Chrome Shelled Regios PL: Tom 1 Rozdział 1

From Baka-Tsuki
Revision as of 22:19, 18 March 2010 by KieR (talk | contribs) (New page: ===Rozdział 1: Początek szkoły=== Po miesiącu od naszego rozstania, dotarłem do Zuellni i udało mi się zdążyć akurat na ceremonię rozpoczęcia roku. Podczas mojej podróży zm...)
(diff) ← Older revision | Latest revision (diff) | Newer revision → (diff)
Jump to navigation Jump to search

Rozdział 1: Początek szkoły

Po miesiącu od naszego rozstania, dotarłem do Zuellni i udało mi się zdążyć akurat na ceremonię rozpoczęcia roku. Podczas mojej podróży zmieniałem autobus pięć razy. Od zawsze żyłem w jednym mieście i nigdy nie wyobrażałem sobie, że podróżowanie może być czymś tak uciążliwym. Problem tkwi w tym, że wszystkie miasta poruszają się zgodnie z własną wolą. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego alchemicy dali im własną świadomość, ale teraz, kiedy się nad tym głębiej zastanowiłem, doszedłem do wniosku, że zrobili to, aby mogły one omijać skażone bestie i w ten sposób chronić swoich mieszkańców.


Podczas podróży widziałem z daleka grupę skażonych bestii. Ich wygląd i okrucieństwo naprawdę mnie przeraziły. Myśl, że zostaniemy zaatakowani będąc w autobusie, bez możliwości ucieczki ani obrony, wystarczyła, żeby wszystkie moje włosy stanęły dęba.

Ale nie martw się, nasz autobus nie został zaatakowany. Sądzę, że nasz kierowca był profesjonalistą, ponieważ aby uniknąć wykrycia, zatrzymał pojazd aż na trzy dni. W tamtym momencie poczułem w sercu ból. Gdy wyobrażałem sobie, że moglibyśmy zostać zaatakowani, ogarniał mnie strach. Chociaż mogło być jeszcze gorzej. Autobus mógłby się zepsuć i utknąć w tej martwej strefie. Nie mielibyśmy wtedy żadnych szans na przetrwanie. Na szczęście udało nam się dotrzeć do Zuellni i unikając przy tym jakichkolwiek niebezpieczeństw.

Piszę ten list z akademika i chcę ci powiedzieć, że zostałem zakwaterowany w dwuosobowym pokoju, jednak nie mam żadnego współlokatora. Jeszcze nigdy nie miałem całego pokoju dla siebie, dlatego naprawdę bardzo się cieszę z tego powodu.

A co tam u ciebie? Przywykłaś już do tych wszystkich zmian, które zaszły w twoim życiu?


Właśnie zdałem sobie sprawę, że wciąż nie znam twojego adresu. Wyślę ten list do twojej szkoły z nadzieją, że trafi bezpiecznie w twoje ręce. Mimo że razem bardzo długo mieszkaliśmy w sierocińcu, szczerze wątpię, aby dyrektor chciał trzymać w ręku cokolwiek, co dotyczyłoby mojej osoby.


Cóż...

Zarówno tobie, jak i miastu w którym teraz jesteś, życzę wiecznego pokoju.


Do drogiej Leerin Marfes


Layfon Alseif



Ruchome miasta (Regiosy) są rozsiane po całym świecie w różnych formach. Od najprostszej, zapewniającej ludziom wszystko, co potrzebne do przetrwania, po bardziej wyspecjalizowane.

Jedną z takich form jest miasto akademickie.

Zuellni – Akademickie Miasto Zuellni.

Budynki szkolne w centrum miasta zapewniają miejsce do nauki na wszystkich kierunkach. Duże grupy ludzi kierowały się do audytorium, które było wystarczająco duże, żeby zmieścić wewnątrz wszystkich studentów.

Ubrani zwyczajnie uczniowie kierunków ogólnych, szli, rozmawiając beztrosko z przyjaciółmi.

Dało się zauważyć niechętne uśmiechy studentów rolnictwa i mechaniki, którzy nie przywykli do mundurków, jakich nie nosili od dłuższego czasu.

Studenci alchemii i medycyny nosili białe kitle na swoich mundurkach.

Kadeci Akademii Wojskowej, wyróżniający się ze wszystkich, weszli na przód sali z wysoko podniesionymi głowami.

Idący tuż za nimi studenci różnych kierunków po kolei znikali we wnętrzu budowli.

Przeznaczeniem tego autonomicznego miasta, było kształcenie nowych uczniów. Dzisiaj ma miejsce ceremonia rozpoczęcia roku, na której to zostaną przyjęci nowi pierwszoroczni.

Ale wygląda na to, że ceremonia się trochę opóźni.

Godzinę później.

CSR vol01 021.jpg

Layfon stał z zagubionym wyrazem twarzy.

„W każdym razie może usiądziesz i porozmawiamy?”

„Do... Dobrze!”

Mimo że odpowiedział, wciąż nie był w stanie siąść na wskazanej sofie.

Ubrany w szkolny mundur mężczyzna, zajął swoje miejsce za dużym biurkiem. Od Layfona odróżniała go aura dorosłości. Jego srebrne włosy i delikatna twarz sprawiały miłe wrażenie, jednak spokojne, oceniające oczy, ale jego spokojne, oceniające srebrne oczy były uważnie wpatrzone w stojącą naprzeciw niego osobę.

Świdrujący wzrok zmusił Layfona, do panicznego rozglądania się po całym pokoju. Nawet przez buty był wstanie wyczuć zadziwiającą miękkość dywanu. Sofa i biurko stały przed nim, a przy jednej ze ścian, znajdował się wypełniony zwojami informacji regał.

Zanim Layfon wszedł do pokoju, zobaczył na drzwiach tabliczkę „Przewodniczący Rady Studenckiej”.

„Nie przedstawiłem się jeszcze. Jestem Karian Loss, student szóstego roku.”

Studia w Zuellni trwały sześć lat, więc Loss był w ostatniej klasie.

Był także przewodniczącym rady studenckiej.

Osobą, która rządzi całą tą szkołą.

„Jestem Layfon Alseif.”

Z wyprostowanymi jak struna plecami, czysto wypowiedział swoje imię. Poczuł, jak na czole zaczęły mu występować zimne krople potu.

Karian uśmiechnął się.

W pokoju byli tylko oni.

„Nie planowałem ukarania cię za całe zajście.”

Owa kwestia i niewielki uśmiech przewodniczącego odrobinę uspokoiły Layfona. Od jakiegoś czasu był zestresowany, ponieważ nie miał pojęcia, dlaczego został wezwany.

„Na początku pozwól mi wyrazić moje wyrazy uznania, gdyż dzięki twojej pomocy, nikt nie został ranny.”

Ceremonia otwarcia została odwołana przez bójkę.

Dwóch uczniów Akademii Wojskowej z wrogich sobie miast, spotkało się przypadkiem, powodując spore zamieszanie. Na początku uważnie wpatrywali się w siebie nawzajem, aby po chwili, znienacka skoczyć sobie do gardeł.

Sztuka wojenna – aby bronić się na tej skażonej Ziemi, część ludzi posiadła różne specjalne zdolności. Akademia Wojskowa jest miejscem, w którym zbierane są osoby posiadające własną, unikalną moc.

„Jeśli tacy ludzie walczą na serio, wykorzystując jednocześnie swoje moce, zwykła bójka może mieć bardzo poważne konsekwencje. Nawet postronni studenci mogli odnieść poważne rany lub co gorsza zginąć.” W oczach Kariana odbijała się szczera wdzięczność.

„Nowa zasada pozwala studentom nosić uzbrojenie dopiero od połowy pierwszego roku nauki, ponieważ niektórzy kompletnie nie zwracają uwagi na to, gdzie się teraz znajdują... To uciążliwe. Co roku mam przez to masę pracy.”

Ale ludzie wciąż używają broni. Czasami bójka przeradza się w grupowe walki, w których może polać się krew.

Przewodniczący rady gorzko się uśmiechał, ale mówił dalej, zachowując się bardzo bezpośrednio. Layfon mógł jedynie udzielać mętnych odpowiedzi.

„Skoro o tym mowa, naprawdę nie spodziewałem się, że nowy, zwykły uczeń, taki jak ty, pokona dwóch studentów wojskowych. Masz może jakieś doświadczenie ze sztuką wojenną?

„To tylko hobby.”

„Eee...”

Cisza ze strony przewodniczącego, zmusiła Layfona do przełknięcia śliny.

„Jeżeli prezentujesz taki poziom, ćwicząc się jedynie w ramach hobby, to chyba musimy podnieść standard przyjęcia do Akademii Wojskowej.”

Wiadomość o bójce błyskawicznie rozniosła się miedzy nowymi uczniami Akademii Wojskowej i studentami innych kierunków. Nowi studenci przyjeżdżający do Zuellni tworzyli nowe wersje, a studenci zaangażowani w bójkę nie byli lubiani. Niebezpieczna atmosfera z Akademii Wojskowej szybko przeniosła się na inne kierunki.

Ci, którzy znaleźli się bliżej, uciekając, wpadali na innych, depcząc jednocześnie tych, którzy przypadkiem znaleźli się na ziemi.

Kiedy wszystko miało wymknąć się spod kontroli, salę przeszył głośny hałas, po którym nastąpiła nagła cisza.

Wszyscy odwrócili się, aby zobaczyć źródło dźwięku.

Zamiast tego zobaczyli dwójkę walczących wcześniej studentów leżącą nieprzytomnie u stóp Layfona.

„To było zwykłe szczęście. Byli zbytnio zaślepieni własnym gniewem i nawet mnie nie zauważyli.”

„Oczywiście, jakżeby inaczej.”

Powiedział z radością Karian, słysząc oczywistą wymówkę. Mimo że jego usta rozciągnięte były w uśmiechu, oczy nadal pozostawały poważne i czujne. Layfon po raz kolejny miał ochotę uciec, przed ich przeszywającym spojrzeniem.

Sytuacja w jakiej znalazł się Layfon była wyjątkowo niekomfortowa.

Kiedy zorientował się, że mógłby zostać zmuszony do czegoś niebezpiecznego, próbował szybko zakończyć całą rozmowę.

„Ponieważ nie zrobiłem nic złego, wrócę do klasy.”

„Nie możesz!”

Karian nie pozwolił Layfonowi odwrócić się do niego plecami.

Szybki sprzeciw zatrzymał jego kroki.

„Jak powiedziałem, nie mam zamiaru cię karać, Layfonie Wolfstein Alseif.”

Tytuł, który został wypowiedziany wraz z jego imieniem i nazwiskiem sprawił, że Layfon podniósł brwi.

„...Co to ma znaczyć?”

„Nie obchodzi mnie, czy dalej masz zamiar udawać głupka. Mam propozycję. Layfonie Alseif, może przeniesiesz się ze zwykłych studiów do Akademii Wojskowej?”

„Co takiego?”

„Na szczęście w Akademii Woskowej pojawiły się dwa wolne miejsca po studentach, którzy rozpoczęli bijatykę. Mamy zasadę zabraniającą kadetom konflikty ze względu na swoje rodzinne miasta, do naszej Akademii. Ci, którzy podpisali kontrakt i złamali go podczas ceremonii otwarcia, nie mają prawa zostać żołnierzami. Ponieważ wina za całe zajście leży całkowicie po ich stronie. Wyrzuciłem ich już, przekonując oboje do napisania rezygnacji z chęci nauki w naszym mieście.

„Proszę chwilę zaczekać.”

Obaj eks kadeci byli dla Layfona zupełnie nieistotni.

„Nie interesuje mnie Akademia Wojskowa!”

Jasno wyraził swoją opinię. Przenieść się do Akademii Wojskowej... Niech sobie nie żartuje.

„Przyjechałem tu na zwykłe studia.”

Program Akademii Wojskowej, zawiera w sobie również zwykły tok nauczania. Nieważne, na jakim kierunku jesteś, wspólne przedmioty obejmują każdy kierunek, aż do trzeciego roku. Nawet jeśli zostaniesz na zwykłych studiach, po tych trzech latach będziesz musiał wybrać sobie specjalizację, więc przenosząc się, nic nie stracisz.”

„Nie w tym tkwi problem.”

„Więc w czym?”

Słysząc to pytanie, zorientował się, że jego oddech zatrzymał się w jego gardle.

„...Nie jestem zainteresowany Akademią Wojskową.”

„Rozumiem.” Karian przesadnie kiwnął głową. Wyglądało to bardzo sztucznie. Wyraz jego oczu ledwie się zmienił, ale delikatny błysk zdradzał zadowolenie.

„Poza tym mam stypendium. Jestem tu, aby się uczyć i pracować. Muszę pracować w wolnym czasie, więc nie będę miał energii na Akademię Wojskową.”

„Rozumiem. To dobry argument.”

Karian jedynie mówił, że się zgadza., ale w cale nie wyglądał na przekonanego.

Wyciągnął dokument z szuflady.

„Hmm, Layfon Alseif, stypendium rangi D, uczysz się i pracujesz na pół etatu. Praca przy czyszczeniu części, co? Wiesz, że to męczące i czasochłonne zajęcie, które odbywa się w nocy, kiedy miasto odpoczywa? Wielu studentów nienawidzi tego zajęcia. To ciężka robota, a godziny są okropne. Rozumiesz? Pensja nie jest najgorsza, ale zajęcie jest naprawdę męczące. Każdego roku wielu zatrudnionych tam studentów odchodzi, bądź jest zmuszonych opuścić szkołę ze względu na nie zdane egzaminy, do których to nie mięli już sił i czasu. Twoje stypendium rangi D jest bardzo niskie. Pomyślałeś w ogóle, że większość twojej wypłaty pochłonie czesne?”

„Jest tak, jak pan powiedział.”

„Czy to nie będzie trudne pracować tak przez sześć lat?”

„Myślę, że dam sobie radę.”

Uśmiech Kariana subtelnie uległ zmianie. W oczach Layfona Karian przez całą rozmowę się uśmiechał, co można było odebrać jako uczucie sympatii, z niewiadomego powodu skierowanej w jego stronę.

„Może masz rację. Powinieneś mieć więcej wiary w swoją siłę. Właśnie dlatego chcę, żebyś mógł się przenieść do Akademii Wojskowej.”

„Po co?”

„Słyszałeś kiedykolwiek o zawodach między miastami akademickimi?”

„...Nie.”

„Mówiąc najprościej, to zawody, które mają miejsce co dwa lata.” - powiedział Karian bez najmniejszego śladu zawodu brakiem wiedzy Layfona.

Layfon mógł zgadnąć do czego Karian zmierza.

„To swojego rodzaju zwyczaj wszystkich miast. Nie mam pojęcia, co myśleli sobie alchemicy, ale co dwa lata nasze siedziby walczą o terytorium. Najciekawsze jest to, że rywalizują ze sobą tylko te same rodzaje miast... Można powiedzieć, że miasta zostały stworzone aż za dobrze.”

„Chociaż mówimy, że to miasta walczą o terytorium, tak naprawdę robią to ich mieszkańcy.”

„Można to nazywać turniejem bądź zawodami, ale prawda jest taka, że to zwykła wojna.”

Wojna... Słysząc to, Layfon zrobił się blady jak ściana.

„Oczywiście naszym celem jest powstrzymanie reszty kadetów od próby wygranej za wszelką cenę. Sojusz Miast Akademickich nadzoruje każde starcie. Są używane jedynie nieszkodliwe bronie. Miecze są stępione, a pociski ślepe. Ale ponieważ wojna to wojna, istnieje duża różnica między tym co uzyska wygrany a tym, co czeka przegranego. Mimo że nie jest prawdziwa, jej wynik jest taki sam.”

„To tak wygląda życie w… miastach?”

„Tak.” Odpowiedział Karian.

Miasta posiadają własną świadomość, żyją. Potrzebują pożywienia, żeby przetrwać. Chociaż są maszynami, potrzebują energii, żeby zachować swoje funkcje.

A jej źródłem... jest metal zwany Selenium.

„Selenium jest łatwo pozyskiwanym metalem, powstałym po skażeniu Ziemi. Mówiąc prościej, można go znaleźć, kopiąc płytko w ziemi. Niestety, przez wzgląd na skażone bestie, jest to bardzo niebezpieczne. Dodatkowo kopalnia, w której odbywa się wydobycie musi być zasilana odpowiednią ilością energii.”

Jako że zwycięzca przejmuje kontrolę nad kopalnią przegranego, podnosi to standard życia wygranego miasta, a obniżając go jednocześnie w mieście, które przegrało.

„Kiedy przyjechałem do akademii, Zuellni miało trzy kopalnie. Teraz ta liczba spadła do jednej.” - westchną Karian.

To znaczy, że Zuellni przegrało przynajmniej dwie wojny i jego siła jest o wiele mniejsza niż sąsiednich miast.

„Ilość czystego selenium, jaką możemy pozyskać z pozostałej kopalni, jest wątpliwa. Planuję wysłać alchemików, żeby ją dokładnie określili, kiedy miasto będzie przechodziło koło szybu.”

„Innymi słowy, jeśli następnym razem przegramy, możemy zapomnieć o jakimkolwiek planie awaryjnym, tak?”

„Dokładnie. Miasta same dążą do spotkania, kiedy zbliża się termin zawodów. Nie możemy po prostu w nich nie uczestniczyć.”

„Jeśli przegramy...” - od samej myśli o tym, Layfona przeszył zimny dreszcz.

Nawet jeśli miasto straci wszystkie kopalnie, jego funkcje nie ustaną dzięki Selenium zmagazynowanym na czarną godzinę.

Ale to jedynie może kupić nam trochę czasu.

Struktura prędzej czy później umrze, a ludzie stracą miejsce do życia. Kiedy do tego dojdzie, miasto upadnie łącząc się z Ziemią, sprawiając że mieszkańcy w żaden sposób nie będą mogli go ocalić.

Śmierć miasta jest równoznaczna ze śmiercią wszystkich jego mieszkańców.

Kiedy Layfon o tym pomyślał, powtórnie przeszył go zimny dreszcz. Miasto, do którego przyjechał, zginie. Nie chodziło tylko o akademię, ale o przerażającą wizję śmierci całej struktury.

Kiedy był znacznie młodszy, usłyszał, że jego rodzinne miasto również stanęło w obliczu podobnego niebezpieczeństwa. Gdy się o tym dowiedział, nie mógł powstrzymać drżenia strachu, które go ogarnęło. Nieważne kim byłeś ani ile miałeś lat, strach potrafi zadziałać na każdego.

Przypominając sobie, że straszliwe zdarzenie z dzieciństwa może stać się rzeczywistością, znowu niczym mały chłopiec poczuł znajome drgawki ogarniające jego ciało.

Ale mimo tego...

„Ja...

Walczyć... Przecież wiem, że nie mogę już tego robić. Tak, wystarczy, że to powiem.

Zdeterminowany podniósł wzrok, przygotowując się do odmowy przewodniczącemu rady, który przez cały czas obserwował go zza biurka.

Ale nie mógł wykrztusić z siebie ani jednego słowa.

Karian wciąż uważnie wpatrywał się Layfona.

Uśmiech na twarzy Loss'a zniknął. Pojawił się spokojny wyraz, który już nie obserwował, a starał się przebić go na wylot.

Karian przez chwilę wstrzymał oddech i po chwili zaczął mówić: „W tym roku kończę szkołę. Tak długo, jak żyje to miasto akademickie, nikt nie może tu zostać po zakończeniu studiów. To znaczy, że kiedy je ukończę, nie będę już połączony z tym miejscem. Ale naprawdę lubię tę akademię. Nie uważasz, że to smutne utracić ukochane miejsce, zwłaszcza jeśli już nigdy nie postawisz na nim swojej stopy? To oczywiste, że chcę chronić to, co jest dla mnie ważne. Czyż przeznaczeniem głęboko zakochanych w czymś osób, nie jest ochrona tego, nieważne za jak wysoką cenę?”

Na twarzy przewodniczącego pojawił się cień uśmiechu. Właśnie tak. To był jego sposób na rozwiązanie problemu Selenium.

„Twoje stypendium wzrośnie do rangi klasy A. Wszystkie twoje opłaty zostaną zniesione. Musisz tylko zapracować na życie. Jeśli nie starasz się podążać za modą, nie będziesz musiał wiele wydawać, więc nie będziesz musiał zmuszać się do pracy przy czyszczeniu części. Zgadzasz się na to?”

Rozsądek mówił mu, żeby nie przytakiwać. Instynkt jednak zadziałał pierwszy co sprawiło, że powoli pokiwał głową na znak zgody.

Tak, Layfon opuścił pokój, trzymając mundur Akademii Wojskowej, który w jakiś tajemniczy sposób znalazł się w jego rękach.



To jeszcze nie koniec 1 rozdziału ;)

Wróć do Prolog Strona Główna Idź do Rozdział 2