Haken no Kouki Altina PL: Tom 1 Rozdział 4

From Baka-Tsuki
Revision as of 16:36, 9 June 2015 by Sacredus (talk | contribs) (and 4/6)
Jump to navigation Jump to search

Forteca aż huczała od plotek o zbliżającym się pojedynku. Oczywiście wedle zdania większości Altina nie miała szans w starciu z Jerome'em i ludzie zachodzili w głowę, czemu w ogóle go wyzwała. Czyżby liczyła na to, że margrabia będzie się hamować, ponieważ jest szlachetnie urodzona?

Żołnierze wymieniali między sobą zasłyszane pogłoski:

– Margrabia planuje odegrać iście teatralną rolę i poddać się po przyjęciu kilku uderzeń? W końcu za napaść na członka rodziny cesarskiej grozi kara śmierci, co nie?

– Mówisz tak, a żeś nie widział zajścia na placu. Był tak potwornie wściekły, że o mało co nie zlałem się ze strachu.

– Księżniczka ma szansę z tego wyjść?

– Margrabia powiedział, że weźmie ją sobie za żonę, więc raczej nie planuje jej zabić.

– Hahaha. Co za pokrętny sposób na oświadczyny!

– Wahahaha!

Całe to starcie widziano jako "księżniczka całe życie zamknięta w złotej klatce nagle wyzywa bohatera". Z której strony by nie patrzeć, Jerome miał stuprocentową szansę na wygraną, dlatego żołnierze zastanawiali się, czy to nie przypadkiem jakaś szopka i co zrobi z Altiną, jeżeli ta walka jednak nie jest żadną farsą. Wszystkich interesowało, jak margrabia do niej podejdzie i czy naprawdę po zwycięstwie ożeni się z księżniczką.

Regis obszedł zachodnią część fortecy, słuchając uważnie ludzi.

– No cóż, nikt nie daje Altinie najmniejszych szans na zwycięstwo.

Większość żołnierzy widziało się jako postacie drugoplanowe, a margrabiego i księżniczkę jako gwiazdy przedstawienia. Nie oni interesowali jednak Regisa, tylko ta mniejsza grupa, która z wielkim entuzjazmem komentowała zaistniałą sytuację, wymieniając się plotkami. Altina wyzwała bohatera, aby zyskać zaufanie ludzi, a Jerome przystał na walkę jedynie dlatego, że żołnierze wszystkiemu się przyglądali. Dlatego Regisa interesowało, jak oni sami widzą tę zaistniałą sytuację.

Nie zachęcił jej celowo , ale to jego słowa pchnęły Altinę do działania, dlatego czuł się odpowiedzialny za całą tę sytuację i chciał jakoś pomóc, jednak musiał najpierw poznać opinię żołnierzy o całej tej sprawie.

Po obejściu większej części twierdzy Regis wrócił do centralnej wieży i skierował się do komnaty Jerome'a.

Kiedy stanął pod pomalowanymi na czarno drzwiami, serce mało nie wyskoczyło mu z piersi, jednak bez chwili namysłu w nie zapukał.

– Kto tam? - usłyszał niski głos.

Regis przełknął ślinę i odpowiedział:

– Regis. Przyszedłem coś z panem omówić.

– Hmmp... To będzie pewnie coś nudnego.

– Zapewne...

– Wejdź.

Regis otworzył drzwi.

Pokój margrabiego był mniej więcej tej samej wielkości co Regisa. Wewnątrz znajdowała się druga para drzwi, prowadząca do jego sypialni, naprzeciw wejścia stało biurko, a w rogu pomieszczenia półka wypełniona książkami o prawie i ekonomii.

Jerome stał na środku pomieszczenia z ciężką lancą w rękach.

Nie miał na sobie koszuli, a jego ciało całe było zlane potem.

Na czubku lancy nie widniało ostrze, tylko wyglądająca na ciężką, metalowa kula.

Regis, przytłoczony aurą Jerome'a, nie mógł wydusić z siebie ani słowa.

– ...

– Kukuku. Jesteś tu, by na rozkaz tamtej smarkuli mnie otruć?

– Jeśli martwi się pan o coś takiego, to radzę raczej uważać na mademoiselle Clarissę.

– Ach, to ta straszna. Rzeczywiście byłaby do tego zdolna... Wygląda na miłą dziewczynę, ale ma naprawdę podłą osobowość. Co za strata.

– Chciałbym porozmawiać o pojedynku.

– Już na to za późno.

– Ma pan rację.

Regis westchnął.

Gdyby Jerome'owi nie zależało na tej walce, być może wciąż istniałby sposób, żeby do niej nie dopuścić, jednak margrabia wydawał się nią podekscytowany. Tak bardzo, że od razu zaczął do niego trenować.

Haken no Kouki Altina - Volume 01 - NCP8.JPG

– Fu… Takie otwarte wyzwanie mnie nie mieści mi się w głowie. Sądziłem, że będzie jedynie siedzieć na tyłku i marudzić, aż w końcu wydadzą ją za jakiegoś wielmożnego szlachcica, który marnowałby jej czas na coś innego… Widocznie się myliłem.

– Miałbym trochę spokoju, gdyby mogła prowadzić takie beztroskie życie.

– O co chodzi? Czyżbyś sądził, że nie jest w stanie mnie pokonać?

– Nie tylko ja, do tego konsensusu doszli wszyscy żołnierze. Jedynie sama księżniczka uważa inaczej.

Jerome pokręcił głową.

Margrabia zrobił poziomy zamach swoją treningową lancą, przy którym zadrżały mięśnie na całym jego ciele, a pot zaczął skapywać z jego ciała.

– Fu… Błąd.

– To znaczy…

– Ja nie lekceważę jej siły. To byłoby naprawdę głupie, w końcu potrafi swobodnie wymachiwać tamtym masywnym mieczem.

– Rozumiem.

Podchodzi do całej sprawy na poważnie - pomyślał Regis, wzdychając.

Chłopak nie potrafił ocenić siły margrabiego, ale nie potrafił nawet nadążyć wzrokiem za ruchami, jaki tamten wykonywał swoją treningową bronią.

Jerome, wykonując pchnięcie swoją lancą , powiedział:

– Ten miecz stanowi problem… Miecze i włócznie mogą się złamać przy zablokowaniu ciosu. Podczas bitwy mogę zmienić broń, jednak jej zniszczenie podczas pojedynku będzie oznaczać moją przegraną.

– Prawda.

– Ta dziewczynka pewnie to miała na myśli, mówiąc, że może ze mną wygrać. Dlatego prawdopodobnie będzie walczyć swoim Grand Tonerre Quatre.

– Słyszałem, że sir Jerome ma lancę dorównującą temu mieczowi.

– Tak, ale jest przeznaczona do walki na koniu. Korzystanie z niej podczas pieszego starcia byłoby naprawdę trudne.

– Margrabia nie planuje wziąć konia?

– Na plac parad? Śmiechu warte. Kawaleria powinna walczyć na równinach… Musiała to dobrze przemyśleć. Nie mogę użyć swojej lancy ani wyznaczyć zastępstwa do starcia, a w dodatku nie w takich bitwach się specjalizuję. Ta smarkula naprawdę może to wygrać.

– Nie sądzę, aby taka przewaga mogła zaważyć na wyniku pojedynku.

Regis zaczął mieć wrażenie, że tak naprawdę jej szanse na wygraną topnieją coraz bardziej. Widział jakąś nadzieję w ewentualnym lekceważącym podejściu Jerome’a, jak dla przykładu upiciu się przed walką, jednak margrabia nie zostawił niczego losowi, a przez tę niewielką przewagę Altiny stał się jedynie bardziej czujny. Intencje księżniczki nie były do końca jasne, ale ze strategicznego punktu widzenia sprawy nie wyglądały najlepiej.

– Ej, Regisie… Liczysz na moją przegraną?

– Czemu pan tak uważa?

– Nie przyszedłbyś, gdybyś chciał, abym wygrał. Pewnie teraz plotkowałbyś z innymi żołnierzami. Nie masz czego się obawiać. Zapewne i tak skończysz, wykonując swoją ukochaną pracę z papierkami.

– Chciałbym poprawić pana w dwóch punktach.

– Jakich?

– Liczę na rozwiązanie tego w pokojowy sposób. – W wypadku wygranej Altina byłaby o krok bliżej od zrealizowania swojego planu, jednak jednocześnie znalazłaby się na skraju niebezpiecznego urwiska. Regis czuł, że skoro nie udało mu się jej powstrzymać, to powinien chociaż zapewnić jej łatwą wygraną.

– Kukuku. Nie sądzę, aby coś takiego jak pokój istniało na linii frontu.

– Po drugie… Nie lubię pracy administracyjnej. Czyja to niby wina, że przez ostatnie dni praktycznie w ogóle nie sypiam?! – Regis nieświadomie zapomniał o grzeczności. Chciał stłumić w sobie emocje, jednak język mu się omsknął i wykrzyczał, co takiego leżało mu na sercu.

Jerome na początku przyglądał mu się ze zdziwieniem, jednak po chwili zaśmiał się głośno.

– Hahahaha! Przepraszam za to! Proszę zatem pozwolić mi się poprawić. Bez cienia wątpliwości to wygram i zrzucę na ciebie papierkową robotę, której tak nie cierpisz!

– To podłe. – Regis zwiesił ramiona.

Jerome zmienił swój ton; jego głos stał się niższy.

– Regisie, zauważyłeś już, prawda?

– Chodzi panu o budżet?

Jerome w odpowiedzi pokiwał głową.

Regisowi przeszły ciarki po plecach.

Przeglądając stosy dokumentacji, udało mu się coś odkryć.

– Prawdziwy powód przegonienia moich poprzedników… i dla którego jedynie osoby potrafiące dochować sekretu są dopuszczane do ksiąg rachunkowych.

– Tak.

– Czemu mi pan ufa?

– Bo… nie muszę ci tego mówić.

– Przy pierwszym naszym spotkaniu próbował pan mnie przekupić, a potem groził widłami. Wszystko przez to?

Informacja o wykorzystaniu części funduszy przygranicznego regimentu Beilschmidt u nie została przekazana działowi administracji, nie sprecyzowano też przeznaczenia tej sumy. Jednak biorąc pod uwagę sytuację, w jakiej znajdował się Jerome, nietrudno było do tego dojść.

Na twarzy margrabiego pojawił się uśmieszek.

– Fu… Tę sprawę odłożyłem na później, bo byłeś zajęty papierkową robotą.

– To dlatego moim oficerem przewodzącym jest…?

– Nie musisz o tym mówić tamtej smarkuli. Za trzy dni ta drama między nami się skończy, a ty zaczniesz pracować dla mnie.

Regis zrobił niezadowoloną minę.

– Nie jestem aż tak ważny, żeby sam margrabia musiał się mną przejmować.

– Nie schlebiaj sobie, jesteś tylko dodatkiem. Pozbędę się głównodowodzącego bez realnej władzy, do rodu Beilschmidt dołączy członek rodziny królewskiej… Jesteś jedynie wisienką na torcie.

– He… więc jestem wisienką.

Być może Regis stanowił jedynie dodatek, ale nie podobało mu się, że jest jedną z motywacji do walki margrabiego. Jerome miał swoje własne aspiracje, dlatego poważnie podszedł do przygotowań. Uważał także, że uda mu się wyjść zwycięsko z tego starcia.

Regis ze wszystkich sił starał się nie okazać w żaden sposób swoich wątpliwości.

Będzie ciężko. Altino, czemu go wyzwałaś?

Czekała na niego praca do wykonania, a tego nie zmieni wynik pojedynku. Kiedy do tej jednostki zostaną wysłani audytorzy i sprawdzą księgi rachunkowe, oberwie się pewnemu podwładnemu dowódcy, nawet jeżeli ten głównodowodzący nie ma realnej władzy w jednostce.

To zwiększy także ryzyko odkrycia pewnych sekretów.


Część 2

Po powrocie z komnaty Jerome’a Regis w pośpiechu dokończył zaległą pracę papierkową. Parę razy poległ w starciu ze snem , jednak udało mu się jakoś dokończyć przeglądać dokumenty.

Kiedy wyszedł ze swojego pokoju, słońce wisiało już wysoko nad horyzontem. Niebo tego poranka było trochę zachmurzone, ale temperatura na tyle wysoka, że stopniały pozostałości śnieżnej pierzyny, a ciepły płaszcz stał się niepotrzebny.

Południową bramę oblegał tłum ludzi, ponieważ tego dnia przyjechał kurier. Najwięcej osób cieszących się z otrzymanej poczty znajdowało się wśród rycerzy, zwykli żołnierze przeważnie nie potrafili czytać, a nieliczni posiadający tę umiejętność rzadko kiedy wysyłali listy.

– Wóz odjeżdża! – rozbrzmiał głośny krzyk.

– Chwila! Proszę poczekać! Będę mieć kłopoty, jeśli tego nie wyślę!

Regis rzucił się biegiem, ponieważ poczta odwiedzała ich jedynie raz w tygodniu, a potem podał pakunek zdumionemu kurierowi.

– Czy to nie… ma trafić do wojskowego działu administracji? Armia nie dysponuje przypadkiem własnym kurierem do przesyłania dokumentacji?

– Te dokumenty są wyjątkowo ważne. Trzeba je pilnie wysłać, bo będziemy mieli wielkie kłopoty. Wiem, jaka to odpowiedzialność, ale zostawiam je w twoich rękach.

– Chwila! Jesteśmy cywilnymi kurierami, nie wojskowymi! Skoro to takie ważne, wyślij je poprzez posłańca.

– Sir Jerome nie lubi wykorzystywać swoich ludzi do doręczania poczty, co jest dla mnie naprawdę wielkim problemem.

– Hmm, wojskowy dział administracji jest w stolicy, chyba mogę o niego zahaczyć.

– Naprawdę wielce by mi pan pomógł.

Dał kurierowi brązową monetę w ramach napiwku, a doręczyciel z uśmiechem na twarzy schował przesyłkę do swojej torby.

Odliczę sobie te pieniądze w ramach niezbędnych wydatków - pomyślał Regis, który nie był przy groszu.

Kurier wyjechał przez południową bramę, a mol książkowy w końcu mógł się zdrzemnąć.

Kiedy ziewnął szeroko ze zmęczenia, usłyszał dochodzący zza pleców chichot. W jego stronę szła Clarissa, niosąca wielką stertę prania.

– Wydajesz się zmęczony.

– Ach… Papierkowa robota potrafi wykończyć człowieka, a dodatkowo wyskoczyły inne sprawy, których nie mogę zignorować.

– Chodzi o księżniczkę? Nie musisz zawracać sobie tym głowy.

– Możesz poświęcić mi chwilę?

– Zastanawiam się, skąd pomysł, że mam teraz czas . – Twarz trzymającej w rękach stertę prania dziewczyny przyozdobił promienny uśmiech.

W stolicy prało się ubrania z użyciem detergentów, jednak na prowincji stanowiły one towar luksusowy, więc w fortecy w ruch szła tradycyjna deska do prania.

– Najmocniej przepraszam, masz chyba ręce pełne roboty… Ale rzadko zdarza się widzieć, że robisz pranie o tej porze. Chyba zwykle zajmujesz się tym z samego rana.

– Mleko wylało się na obrus, więc muszę go szybko uprać, bo inaczej zacznie śmierdzieć.

– Aha, rozumiem. Ty je rozlałaś?

– Nie. Miałam wtedy wolne. Jeżeli nie przeszkadza ci, abym robiła pranie w trakcie rozmowy, to z chęcią wysłucham, co masz do powiedzenia.

– Oczywiście. Pozwól mi, proszę, wziąć połowę prania.

Kiedy Regis wyciągnął ręce, na twarzy Clarissy pojawił się chytry uśmieszek.

– Na pewno?

– Może i nie jestem najsilniejszy w twierdzy, ale dam radę pomóc damie w niesieniu połowy prania.

– Nie o to mi chodziło. Jest przecież przesiąknięte mlekiem.

– Trudno. Wytrę je później mokrą szmatą.

– Fufufu…

Clarissa oddała z radością część prania Regisowi, po czym razem udali się do pralni.

Dla pomocy domowej pranie było równie żmudne (ale jednocześnie ważne) jak gotowanie czy sprzątanie.

Pralnia znajdowała się w zachodniej części fortecy, gdzie mieszkali zwykli żołnierze, trochę poniżej poziomu gruntu. Za pomocą systemu rur doprowadzano tam wodę z topniejącego śniegu, którą wykorzystywano do napełnienia 10 balii.

Clarissa wrzuciła pranie do jednej z nich, a następnie docisnęła je, żeby wycisnąć z niego jak najwięcej brudu.

Delikatne, blade dłonie dziewczyny prawie od razu po zetknięciu z lodowatą wodą zrobiły się czerwone.

– Uch…

– Pozwól mi pomóc.

– Nie trzeba. Chcesz porozmawiać o księżniczce?

– Tak… Ale czułbym się źle, jeśli wykonywałabyś tak ciężką pracę, a ja jedynie mówił.

– Cóż za dziwne słowa. To właśnie jest różnica w statusie społecznym.

– Idąc tą logiką, mój status społeczny nakazuje mi pomagać, kiedy tylko jestem w stanie. Mam jedynie zrobić coś takiego?

Regis wyciągnął z prania obrus, a potem, naśladując Clarissę, włożył go do wody.

– Uaaa!

Jego dłonie przeszył ostry ból.

– Naprawdę jesteś… Podczas prania co jakiś czas wyciągaj ręce z wody. Jeśli zostaną w niej za długo, możesz nabawić się odmrożeń.

– Aha, dobrze. A ty?

– Już do tego przywykłam.

– Rozumiem.

– Podczas porannego prania zwykle gotuję sobie garnek gorącej wody. Można w niej ogrzać dłonie, no i plamy schodzą w niej o wiele łatwiej.

W rogu pomieszczenia stał wielki gar.

Nawet totalnie początkujący Regis, który miał kłopot z doczyszczeniem jednej rzeczy, rozumiał, o co chodzi. Bez niego nie byłoby możliwe upranie większej ilości ubrań.

– Nie gotujesz jej dziś?

– Przecież do uprania jest tylko kilka rzeczy. Jedynie o tym chciałeś porozmawiać?

– Nie, już przechodzę do tematu… Khh…

Regis zaczął masować swoje obolałe od zimna palce, żeby choć trochę je rozgrzać.

Plamy na obrusie jednak nie chciały zejść, dlatego musiał aż trzykrotnie powtarzać próbę jego doczyszczenia i masowanie dłoni.

– Jak idzie?

– Ughhh. Czemu Altina wtedy go wyzwała?

– Księżniczka pewnie w ogóle nie myślała o właściwej na to chwili. Najprawdopodobniej wpadła na ten pomysł dopiero rano.

– To jednak zbyt nagłe.

Regisowi w końcu udało się usunąć zapach mleka, jednak duża część obrusu przeżółkła, a jego brązowe fragmenty wyblakły.

– To jednak pomysł księżniczki, więc będzie dobrze.

– Wiem, że już za późno, żeby z tego zrezygnowała… Ale wątpię, czy powinnaś być tak optymistycznie do tego nastawiona.

– Nie ufa pan księżniczce, monsieur Regis?

– Nie potrafię ocenić, jak dobrze ktoś walczy, ale obiektywnie na to patrząc, Altina nie ma szans.

Gdyby sir Jerome był osobą, która nie potrafi wygrać z czternastoletnią dziewczyną, to już dawno poległby w jakiejś bitwie.

– Rozumiem. Niektórzy z pewnością tak myślą.

– Proszę, podziel się ze mną swoją opinią…

Clarissa wyjęła obrus z lodowatej wody, a po pralni rozległ się głośny plusk.

– W końcu księżniczka powiedziała mi „to żaden problem”♪.

– Po prostu przestałaś o tym myśleć. Wiara w coś i fakty to dwie zupełnie różne rzeczy.

– Więc co planujesz zrobić?

– Prawdopodobnie nie ma żadnego dobrego wyjścia z tej sytuacji.


Część 3

Regis skończył pomagać Clarissie w pracy, po czym skierował się do swojego pokoju. Miał chwiejny krok, jednak nie wiedział, czy jest to spowodowane brakiem snu, czy może zbyt dużą ilością problemów na głowie.

Po drodze usłyszał z placu dźwięk wymachiwania mieczem. Gdy udał się tam, zobaczył Altinę, dzierżącą wielki fauchard[1]. Wymachiwała nim swobodnie jedną ręką, mimo że zwykle walka nim jest możliwa jedynie przy użyciu obu.

Normalne dziewczyny nie są do tego zdolne.

Altina posiadała wielką siłę, która w żaden sposób nie pasowała do budowy jej ciała.

Księżniczka zauważyła Regisa i posłała mu uśmiech.

– Też chcesz sobie trochę pomachać?

– Nie chcę i nie potrafię. Nie mam zamiaru się przechwalać, ale…?

– Nie dasz rady go unieść?

– Najprawdopodobniej nie.

Regis wzruszył ramionami, a Altina uśmiechnęła się chytrze, po czym wróciła do ćwiczeń.

– Jesteś… wspaniała.

– Tylko moja siła… Od dziecka potrafiłam wymachiwać mieczami przeznaczonymi dla dorosłych.

– Cóż, nie chodzi tylko o to… Ale walka z Jerome’em będzie… Znaczy się…. Nie będzie zbyt wielkim wyzwaniem?

– Raczej. Nasi wrogowie nie mieliby aż tak ciężkiego życia, gdyby można było łatwo go pokonać.

– Masz jakiś plan? Musisz być pewna swego, skoro go wyzwałaś.

To był promyk nadziei Regisa, jednak Altina spojrzała na niego ze zdziwioną miną.

– Jaki plan? Pojedynków nie wygrywa silniejsza osoba?

– Uch… Ty naprawdę nic a nic tego nie przemyślałaś. Przed walką można się odpowiednio przygotować, aby zwiększyć swoje szanse.

– Ej, nie jestem głupia.

– Więc jednak to przemyślałaś?!

– Halabarda zada pierwszy cios, a po jego zablokowaniu będę musiała uważać na ataki ciałem, żeby nie stracić równowagi przez ciężar mojego miecza. Kopnięcie go w kolano, jak tylko się zbliży,

złamie jakieś zasady?

Regis zwiesił głowę.

– Ty… naprawdę chcesz stanąć z nim do równej walki…?

– Inaczej nie miałoby to sensu. W końcu to nie wygrana jest moim celem.

– Co?

– Chcę dowieść, że jestem silniejsza. Jeżeli nie stanę z nim do równej walki, nie uda mi się zdobyć zaufania żołnierzy… ani twojego – powiedziała Altina spokojnie.

Regis zdał sobie sprawę, że miała rację.

– Ale nie wygrasz z nim bez obmyślenia jakiegoś planu.

– Gdybym miała jakiś, to też mijałoby się z celem.

– Uch. Więc…?

– Zaczynasz myśleć o czymś dziwnym?

Altina wlepiła w Regisa podejrzliwe spojrzenie, a on odwrócił wzrok.

– Istnieje wiele sposobów na zrobienie czegoś tak, żeby inne osoby tego nie dostrzegły. Jak odbicie światła słonecznego jakimś kawałkiem szkła czy zastawienie pułapek na ziemi.

Po tych wypowiedzianych spokojnym głosem słowach zapadła cisza.

Pojawił się silniejszy podmuch wiatru.

Ostrze halabardy uderzyło nagle w ziemię u stóp Regisa, zostawiając w niej głębokie wcięcie.

– Nie żartuj sobie!

– Ej, ej, Altina?!

– Ach, przepraszam. Poniosło mnie.

Mnie też. - Regis odpowiedział:

– Wybacz. Nie chciałem cię zdenerwować.

– Wiem.

– Rozumiem, że chcesz stoczyć uczciwą walkę, jednak celu nie osiąga się jedynie po serii samych zwycięstw; czasem trzeba użyć też jakichś tylnych drzwi.

Jednak dla czternastolatki byłoby to zbyt okrutne, czego zresztą się spodziewał.

Altina zajmowała czwarte miejsce w kolejce do tronu i nie miała żadnych szans na jego objęcie. Władzę mogła przejąć jedynie poprzez rewolucję, jednak czyste, sprawiedliwe serce nie pozwoliłoby jej wejść na tę wypełnioną brudem oraz śmiercią drogę. Było to wyraźnie widoczne w jej oczach. Dlatego właśnie Regis musiał zostać tym złym…

Zacisnął mocno pięści.

W tym momencie znalazły się na nich drobne dłonie.

– He?

Palce Altiny były rozgrzane po treningu.

Zanim Regis zdążył się zorientować, ta stała tuż obok i patrzyła prosto na niego swoimi pięknymi, czerwonymi oczami.

– Wiem. Martwisz się o mnie. Rozumiem także, że posiadasz o wiele większą wiedzę od mojej.?

– Tak, martwię… Ale wcale nie mam jakiejś specjalnej wiedzy…?

– Wcześniejsze przemyślenie taktyki wcale nie jest złe, ale czasem trzeba po prostu z marszu stanąć do bitwy.

– Czyli jesteśmy w takiej właśnie sytuacji?

– A nie?

Regis zamknął oczy i przejrzał w myślach przeczytane książki, szukając w nich jakiejś przydatnej wiedzy.

Jednak w końcu postanowił z niej nie korzystać.

– Jeżeli pomogę ci jakimś swoim planem, zboczysz ze swej drogi, drogi prawości. Nie ma nic gorszego niż utrata własnego sposobu na życie i zostanie czyjąś marionetką.

– Ech. Nie rozumiem za bardzo, o co ci chodzi, ale instynkt podpowiada mi, że każesz mi wygrać w uczciwej walce!

– Powinienem ci zaufać?

– Udowodnię, że jestem godna twojego zaufania!

Altina stuknęła swoją pięścią o rękę Regisa.

Ten pokiwał głową na ten znak przyjaźni, jakiego od dawna nie widział.

Użycie jakiegokolwiek planu nie przyniosłoby pożądanego skutku, a w dodatku niosłoby za sobą negatywne konsekwencje.

Nie mógł jednak jedynie wszystkiemu się przyglądać z założonymi rękoma.


Część 4

Regis, wchodząc do stołówki oficerskiej, przetarł zaspane oczy. Niestety, nie znalazł tam osoby, której szukał, więc udał się do stajni, co było strzałem w dziesiątkę, ponieważ już po chwili usłyszał, jak ktoś głośno woła jego imię.

– Och, sir Regis!

– Tu pan jest, monsieur Evrard…

– Szukałem cię!

– Chodzi… o księżniczkę?

– Hmm? Mówisz o pojedynku? Wahaha! Wiedziałem, że prędzej czy później do tego dojdzie, ale rzucenia wyzwania w takiej chwili się nie spodziewałem! Tu akurat mnie zaskoczyła!

– Wiedział pan?

– W końcu musiała jakoś zmienić to panujące, niezręczne status quo.

– He…

– A do głowy mógłby jej przyjść jedynie pojedynek!

Regis złapał się za głowę.

To oznaczało, że myślała tak samo jak ten mięśniogłowy rycerz, a przynajmniej podczas dzierżenia miecza.

Właśnie dlatego potrzebowała stratega. Kiedy to zrozumiał, aż rozbolała go głowa.

– Jakim cudem mogło do tego dojść… Przecież wynik tego starcia jest jasny jak słońce na niebie.

– Wahaha! Sir Regis z pewnością potrafi dobierać słowa! Doprawdy godne stratega!

– Nie jestem żadnym strategiem.

– O? A kto obmyślił ten wspaniały plan pokonania bandytów?

– Nie, to… Księżniczka poprosiła, bym powiedział jej, co takiego wiem. Nie nadaję się do obmyślania strategii bojowej.

– Coś w tym nie tak? Używanie wiedzy, jakiej nie posiadają inni, jest niewiarygodnie pomocne.

– He…

Tylko co, jeśli zabrakłoby mu wiedzy w jakimś kluczowym momencie? Wtedy potrzebowaliby wiedzy prawdziwego stratega. Zresztą tak właśnie wyglądała ich obecna sytuacja.

Pac!

Evrard poklepał mocno Regisa po plecach, co natychmiast go rozbudziło.

– Boli!

– Dzięki tobie przynajmniej jedna osoba ocaliła życie.

– He?

– Mój wnuk! Służył w armii markiza Théneze. Mimo tamtej porażki uszedł z życiem.

– Cóż, wszyscy w kwaterze zostali wybici podczas tamtego ataku z zaskoczenia, jednak większości naszych sił udało się uciec. Nie sądzę jednak, by to była moja…

– Mówisz o tych ludziach, którzy ledwo ocalili życie podczas ataku dzikusów?

– Tak.

– Mój wnuk wraz z tobą został przydzielony do sił rezerwowych na tyłach.

– Ach, więc to były siły rezerwowe.

– Skończyło się na tym, że nie okryła go hańba pokonanego. Wręcz przeciwnie, dostał pochwały za pomoc uciekającym towarzyszom.

Regis przypomniał sobie, co takiego miało wtedy miejsce. Samo wspomnienie tych wydarzeń było dla niego męczące.

– Po tym, jak zauważono atak z zaskoczenia, a kwatera stanęła w płomieniach… Zasugerowałem, żeby zaatakować zamiast iść im z odsieczą… Tylko że wtedy było to jedyne możliwe rozwiązanie.

– Nie bądź taki skromny. Kwaterę rozbito, armię otoczono. Nie zostali wybici do reszty jedynie dzięki temu, że siły rezerwowe dowodzone przez oficera administracyjnego piątego stopnia, Regisa Aurica, zatrzymały marsz barbarzyńców.

– Nikomu nie przewodziłem. Prowadzili ich wysocy rangą oficerowie, to jedynie ich zasługa.

– To mówi co innego.

Evrard podał Regisowi list.

Wnuk Edward opisał mu w nim zadziwiająco formalnym językiem to, co przed chwilą on powiedział Regisowi. Jak dzięki niemu ocalił życie, kiedy armia markiza Théneze została otoczona, jak Regis uratował wielu jego towarzyszy. Dowiedział się, że jako jedyny ocalały z kwatery głównej został obarczony całą winą za porażkę i zesłano go na wygnanie pod same granice państwa, dlatego…

– Aby spłacić swój dług u ciebie, mój wnuk z własnej woli dołączy do tego regimentu! Dobrze! To także jest dobra życiowa droga!

– Niby jak?! Szansa na przetrwanie w stolicy jest dziesięciokrotnie wyższa niż tu, a i tak tutaj jest jedynie marginalnie wyższa niż na samej linii frontu … W stolicy ma dziesięciokrotnie większą szansę na przeżycie. Czemu pragnie się tu zaciągnąć z własnej woli?

– Pewnie chce bronić cię w tym niebezpiecznym miejscu.

– Nie jestem godzien.

– Wahahaha! Prawisz dziwne rzeczy. Tylko on sam wie, z jakiego powodu chce ryzykować życie! Regis czuł, że stwierdzenie Evrarda było jak najbardziej prawdziwe, jednak w swoich oczach nikogo nie ocalił ani nie był godny, żeby ktokolwiek go chronił.

– Monsieur Evrard, akceptuje pan, że pański kochany wnuk chce stacjonować w tak niebezpiecznym miejscu?

– Skoro taka jego wola, nie mogę nic na to poradzić.

– Jestem niby godny jego ochrony?!

– Hmm. Ja tam nie mam na co się skarżyć, przynajmniej jeśli o niego chodzi.

Zadowolony Evrard się uśmiechnął, a Regis przechylił głowę, nie wiedząc, o co tamtemu chodziło .

– To znaczy?

– Że jeśli zginie przez twoją niekompetencję, porozmawiam z tobą o odpowiedzialności przy użyciu mojej halabardy!

– Jest pan zły?!

– Nie zły.

– Pańskie zdania przestają mieć sens!

Ktoś z jego starej jednostki jest mu wdzięczny. Regis powinien być z tego powodu szczęśliwy, jednak przyjazd wnuka Evrarda przysporzył mu dodatkowych zmartwień i skrócił życie o ładnych parę lat. W końcu postanowił wrócić do pierwotnego tematu.

– Na razie to zostawmy. Chcę porozmawiać o księżniczce.

– Hmmm?

– Uważa pan, że ma szansę?

– Byłoby wspaniale, gdyby wytrzymała dziesięć ciosów.

Evrard uznał, że Jerome wygra jedynie dziesięcioma uderzeniami, co znaczyło, że właśnie taka różnica w sile dzieliła margrabiego i Altinę.

– Być może postąpię wbrew kodeksowi rycerskiemu… Ale czy mógłbym prosić, abyś jej pomógł, jeśli będzie mieć kłopoty?

– Och? Zamieniam się w słuch.