Difference between revisions of "Chrome Shelled Regios PL: Tom 1 Prolog"

From Baka-Tsuki
Jump to navigation Jump to search
m
 
(12 intermediate revisions by 6 users not shown)
Line 1: Line 1:
===Prolog:''Tekst pochyłą czcionką''===
+
===Prolog:===
   
 
Wszyscy wstrzymali oddech, zatrzymując w gardłach nagły przypływ przerażenia.
 
Wszyscy wstrzymali oddech, zatrzymując w gardłach nagły przypływ przerażenia.
   
  +
<p style='text-indent:12pt'>– ...</p>
„...”
 
   
 
Tak samo było z Niną.
 
Tak samo było z Niną.
Line 13: Line 13:
 
Cała ziemia była wyschnięta i pokryta pęknięciami, których ostre krawędzie wznosiły się ku górze.
 
Cała ziemia była wyschnięta i pokryta pęknięciami, których ostre krawędzie wznosiły się ku górze.
   
Jej wzrok skupiał na sobie wielki czarny kształt.
+
Jej wzrok skupił się na wielkim czarnym kształcie.
   
Przypominał on to górę równie wysoką jak wieża.
+
Przypominał on górę równie wysoką jak wieża.
   
 
Jednak wszyscy w autobusie wiedzieli, że to nie była góra.
 
Jednak wszyscy w autobusie wiedzieli, że to nie była góra.
   
„To... Peligi.” Wymamrotał człowiek siedzący w środkowym rzędzie. Obserwował czarny kształt przez parę okularów. Nina zauważyła ogromne krople potu spływające po jego twarzy i wyraźny ruch jabłka Adama, kiedy przełykał ślinę.
+
<p style='text-indent:12pt'>– To... Peligi - wymamrotał człowiek siedzący w środkowym rzędzie, który obserwował czarny kształt przez lornetkę. Nina zauważyła ogromne krople potu spływające po jego twarzy i wyraźny ruch jabłka Adama, kiedy przełykał ślinę.</p>
   
 
Przyjrzała się mrocznemu kształtowi.
 
Przyjrzała się mrocznemu kształtowi.
   
To nie była góra, to miasto.
+
Jednak nie była to góra, a miasto.
   
To, co wyglądało jak wierzchołek góry, było w rzeczywistości szczytem wieży, na którym powiewała na wietrze postrzępiona flaga. Nina nie mogła dostrzec herbu znajdującego się na fladze, na którym powinna znajdować się nazwa miasta, więc nie mogła być pewna, czy tamten człowiek mówił prawdę.
+
To, co wyglądało jak wierzchołek góry, było w rzeczywistości szczytem wieży, na którym powiewała na wietrze postrzępiona flaga. Nina nie mogła dostrzec umieszczonego na fladze herbu, na którym powinna widnieć nazwa miasta, więc nie miała pewności, czy tamten człowiek mówił prawdę.
   
Silny podmuch wiatru uderzył w bok autobusu, niosąc ze sobą kamienie. „Hej!”
+
Silny podmuch wiatru uderzył w bok autobusu, powodując wstrząs.
   
  +
<p style='text-indent:12pt'>– Hej!</p>
Przerażeni i zaskoczeni pasażerowie spadli z foteli i złapali się za głowy.
 
   
  +
Przerażeni i zaskoczeni pasażerowie pochylili się w fotelach, osłaniając głowy.
Wstrzymali oddech, jakby starali się ukryć.
 
   
  +
Kuląc się, wstrzymali oddech, jakby starali się ukryć.
Nina nie złapała się za głowę, ale wstrzymała oddech i znów spojrzała na miasto, starając się wyczuć jakąś reakcję nadchodzącą z góry.
 
   
  +
Nina, zamiast robić to, co reszta pasażerów, wstrzymała oddech i znów spojrzała na miasto, starając się wyczuć jakąś reakcję nadchodzącą z góry.
To miasto było już martwe.
 
  +
  +
Jednak to miasto było już martwe.
   
Nieruchome nogi autobusu padły na kolana.
+
Autobus zatrzymał się, a jego nogi z chrzęstem opadły na kolana.
   
Budynki w mieście wyglądały tak samo. Na wszystkich umiejscowionych na obrzeżach miasta znajdowały się pęknięcia wyglądające jak jakieś przeraźliwe rany.
+
Budynki w mieście również były pozbawione życia. Wszystkie umiejscowione na obrzeżach naznaczone były licznymi pęknięciami wyglądającymi niczym przeraźliwe rany.
   
Mogła zobaczyć, że część krawędzi miasta została odłamana, tworząc górę odpadów.
+
Nina zauważyła, że część krawędzi miasta została odłamana, tworząc stertę odpadów.
   
Wszędzie można było dostrzec kolumny dymu.
+
Wszędzie kłębił się dym.
   
Możliwe, że nie minęło wiele czasu, odkąd miasto zostało zaatakowane.
+
Dlatego bardzo prawdopodobne było, że od ataku nie minęło wiele czasu.
   
Patrząc z autobusu, nie dało się określić, czy ktoś ocalał.
+
Niestety z okna autobusu nie można było określić, czy ktokolwiek ocalał z pogromu.
   
Jednak bez względu na to, czy ktoś przeżył... Ona nie mogła się tam dostać, żeby się upewnić…
+
Jednak bez względu na to, czy ktoś przeżył, Nina nie mogła wyjść z autobusu, aby to sprawdzić.
   
Poza miastem egzystencja autobusu była słaba i nieznacząca.
+
Poza miastem egzystencja autobusu była czymś bardzo kruchym i mało znaczącym.
  +
  +
Do tego Nina rozumiała, że to niemożliwe, żeby ktokolwiek w schronach mógł ocaleć.
   
  +
Po stracie osłony otaczającej miasto ludzie nie mogli nawet oddychać powietrzem.
Poza tym Nina rozumiała, że to niemożliwe, żeby ktokolwiek w schronach mógł ocaleć.
 
   
  +
Siedzący obok niej Harley powiedział niespokojnym głosem:
Po stracie osłony otaczającej miasto ludzie nie mogli nawet oddychać powietrzem.
 
   
  +
<p style='text-indent:12pt'>– Nina...</p>
Siedzący obok niej Harley powiedział niespokojnym głosem „Nina…”
 
   
„Nie martw się. Jeszcze nas nie znalazły.
+
<p style='text-indent:12pt'>– Nie martw się. Jeszcze nas nie znalazły.</p>
   
Zdała sobie sprawę, że powiedziała to drżącym głosem. Nic nie mogła na to poradzić, ale chcąc polizać sobie wargi, głośno przełknęła ślinę, wpatrując się w najeźdźców latających nad miastem.
+
Zdała sobie sprawę, że powiedziała to drżącym głosem. Nie mogąc nic na to poradzić, odruchowo chciała oblizać wargi, jednak powstrzymała się i ponownie skupiła swój wzrok na najeźdźcach latających nad miastem.
   
  +
Wzdłuż jej kręgosłupa spłynęła strużka zimnego potu, a w ustach jej zaschło.
Spłynął po niej zimny pot i zaschło jej w ustach.
 
   
„Harley, to świat, w którym żyjemy.
+
<p style='text-indent:12pt'>– Harley, to świat, w którym żyjemy.</p>
   
Powiedziała to do przerażonego Harley'a, jednak przyjaciel z dzieciństwa nie odpowiedział.
+
Powiedziała to do przerażonego Harley'a, jednak przyjaciel z dzieciństwa nie odpowiedział.
   
 
Wyraźne kształty latających najeźdźców roztaczały wokół siebie królewską aurę.
 
Wyraźne kształty latających najeźdźców roztaczały wokół siebie królewską aurę.
   
Najeźdźcy… Byli nazywani królami natury, skażonymi bestiami. Latali nisko między zniszczonymi budynkami.
+
Najeźdźcy... Byli nazywani królami natury, skażonymi bestiami. Latali nisko między zniszczonymi budynkami.
   
„Teraz! Ktoś nagle wykrzyknął.
+
<p style='text-indent:12pt'>–Teraz! - ktoś nagle wykrzyknął.</p>
   
 
Kierowca odpalił silnik.
 
Kierowca odpalił silnik.
Line 79: Line 83:
 
Nogi uniosły autobus.
 
Nogi uniosły autobus.
   
Podniósł się punkt widzenia Niny, a pojazd ruszył, jakby podskakiwał.
+
Punkt widzenia Niny uniósł się, a pojazd ruszył, jakby podskakiwał.
   
Lepiej było opuścić to miasto. Autobus uciekał dalej.
+
Lepiej było opuścić to miejsce. Autobus uciekał dalej.
   
Nina wpatrywała się w zanikające miasto.
+
Nina wpatrywała się w zanikające w oddali miasto.
   
Kiedy autobus był już w pewnej odległości od miasta, Harley westchnął „Już po wszystkim.”
+
Kiedy autobus był już w bezpiecznej odległości od niego, Harley westchnął:
   
  +
<p style='text-indent:12pt'>– Już po wszystkim.</p>
W uspokajającej się atmosferze Nina zacisnęła pięści i powiedziała „….Jesteśmy tacy słabi.”
 
  +
  +
W miarę jak napięcie opuszczało wnętrze pojazdu, Nina zacisnęła pięści i szeptem powiedziała:
  +
  +
<p style='text-indent:12pt'>– ...Jesteśmy tacy słabi.</p>
   
   
Line 95: Line 103:
   
   
Na obrzeżach miasta ziemią wstrząsną głośny dźwięk nogi uderzającej o podłoże.
+
Pośród obrzeży miasta dało się słyszeć bardzo głośny odgłos olbrzymiej stopy uderzającej o twarde podłoże.
   
Kroki zagłuszały wszystkie inne dźwięki, nawet rozszalały ryk wiejącego wiatru.
+
Stopniowo kroki te zagłuszyły wszystkie inne dźwięki, łącznie z odgłosem porywistego wiatru.
   
  +
<p style='text-indent:12pt'>– Wciąż nie zamierzasz zmienić zdania?</p>
„Wciąż się nie poddajesz?”
 
   
  +
Pytanie również było bardzo głośne, ponieważ musiało przebić się przez kakofonię dźwięków.
Dlatego głos też musiał być głośny.
 
   
Silny podmuch wiatru rozwiał jej złote włosy. Jej twarz sprawiająca wrażenie młodszej niż jest w rzeczywistości była pełna dezaprobaty i rozgoryczenia. Swoimi zielonymi oczami wpatrywała się w chłopca stojącego na przystanku autobusowym, który wyglądał na zakłopotanego.
+
Słowa wypowiadała młoda dziewczyna, kierując je do stojącego na przystanku chłopaka. Silny podmuch wiatru rozwiał jej złote włosy, a twarz, sprawiająca wrażenie młodszej, niż jest w rzeczywistości, była pełna dezaprobaty i rozgoryczenia. Wpatrywała się w niego swoimi zielonymi oczami, nie zwracając uwagi na jego zakłopotanie.
   
Młodzieniec patrzył między nią a autobusem oczekującym na odjazd. Łańcuch, którym były spięte nogi autobusu, został już zdjęty, a sam autobus kołysał się razem z ruchami miasta. Ponieważ to, że miasto się poruszało, nie było żartem, kierowca i inni pasażerowie mogli jedynie czekać w poczekalni. Ten model autobusu został zaprojektowany tak, aby zniwelować wstrząsy, ale nie dało się nic zrobić z kołysaniem z lewej na prawą.
+
Młodzieniec spoglądał w przestrzeń między nią a autobusem oczekującym na odjazd. Łańcuch, którym były spięte nogi autobusu, został już zdjęty, a sam pojazd kołysał się w rytm ruchów miasta. Ponieważ to, że miasto się poruszało, nie było żartem, kierowca i inni pasażerowie mogli jedynie czekać w poczekalni. Ten model autobusu został zaprojektowany tak, aby zniwelować wstrząsy, ale nie dało się nic zrobić z kołysaniem z lewej na prawą.
   
  +
<p style='text-indent:12pt'>– Layfon!</p>
“Layfon!”
 
   
Jedyny pasażer nieznajdujący się jeszcze w poczekalni, Layfon, przestał się wpatrywać w autobus.
+
Jedyny pasażer nieznajdujący się jeszcze w poczekalni, Layfon, przestał wpatrywać się w autobus i skierował swoje spojrzenie wprost na dziewczynę.
   
Miał herbaciane włosy i niebieskie oczy. Na jego młodej twarzy malował się wymuszony uśmiech.
+
Jego włosy były koloru ciemnej herbaty, a na jego młodej twarzy malował się wymuszony uśmiech.
   
„Nawet jeśli, nie mogę już tu dłużej zostać.
+
<p style='text-indent:12pt'>– Nawet jeśli, to przecież nie mogę tu dłużej zostać.</p>
   
Layfon nie podniósł głosu, więc Leerin zbliżyła się. Nawet mając przed sobą jej oczy, Layfon nie widział atrakcyjnej kobiety w swojej przyjaciółce z dzieciństwa.
+
Layfon nie podniósł głosu, więc Leerin zbliżyła się. Nawet mając przed sobą jej oczy, w swojej przyjaciółce z dzieciństwa nie widział atrakcyjnej kobiety.
   
„Ale nie musiałeś wybierać tak odległej szkoły!
+
<p style='text-indent:12pt'>– Ale nie musiałeś wybierać tak odległej szkoły!</p>
   
“Nawet tutaj…” I znów dźwięk ruchu miasta go rozproszył. Minął ich silny podmuch kurzu. Layfon wyciągnął rękę, żeby przytrzymać Leerin za jej ramię.
+
<p style='text-indent:12pt'>– Nawet tutaj... - i znów dźwięk ruchu miasta go rozproszył. Minął ich silny podmuch kurzu. Layfon wyciągnął rękę, żeby przytrzymać Leerin za jej ramię.</p>
   
“Nic na to nie poradzę. Jedynym miejscem, gdzie dostałem stypendium, jest Zuellni. A pieniądze z sierocińca nie mogą być na mnie wydane, prawda?
+
<p style='text-indent:12pt'>– Nic na to nie poradzę. Jedynym miejscem, gdzie dostałem stypendium, jest Zuellni. A pieniądze z sierocińca nie mogą być wydawane tylko na mnie, prawda?</p>
   
“Musiałeś się zmuszać do wyboru tak odległego miejsca? Są bliższe miasta, do których mogłeś pojechać. Jeśli w przyszłym roku ponownie przystąpisz do egzaminów, może dostaniesz stypendium w lepszej i bliższej szkole, prawda? Więc możesz tu zostać ze mną…”
+
<p style='text-indent:12pt'>– Musiałeś się zmuszać do wyboru tak odległego miejsca? Są bliższe miasta, do których mogłeś pojechać. Jeśli w przyszłym roku ponownie przystąpisz do egzaminów, może dostaniesz stypendium w lepszej i bliższej szkole, prawda? Więc możesz tu zostać ze mną...</p>
   
Nieważne, jakie słowa nadeszłyby potem, nie zmieniłyby determinacji Layfona. Żeby to podkreślić, pokręcił powoli głową.
+
Nieważne, jakie słowa nadeszłyby potem, nie zachwiałyby determinacji Layfona. Żeby to podkreślić, pokręcił powoli głową.
   
„Nie mogę wstrzymać wyjazdu.
+
<p style='text-indent:12pt'>– Nie mogę odwołać wyjazdu.</p>
   
Leerin wstrzymała oddech. Nie mógł znieść widoku bólu w jej lśniących oczach, więc spojrzał na swoją rękę na jej ramieniu. Była surowa i szorstka jak u starca.
+
Leerin wstrzymała oddech. Młodzieniec nie mógł znieść widoku bólu w jej lśniących oczach, więc spojrzał na jej ramię, na którym spoczywała jego ręka. Była ona bowiem surowa i szorstka jak u starca.
   
„Już zdecydowałem i nie zmienię zdania. Zresztą nikt by tego nie chciał, nawet ja. Jej Wysokość pragnie, bym doświadczył zewnętrznego świata. Poza tym nie życzy sobie mojej obecności tutaj.
+
<p style='text-indent:12pt'>– Już zdecydowałem i nie zmienię zdania. Zresztą nikt by tego nie chciał, nawet ja. Jej Wysokość pragnie, bym poznał zewnętrzny świat. Poza tym nie życzy sobie mojej obecności tutaj.</p>
   
  +
<p style='text-indent:12pt'>– Ale ja jej pragnę!</p>
„Ja tego pragnę!”
 
   
Tym razem zdecydowany silny ton słów Leerin zmusił Layfona do wstrzymania oddechu.
+
Tym razem zdecydowany, silny ton słów Leerin zmusił Layfona do wstrzymania oddechu.
   
„Ja tego chcę. Czy to nie wystarczy?
+
<p style='text-indent:12pt'>– Ja tego chcę. Czy to ci nie wystarczy?</p>
   
Dla Layfona widok płaczącej Leerin był zbyt ciężki. Próbował znaleźć jakąś odpowiedź, jednak nie był w stanie. Poczuł ból zmuszający go do wyznania swoich uczuć.
+
Dla Layfona widok płaczącej Leerin był zbyt wielkim ciężarem. Próbował znaleźć jakąś odpowiedź, jednak nie był w stanie. Poczuł ból w sercu zmuszający go do wyznania swoich uczuć.
   
 
Wargi Layfona zadrżały, tak samo wargi Leerin.
 
Wargi Layfona zadrżały, tak samo wargi Leerin.
Line 145: Line 153:
 
Oboje próbowali wymyślić coś, co mogliby powiedzieć.
 
Oboje próbowali wymyślić coś, co mogliby powiedzieć.
   
W końcu zdali sobie sprawę, że nie ma na to odpowiednich słów. Nieważne, kto chciał, aby Layfon został, nic nie mogło zmienić rzeczywistości jego wyjazdu. Sam Layfon chciał opuścić miasto, więc nic nie mogło zmienić zakończenia.
+
W końcu zdali sobie sprawę, że nie ma na to odpowiednich słów. Nieważne, kto chciał, aby Layfon został, nic nie mogło zmienić rzeczywistości jego wyjazdu. Sam Layfon pragnął opuścić miasto, więc decyzja była ostateczna.
   
Nie dało się nie zranić Leerin i przekonać do jego decyzji.
+
Nie dało się nie zranić Leerin i przekonać jej do jego decyzji.
   
 
Za nim zabrzmiał dźwięk gwizdka.
 
Za nim zabrzmiał dźwięk gwizdka.
Line 153: Line 161:
 
Jakby chciał ich rozdzielić, wcisnął się między echo kroków miasta a ryk wiatru na przystanku autobusowym.
 
Jakby chciał ich rozdzielić, wcisnął się między echo kroków miasta a ryk wiatru na przystanku autobusowym.
   
To było ostrzeżenie mówiące, że autobus za chwilę odjeżdża.
+
To było ostrzeżenie mówiące, że autobus za chwilę ruszy.
   
 
Kierowca dmuchający w gwizdek wsiadł do autobusu i uruchomił silnik. Wibracje, inne niż te spowodowane ruchem miasta, rozeszły się po autobusie. Pasażerowie czekający w poczekalni wzięli swój bagaż i skierowali się do pojazdu.
 
Kierowca dmuchający w gwizdek wsiadł do autobusu i uruchomił silnik. Wibracje, inne niż te spowodowane ruchem miasta, rozeszły się po autobusie. Pasażerowie czekający w poczekalni wzięli swój bagaż i skierowali się do pojazdu.
Line 159: Line 167:
 
Usta Layfona przestały drżeć. Zabrał swoją rękę z Leerin, by podnieść bagaż leżący u jego stóp.
 
Usta Layfona przestały drżeć. Zabrał swoją rękę z Leerin, by podnieść bagaż leżący u jego stóp.
   
Miał ze sobą wszystko, co posiadał. Reszta rzeczy zostanie rozdana dzieciom w sierocińcu lub wyrzucona.
+
Wszystkie rzeczy, jakie mu zostały, miał w tej jednej walizce. Te, które zostawił, zostaną rozdane dzieciom w sierocińcu bądź wyrzucone.
  +
  +
<p style='text-indent:12pt'>– Muszę już iść - powiedział Layfon, patrząc w zaczerwienione oczy Leerin. Nawet gdyby to uczucie było prawdziwe, nie mogłaby tego zmienić. Leerin także przestała się trząść.</p>
   
  +
Wpatrywała się w niego ze łzami w oczach.
„Musze już iść.” Powiedział Layfon, patrząc w czerwone oczy Leerin. Nawet gdyby to uczucie było prawdziwe, nie mogła tego zmienić. Leerin także przestała się trząść.
 
   
  +
<p style='text-indent:12pt'>– Ponieważ decyzja została podjęta, chcę zacząć wszystko od nowa. Nie mogę wrócić do sierocińca ani do Jej Wysokości. To konsekwencje moich czynów. Spłaciłbym je bez względu na cenę, jaką przyszłoby mi zapłacić, jednak nikt tego nie chce, wolą, żebym zniknął. Ale nawet jeśli to może zostać rozwiązane moim wyjazdem...</p>
Wpatrywała się w niego ze świeczkami w oczach.
 
   
  +
Nie mógł mówić dalej. Nie chciał palnąć jakiejś bzdury, ale nawet gdyby powiedział prawdę, zabrzmiałaby tylko jak wymówka. Nienawidził siebie za takie zachowanie.
„Ponieważ decyzja została podjęta, chcę zacząć od nowa. Nie mogę wrócić do sierocińca ani do Jej Wysokości. To konsekwencje moich czynów. Spłacę to, nieważne ile musiałbym zapłacić. Jednak nikt tego nie chce, wolą, żebym zniknął. Ale nawet jeśli, to może zostać rozwiązane moim wyjazdem…”
 
   
  +
<p style='text-indent:12pt'>– Nawet jeśli naprawdę nie podjąłem decyzji.</p>
Nie mógł mówić dalej. Nie chciał palnąć jakiejś bzdury, ale nawet jeśli powiedziałby prawdę, to zabrzmiałaby to tylko jak wymówka. Nienawidził się za takie zachowanie.
 
   
  +
Dodał po cichu:
„Nawet jeśli naprawę nie podjąłem decyzji.”
 
   
Dodał po cichu. „Chociaż naprawdę chcę w pewnych sprawach zacząć od nowa…”
+
<p style='text-indent:12pt'>– Chociaż naprawdę chcę w pewnych sprawach zacząć wszystko od...</p>
   
„Wystarczy! Leerin mu przerwała. Layfon złapał mocno swój bagaż, bojąc się na nią spojrzeć.
+
<p style='text-indent:12pt'>– Wystarczy! - Leerin mu przerwała. Layfon złapał mocno swój bagaż, bojąc się na nią spojrzeć.</p>
   
Kierowca znów zadął w gwizdek. Tym razem odjazd był blisko.
+
Kierowca ponownie użył gwizdka, oznajmiając, że odjazd był już blisko.
   
  +
<p style='text-indent:12pt'>– Pójdę już.</p>
„Pójdę już.”
 
   
 
Przygnębiony odwrócił się plecami do Leerin.
 
Przygnębiony odwrócił się plecami do Leerin.
   
  +
<p style='text-indent:12pt'>– Poczekaj!</p>
„Poczekaj!”
 
   
 
Jej głos go zatrzymał.
 
Jej głos go zatrzymał.
   
To, co stało się potem, było krótką ulotną chwilą.
+
To, co stało się potem, trwało krótką, ulotną chwilę.
   
Leerin złapała i przytrzymała ramię Layfona, zmuszając go, aby się odwrócił przybliżając, swoją twarz do jego.
+
Leerin złapała i przytrzymała ramię Layfona, zmuszając go, aby się odwrócił, i przybliżając swoją twarz do jego.
   
Minęła jedynie chwila, a ich usta były już blisko siebie.
+
Minęła jedynie chwila, a ich wargi znalazły się koło siebie, aby zaraz się zetknąć.
   
 
Chwilę później Layfon poczuł jej usta na swoich.
 
Chwilę później Layfon poczuł jej usta na swoich.
   
Po tej krótkiej chwili, kiedy Layfon był jeszcze oszołomiony, Leerin odskoczyła. Jej uśmiech był sztywny, ale beztroski wygląd był mu doskonale znany.
+
Po tej krótkiej chwili, kiedy Layfon był jeszcze oszołomiony tym nagłym doznaniem, Leerin odskoczyła. Jej uśmiech był sztywny, ale pełen wyrazu. Spojrzenie osoby, która właśnie zrobiła kawał, był mu doskonale znany.
   
„Ale masz przysyłać listy. Nie uważam, żeby wszyscy chcieli, żebyś zniknął.” Powiedziała, po czym uciekła. Patrząc na nią biegnącą w spódnicy, Layfon zdał sobie sprawę, dlaczego poczuł się tak dziwnie.
+
<p style='text-indent:12pt'>– Masz często przysyłać listy. Nie uważam, aby wszyscy chcieli, żebyś odszedł - powiedziała, po czym uciekła. Patrząc na nią biegnącą w spódnicy, Layfon zdał sobie sprawę, dlaczego poczuł się tak dziwnie.</p>
   
(Ach, rozumiem…… To dlatego, że założyła spódnicę…)
+
''Ach, rozumiem... To dlatego, że założyła spódnicę...''
   
Pełna życia Leerin nie lubiła nosić spódnic, ale dziś miała na sobie.
+
Pełna życia Leerin nie lubiła nosić spódnic, ale dziś miała jedną na sobie.
   
Było też to słodkie i delikatne uczucie tamtej chwili, kiedy poczuł jej usta. Jakby po to, żeby poczuć ich ciepło, które na nich pozostało, Layfon przyłożył palec do swoich ust.
+
Wspomniał też jej słodkie i miękkie usta. Jakby próbując przypomnieć sobie ich ciepło, Layfon przyłożył palec do własnych warg.
   
(Jaki naiwny.)
+
''Jaki naiwny.''
   
 
Drwiąc z siebie, szybko ruszył w kierunku autobusu.
 
Drwiąc z siebie, szybko ruszył w kierunku autobusu.
Line 209: Line 219:
 
Napiszę, kiedy dojadę.
 
Napiszę, kiedy dojadę.
   
  +
Tak. Podjął już decyzję.
Tak. Zdecydowanie.
 
   
Autobus ruszył. Chcąc spojrzeć ostatni raz na miasto, w którym żył do tej pory, Layfon usiadł w ostatnim rzędzie.
+
Autobus ruszył. Layfon, chcąc spojrzeć ostatni raz na miasto, w którym żył do tej pory, usiadł w ostatnim rzędzie autobusu.
   
   
Line 219: Line 229:
   
   
Regiosy są powszechne na świecie. Ich istnienie jest czymś tak normalnym, jak oddychanie powietrzem. Niezliczone budynki są budowane na przypominającej odwrócony talerz powierzchni. Wydaje się, że najwyższe stoją na środku i im bliżej krawędzi, tym są niższe. Poniżej, blisko talerza, znajdują się wielkie metalowe nogi. Precyzyjnie stawiając kroki, miasto oddaliło się, jak gdyby chciało się znaleźć jak najdalej od autobusu.
+
Regiosy są powszechne na świecie. Ich istnienie jest czymś tak normalnym, jak oddychanie powietrzem. Niezliczone budynki są budowane na przypominającej odwrócony talerz powierzchni. Wydaje się, że najwyższe stoją na środku i im bliżej krawędzi, tym są niższe. Poniżej, blisko talerza, znajdują się wielkie metalowe nogi.
   
Layfon wciąż wpatrywał się w budynek przypominający wierzę, który stał w samym środku miasta.
+
Layfon wciąż wpatrywał się w budynek przypominający wieżę, który stał w samym środku miasta.
   
 
Powiewała na nim wielka flaga, na której znajdował się smok z ciałem lwa próbujący zgnieść zębami miecz, który jednak pozostał nienaruszony.
 
Powiewała na nim wielka flaga, na której znajdował się smok z ciałem lwa próbujący zgnieść zębami miecz, który jednak pozostał nienaruszony.
Line 231: Line 241:
 
{| border="1" cellpadding="5" cellspacing="0" style="margin: 1em 1em 1em 0; background: #f9f9f9; border: 1px #aaaaaa solid; padding: 0.2em; border-collapse: collapse;"
 
{| border="1" cellpadding="5" cellspacing="0" style="margin: 1em 1em 1em 0; background: #f9f9f9; border: 1px #aaaaaa solid; padding: 0.2em; border-collapse: collapse;"
 
|-
 
|-
| Back to [[Chrome_Shelled_Regios:Volume1_Illustrations|Ilustracje]]
+
| Wróć do [[Chrome_Shelled_Regios:Volume1_Illustrations|Ilustracje]]
| Return to [[Chrome_Shelled_Regios_PL|Strona Główna]]
+
| [[Chrome_Shelled_Regios_PL|Strona Główna]]
| Forward to [[Chrome_Shelled_Regios_PL:Tom1 Rozdział1|Rozdział 1]]
+
| Idź do [[Chrome_Shelled_Regios_PL: Tom 1 Rozdział 1|Rozdział 1]]
 
|-
 
|-
 
|}
 
|}
 
</noinclude>
 
</noinclude>
[[Tytuł linku]]
 

Latest revision as of 17:48, 28 November 2014

Prolog:[edit]

Wszyscy wstrzymali oddech, zatrzymując w gardłach nagły przypływ przerażenia.

– ...

Tak samo było z Niną.

Siedząc w ostatnim rzędzie autobusu, wyglądała przez okno. Przed nią niski, gruby biznesmen swoimi drżącymi rękoma złapał się za głowę.

Po drugiej stronie brudnej od kurzu szyby rozciągało się nieprzemierzone pustkowie.

Cała ziemia była wyschnięta i pokryta pęknięciami, których ostre krawędzie wznosiły się ku górze.

Jej wzrok skupił się na wielkim czarnym kształcie.

Przypominał on górę równie wysoką jak wieża.

Jednak wszyscy w autobusie wiedzieli, że to nie była góra.

– To... Peligi - wymamrotał człowiek siedzący w środkowym rzędzie, który obserwował czarny kształt przez lornetkę. Nina zauważyła ogromne krople potu spływające po jego twarzy i wyraźny ruch jabłka Adama, kiedy przełykał ślinę.

Przyjrzała się mrocznemu kształtowi.

Jednak nie była to góra, a miasto.

To, co wyglądało jak wierzchołek góry, było w rzeczywistości szczytem wieży, na którym powiewała na wietrze postrzępiona flaga. Nina nie mogła dostrzec umieszczonego na fladze herbu, na którym powinna widnieć nazwa miasta, więc nie miała pewności, czy tamten człowiek mówił prawdę.

Silny podmuch wiatru uderzył w bok autobusu, powodując wstrząs.

– Hej!

Przerażeni i zaskoczeni pasażerowie pochylili się w fotelach, osłaniając głowy.

Kuląc się, wstrzymali oddech, jakby starali się ukryć.

Nina, zamiast robić to, co reszta pasażerów, wstrzymała oddech i znów spojrzała na miasto, starając się wyczuć jakąś reakcję nadchodzącą z góry.

Jednak to miasto było już martwe.

Autobus zatrzymał się, a jego nogi z chrzęstem opadły na kolana.

Budynki w mieście również były pozbawione życia. Wszystkie umiejscowione na obrzeżach naznaczone były licznymi pęknięciami wyglądającymi niczym przeraźliwe rany.

Nina zauważyła, że część krawędzi miasta została odłamana, tworząc stertę odpadów.

Wszędzie kłębił się dym.

Dlatego bardzo prawdopodobne było, że od ataku nie minęło wiele czasu.

Niestety z okna autobusu nie można było określić, czy ktokolwiek ocalał z pogromu.

Jednak bez względu na to, czy ktoś przeżył, Nina nie mogła wyjść z autobusu, aby to sprawdzić.

Poza miastem egzystencja autobusu była czymś bardzo kruchym i mało znaczącym.

Do tego Nina rozumiała, że to niemożliwe, żeby ktokolwiek w schronach mógł ocaleć.

Po stracie osłony otaczającej miasto ludzie nie mogli nawet oddychać powietrzem.

Siedzący obok niej Harley powiedział niespokojnym głosem:

– Nina...

– Nie martw się. Jeszcze nas nie znalazły.

Zdała sobie sprawę, że powiedziała to drżącym głosem. Nie mogąc nic na to poradzić, odruchowo chciała oblizać wargi, jednak powstrzymała się i ponownie skupiła swój wzrok na najeźdźcach latających nad miastem.

Wzdłuż jej kręgosłupa spłynęła strużka zimnego potu, a w ustach jej zaschło.

– Harley, to świat, w którym żyjemy.

Powiedziała to do przerażonego Harley'a, jednak przyjaciel z dzieciństwa nie odpowiedział.

Wyraźne kształty latających najeźdźców roztaczały wokół siebie królewską aurę.

Najeźdźcy... Byli nazywani królami natury, skażonymi bestiami. Latali nisko między zniszczonymi budynkami.

–Teraz! - ktoś nagle wykrzyknął.

Kierowca odpalił silnik.

Nogi uniosły autobus.

Punkt widzenia Niny uniósł się, a pojazd ruszył, jakby podskakiwał.

Lepiej było opuścić to miejsce. Autobus uciekał dalej.

Nina wpatrywała się w zanikające w oddali miasto.

Kiedy autobus był już w bezpiecznej odległości od niego, Harley westchnął:

– Już po wszystkim.

W miarę jak napięcie opuszczało wnętrze pojazdu, Nina zacisnęła pięści i szeptem powiedziała:

– ...Jesteśmy tacy słabi.



Pośród obrzeży miasta dało się słyszeć bardzo głośny odgłos olbrzymiej stopy uderzającej o twarde podłoże.

Stopniowo kroki te zagłuszyły wszystkie inne dźwięki, łącznie z odgłosem porywistego wiatru.

– Wciąż nie zamierzasz zmienić zdania?

Pytanie również było bardzo głośne, ponieważ musiało przebić się przez kakofonię dźwięków.

Słowa wypowiadała młoda dziewczyna, kierując je do stojącego na przystanku chłopaka. Silny podmuch wiatru rozwiał jej złote włosy, a twarz, sprawiająca wrażenie młodszej, niż jest w rzeczywistości, była pełna dezaprobaty i rozgoryczenia. Wpatrywała się w niego swoimi zielonymi oczami, nie zwracając uwagi na jego zakłopotanie.

Młodzieniec spoglądał w przestrzeń między nią a autobusem oczekującym na odjazd. Łańcuch, którym były spięte nogi autobusu, został już zdjęty, a sam pojazd kołysał się w rytm ruchów miasta. Ponieważ to, że miasto się poruszało, nie było żartem, kierowca i inni pasażerowie mogli jedynie czekać w poczekalni. Ten model autobusu został zaprojektowany tak, aby zniwelować wstrząsy, ale nie dało się nic zrobić z kołysaniem z lewej na prawą.

– Layfon!

Jedyny pasażer nieznajdujący się jeszcze w poczekalni, Layfon, przestał wpatrywać się w autobus i skierował swoje spojrzenie wprost na dziewczynę.

Jego włosy były koloru ciemnej herbaty, a na jego młodej twarzy malował się wymuszony uśmiech.

– Nawet jeśli, to przecież nie mogę tu dłużej zostać.

Layfon nie podniósł głosu, więc Leerin zbliżyła się. Nawet mając przed sobą jej oczy, w swojej przyjaciółce z dzieciństwa nie widział atrakcyjnej kobiety.

– Ale nie musiałeś wybierać tak odległej szkoły!

– Nawet tutaj... - i znów dźwięk ruchu miasta go rozproszył. Minął ich silny podmuch kurzu. Layfon wyciągnął rękę, żeby przytrzymać Leerin za jej ramię.

– Nic na to nie poradzę. Jedynym miejscem, gdzie dostałem stypendium, jest Zuellni. A pieniądze z sierocińca nie mogą być wydawane tylko na mnie, prawda?

– Musiałeś się zmuszać do wyboru tak odległego miejsca? Są bliższe miasta, do których mogłeś pojechać. Jeśli w przyszłym roku ponownie przystąpisz do egzaminów, może dostaniesz stypendium w lepszej i bliższej szkole, prawda? Więc możesz tu zostać ze mną...

Nieważne, jakie słowa nadeszłyby potem, nie zachwiałyby determinacji Layfona. Żeby to podkreślić, pokręcił powoli głową.

– Nie mogę odwołać wyjazdu.

Leerin wstrzymała oddech. Młodzieniec nie mógł znieść widoku bólu w jej lśniących oczach, więc spojrzał na jej ramię, na którym spoczywała jego ręka. Była ona bowiem surowa i szorstka jak u starca.

– Już zdecydowałem i nie zmienię zdania. Zresztą nikt by tego nie chciał, nawet ja. Jej Wysokość pragnie, bym poznał zewnętrzny świat. Poza tym nie życzy sobie mojej obecności tutaj.

– Ale ja jej pragnę!

Tym razem zdecydowany, silny ton słów Leerin zmusił Layfona do wstrzymania oddechu.

– Ja tego chcę. Czy to ci nie wystarczy?

Dla Layfona widok płaczącej Leerin był zbyt wielkim ciężarem. Próbował znaleźć jakąś odpowiedź, jednak nie był w stanie. Poczuł ból w sercu zmuszający go do wyznania swoich uczuć.

Wargi Layfona zadrżały, tak samo wargi Leerin.

Oboje próbowali wymyślić coś, co mogliby powiedzieć.

W końcu zdali sobie sprawę, że nie ma na to odpowiednich słów. Nieważne, kto chciał, aby Layfon został, nic nie mogło zmienić rzeczywistości jego wyjazdu. Sam Layfon pragnął opuścić miasto, więc decyzja była ostateczna.

Nie dało się nie zranić Leerin i przekonać jej do jego decyzji.

Za nim zabrzmiał dźwięk gwizdka.

Jakby chciał ich rozdzielić, wcisnął się między echo kroków miasta a ryk wiatru na przystanku autobusowym.

To było ostrzeżenie mówiące, że autobus za chwilę ruszy.

Kierowca dmuchający w gwizdek wsiadł do autobusu i uruchomił silnik. Wibracje, inne niż te spowodowane ruchem miasta, rozeszły się po autobusie. Pasażerowie czekający w poczekalni wzięli swój bagaż i skierowali się do pojazdu.

Usta Layfona przestały drżeć. Zabrał swoją rękę z Leerin, by podnieść bagaż leżący u jego stóp.

Wszystkie rzeczy, jakie mu zostały, miał w tej jednej walizce. Te, które zostawił, zostaną rozdane dzieciom w sierocińcu bądź wyrzucone.

– Muszę już iść - powiedział Layfon, patrząc w zaczerwienione oczy Leerin. Nawet gdyby to uczucie było prawdziwe, nie mogłaby tego zmienić. Leerin także przestała się trząść.

Wpatrywała się w niego ze łzami w oczach.

– Ponieważ decyzja została podjęta, chcę zacząć wszystko od nowa. Nie mogę wrócić do sierocińca ani do Jej Wysokości. To konsekwencje moich czynów. Spłaciłbym je bez względu na cenę, jaką przyszłoby mi zapłacić, jednak nikt tego nie chce, wolą, żebym zniknął. Ale nawet jeśli to może zostać rozwiązane moim wyjazdem...

Nie mógł mówić dalej. Nie chciał palnąć jakiejś bzdury, ale nawet gdyby powiedział prawdę, zabrzmiałaby tylko jak wymówka. Nienawidził siebie za takie zachowanie.

– Nawet jeśli naprawdę nie podjąłem decyzji.

Dodał po cichu:

– Chociaż naprawdę chcę w pewnych sprawach zacząć wszystko od...

– Wystarczy! - Leerin mu przerwała. Layfon złapał mocno swój bagaż, bojąc się na nią spojrzeć.

Kierowca ponownie użył gwizdka, oznajmiając, że odjazd był już blisko.

– Pójdę już.

Przygnębiony odwrócił się plecami do Leerin.

– Poczekaj!

Jej głos go zatrzymał.

To, co stało się potem, trwało krótką, ulotną chwilę.

Leerin złapała i przytrzymała ramię Layfona, zmuszając go, aby się odwrócił, i przybliżając swoją twarz do jego.

Minęła jedynie chwila, a ich wargi znalazły się koło siebie, aby zaraz się zetknąć.

Chwilę później Layfon poczuł jej usta na swoich.

Po tej krótkiej chwili, kiedy Layfon był jeszcze oszołomiony tym nagłym doznaniem, Leerin odskoczyła. Jej uśmiech był sztywny, ale pełen wyrazu. Spojrzenie osoby, która właśnie zrobiła kawał, był mu doskonale znany.

– Masz często przysyłać listy. Nie uważam, aby wszyscy chcieli, żebyś odszedł - powiedziała, po czym uciekła. Patrząc na nią biegnącą w spódnicy, Layfon zdał sobie sprawę, dlaczego poczuł się tak dziwnie.

Ach, rozumiem... To dlatego, że założyła spódnicę...

Pełna życia Leerin nie lubiła nosić spódnic, ale dziś miała jedną na sobie.

Wspomniał też jej słodkie i miękkie usta. Jakby próbując przypomnieć sobie ich ciepło, Layfon przyłożył palec do własnych warg.

Jaki naiwny.

Drwiąc z siebie, szybko ruszył w kierunku autobusu.

Napiszę, kiedy dojadę.

Tak. Podjął już decyzję.

Autobus ruszył. Layfon, chcąc spojrzeć ostatni raz na miasto, w którym żył do tej pory, usiadł w ostatnim rzędzie autobusu.



Regiosy są powszechne na świecie. Ich istnienie jest czymś tak normalnym, jak oddychanie powietrzem. Niezliczone budynki są budowane na przypominającej odwrócony talerz powierzchni. Wydaje się, że najwyższe stoją na środku i im bliżej krawędzi, tym są niższe. Poniżej, blisko talerza, znajdują się wielkie metalowe nogi.

Layfon wciąż wpatrywał się w budynek przypominający wieżę, który stał w samym środku miasta.

Powiewała na nim wielka flaga, na której znajdował się smok z ciałem lwa próbujący zgnieść zębami miecz, który jednak pozostał nienaruszony.

Layfon wpatrywał się we flagę tańczącą na wietrze, myśląc o tym, jak zacząć list do Leerin.


Wróć do Ilustracje Strona Główna Idź do Rozdział 1