a drugą walecznie złożyła w pięść i uniosła do piersi, a szkiełka w masce przeciwgazowej Renko błysnęły nagle, co z jakiegoś powodu wyglądało naprawdę przerażająco...

Czując przyciśnięte do swoich pleców piersi Syamai, Kyousuke zalał się zimnym potem.

Gdzie nie spojrzeć, czyha na mnie kostucha.

Czując się przytłoczony panującą wyjątkowo ciężką atmosferą, chłopak zaczął szukać jakiejś drogi ucieczki.

Noc była bezchmurna, a niebo usiane gwiazdami. Patrząc na nie, pomyślał o swojej młodszej siostrze, która czekała na niego w domu.

Ej, Ayaka, wszystko u ciebie dobrze? Znajdę stąd jakieś wyjście. Mimo że otaczają mnie same dziwaki, chociaż co jakiś czas moje życie wisi na włosku... Wrócę. Bądź dobrą dziewczynką i czekaj na mnie, dobrze?

Zarówno w domu, jak i poza nim Ayaka zawsze była szalenie o niego zazdrosna. Dlatego Kyousuke zaczął się zastanawiać, jak zareagowałaby na wieść, że obecnie otacza go tak wiele pięknych dziewczyn.



Dzień 0 Upadek z nieba - Secret Track[edit]

Dwa miesiące wcześniej, na początku maja...


Ayaka Kamiya była w doskonałym humorze.

Na niebie świeciło słońce, wiał ciepły wietrzyk, z gałęzi drzew dobiegał śpiew ptaków. Zupełnie jakby cały świat dawał swoje błogosławieństwo wychodzącej właśnie z domu dziewczynie.

– Chcę cię zobaczyć, chcę cię zobaczyć, chcę cię zobaczyć, chcę cię zobaczyć jak najszybcieeeej – idąc, podśpiewywała sobie pod nosem i podskakiwała.

Od dawna nie szła tą, prowadzącą do szkoły, drogą. Ubrana w mundurek, co trochę ją krępowało, dziewczyna powiedziała pod nosem: - Szczęśliwa, taka szczęśliiwa.

Miała naprawdę dobry humor i całkowicie ignorowała mijanych przechodniów.

– Jestem taka głupia... Jeśli bardzo chce się kogoś zobaczyć, to trzeba po prostu do niego pójść – powiedziała chłodno, żartując sobie ze słów własnej piosenki.

Świat naprawdę był wypełniony głupcami.

PsyCome V2 311.jpg

Jednak istniały też ich przeciwieństwa, wspaniałe osoby, których wręcz nie dało się zastąpić.

Nie chcę cię stracić - pomyślała.

Zamiast ciągle powtarzać "Chcę cię zobaczyć" i siedzieć w miejscu, czekając, postanowiła "pójść do niego i go zobaczyć". Znaleźć się w świecie, w którym przebywa najcenniejsza dla niej osoba...

– Chcę cię zobaczyć, chcę cię zobaczyć jak najszybciej, chcę cię zobaczyć, chcę cię zobaczyyyyć♪

Zamieniając losowo kolejność słów w zwrotce, opuściła stację kolejową, minęła dzielnicę handlową, weszła w boczną uliczkę, przeszła przez alejkę pomiędzy domami.... i tak w końcu znalazła się u celu swojej podróży.

Żeńskie prywatne liceum.

Przeszła przez bramę i weszła do wyglądającego na pusty budynku.

Po drodze przeszła obok kortu tenisowego, gdzie ktoś miał wychowanie fizyczne, jednak nie była to jej klasa. Minęła ćwiczących bez słowa, ledwie zerkając w ich stronę.

W holu zdjęła swoje buty, żeby zmienić je na ciapy...

– ...

Widząc, że jej szkolne obuwie zniknęło, wstrzymała oddech.

Nagle zrobiło jej się niedobrze, serce zaczęło walić jak oszalałe, a po umyśle krążyło znienawidzone przez nią słowo.

Mimo to szybko zrozumiała, że nie ma co martwić się tym, że w jej szafce są buty innej osoby.

No tak, jest już nowy rok, więc sale i szafki uległy zmianie.

Wraz z tym wnioskiem pojawiło się jednak inne pytanie.

To w której z drugich klas teraz jestem?

Nie wiedziała w ogóle, gdzie ma teraz pójść.

Przestała chodzić do szkoły w połowie drugiego semestru i nie sprawdziła wcześniej ogłoszeń dotyczących nowych sal.

Jednak nie było potrzeby, żeby iść do pokoju nauczycielskiego i o to spytać.

– Cóż, nieważne. Jeśli tylko będzie ponad dwanaście osób, nie ma znaczenia, z której są klasy.

Pokiwała głową i ruszyła na bosaka wzdłuż korytarza.

W ręce miała duży, czarny, prostokątny futerał, którego używa się do przenoszenia instrumentów.

Z uśmiechem wymalowanym na twarzy szła z wielkim bagażem, zmierzając prosto na drogę bez powrotu.

– Dobrze... Postanowiłam. Niech to będzie ta klasa.

Wspięła się po schodach na piętro, skręciła za rogiem, a potem, pogwizdując, weszła do łazienki.

Była 11:09, a więc trwała właśnie trzecia godzina lekcyjna i nikt nie powinien jej przeszkodzić, ale i tak na wszelki wypadek zamknęła się w kabinie.

– Pora wszystko przygotować!

Położyła futerał na toalecie i go otworzyła.

Wyjęła z niego części wrzucone luzem do środka, a potem, nucąc swoją piosenkę, poskładała je ponownie w całość.

Dla niej nazywanie go wszystkim nie było żadną przesadą. Minęło pół roku, odkąd został bezlitośnie, bez żadnego ostrzeżenia, od niej zabrany...

Z jakiegoś powodu z ich pracującymi za oceanem rodzicami nie było żadnego kontaktu. Przez ten czas, kiedy została sama jak palec, zamknęła się w swoim pokoju i płakała, szukając sposobu, żeby móc "go" znów zobaczyć.

Szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała, szukała i szukała....

Aż pewnego dnia, jakieś dwa tygodnie wcześniej, ktoś nieoczekiwanie wyciągnął do niej pomocną dłoń.

Oczywiście bez wahania ją uścisnęła i dlatego właśnie znalazła się w tej sytuacji.

– Dobrze. Wszystko gotowe.

Ayaka pokiwała głową, patrząc ponownie na zegarek.

Od wejścia do łazienki nie minęło nawet pięć minut.

Dziewczyna uśmiechnęła się, a potem wyszła, zostawiając pusty futerał w kabinie.

Przed wejściem na korytarz rozejrzała się dokładnie. Nikogo na nim nie było, więc bez wahania skierowała się do najbliższej klasy.

– Chcę cię zobaczyć, chcę cię zobaczyć, chcę cię zobaczyć, chcę cię zobaczyć, chcę cię zobaczyć, chcę cię zobaczyć, chcę cię zobaczyć, chcę cię zobaczyć, chcę cię zobaczyć, chcę cię zobaczyć, chcę cię zobaczyć, chcę cię zobaczyć, chcę cię zobaczyć, chcę cię zobaczyć, chcę cię zobaczyć, chcę cię zobaczyć, nawet jeśli miałabym trafić na samo dno piekieł♪ - Szła, podśpiewując.

– ...

Zatrzymała się przy drzwiach oznaczonych jako rok 2, klasa 2.

Zebrała w sobie odwagę i kładąc rękę na klamce, wzięła głęboki oddech.

Miała tylko jedną szansę, porażka nie wchodziła w ogóle w grę. Ayaka chciała go zobaczyć. Bez względu na okoliczności zrobi wszystko, żeby tylko to osiągnąć.

Cel uświęca środki.

Po dojściu do tego wniosku postanowiła przekuć swoje myśli w czyny.

– Braciszku, zaraz do ciebie dołączę.

Mówiąc to, z całej siły pchnęła drzwi. Te trzasnęły głośno, co całkowicie uciszyło wszystkich w klasie.

– Kamiya? Co ty... - spytała nauczycielka koło czterdziestki. Nazywała się Takanashi i uczyła Ayakę współczesnego japońskiego w pierwszej klasie. Zresztą wewnątrz sali było pełno znajomych twarzy. Wszyscy wlepiali w nią zdziwione spojrzenia, patrzyli na przedmiot w jej rękach i zastanawiali się, co, u licha, jest grane. Być może nawet nikt nie ogarnął od razu sytuacji.

Ayaka trzymała dziewięciostrzałową, półautomatyczną strzelbę o kalibrze 12 cali[1][2]

Nawet jeżeli ktoś zrozumiał, co się dzieje, nie mógł przyjąć tego do wiadomości.

Podczas gdy wszystkich wmurowało, Ayaka przeszła do realizacji swojego arcydzieła.

Uśmiechając się radośnie, skierowała broń w stronę pierwszego celu: patrzącej w jej kierunku dziewczyny, mającej na nosie okulary w czarnych oprawkach, która zamarła z długopisem tuż nad zeszytem.

– Przepraszam, ale muszę zobaczyć swojego braciszka. Dlatego zrobię to samo co on. Dla mojego dobra, proszę... giń.

Bez wahania pociągnęła za spust.



  1. 18.53mm
  2. To prawdopodobnie odniesienie do zmodyfikowanej strzelby Browninga - http://pl.wikipedia.org/wiki/Strzelba_Browning_A-5 - użytej w masakrze w Tsuyamie w roku 1938.[3]


Posłowie - Mistrz ceremonii[edit]

Skoro obecnie czytasz drugi tom Psycho Love Comedy, oznacza to, że trafił już do księgarni. Witam ponownie albo być może po raz pierwszy, nazywam się Mizuki Mizushiro.

Tak jak sugeruje to tytuł, tom drugi tej opowieści ma miejsce podczas Zakładu Otwartego, czy też zielonej szkoły. Jak przystało na komedię romantyczną przewija się w nim wiele motywów zarówno romantycznych, jak i komediowych.

Skoro o tym mowa, podzielę się z wami tajemnicą. Niestety, dział edytorski ocenzurował fabułę, kiedy byłem dopiero w połowie tomu, bo według nich posunąłem się za daleko. Zresztą podobny los czekał także ilustracje, ponieważ były "zbyt erotyczne"...

W każdym razie czytając ten tom, i tak odnosi się właśnie takie wrażenie. Jeśli jednak dacie mu szansę, gwarantuję, że miło spędzicie przy nim czas.

Tak na marginesie, najwięcej zabawy miałem z tworzeniem broszurki. Posunąłem się nawet do napisania instrukcji poprawnego składania koszulki. Wielka szkoda, że nie mogła zostać opublikowana. A, był też ten morderczy rap.

No dobrze, skoro posłowie jest na ostatniej stronie, pora na długi sznurek podziękowań. Edytorowi, panu Gibu, ilustratorowi, panu Namanie, Musicado Graphics za projekty, wszystkim z działu reklamy, przyjaciołom, rodzinie, krewnym, wszystkim w jakiś sposób zaangażowanym w wydanie tej książki, czytelnikom, którzy przeczytali poprzedni tom, i w końcu tobie, któremu jestem najbardziej wdzięczny za to, że trzymasz tę książkę w ręce - dziękuję. Naprawdę bardzo dziękuję.

Kolejny tom powinien trafić w wasze ręce jeszcze w lato.

Mizuki Mizushiro - podczas pisania słuchający BMTH.




Wróć do strony głównej