Haken no Kouki Altina PL: Tom 2 Rozdział 1

From Baka-Tsuki
Revision as of 14:28, 14 August 2015 by Sacredus (talk | contribs)
Jump to navigation Jump to search

Regis, co prawda, nie był zbyt przekonany co do swoich możliwości, jednak został strategiem i musiał zakasać rękawy, żeby jakoś to ogarnąć.

Szeptem przekazał Altinie, która w końcu została uznana za głównodowodzącą, jakie kroki należy podjąć, a ona wydała te rozkazy żołnierzom.

– Sir Jerome, rozkazuję ci wziąć setkę kawalerzystów i przechwycić wroga. Masz poznać liczebność oddziałów przeciwnika i związać ich walką, jeżeli to możliwe. Jeśli ich siły będą za duże, twoim priorytetem ma być bezpieczny powrót do fortecy!

– Zrozumiałem!

Generał Jerome, który po przegranym pojedynku zaakceptował księżniczkę jako swoją przełożoną, poprowadził kawalerię za bramę fortu i już po chwili zza murów twierdzy dobiegły dźwięki uderzających o siebie metali oraz przeraźliwe krzyki.

Na szczycie centralnej wieży znajdował się punkt obserwacyjny, dzięki któremu można było nadzorować przebieg bitwy, a także sala konferencyjna, gdzie odbywały się narady dotyczące strategii.

Jednak przed udaniem się tam należało opatrzyć Altinę, która poważnie ucierpiała podczas pojedynku. Wygrała to starcie dzięki mieczowi pierwszego cesarza oraz szczęściu, ale odniosła ciężkie rany i powinna zostać wyniesiona z placu na noszach, jednakże księżniczka, chociaż to musiało być dla niej bardzo ciężkie, musiała z niego zejść o własnych siłach. W końcu przegrany, Jerome, od razu wyruszył w bój, a więc gdyby zwycięzca nie był w stanie nawet chodzić, odbiłoby się to negatywnie na jej wizerunku, a ten pokaz siły w postaci walki poszedłby na marne.

Dziewczyna wyglądająca, jakby zaraz miała stracić przytomność, powłóczyła ranną nogę, zostawiając za sobą krwawy ślad na śniegu.

– Hee… hee…

– Altino, chodź.

Idący obok niej Regis mógł jedynie zachęcać ją do wysiłku.

Plac znajdował się tuż przy stojącej w centrum fortecy masywnej wieży z kamienia, jednak droga do jej stalowej bramy wydawała im się ciągnąć w nieskończoność.

Kiedy w końcu do niej dotarli, Regis zamknął za sobą drzwi, popychając je plecami.

– Ughh.

Stalowe wrota głośno się zatrzasnęły, a w otoczonym kamiennymi ścianami korytarzu zrobiło się ciemno. Dźwięki walki przycichły, zaś Altina, będąca już poza zasięgiem wzroku jej żołnierzy, upadła na podłogę, po czym ciężko dysząc, oparła się o ścianę.

– Nic ci nie jest?

– Nic… Hee… hee… Naprawdę… Wciąż mogę… wstać…

Żołnierze pobiegli na swoje posterunki bojowe albo przygotowywali się do wymarszu na placu parad, więc żaden z nich nie mógł zobaczyć, co zaszło w centralnej wieży. Dzięki temu Regis i księżniczka mogli tam chwilę odsapnąć.

– Altino, jeśli zginiesz , wszystko pójdzie na marne. Nie przemęczaj się, odpocznij chwilę.

– Uuuch, dobrze…

Regis usiadł obok opartej o ścianę dziewczyny, która łapała oddech, i spojrzał na jej twarz.

Jej matka była nisko urodzona, jednak dzięki swojej nadzwyczajnej urodzie została konkubiną cesarza, a Altina podobno pod tym względem nawet ją przewyższała. Jej lśniące, czerwone włosy po tej ciężkiej bitwie wydawały się jeszcze piękniejsze, zmrużone oczy mieć więcej głębi, a przez kompletne wycieńczenie skóra dziewczyny była blada niczym śnieg. Nawet Regis, który nie myślał za wiele o damach, został zauroczony wyglądem księżniczki. Jej niewinny profil przypomniał mu, że jest jedynie czternastoletnią dziewczyną.

W Cesarstwie Bułgarii pełnoletność osiągało się w wieku piętnastu lat, a więc wciąż była dzieckiem.

Jednak silnym dzieckiem.

Zarówno jeśli chodzi o umiejętności walki, jak i psychikę. Nie poddałaby się bez względu na to, w jak beznadziejnej sytuacji by się znalazła.

Chociaż jej ręce były całe w brudzie i krwi, Regis pomyślał, że wygląda naprawdę pięknie.

Jej cienkie palce sprawiały wrażenie, jakby mogły złamać się jak zapałki przy najmniejszym dotknięciu, jednak uniosła nimi ciężki, dwuręczny miecz większy od niej i pokonała nim Jerome’a, bohatera słynącego z umiejętności walki. Swoją siłę zawdzięcza pewnie linii krwi, z której się wywodziła, oraz treningowi. Była po prostu wspaniała…

– Coś nie tak? – Altina spojrzała na Regisa.

– Nic ci nie jest?

– Już mi lepiej… Zostawmy to na razie. Czemu tak się we mnie wpatrujesz?

– Wpatruję się?

– Tak, wpatrujesz. Czuję, jak jeździsz po mnie wzrokiem. Dziwnie wyglądam? Mam brudną twarz? Nie hamuj się, powiedz, o co chodzi.

– Wszystko z tobą dobrze. Piękna.

– He?

Regis zakrył usta.

Co ja powiedziałem do młodszej ode mnie o pięć lat dziewczyny?!

Zauroczyło mnie twe piękno – tak by to ujął minstrel ze stolicy, gdyby był tam obecny. Jednak Regis, niestety, nie potrafił tak się wysłowić, więc milcząc, po prostu się zarumienił.

Altina spojrzała na niego ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy.

– Przeziębiłeś się przez to, że oglądałeś pojedynek podczas zamieci? Cały jesteś czerwony.

Uważaj na siebie i postaraj się zachować zdrowie, dobrze?

Jej prawa dłoń powędrowała w kierunku Regisa.

Chłopak, widząc to, zawstydził się i odsunął, jednak Altina źle to zrozumiała.

– Ach, przepraszam. Mam brudne ręce, prawda?

– Nie o to chodzi.

– Nie przejmuj się, nie przepadam za pochlebstwami i współczuciem. Moje dłonie różnią się od dłoni kobiet w mieście, co nie? Są spocone od treningu, a przez pojedynek dodatkowo całe w brudzie oraz krwi.

– Nie o to mi chodziło.

Tym razem to Regis wyciągnął do niej dłoń.

Nawet jeżeli serce waliło mu jak szalone, musiał znaleźć w sobie na tyle siły, aby rozwiać to nieporozumienie.

Położył rękę na dłoni Altiny.

Haken no Kouki Altina - Volume 02 - NCP1.jpg

– He?

– Twoje… Twoje ręce są naprawdę piękne, to one pozwoliły ci urzeczywistnić swoją wolę …

Eee, nie mam żadnego doświadczenia w kontaktach z dziewczynami… Nie przywykłem do dotykania ich, więc trochę się wystraszyłem.

– Aha.

Co prawda, udało mu się wyjaśnić nieporozumienie, jednak nie wykorzystał okazji do zabrania ręki.

W tym momencie pomyślał:

To wygląda jak scena z książki, którą czytałem wieki temu.

Po chwili przypomniał sobie, że była to „Miłosna wędrówka Rawla” spod pióra Cuillera Romero.

Ma ręka spoczęła na dłoni damy, przybliżyłem twarz do jej oblicza i pocałowałem słodki kwiat…

Niemożliwe! Monsieur Cuiller, jeżeli tak to się potoczy, zostanę powieszony za znieważenie majestatu!

Regis miał poważny problem, ponieważ brakowało mu odniesienia. Żaden główny bohater nie byłby aż tak beznadziejny, by puścić dłoń dziewczyny bez chociaż pochwalenia jej piękna.

Kiedy zamarł ze strachu, myśląc nad tym, co zrobić, usłyszał wymuszony kaszel.

Po obróceniu się w stronę, z której pochodził, zobaczył uśmiechniętą Clarissę w niebieskim fartuszku.

– Próbujesz wykorzystać okazję i zebrać trochę doświadczenia w dotykaniu dziewczyn z księżniczką, która nie może nawet chodzić? Monsieur Regis.

– He? Nie planowałem nic takiego.

– Jesteś nadspodziewanie przebiegły.

– Nieprawda!

– Co planowałeś zrobić księżniczce?

– Nic nie planowałem!

– Doprawdy? Zastanawiałam się, czy nie trzeba jej opatrzyć.

– Właśnie! Oczywiście. Eee, żołnierze zobaczyliby ją w szpitalu, więc nie możemy jej tam przenieść. Zabierz ją do jej komnaty pod pretekstem zmiany ubrania, a potem wezwij doktora.

Altina pokiwała głową na znak zrozumienia, podobnie postąpiła Clarissa.

– Rozumiem. A więc, księżniczko.

– No to… - Altina położyła dłonie na ścianie i wstała. – Fuu… W końcu odzyskałam siłę w nogach. – Nie wyglądała już na tak zmęczoną.

Regis także się podniósł.

– Tam zaczęła się bitwa, prawda? Po wygranym pojedynku zostałam uznana za głównodowodzącą, więc nikt już nie będzie traktować mnie jak piąte koło u wozu.

– Jednak mogą być problemy, jeżeli postąpisz zbyt lekkomyślnie. To na pewno pociągnie za sobą śmierć…. Moją od wrzodów żołądka.

– To rzeczywiście byłby problem. W końcu tak się starałam, żebyś został moim strategiem.

– Altino, idź szybko do pokoju, żeby mógł opatrzyć cię medyk.

– To… rada stratega? Oficera administracyjnego piątego stopnia? Czy może przyjaciela?

– Oczywiście, że stratega. Zgodnie z obietnicą.

– Hmm… Cóż, w takim razie muszę się posłuchać.

Altina ruszyła przed siebie, a za nią w milczeniu podążyła Clarissa. Nie pomagała księżniczce; szła obok niej, jednak tak, aby móc pomóc, gdyby zasłabła.

– No więc co tu robi mademoiselle Clarissa?

Plan zakładał, że miała czekać w powozie.

– Wróciłam do pokoju księżniczki, ponieważ wierzyłam, że wygra. Nie spodziewałam się jednak ujrzeć, jak monsieur tak mocno ściska jej dłoń.

– Był ku temu pewien skomplikowany powód, zupełnie jak w opowiadaniach… No i, cóż…

Tym razem Altina zarumieniła się wraz z Regisem.

Co prawda, słowa Clarissy jak zawsze były ostre, jej mina jednak wyglądała na spokojną.

– Monsieur Regis, proszę powierzyć mi już księżniczkę.

– Potowarzyszę wam jeszcze chwilę, w końcu rozkazałem sir Evrardowi wyruszyć w drugiej fali.

Evrard był przywódcą rycerzy w regimencie Beilschmidt. Miał wielkie doświadczenie jako weteran i mało kto dorównywał mu w walce.

Clarissa w zrozumieniu pokiwała głową.

– Czyli chcesz zobaczyć, jak księżniczka się rozbiera podczas opatrywania ran.

– Nie powiedziałem nic takiego!

– Wiem. Martwisz się o księżniczkę.

– Oczywiście.

– A ja martwię się o jej niewinność.

– Za wszelką cenę chcesz zrobić ze mnie dziką bestię… Heh, nigdy wcześniej nawet nie pomyślałem o czymś podobnym.

Regis zwiesił ramiona, a Clarissa spojrzała w dół.

– Naprawdę? Zaczynam się zastanawiać, jaki z pana mężczyzna .

– Hmm?

Altina zrobiła zagubioną minę, a Clarissa, zauważając to, poklepała ją po głowie.

– Moja księżniczka jest taka słooodziutka. Moja księżniczka.

– Hmm? O co chodzi?

– To o mademoiselle należy się martwić. Bez wątpienia nauczy Altinę czegoś dziwnego – powiedział do siebie Regis.

Księżniczka nie miała w pałacu żadnego przyjaciela i posiadała wręcz szokujący brak powszechnej wiedzy, a już za rok osiągnie wiek pozwalający jej wyjść za mąż. Regis zaczął się tym trochę martwić, ale i tak on sam przecież wszystko wyniósł z książek.

Prawdę mówiąc, trudno było mu w ogóle uwierzyć, że ta rozmowa miała miejsce. W końcu jego status znacznie różnił się od Altiny i w normalnych warunkach nie mogli swobodnie rozmawiać.

Ona była zarówno księżniczką, jak i jego głównodowodzącą, a poza tym miała rangę generała dywizji. Regis natomiast pochodził z mieszczańskiej rodziny. Teraz może i zajmował pozycję stratega, jednak jego stopniem wojskowym pozostał oficer administracyjny piątego stopnia.

Generał dywizji, generał brygady, a potem pięć rang oficerskich, czyli dzieliło ich sześć stopni.

Samo pozwolenie, by używać jej przezwiska, było pewnym rodzajem cudu…

Regis pokręcił głową, aby wyrzucić z niej te myśli.

Na zewnątrz żołnierze walczyli z barbarzyńcami, a jego zadaniem było obmyślenie planu działania – nawet jeżeli powątpiewał w swoje umiejętności.

– No cóż, pójdę do punktu obserwacyjnego i pokieruję bitwą.

– Zostawiam to w twoich rękach, Regisie.

– Wierzę w pana, monsieur Regis – powiedziała z uśmiechem Clarissa.


Po rozstaniu z nimi Regis wbiegł na schody i zatrzymał się dopiero po dotarciu na najwyższe piętro. Był kompletnie wykończony, więc położył dłonie na kolanach, próbując złapać oddech.

– Fu… fu… fu… fu…

– Nic ci nie jest?!

Podbiegł do niego rycerz w wieku na oko 16 lat, a więc młodszy od Regisa. Miał blond włosy związane za plecami, niebieskie oczy i smukłą twarz; ogólnie rzecz biorąc, był przystojny. Jeśli chodzi o ubiór, klatkę piersiową osłaniała mu dobrej klasy metalowa zbroja, a u jego pasa wisiał długi, złoty miecz. Postać ta wyglądała, zupełnie jakby została wyciągnięta z jakiejś książki. Głos natomiast miała wysoki, jakby żeński.

– Nic sobie nie zrobiłeś?!

– He? A, nie.

Regis, co prawda, doskonale zdawał sobie sprawę z braku własnej wytrzymałości, jednak wciąż miał w sobie na tyle dumy, aby nie przyznać się, że wspinaczka po schodach prawie go zabiła.

Spojrzał w inną stronę i uspokoił oddech.

– Fu… fu… fu… to… nic takiego.

– Cieszę się, że sir Regis jest cały i zdrowy.

– Hm? Spotkaliśmy się już?

– Nazywam się Eric Michael de Blanchard.

Eric ukłonił się grzecznie.

Nazwisko chłopaka wydało się Regisowi znajome.

– Czyżby… Jesteś wnukiem sir Evrarda? O ile pamięć mnie nie zawodzi, byłeś w armii markiza Tennesse.

– Tak!

Regis dowiedział się wcześniej od Evrarda, że jego wnuk służył niegdyś w tej samej jednostce co on.

Barbarzyńcy wykorzystali lukę w formacji, dzięki czemu udało im się zdobyć kwaterę markiza. Eric przeżył dzięki rozkazowi Regisa, a przynajmniej tak uważał. Jednak według samego Regisa wszelkie zasługi za to zwycięstwo powinny przypaść oficerowi polowemu z oddziału rezerwowego.

Ponownie spojrzał na chłopaka.

Chyba to właśnie oznacza, że ktoś wdzięcznie wygląda..

Dowódca rycerzy, Evrard, był łysy, miał krótką brodę, a wyglądem przypominał goryla w zbroi, uzbrojonego w halabardę. Regis myślał, że wciąż jest w kwiecie wieku, więc ilość wiosen jego wnuka naprawdę go zszokowała. Chociaż chyba bardziej zdziwił go całkowity brak podobieństwa między krewnymi.

Twarz Erica była cała czerwona z podniecenia.

– Silna postawa, opanowanie i precyzyjne rozkazy podczas tamtego starcia sprawiły… Sprawiły, że postanowiłem poświęcić swoje życie służeniu sir Regisowi.

Jego głos był zdecydowany, jednak wciąż bardzo uprzejmy. Twarz chłopaka natomiast tak odświeżająca jak woda z eleganckiej fontanny.

– Podobno poprosiłeś o przeniesienie tutaj.

– Tak! Dotarłem tu zeszłej nocy. Pragnąłem przywitać się z panem, jednak monsieur wyglądał na zajętego.

– Niewiele osób chciałoby służyć na linii frontu. To bardzo niebezpieczne miejsce.

– Właśnie dlatego tu jestem. Sir Regis mnie ocalił, dlatego postanowiłem zostać pana tarczą.

– Pochlebia mi to, jednak nie jestem godzien.

– Nie przyjąłeś posady stratega? Przed chwilą byłem świadkiem pańskiej deklaracji podczas pojedynku.

– Uch.

Tamta sytuacja nie pozostawiła mu wyboru. Nie skłamał wtedy, jednak nie przywykł do bycia w centrum uwagi i chciał zwinąć się ze wstydu w kłębek.

– Tylko czy będę w stanie dobrze pełnić rolę stratega? W końcu dowódcą tego regimentu jest księżniczka Marie Quatre. To chyba jej rycerz powinien przysiąc wierność, prawda?

Co prawda, Regis dostał pozwolenie na używanie jej przezwiska, jednak nie robił tego publicznie, aby uniknąć pojawienia się jakichś paskudnych plotek.

– Oczywiście jako rycerz Cesarstwa Bułgarii służyć będę rodzinie królewskiej oraz szlachcie, jednakże płomień nadziei, jaki we mnie rozpaliłeś podczas mrocznych chwil rozpaczy, nigdy nie zostanie zapomniany.

To zdanie brzmiało, jakby zostało żywcem wyrwane z jakiejś sztuki teatralnej. Regis słyszał o operach, więc nie chodziło o to, że ich nie lubił. Problemem była tu jego nieumiejętność przyjmowania komplementów.

– Płomień nadziei… Masz na myśli lampę, którą wtedy ze sobą miałem…

Regis nieświadomie odwrócił wzrok.

Eric, wciąż podekscytowany tak samo jak na początku ich spotkania, powiedział z uśmiechem:

– Zgodnie z rozkazem dziadka przyniosłem miecz księżniczki.

Regis w końcu złapał oddech, po czym spojrzał w stronę sali narad. Na stole leżało prześcieradło, a na nim spoczywał Grand Tonnerre Quatre Altiny. Przez stan, w jakim znajdowała się po pojedynku, nie mogła sama go zabrać, więc trzeba było rozkazać komuś się nim zaopiekować.

Błoto i śnieg zostały usunięte z ostrza, dzięki czemu powróciło do swej dawnej chwały. Nie było widać na nim ani jednej rysy, mimo że przed chwilą zostało użyte w naprawdę zażartej walce.

Przy otwartym oknie, prowadzącym do punktu obserwacyjnego, stało dwóch strażników, którzy zasalutowali Regisowi, kiedy napotkali jego spojrzenie. Chcąc obserwować przebieg bitwy, minął ich i wszedł na pokryty śniegiem balkon.

Od razu w jego twarz uderzył podmuch wiatru.

Po raz drugi był w tym miejscu. Pierwsza wizyta tam miała miejsce rankiem tuż po jego dotarciu do fortu Siècle, kiedy Altina go po nim oprowadzała.

Widok, jaki roztaczał się przed jego oczami, zaparł mu wtedy dech w piersiach, jednak obecnie przez padający śnieg widoczność była słaba; zresztą i tak nie miał czasu na podziwianie krajobrazów, ponieważ musiał skupić się na trwającej bitwie.

Twierdza stała na zboczu góry, opadającym w kierunku północnym. Na placu parad znajdowała się spora grupa żołnierzy oczekujących na rozkaz wymarszu. Jeśli odliczy się osoby skierowane na pozycje obronne, liczba zebranych tam wojaków sięgała dwóch tysięcy.

W bój wyjechało trzystu kawalerzystów, a barbarzyńców było ledwie sześciuset.

Sytuacja na polu walki uległa zmianie.

Po początkowym starciu obecnie obie siły utrzymywały od siebie dystans, obserwując się wzajemnie.

Gdyby w tym momencie doszło do kolejnej walki, obie strony walczyłyby, aż przeciwnik się nie wycofa, jednak dzięki odpowiednim rozkazom możliwa byłaby ucieczka w celu odzyskania sił, aby uniknąć niepotrzebnych strat wynikłych ze zmęczenia.

Oddziały kawalerii Jerome’a i Evrarda ustawiły się w formacji obronnej przed fortecą, barbarzyńcy natomiast czaili się w oddali jak dzikie bestie czekające na możliwość skoku na swoją ofiarę.

Na pokrytej śladami stóp, białej, śnieżnej pierzynie widać było wiele leżących osób nieokazujących najmniejszego śladu życia. Co prawda, barbarzyńcy ponieśli większe straty, jednak także i cesarska kawaleria ucierpiała.

Eric podszedł do Regisa.

– Ileż barbarzyńców.

– Tak, w tym regionie jest ich naprawdę sporo… a już zwłaszcza tutaj.

– Czemu pan tak uważa?

– Spójrz na ich zachowanie. Cały czas oglądają się za siebie. Gdyby tak robiła tylna gwardia, obawialiby się odcięcia drogi ucieczki, jednakże oni stanowią główną siłę, więc zapewne czekają na posiłki.

– Już rozumiem. Tylko czemu atakują falami? Chcą kupić czas, żeby przetransportować artylerię?

– Barbarzyńcy jej nie mają. Ich plan prawdopodobnie zakładał, aby tych sześciuset pod osłoną zamieci dostało się do twierdzy i otworzyło bramy dla głównych sił.

– Potrafią używać takiej taktyki?

– Cóż, tyle są w stanie zrobić, aby móc zdobyć fort. Jednak skoro ich plan zawiódł, powinni się wycofać. Czyżby z jakiegoś powodu byli przyparci do muru i po prostu musieli zdobyć twierdzę?

Sytuacja patowa nie trwała długo.

Barbarzyńcy, wznosząc okrzyki bojowe, ponownie ruszyli do walki.

Kawalerzyści opuścili swoje piki. W normalnych okolicznościach trzysta jednostek jazdy powinno z łatwością poradzić sobie z sześciuset dzikusami, jednak pośród barbarzyńców znajdowało się wielu silnych wojowników, co wyrównywało ich szanse.

Przeciwnikom dowodził rosły mężczyzna dzierżący wielki topór bojowy. Zarówno jego siła, jak i wygląd robiły wrażenie. Kiedy został zaatakowany przez kawalerzystów, z łatwością złamał ich piki przy użyciu swojej broni, po czym jak małpa wyskoczył w górę ponad konia jednego z rycerzy, uniósł swój wielki topór jedną ręką, a następnie uderzył nim w głowę przeciwnika. Ciało żołnierza po prostu ześlizgnęło się z grzbietu zwierzęcia.

Niewielu dzikusów potrafiło pokonać rycerza w walce jeden na jednego. W dodatku nie chodziło o jakiegoś wygodnisia, który całe życie spędził w stolicy, tylko zaprawionego w boju żołnierza z samej linii frontu. To, że tak łatwo ginęli, stanowiło nietypową sytuację.

Regis, widząc to, westchnął.

– A więc to jest król barbarzyńców?

– Co ma pan na myśli? – spytał stojący za nim Eric.

– Według zwiadowców pojawił się jakiś silny wojownik, który zjednoczył trzy plemiona dzikusów.

– Rozumiem. Czyli jest teraz ich królem?

– Nie znam ich hierarchii, jednak tak wypada określić największą rybę w danym zbiorniku wodnym.

Eric, rozumiejąc odniesienie, pokiwał głową.

Miał spokojny głos, nie uśmiechał się. Zresztą nie była to odpowiednia chwila na rozmowę, ponieważ stracili kolejnych dwóch jeźdźców.

Jerome natarł na tamtego barbarzyńcę na swoim czarnym koniu. Nie miał na sobie zbroi, tylko ten sam ubiór, w którym jeszcze przed chwilą się pojedynkował. Do walki zabrał jednak srebrną kopię.

Regis wskazał go Ericowi.

– To Włosy DamyLe Cheveu D'une Dame. Znana jest jako broń bohaterów. Ma 4.2 Pa (311 cm) długości, a jej czubek wykonano z elfickiego srebra.

– Podobno stanowiła podarek od elfów dla ognistego cesarza.

– Była taka legenda… Jednak obecnie uważa się, że to jakaś forma stopu.

Przetapianie dwóch różnych metali w stop silniejszy od żelaza było w tej erze już powszechne.

Jerome pchnął swoją bronią. Atak ten był tak szybki, że nawet osoby postronne nieobeznane w walce stwierdziłyby, że przewyższał wszystkich innych rycerzy.

Król barbarzyńców zablokował ten cios i spróbował zbliżyć się do Jerome’a. Ten jednak go przejrzał i wyprowadził kolejne pchnięcie. Kiedy już miało dosięgnąć przywódcy dzikusów, król uniknął ataku, jedynie wyginając do tyłu swoje ciało. Nie dając mu ani chwili wytchnienia, spod ręki bohatera wyszło jeszcze jedno pchnięcie, tym razem wycelowane w samo serce przeciwnika, jednak i ono zostało zablokowane przez bojowy topór.

Haken no Kouki Altina - Volume 02 - CP2.jpg

Przeciwnik Jerome’a się wycofał.

Umiejętnościami byli sobie równi, jednak dzięki walce z grzbietu konia oraz dłuższej broni Jerome ma przewagę – ocenił Regis.

Eric wychylił się do przodu.

– To dziadek!

Evrard przy użyciu swojej wielkiej halabardy zabijał jednego dzikusa po drugim.

– Hmmm. Jak przystało na dowódcę rycerzy.

– Ja też chcę walczyć! Sir Regisie, pozwól mi ich wesprzeć! Skoro wróg oczekuje na wsparcie, powinniśmy wysłać do boju trzecią falę, prawda?

Taki rozkaz był naturalną koleją rzeczy. Nieważne, jak potoczyłoby się starcie, w końcu wszystkie możliwe siły lądowały na polu walki.

– W obecnej sytuacji wróg ucieknie, jeśli wyślemy więcej żołnierzy.

– A nie taki jest nasz cel?

– Tak, masz rację, jednak wtedy z pewnością wrócą. Chciałbym, aby to starcie miało wpływ także na wszystkie przyszłe potyczki.

– Przyszłe potyczki? Co ma pan na myśli?

– Pióro i papier.

– Już!

Eric wbiegł do sali konferencyjnej i przyniósł stamtąd papier, pióro oraz atrament.

Regis na początku chciał wyjaśnić to na stole, jednak przypomniał sobie, że spoczywa na nim Grand Tonnerre Quatre. Gdyby chociaż kropla atramentu spadła na jego ostrze, bez wątpienia odnotowano by całe to zajście w podręcznikach do historii. Regis miał wrażenie, że przez całe to zamieszanie właśnie coś takiego mogłoby się wydarzyć.

– Potrzymasz atrament?

– Oczywiście.

Regis napisał coś szybko, używając pleców Erica za oparcie dla kartki.

– Hmm. Uda się? Rozkazy powinny być proste do zrozumienia…

Podpisał się, a następnie zwinął kartkę. Co prawda, atrament jeszcze nie wysechł, jednak nie miało to żadnego znaczenia; liczyło się jedynie, aby tekst pozostał czytelny.

Rozkaz powędrował w ręce Erica.

– Dostarcz to sir Jerome’owi, sir Evrardowi oraz dowódcy na placu parad.

– Tak jest! Oto pierwszy rozkaz nowego stratega!

– Hmmm. Ach, racja.

– Skoro wyszedł spod pióra sir Regisa, bez wątpienia jest to jakaś genialna strategia.

– Hahaha. Coś takiego nie jest możliwe. Przy trzystuosobowej jednostce i owszem, jednak dla liczącego sobie trzy tysiące woja przygranicznego regimentu zręczne dowodzenie leży jedynie w sferze pobożnych życzeń .

– Naprawdę?

– Tak się dzieje, jeżeli nie przygotujesz rozkazów. Dowodzenie w tych czasach jest przewidywaniem pięciu ruchów naprzód w szachach przy jednoczesnym wydawaniu instrukcji.

Eric spojrzał na papier w dłoni.

– Innymi słowy… Zapisał pan tu kolejne pięć posunięć?

– Można tak powiedzieć.

– To prawie jak przepowiednia.

– Nie jestem w stanie przewidzieć przyszłości, zresztą słyszałem, że to nic dobrego… Po prostu zdarzyło mi się przeczytać raport z podobnej bitwy.

– Dostarczę te rozkazy nawet za cenę własnego życia!

– Nie. Możesz nawet je zgubić. Po prostu napiszę je od nowa. Wróć tylko cały.

– Dobrze, rozumiem.

Prawdę mówiąc, ponieważ sytuacja na polu bitwy wciąż się zmieniała, nie mógłby wydać ponownie takiego samego rozkazu, jednak Regis obawiał się, że Eric może być zbyt młody i porywczy do tego zadania.

Kiedy młodzieniec wychodził, Regis powiedział do rycerzy na warcie:

– Wy też. Skoro nie macie innych zadań, powierzam wam eskortę Erica.

Strażnicy spojrzeli na siebie ze zdziwieniem, ale po chwili zasalutowali na znak, że zrozumieli polecenie, i wraz z młodym rycerzem opuścili salę narad.

– Rety.

Regis oparł ręce na poręczy balkonu, położył na nich głowę i zaczął zastanawiać się, czy powinien powiedzieć Ericowi, że cała przyszłość Cesarstwa zależy od bezpiecznego dostarczenia wiadomości. W końcu to bez wątpienia polepszyłoby jego morale.

– Hmmm. Młodzi żołnierze w takiej sytuacji lekkomyślnie narażają życie…

Walka Jerome’a i króla barbarzyńców była wyjątkowo zaciekła. Nawet z punktu obserwacyjnego wyraźnie dało się dostrzec, że ataki rycerza przepełniała żądza krwi. Jednak to nie oznaczało, iż hamował się w starciu z Altiną – po prostu podczas tej pierwszej walki musiał uważać, aby jej nie zabić.

Władca dzikusów także był dobry. Blokował ciosy swoim toporem, szukając jednocześnie szansy, aby złamać kopię i wyprowadzić kontratak. Gdyby nie to, że broń Jerome’a była stworzona z elfickiego srebra, pewnie już by dopiął swego.

Jednak podczas tego starcia to broń barbarzyńcy pękła, zmuszając go do zwiększenia dystansu. Jerome już chciał na niego ruszyć, jednak w tym momencie dotarł do niego Eric i wręczył rozkaz.

Dzieliła ich wielka odległość, jednak rycerz i tak wlepił spojrzenie w miejsce, gdzie znajdował się Regis. Ten nie mógł zobaczyć miny margrabiego, ale czuł, że był na niej wypisany gniew.

Trwała bitwa i dzieliła ich spora odległość, jednak gdyby znajdował się bliżej, jego spojrzenie bez wątpienia zatrzymałoby serce nowo mianowanego stratega.

Co by mu powiedział, gdyby stali obok siebie?

Chwilę później…

Stu kawalerzystów Jerome’a oraz dwustu rycerzy Evrarda usunęło się na bok, pozostawiając drogę do twierdzy otwartą. Bohater wyraźnie nie był zadowolony z treści rozkazu, jednak posłusznie go wykonał.

W tym samym momencie otworzyła się główna brama.

W sali konferencyjnej natomiast rozległ się dźwięk kroków.

– Hmm?

– Tu jest!

Kiedy Regis się obejrzał, ujrzał Altinę mającą na sobie już nową sukienkę oraz zbroję, nie licząc napierśnika i osłony na lewej ręce, gdyż ta wisiała na temblaku. Za nią weszła Clarissa oraz… jakaś kobieta w bieli, która nie wyglądała na zadowoloną.

– Księżniczko, nie kazałam ci odpoczywać?

Nosiła bardzo drogie okulary i miała równo ścięte włosy, a wyglądem przywodziła na myśl mężczyznę. Była to dwudziestodziewięcioletnia lekarka.

Regis nie wiedział, jak się nazywa, ponieważ kobiety w tym zawodzie stanowiły prawdziwą rzadkość, a twierdza Siècle posiadała jedynie jednego medyka, więc wszyscy nazywali ją po prostu panią doktor.

Najwidoczniej, podobnie jak Clarissa, przyjechała tu z księżniczką z pałacu.

Regis uśmiechnął się z ulgą.

– Już ci lepiej?

– Tak!

– Wcale nie! – wrzasnęła pani doktor, mrużąc oczy.

Altina pomachała prawą ręką.

– Nic mi nie jest. Mogę już normalnie chodzić. Pani doktor jest nadopiekuńcza.

– Masz złamaną rękę!

– Wiem, ale…

– Złamaną?!

Słysząc krzyk Regisa, poirytowana pani doktor pokiwała głową.

– Doprawdy. Jesteś w końcu księżniczką. Dojście do zdrowia zajmie ci trzy miesiące, więc proszę, nie zrzucaj na mnie dodatkowej pracy.

– Nie nudziłabyś się, nie mogąc ćwiczyć swoich umiejętności medycznych?

Altina odmawiała wszelkich prób kompromisu.

Clarissa westchnęła.

– Podobno dzikie zwierzęta kontynuują polowanie mimo złamanej kończyny. Tak po prostu jest, nic na to nie poradzimy.

Regis i pani doktor wetchnęli głęboko.

– Heeeh, księżniczka jest zupełnie jak tamte szare wilki.

– Doprawdy…

– Co?! Przecież to wina pojedynku! Zostawmy to. Regisie, jak idzie bitwa?! Wygraliśmy?!

Altina stanęła obok swojego stratega na balkonie.

Nagle jej mina się zmieniła.

– He?! Co się dzieje?! Wróg nie wejdzie do środka?!

– Cóż… Jerome i Evrard wycofali się na boki i zostawili drogę do wrót otwartą. Zastraszymy wroga możliwością ataku z trzech stron jednocześnie.

– W takim wypadku powinni stać przed fortecą, a oni rozdzielić się dopiero po wymarszu posiłków! Jeżeli otworzy im się bramę, to nie będą próbowali wejść do środka?!

Regis był pod wrażeniem analizy sytuacji Altiny.

– Brawo. Zapamiętałaś podstawy taktyki!

– Przecież katastrofalny błąd w strategii jest tu widoczny jak na dłoni! Wróg może sobie wejść główną bramą… Wchodzą pojedynczo?!

Barbarzyńcy wbiegali na plac parad przed centralną wieżą i od razu wpadali na żołnierzy, którzy przygotowali się do wyjścia jako posiłki.

Pani doktor cała zbladła.

– Monsieur strategu, można to tak zostawić?!

– Na jakiś czas.

Altina na niego spojrzała.

– Wierzę w Regisa. Proszę, wyjaśnij swój plan.

– Jak to ująć… Przyjmijmy, że jesteście barbarzyńcami. Jeśli przeciwnik nagle się wycofa, a bramy do fortu zostaną szeroko otwarte, co sobie pomyślicie?

– Wspaniała szansa! – rzuciła Altina bez zastanowienia.

– To pułapka? – odpowiedziała pani doktor.

– Nie wiem – stwierdziła Clarissa.

Regis zaczął swoje wyjaśnienia.

– Cóż, to są jedne z opcji. Niektórzy zaatakują, uważając to za okazję, inni zachowają czujność, wyczuwając w tym pułapkę, a kolejni będą zdezorientowani i nie podejmą żadnej akcji… Bez wątpienia różnie ocenią sytuację. Prawdziwej bitwie daleko do szachów, podejmowanym decyzjom może być daleko do logiki… W końcu żołnierze cały czas balansują na cienkiej psychologicznej granicy pomiędzy strachem przed walką a chęcią zdobycia chwały.

– Nie zaatakują en masse, improwizując?

– Gdyby wiedzieli, co się dzieje, mogliby zachować porządek, jednak barbarzyńcy nie mają łańcucha dowodzenia, więc decyzja o ataku w nieoczekiwanie sprzyjającej okoliczności zapadnie strasznie wolno.

Pani doktor przechyliła głowę.

– Czemu mieliby zaatakować razem, skoro to potencjalna pułapka? Gdyby to ode mnie zależało, nigdy nie podjęłabym takiej decyzji.

– Nie mają wyjścia, muszą podążyć za swoimi towarzyszami, którzy wbiegli do środka. Jeśli się nie ruszą, ich obie flanki zostaną zaatakowane przez obserwującą ich z obu stron kawalerię.

– Ach, rozumiem. Czyli są zmuszeni do przyłączenia się.

– Tak. Jednak jeźdźcy szybciej pokonają ośnieżone wzniesienie, więc Jerome i Evrard dotrą do bramy przed nimi.

Było dokładnie tak, jak powiedział Regis.

Jedynie dwustu z sześciuset barbarzyńców dostało się do fortu; powolny marsz reszty został zagrodzony przez kawalerię.

Jazda następnie utworzyła podwójną linię tuż przed bramą.

Altina klasnęła w dłonie.

– Rozumiem! Dziel i rządź!

– Częściowo.

– Jest jeszcze jakiś inny powód?

– Rozdzielenie ich oznacza… To sposób na otoczenie najsilniejszego pionka przeciwnika. Król barbarzyńców jest bardzo silny i nawet sir Jerome miał z nim problemy. Sądząc po jego osobowości, zapewne lubi stać na pierwszej linii.

Jest lekkomyślny jak księżniczka.

– Racja, racja – powiedziała Altina, kiwając głową. – Tak powinien zachowywać się prawdziwy dowódca.

– W mojej poprzedniej jednostce kwatery dowodzenia ustawiało się raczej na tyłach… W każdym razie powinniśmy to wykorzystać. Bez wątpienia zaatakował, jak tylko zobaczył powstałą do tego okazję.

Clarissa spytała:

– Monsieur Regis, wszystko idzie dobrze?

– Prawdopodobnie to wygramy.

– O co się więc martwisz?

– Hm? Mam taką minę? Nie…

– Dla mnie tak właśnie wygląda.

Po usłyszeniu słów Clarissy Altina i pani doktor spojrzały na Regisa, a on podrapał się w głowę.

– Jako całość wszystko idzie zgodnie z oczekiwaniami, jednak w planie jest jeden niepewny punkt. Jeżeli barbarzyńcy odmówią poddania się, cała strategia legnie w gruzach.

Eric przekazał rozkazy żołnierzom na placu parad.

Zgodnie z poleceniem część uzbroiła się w wielkie tarcze do obrony przed strzałami, formując półokrągłą ścianę dookoła bramy, a reszta wyposażona w piki była w gotowości do natarcia. Po zastawieniu tej zaimprowizowanej pułapki otworzono wrota. Na natarcie barbarzyńców nie trzeba było długo czekać.

– Waaaaa! – krzyknęli, szarżując.

Kiedy zaczynali atakować cienkie tarcze z drewna i skór, do akcji weszli pikinierzy, wbijając im ostrza prosto w klatki piersiowe. Należało powstrzymać natarcie, bo gdyby barbarzyńcy przedarli się przez ten krąg i wygrali bitwę, to biorąc pod uwagę, ilu cywilów znajdowało się w fortecy, straty byłyby ogromne.

Na placu parad zgromadziło się tysiąc żołnierzy, a dzikusów ledwie dwustu, więc w normalnych okolicznościach armia cesarska nie miałaby żadnych problemów z pokonaniem przeciwników, jednak…

Główny problem wyskoczył nagle z tłumu dzikusów.

– To król barbarzyńców.

– Jest silny?!

Altina wychyliła się, aby lepiej go zobaczyć.

W tym momencie jeden z dzikusów ich dostrzegł i wystrzelił strzałę.

Regis nie zauważył w ogóle, że w jego stronę zmierzał przecinający powietrze pocisk. Co prawda, uniknął zwrócenia na siebie uwagi samego króla barbarzyńców, jednak nie miał umiejętności, aby uniknąć strzały, a jej czubek był już tuż przed jego oczami.

– He?

Altina nagle wpadła na Regisa.

Rozległ się metaliczny dźwięk.

Księżniczka zasłoniła stratega przy użyciu zbroi na jej nadgarstku, a sam Regis zauważył strzałę dopiero po tym, jak upadła na ziemię.

– Ła!

– Coś się stało?! Jesteś ranny?!

– N-N-Nic ci nie jest, Altino? Co z twoją raną?

– Czym? Zablokowałam po prostu pocisk moją zbroją. Przecież żadna strzała z łuku nie przebije metalowego pancerza, prawda?

– Nie o to pytałem.

W każdym razie chyba wszystko dobrze.

Król barbarzyńców wyskoczył ponad głowy swoich ludzi, wylądował na ich ramionach, a następnie skoczył za plecy żołnierzy cesarstwa.

– Hiaaa!

Przy pomocy swojego wielkiego topora zmiażdżył głowy obrońców.

Żołnierz za nim w szale wziął zamach mieczem, jednak barbarzyńca zrobił unik i posłał go w powietrze jednym ciosem.

Rozległy się głośne okrzyki.

Przez siłę władcy barbarzyńców w jego pobliżu zapanował chaos.

Jaki szeroki zasięg ataku… Być może cały krąg właśnie upadł.

Przed rokiem podczas bitwy z Germanami czarny rycerz Jerome przedarł się przez ciężką kawalerię przeciwnika i odwrócił przebieg bitwy.

Być może ten król barbarzyńców dokona podobnego czynu i zostanie nową legendą.

O ile osoba odpowiedzialna za strategię byłaby nieudolna.

Kiedy Regis o włos ocalił życie przed zmierzającą w jego stronę strzałą, plan, jaki opracował na taki wypadek, był już w trakcie realizacji.

Gdyby ktoś spojrzał na to z góry, od razu zauważyłby, że jedna część muru była słabsza niż reszta. Właśnie to miejsce zaatakował król barbarzyńców.

Nie miał wyboru.

Gdyby tego nie zrobił, członkowie jego plemienia, którzy byli wewnątrz fortu, zostaliby wybici.

Ponownie wyskoczył w powietrze z ramion swoich towarzyszy.

W tym momencie czekający na to żołnierze, którzy nie mieli ani tarcz, ani pik, z krzykiem rzucili coś w jego stronę.

– Hiaaa!

Była to lina zakończona trzema ciężarami. Ta broń nazywała się bola i używano jej do polowań. Miała większe pole rażenia niż strzały, dzięki czemu można nią było trafić w nogi zwierzyny. Jednak rzadko używano jej podczas bitew…

Kilku żołnierzy rzuciło takie bronie jednocześnie, jednak król barbarzyńców, używając swojego topora, odbił trzy z nich.

– Shiaaa!

Jednak jedna bola owinęła się wokół jego ramienia, a kiedy chciał ją ściągnąć, kolejna trafiła go w nogi, a jej ciężarek uderzył w jego żołądek, przez co stracił równowagę i zwalił się na ziemię.

– Ughhh.

Podniósł się na jednej ręce i uniósł głowę, od razu napotykając widok halabard skierowanych w jego stronę.

Jeden z rycerzy, mający rangę kapitana, unosząc miecz, ryknął gniewnie:

– Nawet nie drgnij, małpo!

– Nie zabijaj go! – Krzyk Altiny zagłuszył wszystkie dźwięki panujące na polu bitwy . Był tak głośny, że nawet stojącemu obok niej Regisowi zadzwoniło w uszach.

Zgodnie z jej poleceniem rycerz opuścił ostrze, oszczędzając życie króla barbarzyńców.

Regis odetkał uszy i spytał:

– O co chodzi?

– Chcę z nim porozmawiać.

– He? Co?

Powodem jego pytania nie było to, że ciągle dzwoniło mu w uszach i nie dosłyszał jej słów, tylko to, że odpowiedź księżniczki nie mieściła mu się w głowie.

Dla obywateli Bułgarii barbarzyńcy byli jak niebezpieczne, dzikie bestie. Pomysł księżniczki to jak próbowanie negocjacji z wilkiem ludojadem, więc nic dziwnego, że wszyscy z wielkimi oczami spojrzeli na nią. W końcu powszechnie wiadomo, że z dzikusami nie ma co w ogóle negocjować.

Co prawda, Regis miał inne zdanie na ten temat, jednak słowa Altiny i tak bardzo go zaskoczyły.

– Nie żal zabijać silnego wojownika w taki sposób?

– Nie rozumiem, w jaki sposób może być szkoda go zabijać, ale zgadzam się, jeśli chodzi o dialog. Prawdę mówiąc, w tej sytuacji nie masz wyjścia.

– Nie wiem, co masz na myśli, ale chyba to akceptujesz.

Altina wzięła głęboki oddech.

Regis cofnął się o parę kroków i zatkał uszy, podobnie postąpiły Clarissa i pani doktor.

– Jestem czwartą księżniczką Cesarstwa Bułgarii, Marie Quatre Argentyna de Bułgaria ! Chcę rozmawiać z królem barbarzyńców! Obie strony mają natychmiast zaprzestać walki! – Altina wykrzyczała swoje prawdziwe uczucia.

Jednak żołnierze pomyśleli, że to deklaracja zwycięstwa, ponieważ praktycznie ogłosiła pojmanie króla barbarzyńców. Jeżeli dodać do tego podekscytowanie panujące podczas bitwy, ich reakcja – uniesienie broni i wzniesienie wiwatów – wydawała się naturalna.

– Jeee!

– Chwała cesarstwu!

– Niech żyje Marie Quatre! Chwała cesarzowi!

Bitwa dobiegła końca, a te okrzyki całkowicie zdemoralizowały barbarzyńców. A że i tak byli u kresu sił po marszu na wzgórze podczas śnieżycy, ciężkiej walce z kawalerią oraz oblężeniu po natarciu na fort, większość z nich po prostu upuściła swoje bronie i uklękła.