Haken no Kouki Altina PL: Tom 3 Rozdział 5

From Baka-Tsuki
Revision as of 10:45, 25 April 2017 by Sacredus (talk | contribs) (Created page with "==Rozdział 5== ===Część 1=== Regis nie wracał do siebie. Kierował kroki do pokoju Atlasa. <p style='text-indent:12pt'> – Spóźniłeś się! – krzyknęła Altina,...")
(diff) ← Older revision | Latest revision (diff) | Newer revision → (diff)
Jump to navigation Jump to search

Rozdział 5[edit]

Część 1[edit]

Regis nie wracał do siebie. Kierował kroki do pokoju Atlasa.

– Spóźniłeś się! – krzyknęła Altina, wskazując go palcem.

Miała na sobie swoje zwykłe ubrania, w których mogła się swobodnie poruszać, a także Grand Tonnerre Quatre u pasa. Właśnie przez takie zachowanie i strój ludzie w cesarstwie dawniej nazywali ją postrzeloną księżniczką.

Eddie, podobnie jak Altina, miał na sobie prosty mundur (właściwie to chodził w nim cały czas i nie zakładał w ogóle wyjściowego), a także swoją broń, Defendre Sept.

Przy księżniczce stał Auguste, czyli przebrana Felicia, dalej w stroju galowym.

Codzienny mundur Regisa był w jego pokoju, jednak...

Chłopak po wejściu stanął w drzwiach i zerkając na zewnątrz, sprawdził, czy jest bezpiecznie.

– Raczej nie ma czasu się przebrać.

– Powinieneś przynajmniej umyć twarz.

Altina wzięła swoją chusteczkę i wytarła mu policzek.

– Łaaa...

– Nie ruszaj się!

Miała spokojny głos , jednak przykładała sporo siły do wykonywanej czynności, a w dodatku jej spojrzenie mogło zabić.

– Aaaau.

– Co? Czyżbyś nie chciał tego zetrzeć?

– W ogóle nie boli. Proszę, kontynuuj.

– Właśnie.

Po tym jak księżniczka, cały czas z niezadowoloną miną, w końcu starła ślad po szmince Eleanor z twarzy stratega, spytała:

– Regisie, wolisz starsze?

– Że co? Nigdy się nad tym nie zastanawiałem.

– A w książkach? Preferujesz tam starsze dziewczyny, tak?

– Co? Nie bardzo... Chociaż mgła w „Posłańcu z gwiazd” spod pióra hrabiego Rudsela była naprawdę wspaniałą bohaterką.

– Ktoś nazwał bohaterkę mgła?

– Nie. Była stworzeniem z mgły. Nie zwracaj uwagi na takie detale. Groy, główny bohater, był żółwiem.

– Przynajmniej jedna postać powinna być człowiekiem.

– Po wynajęciu pokoju w stolicy znalazł w nim ducha dziewczyny, która postanowiła tam zamieszkać. Kiedy go zobaczyła, próbowała złamać mu rę...

– Jak dla mnie duchy nie liczą się jako ludzkie postacie.

Zaczęli ze sobą wesoło gawędzić, chociaż nie trwało to długo, ponieważ w obecnej sytuacji nie mogli sobie pozwolić na takie przyjemności.

Kiedy w końcu weszli do pokoju, Eddie, opuszczając głowę, spytał:

– Regisie, nie powinniśmy uciekać?

Eddie nagle zaczął traktować stratega jak przyjaciela, czym wprawił go w zakłopotanie. Rycerz był nie tylko starszy od niego, ale posiadał także tytuł diuka.

Plan przebiegał gładko. Auguste został wyzwolony ze wszelkich politycznych gierek, a Altina zyskała poparcie większej części szlachty.

– W normalnych okolicznościach moglibyśmy wyjść główną bramą, jednak biorąc pod uwagę incydent sprzed chwili, lepiej będzie użyć innej drogi.

Auguste, a raczej Felicia, zwiesił wzrok.

– Najwyraźniej przesadziłam...

– To nie twoja wina. Nie da się do końca przewidzieć konsekwencji tego, co się dzieje. Chyba jedynie dzięki magii możliwe byłoby stuprocentowe osiągnięcie swoich zamierzeń... Jednak z drugiej strony nie można stać na uboczu i biernie patrzeć na rozwój wydarzeń. Tak więc trzeba dostosowywać się do zaistniałych, nieprzywidzianych sytuacji. I właśnie to teraz robimy.

Z korytarza zaczął dobiegać szczekot zbroi, na dźwięk którego Altina i Eddie aż zesztywnieli.

– Nosić ciężką zbroję w pałacu?

– Chyba nie chcą nas aresztować?!

– Nie byłbym tego taki pewien... Mam ich spytać?

Eddie odpowiedział Regisowi, jedynie kręcąc głową.

– Lepiej bierzmy nogi za pas. Możemy wyłgać się Latreille, że musieliśmy pilnie wrócić, bo kogoś nagle rozbolał brzuch.

Po tych słowach na twarz Altiny zawitał chytry uśmieszek.

– Eddie, zawsze używasz tej wymówki.

– Gdybym mówił, że się przeziębiłem, od razu by mnie przyłapali.

– Rozumiem. Ale wiesz, nigdy bym tego nie kupiła. Raczej jeszcze bardziej wzbudziłbyś moje podejrzenia.

– Naprawdę?

Kiedy Eddie po dobitnym uświadomieniu jego błędów zaczął nad nimi rozmyślać, Regis odsunął zasłonę w oknie.

Słońce powoli chowało się za horyzontem, wiał silny wiatr i chociaż pogoda wciąż dopisywała, szybko nadciągały ciemne chmury. W nocy należało spodziewać się deszczu.

– Stąd powinno się dojść bezpośrednio na plac. Już przygotowałem plan dołączenia do reszty.

Felicia podeszła do Regisa tak blisko, że niemal musnęli się wzajemnie. Chłopak próbował zrobić miejsce dziewczynie, ale ona powoli się zbliżyła, aż w końcu ich ramiona się zetknęły, przy czym złote ozdoby na jej mundurze zagrzechotały . Mimo że miała na sobie męskie ubranie, z tej odległości nie można było zaprzeczyć jej urodzie. Była siostrą Altiny, jednak znacznie się od siebie różniły. Jedna tryskała zdrowiem i stanowiła wulkan energii, druga była jak kwiat kwitnący na zboczu góry czy lodowa rzeźba, coś pięknego, jednak mogącego w każdej chwili zniknąć.

Felicia, wyglądając przez okno, spytała łamliwym głosem:

– M-Mamy... w-wyskoczyć?

– Tak, ale...

Przed laty wielce popularna była powieść mająca miejsce w pałacu, "Zagubiony naszyjnik jest w mojej torbie" spod pióra Floriena Jeana du Weiyallera. Opisano w niej scenę, w której księżniczka zeskakuje z pokoju Atlasa na podwórze, czyli z najwyższego, trzeciego piętra, z wysokości około 30 Co (13 m); tyle mierzył sam pałac.

Mistrzu Florienie... To jest niemożliwe?!

Najwyraźniej księżniczka w powieści miała jakieś „stopnie”, jak dla przykładu parapety pod oknami, jednak te w prawdziwym pałacu były bardzo wąskie. Troszeczkę wystawały jedynie wypukłe fragmenty rzeźb zdobiących budynek, po których nawet mysz nie dałaby rady przejść. Niemożliwe było także ponowne wejście po takiej ścianie, jak robiła to bohaterka powieści, tak więc obraz księżniczki swobodnie zeskakującej z okna, a potem wracającej tą samą drogą był jedynie ułańską fantazją autora.

– Co? Nie przemyślałem tego zbyt dokładnie... Czy to autor tamtej książki nie zadał sobie nawet najmniejszego trudu, żeby dowiedzieć się wcześniej czegokolwiek o pałacu?!

Altina wyjrzała przez okno.

Haken no Kouki Altina - Volume 03 - 239.jpg

– He? Czyli wszystko opisane w książkach jest zwykłym wymysłem?

– N-Nie, w żadnym razie. Ale zdanie dokładnej relacji to nie wszystko. Przypuszczenia są bramą do wyobraźni, która daje początek rozrywce, czyż nie?

– I czemu płaczesz? Nie do końca rozumiem, ale mamy zeskoczyć, tak?

– Taki był plan.

– Im szybciej, tym lepiej?

– No tak. – Regis pokiwał głową.

W tym momencie Eddie otworzył wszystkie okna, a do środka pomieszczenia wpadł silny wiatr.

– W takim razie pójdziemy przodem. – Uniósł nagle wciąż spoglądającą na dół Felicię.

– Hiiaaa?

– Trzymaj się mocno, nic nie mów i zamknij oczy.

– D-Dobrze. Dziękuję.

– Nie musisz.

Eddie poprawił Felicię w rękach, podpierając jej nogi oraz plecy (czyli niosąc jak prawdziwą księżniczkę), a następnie wyskoczył z okna – z najwyższego, drugiego piętra pałacu.

– No to hop.

Zeskoczył jak gdyby nigdy nic.

Regis wyjrzał przez okno. Para bezpiecznie wylądowała na ziemi. Eddie nic sobie z tego wyczynu nie robił, jednak Felicia najwyraźniej bardzo go przeżyła – w końcu właśnie zeskoczyli z 15 Co (7 m).

Jak to możliwe, że tak powoli spadali?

Felicia, która szybko się pozbierała, radośnie pomachała niemogącemu uwierzyć własnym oczom Regisowi.

– Co to było?

– Nie widziałeś, jak zwalniał na stopniach pod oknem?

– Stopnie? Te ledwo odstające fragmenty rzeźbień?

– Tak. O ile mają przynajmniej długość małego palca, można ich użyć, żeby zahamować upadek.

– Podczas spadania? Dla mnie to niemożliwe... Widać tu się rozstaniemy. Altino, nasza znajomość nie trwała zbyt długo, ale nigdy nie zapomnę czasu, który razem spędziliśmy... Ach, jeśli skażą mnie na śmierć, te słowa będą trochę na wyrost, w końcu zostanie mi ledwie parę dni życia... E? Altino, co ty...? Co ty robisz?!

Księżniczka zdjęła swój miecz z pleców i wyrzuciła go przez okno; z dołu dobiegł głośny huk.

– Teraz ty.

– C-Co ty chcesz zrobić? Bez szans. Nie dam rady wyskoczy...

Altina złapała Regisa w pasie, uniosła w górę, podparła jego plecy i kolana, a następnie, trzymając go jak księżniczkę, powiedziała:

– Nic nie mów i zamknij oczy. A, i... możesz mnie objąć, jak mocno tylko chcesz.

Po czym wyskoczyła przez okno.

– Nieeeee!

Chłopak przez moment miał wrażenie, że unosi się w powietrzu, i słyszał jedynie świst wiatru. Po chwili poczuł dwa uderzenia – przy drugim miał wrażenie, jakby całe powietrze zostało wypchnięte z jego płuc.

– ...

– Coś się stało? Zabolało cię?

– Myślałem, że umrę.

– Ale żyjesz, prawda?

– Nigdy bym nie pomyślał, że postąpicie tak nierozsądnie.

Altina, która błyskawicznie doszła do siebie po zeskoku, podniosła miecz i odpowiedziała:

– Nie porównuj mnie z Eddie’m, ja nie musiałam używać schodków... Czy nie mieliśmy przedyskutować czegoś pilnego?

– Aaaach, mogłem to przewidzieć.

W końcu cały czas brał Altinę za normalną osobę.

Eddie pomógł Regisowi wstać. Chłopak wciąż się trząsł, choć nie przez upadek na ziemię, lecz ze strachu spowodowanego ekstremalnym przeżyciem sprzed chwili.

– Haaah. Dobrze, biegnijmy na podwórze.

– Tędy! Znam to miejsce, poprowadzę was – powiedziała Altina, niszcząc mieczem tymczasową blokadę, czyli ustawiony tam płotek.


Część 2[edit]

Dotarcie na dziedziniec, gdzie czekał Eric z przygotowanymi trzema końmi, nie zajęło im wiele czasu.

– Jak dobrze, że jesteście cali – powiedział z ulgą młody rycerz.

Regis skinął głową.

– Najpewniej nawet do głowy im nie przyszło, że moglibyśmy próbować uniknąć schwytania, wyskakując z drugiego piętra. Ale i tak idąc pieszo przez ulice, przyciągalibyśmy za wiele uwagi.

– Prawdziwa podróż zaczyna się dopiero tutaj. – Jeden z przygotowanych wierzchowców wywołał uśmiech na twarzy Altiny. – To nie tego konia dostałam od Latreille? Myślałam, że już nigdy go nie zobaczę.

Był to śniady, wojskowy rumak ze złotym ogonem oraz białą plamą na tylnych nogach.

– Też tak myślałem, ale dzięki pomocy stajennych udało mi się go wyprowadzić.

– To wspaniale!

Kiedy podwładny Altiny poprosił o trzy konie, stajenni musieli od razu zrozumieć, o co chodzi. Z drugiej strony Regis zaczął się obawiać, że ich przeciwnik celowo nie ograniczył ruchu konnego, jednak jak na razie wszystko szło według planu stratega.

– Ruszajmy jak najszybciej.

– Regisie, jeśli chodzi o wyjazd – zaczął z wahaniem Eric – nie udało mi się wypożyczyć małej dorożki. Mieli jedynie powolną, luksusową karocę.

– Rozumiem. No cóż, nie dało się inaczej. Nie jestem za dobry w konnej jeździe.

Tu się więc rozstaniemy. Mam nadzieję, że nie będę musiał uciekać na piechotę. Może znajoma udzieli mi schronienia.

W tym momencie Felicia zwiesiła głowę.

– Tak właściwie... ja w ogóle nie potrafię jeździć.

– Tym się przejmujesz? Możesz przecież jechać ze mną – powiedział Eddie, wciągając księżniczkę na konia.

– Iiiaaaa!

– Wierzchowiec nas zrzuci, jeśli będziesz się tak wiercić.

– Eeeeee... – Felicia powstrzymała płacz.

Rumak był doskonale wyszkolony i nawet mimo tego, że miał na grzbiecie dwie osoby – Felicię z przodu i Eddiego z tyłu – nie ruszył się nawet o krok.

- Nooo już, już. Dobry chłopiec. Skoro masz być koniem Felicii, musisz być grzeczny.

W tym momencie Regisa przeszyła myśl, że za moment wydarzy się coś przerażającego.

I już po chwili poczuł, jak ktoś chwyta go w pasie.

– A-Altino, czekaj... N-Nie tak szybko. Może i razem nie ważymy dużo, jednak doliczając miecz, będzie za wiele.

– Nie pleć głupot. Jeżeli mam coś zostawić, to właśnie ostrze.

– Tylko nie to.

– To przestań płakać. Weź przykład z Felicii i siedź grzecznie.

– N-Niech będzie. – Regis w końcu się poddał.

Z pomocą Altiny wsiadł na grzbiet wierzchowca. O dziwo nie spadł z niego ani nie krzyczał, co zwykle spotykało go w takich sytuacjach, a czego konie oczywiście nienawidziły.

– Och, nie spadłem?

– Czyżbyś podchodził do konia, jakbyś czekał na swój koniec?

– Bo upadek byłby bardzo bolesny.

– Sama jazda jest wspaniała, więc potencjalna wywrotka to niewielka cena za nią.

– Tylko że nigdy nie jechałem konno, więc jej nie doświadczyłem.

– No to wykorzystaj okazję i czerp z niej, ile możesz.

Podział na wierzchowce wyglądał następująco: Regis jechał z Altiną, Felicia z Eddie'm, a Eric miał konia tylko dla siebie.

Czerwonowłosa księżniczka ściągnęła wodze, żeby zmienić kierunek, w którym szedł koń. Chwila, nie. To jej rumak sam zmienił kierunek jazdy.

– Jakie mądre zwierzę.

– Bardzo.

– Nadałaś mu imię?

– Zrobię to po powrocie.

Jechali powoli wzdłuż pałacowego muru; wciąż nie opuścili jego wielkiego podwórza. Altina trochę przyspieszyła, a Eddie i Eric dostosowali do niej swoje tempo. Nie zwracali uwagi na żywopłoty, ławy, kwiaty czy nawet patrolujących żołnierzy, których było tam pełno. Tempo jazdy wywołało u Felicii minę, jakby zaraz miała się rozpłakać, u Regisa zresztą też, ale w ich obecnej sytuacji nie mogli sobie pozwolić, żeby zwolnić. Trzeba jednak przyznać, że szybkość, z jaką jechali po tym pełnym przeszkód terenie, mogła naprawdę przerazić.

Eddie podjechał do Altiny.

– Aach, Regisie, coś mi się przypomniało.

– C-Co?! – Nie dość, że na koniu strasznie trzęsło, to w dodatku odgłos podków uderzających o bruk był wyjątkowo głośny, przez co Regis musiał podnieść głos.

– Abidal Evra odeskortował już Clarissę i Lilim – zaraportował Eddie.

– A-Ach, dobrze. – Strateg nie przywykł do konnej jazdy, dlatego miał problemy z mówieniem.

Regis wcześniej powiedział Abidalowi Evrze, żeby wyjechali przed nimi, ponieważ ośmioosobowa grupa przyciągałaby za dużo uwagi, a nie mogli sobie pozwolić na jakiekolwiek ryzyko. Naprawdę cieszył się z tego, że tamtym udało się uciec. Teraz pozostała już tylko kwestia opuszczenia stolicy przez Altinę i Felicię.

W ich sytuacji lepiej było nie używać głównej bramy, dlatego Regis zdecydował, aby wyjechać przez tę używaną przez wozy z zaopatrzeniem.

– Rycerze przed nami! – krzyknął Eric.

Na drodze prowadzącej do bramy stało około dziesięciu rycerzy z kopiami, odzianych w zielone zbroje. Regis nie miał czasu na obmyślenie żadnego planu, dlatego odwrócił się do Altiny, mówiąc:

– To straż cesarska! Nie wiem, skąd mają o nas informacje, ale nie możemy się zatrzymać.

– Są silni?

– Służą w armii, ale nie biorą udziału w walkach. To typowe bogate dzieci wysłane do wojska, żeby podtrzymać renomę i tradycję rodzinną.

– Aha.

– Nie bądź dla nich za ostra...

– W takim razie spokojnie możemy zaszarżować!

– Czekaj!

– Schyl głowę!

Regis praktycznie wtulił się w szyję konia, a księżniczka w plecy chłopaka.

– Aaa....

– Zostań w tej pozycji. Naprzóóóód! – krzyknęła Altina z werwą, jakby dowodziła całą armią, chociaż w rzeczywistości byli z nią jedynie Eddie i Eric.

Strażnicy w panice unieśli broń – mieli w końcu zapobiegać nieuprawnionemu wstępowi na teren pałacu, dlatego jeszcze przed chwilą stali zwróceni w stronę bramy.

– S-Stać!

Najwyraźniej otrzymali rozkaz, by nikogo nie przepuszczać.

Altina zignorowała ich polecenie, ba – nawet nie zwolniła.

– Jestem Marie Quatre Aljeantina de Belgaria, czwarta księżniczka cesarstwa. Ustąpcie, a zostanie wam przebaczone!

Większość rycerzy zeszła z drogi, na drodze uciekających została jednak piątka z nich, mierząc w jeźdźców kopiami.

Altina puściła lejce, stanęła na koniu i sięgnęła po Grand Tonnerre Quatre.

- Hiiaaaa!

Bronie się starły. Oczywiście to ostrze księżniczki wyszło z tego starcia zwycięsko, z kopii zaś nie było nawet co zbierać. O dziwo koń, mimo tej nagłej zmiany zachowania jeźdźca, nie miał żadnego problemu, by zareagować odpowiednio do poczynań księżniczki, chociaż dotychczas jechała na nim jedynie dwa razy.

– Jakim sposobem jesteś w stanie przewidzieć, co jej chodzi po głowie?

– Co rano z nią rozmawiałam.

– To wiele wyjaśnia.

Być może właśnie dlatego pracownicy stajni tak ochoczo udzielili im pomocy.

Co tam trzy dni czy nawet lata, ja nigdy nie dałbym rady zmusić konia do szarży prosto na skierowane w niego kopie – pomyślał Regis.

Jadący za nimi Eddie krzyknął:

– Co za przydatny miecz!

– Chcesz się zamienić?

– Haaa! Zapomnij. Pewnie nawet bym go nie uniósł.

– Hahaha.

Nie mieli jednak z czego się śmiać. Normalny człowiek miałby problem z choćby podniesieniem tego miecza, a ten koń nie dość, że dźwigał dwoje jeźdźców, to jeszcze wielkie ostrze. Zwykły, niewyszkolony wojskowy wierzchowiec nie dałby rady zrobić nawet jednego kroku z takim ciężarem na grzbiecie.

Cięcie tego ostrza było szybkie niczym uderzenie błyskawicy, co zapewne wynikało z jego wagi, a jeden zamach nim zatrzymałby prawdopodobnie nawet ciężką kawalerię. Co prawda, na salonach często szydzono ze słabości straży cesarskiej, jednak w starciu z obezwładniającą aurą bijącą od Altiny i jej ostrzem strażnicy naprawdę nie mieli najmniejszych szans.

Po przekroczeniu bramy Regis wskazał kierunek:

– Jedź dalej na północ!

– Dobra!

– Na pewno wyślą za nami pościg. Tym razem prawdziwych rycerzy.

Chociaż chciałbym, aby sprawili nam miłą niespodziankę… – pomyślał Regis, jednak nie było na to najmniejszych szans. Po pewnym czasie dostrzegł zbliżającą się od strony stolicy chmurę pyłu. Padające na nią ostatnie promienie zachodzącego słońca zdradziły barwę zbroi rycerzy: złotą z ciemnoczerwonymi zdobieniami.

– Nie mają ze sobą sztandaru, ale to pewnie Białe Wilki!

Ten oddział stanowił trzon pierwszej armii.

– I pomyśleć, że żegna nas ten sam oddział, który powitał nas po przybyciu.

– Chcesz się z nimi przywitać?

– I tak niedługo nas dogonią.

W normalnych okolicznościach ciężka kawaleria nie miałaby szans doścignąć grupy Regisa, ale konie uciekinierów były przeciążone, przez co pogoń powoli nadrabiała do nich dystans.

Strateg przywołał sobie przed oczy mapę i wskazał księżniczce kierunek dalszej jazdy.

– Skieruj się w stronę tamtego wzgórza.

– Coś tam jest?

– To nasza jedyna szansa na przetrwanie.

– Regisie, koń jest już u kresu sił.

– Za wszelką cenę musimy dotrzeć na tamto wzniesienie.

– Jeśli za bardzo go przycisnę, zabraknie mu sił na dalszą ucieczkę!

Skierowali się na niewielkie wzgórze leżące za mokradłami. Nic tam nie zasłaniało widoku, a tereny bagniste dodatkowo zwalniały ich tempo ucieczki. Pościg mógł odebrać ten ruch jako nieprzemyślaną zmianę kierunku w panice, zupełnie jak u osoby szukającej schronienia przed nagłym deszczem.

Rycerze nie użyli łuków, tak więc najprawdopodobniej otrzymali rozkaz sprowadzenia uciekinierów w jednym kawałku. Mogło to oznaczać, iż Latreille chciał zmyć hańbę ze swej twarzy, łapiąc i obnażając prawdziwą tożsamość Auguste’a. Wtedy miałby prawo cofnąć jego rekomendację Altiny do tronu, tym samym usuwając wszelkie przeszkody stojące mu na drodze do przejęcia władzy.

– Jego wysokość Latreille jest bez wątpienia strategiem. Jednak przyparty do muru, musiał zdać się na swoich. Chwila, czyżby tym razem dowodził Germain?

Kiedy konie w końcu pokonały błotniste mokradła, na których dało się wyczuć silny zapach nafty, i dotarły na szczyt, słońce już prawie zaszło za horyzont.

– Gdybyśmy mieli więcej czasu, na pewno wziąłbym dorożkę.

– Sam jesteś sobie winny, nie uwzględniając tego w planach, czyż nie?

– Prawda. Jednak mój plan się powiedzie.

Po chwili także Felicia z Eddie’m oraz Eric dotarli na szczyt, ich konie jednak ciężko dyszały.

W tym czasie Białe Wilki dojechały do mokradeł. Gdyby mogli używać broni strzeleckiej, byliby już na dystansie pozwalającym im z niej skorzystać.

Ostatnie promienie zachodzącego słońca rzuciły blask na białą zbroję kapitana rycerzy.

– Zwę się Constant Felix de Bartoli. Wasza wysokość Auguste, proszę wrócić ze mną do stolicy.

– Mowy nie ma! – odkrzyknął Eddie, chociaż prawdę mówiąc, jego odpowiedź nie dotarła nawet do rycerzy.

Kapitan Białych Wilków wyciągnął miecz, z powodu padających na niego promieni zachodzącego słońca wyglądający na żółty, po czym rzekł:

– W takim razie użyję wszelkich środków, by cię tam sprowadzić.

Około tysiąca towarzyszących mu rycerzy poszło w jego ślady. Od wyjazdu ze stolicy pokonali trzy wzgórza, a żaden z nich nie odpadł z pogoni. W rzeczy samej zasługiwali na opinię najsilniejszej jednostki w cesarskiej armii.

Altina wyciągnęła swój miecz.

– Wiesz, kim jestem, a mimo to śmiesz zwracać się do nas w ten sposób? I ty masz się za rycerza Belgarii? Czy może jesteś jedynie częścią prywatnej armii Latreille?

– Cesarstwa! Szczerze wierzę, iż dla dobra państwa musimy sprowadzić waszą wysokość z powrotem!

– W takim razie powierz los swojej wierze, gdyż ja się nie cofnę!

– Wola twoja!

Haken no Kouki Altina - Volume 03 - 257.jpg

Sprawy zaszły do punktu, w którym słowa nie były już potrzebne. Kapitan wydał rozkaz do ataku, a jego podwładni, wciąż stojący w środku błotnistego terenu, ruszyli do ataku.

Znajdowali się już na tyle blisko, że można było dostrzec ich oczy; w tym momencie ucieczka nie wchodziła w grę.

Wtedy także Altina wydała rozkaz do ataku, unosząc jedynie swoje wielkie ostrze w górę.

Zza wzgórza dobiegł głośny ryk, a po chwili wyłonili się stamtąd rycerze w czarnych zbrojach.

Ta zasadzka powstrzymała nieco agresję przeciwnika, a dowodzący pościgiem kapitan, nie wierząc własnym oczom, rzucił:

– Czarni rycerze Jerome'a? Przynęta? Zresztą to jedynie pięciuset kmiotków z wiochy. Nie mają szans z naszym elitarnym oddziałem. Naprzód! Nie pozwólcie Auguste’owi uciec!

Przeciwnik ponownie natarł.

W tym momencie Czarni Rycerze wystrzelili ogniste strzały w sam środek formacji Białych Wilków. Oczywiście nawet podpalone pociski nie miały najmniejszych szans przebić ciężkiej zbroi, tak więc dopiero po chwili, rozpoznając wszechobecny zapach, wojacy podlegli Latreille zorientowali się, co się dzieje.

– Nafta!

W okolicy tych mokradeł było pełno ośrodków wydobywających naftę, a pobliżu leżało luzem pełno pustych beczek po tym łatwopalnym płynie.

Rycerze nie mieli najmniejszej szansy na reakcję. Już po krótkiej chwili w niebo wzbił się wielki słup ognia, a mokradła w świetle zachodzącego słońca wyglądały jak kwitnący kwiat lotosu, z którego dobiegały głośne krzyki ledwie widocznych wśród płomieni rycerzy. Część z nich puściła konie wolno, inni użyli ich, by uciec z tego piekła... jednak na tych czekały już kopie Czarnych Rycerzy.

Kapitan Białych Wilków nie mógł oddychać. Jego jednostka – najlepsi pośród elity całej armii, trenowani latami wojownicy – na jego oczach zmieniała się powoli w popiół.

– Aaaaa! – krzyknął ze złości i desperacji.

Stojący przed nim rycerz w czerni rzekł:

– Hmph, kretyn. Gdybyś wydał jakikolwiek inny rozkaz niż do ataku, twoja jednostka nie skończyłaby jako paliwo do kominka.

– Jesteś godzien jedynie pogardy, Jerome! Porzuciłeś rycerskie zasady i zmieniłeś się w zwykłego demona!

– Huhu. W takich podstępnych, godnych pogardy metodach nasz strateg jest najlepszy. Gdybyś nie był tak bezużyteczny i zauważył naftę, a potem zatrzymał szarżę, nawet do ciebie by dotarło, że w żadnym razie nie możesz ruszyć naprzód. – Jerome uniósł swoją Le Cheveux D'une Dame.

Constant, odpowiadając na zniewagę, wyciągnął długi miecz.

– Nazywanie takiego szczyla jak ty bohaterem jest błędem! Twoje tak zwane „wielkie osiągnięcia” dowodzą jedynie, jak słaba jest armia Federacji Germanii.

– Kukuku. Nazywacie siebie najsilniejszą jednostką w cesarstwie, a co osiągnęliście przez te trzy lata? Jesteście jedynie bandą klaunów pyszniących się swym tytułem.

– Jak śmiesz znieważać pierwszą armię!

– Kuhahaha! Ta sławna pierwsza armia, przez twój brak oleju w głowie, właśnie zmieniła się w popiół.

– Ty gnoju!

Constant z oczami czerwonymi od gniewu natarł na Jerome’a, wyprowadzając pchnięcie, które czarny rycerz bez problemu zablokował, oddalając się jednocześnie na odległość dogodną do kontry – w końcu kopia jest dłuższa od miecza.

– Ha!

Czarny rycerz wyprowadził serię trzech czy czterech pchnięć; tej samej techniki użył podczas starcia pod Fortem Volks, zmuszając kapitana Czarnych Wilków do puszczenia wodzy konia i blokowania ciosów obiema rękami.

– Heee. A myślałem, że opuściły cię już wszystkie siły od siedzenia całymi dniami na dupie w pałacu i trzymania w górze co najwyżej kieliszka.

– Nie piję!

– Och, przepraszam, mój błąd. Czyżby to dlatego twoja głowa jest taka pusta?

– Zdychaj!

Constant lewą ręką odtrącił kolejne natarcie kopii na bok, a prawą wyprowadził pchnięcie wymierzone prosto w serce Jerome’a.

– Musisz naprawdę mnie lekceważyć, skoro myślisz, że jedną ręką zatrzymasz mój atak.

– Ach!

Odepchnięta kopia została wycofana w tył i błyskawicznie, z taką samą szybkością jak wcześniej, powędrowała w stronę przeciwnika, jednak ta seria ciosów była o wiele silniejsza. Pierwszy atak stworzył pęknięcie na mieczu Constanta, drugi go złamał, a trzeci dosięgnął i przedziurawił zbroję rycerza.

– Ghhhh!

– To mi coś przypomniało. Gdzie plasujesz się pośród wszystkich trzech rycerskich zakonów w pierwszej armii? Tylko mi nie mów, że jesteś wśród nich najsilniejszy, bo strasznie się zawiodę.

Kapitan Białych Wilków był już martwy, tak więc nie mógł odpowiedzieć na tę zniewagę. Jerome wyciągnął kopię z jego ciała, które chwilę później spadło z konia na ziemię.

– Tcz. Co za potworny widok. Gdybyś zacisnął nogi w ostatnim momencie, nawet po śmierci nie spadłbyś z wierzchowca. A uważanie żołnierzy innych państw za słabych dowiodło, że byłeś tylko kolejnym głupcem kochającym konie.

Altina obserwowała całe starcie Jerome’a i Constanta, chociaż gdyby na jej wierzchowcu nie siedział także Regis, pewnie dołączyłaby do potyczki.

– Jest wyjątkowo silny.

– Monsieur Jerome’owi w rzeczy samej nie brakuje krzepy. Nie mogłem nawet dostrzec jego ciosów.

– Podczas naszego pojedynku się hamował?

– Tu miał znaczenie wybór broni. Gdyby wasza walka odbyła się konno na kopie, Jerome bez wątpienia by z tobą wygrał.

– Kto byłby silniejszy – on czy Latreille?

– Sam chciałbym wiedzieć.

Eddie odpowiedział Altinie:

– Z kopią Jerome, z mieczem i jego ograniczonym zasięgiem Latreille. Kopia dzięki swojej długości lepiej sprawdza się na polu bitwy, ale gdy zaczyna się walka bezpośrednia, w ciasnej przestrzeni, traci całą swoją przewagę.

– Aha.

– Miecz Aljeantiny jest wyjątkowy, więc dla niej to marny przykład.

Eddie wzruszył ramionami, po czym zmienił temat.

– Właśnie, podpalenie ich było częścią twojego planu?

– Tak. Istniała bardzo duża szansa, że pierwsza armia uda się za nami w pościg.

– Przewidziałeś to?

– Biorąc pod uwagę sytuację na bankiecie, Latreille raczej miał to na względzie. Gdybyśmy zmienili nasze nastawienie i się z nim starli, mógłby stracić twarz oraz poparcie. Biorąc pod uwagę jego stan emocjonalny w takiej sytuacji, logicznym wydaje się, że posunąłby się do użycia pierwszej armii… Prawda?

– Naprawdę? – spytał Eddie, przechylając głowę. Podobnie postąpiła Felicia, która zresztą od samego początku nie rozumiała, jak działa armia.

Altina jedynie wzruszyła ramionami i rzekła:

– Z twoich ust wydaje się to łatwe do zrozumienia, ale sama nigdy bym na to nie wpadła i kto wie, do czego mogłoby dojść po naszej ucieczce. Pewnie jedynie zachowałabym trochę większą czujność.

– Naprawdę?

– Podpalenie ich było konieczne?

– Zastanów się. Rycerze stanowią trzon pierwszej armii, czym się wyjątkowo chlubią, tak więc szanse na to, że chcieliby uczciwej walki, byłyby wysokie. Podpalenie ich było dla mnie czymś oczywistym.

– Jerome miał rację, jesteś potworem.

– Moim zdaniem tysiąc rycerzy wysłanych za pięcioma osobami na trzech koniach też szlachetne raczej nie jest.

– To… też prawda.

– Altino, cofnij się trochę.

– Wtedy nie będę widzieć wroga.

– Już po wszystkim, powinniśmy się wycofać. Za ich żołnierzami zapewne podąża posłaniec, więc oni też otrzymają rozkaz odwrotu.

– Mamy tak po prostu odjechać?

– Nie ma potrzeby dalej walczyć, kusilibyśmy tylko los. Nie mam cienia wątpliwości, że oni też wrócą do stolicy.


Wróć do Rozdział 4 Strona Główna Idź do Wtrącenie