Psycho Love Comedy PL: Tom 2 Rozdział 3

From Baka-Tsuki
Revision as of 22:42, 29 April 2015 by Sacredus (talk | contribs) (after long time new chapter is added... part 1/7)
(diff) ← Older revision | Latest revision (diff) | Newer revision → (diff)
Jump to navigation Jump to search

Dzień 3 Niebo – Wyśniony raj / "Knockin' on Heaven's Door"

01:30 Walka na poduszki zakazanymi technikami

Postaraj się „zdjąć poduszką” jak najwięcej osób.

08:30 SUMMER PANIC @ Domu Otchłani

Letni festiwal muzyczny "Summer Panic" rozkołysze Dom Otchłani♪

12:15 Piekielny Grill

Tylko postarajcie sami się nie upiec...

15:40 Procedury przeniesienia

17:30 Błoga dla oka impreza w kostiumach kąpielowych

Szkolne kostiumy kąpielowe, bikini, mankini itp...

20:15 Ceremonia Zakończenia

Wybory NPO (Najlepszego Pośród Osadzonych)

PsyCome V2 219.jpg


Dzień 2. Czyściec, ciąg dalszy – Życie jest krótkie, więc zarżnij ich, póki możesz, maleńka / "Knockin' on Hell's Door"

– W takim tempie wyjście z Morza Drzew i dotarcie do Domu Otchłani zajmie nam mniej więcej dwie godziny, ale powinniśmy na wszelki wypadek trochę przyspieszyć, bo koło 19 robi się już ciemno, a po zmroku trudno będzie odnaleźć znaki.

Eiri, prowadząca grupę przez mroczny las, nie zatrzymywała się nawet na chwilę; rzadko kiedy spoglądała jedynie na ślady, jakie wcześniej zostawiła, co sprawiało, że jej towarzysze czuli się o wiele pewniej.

– Niesamowite – powiedziała z podziwem Maina. – Eiruś, jesteś naprawdę wspaniała! Ani trochę się nie zgubiłaś.

– Te znaki są w całkiem sporej odległości od siebie... Zapamiętałaś całą drogę?

Nie zatrzymując się, Eiri chłodnym głosem odpowiedziała na pytanie Kyousuke.

– Oczywiście. Te znaki zostawiałam jedynie na wszelki wypadek. Kiedyś w ramach edukacji rodzina porzuciła mnie w jeszcze głębszym lesie na o wiele większym odludziu. W dodatku zawiązali mi wtedy oczy... Nawet te zapasy jedzenia i wody, jakie mamy, są o niebo lepsze niż to, czym wtedy dysponowałam. Ten spacer jest tak łatwy, że zaraz chyba zasnę na stojąco.

– Rany. Nawet taka spartańska edukacja powinna mieć jakieś granice. Kiedy to w ogóle było?

– Jak miałam pięć lat.

– Ile?! Przecież byłaś wtedy przedszkolakiem... Rany, cud, że w ogóle przeżyłaś.

– Niespecjalnie. Zresztą to był dopiero początek. Cóż, nigdy nie prosiłam o tak szaloną rodzinkę.

– Hmm... – Lekceważąca odpowiedź dziewczyny odebrała Kyousuke mowę.

Eiri wywodziła się z rodu Akabane, szanowanej od wieków grupy zawodowych zabójców, a sposób, w jaki ją wychowywano, był równie nienormalny, jak dziedzictwo jej rodziny. Kyousuke nie mógł sobie wyobrazić, co takiego drzemało w jej sercu, kiedy stwierdziła, że jej rodzice i rodzeństwo są szaleni. To po prostu nie mieściło mu się w głowie.

W końcu dla niego to właśnie rodzina była najważniejsza.

I nie chodziło tu tylko o jego siostrę. Kochał także swoich rodziców, chociaż wymykali się zdrowemu rozsądkowi i bez przerwy podróżowali po całym świecie.

Z zamyślenia wyciągnął go głos Eiri:

– Przy okazji, musimy uważać na jeszcze jedną rzecz, prawda?

Eiri rozglądała się dookoła, jakby wypatrywała kogoś ukrytego pomiędzy otaczającymi ich drzewami. Ten widok wystarczył, aby ponownie zestresować Kyousuke.

– Jeśli Syamaya chce nas zaatakować, to ta sytuacja jest dla niej jak gwiazdka z nieba. Albo raczej, jej jedyna szansa, aby uderzyć, bo po powrocie do szkoły nie będzie miała zbyt wiele okazji, żeby w ogóle na nas wpaść.

– No tak, racja. – Kyouske pokiwał głową.

W Zakładzie Poprawczym Czyściec pierwsze klasy miały całkowity zakaz interakcji ze starszymi kolegami. Brakowało zresztą do tego okazji, ponieważ byli rozdzieleni, więc dla Kyousuke i pozostałych uczniów Zakład Otwarty stanowił pierwszą okazję, aby spotkać kogoś ze starszaków. Poza tym gdyby takie spotkanie miało miejsce w szkole (nieważne, czy zgodne z zasadami), przyciągnęłoby uwagę zarówno wszystkich osadzonych, jak i nauczycieli. W głębi lasu Kyousuke i dziewczyny byli jednak pozostawieni sami sobie, dlatego mogli robić, co tylko chcieli, nawet bezkarnie kogoś zabić.

– Nie mogę uwierzyć, że komuś w szkole przyszło do głowy... wypuścić tak na wolność grupę morderców. Czy to czasem nie jest ucieczka? Co, jeśli ktoś naprawdę będzie chciał zbiec, ukryje się albo zacznie zabijać innych? Jak niby będą chcieli to zatuszować? – rzucił Kyousuke nerwowo.

– Z-Zabijać innych... Auauaua. C-C-C-C-C-C-Co zrobimy?! – Maina zaczęła strachliwie rozglądać się dookoła.

– Nic. – Eiri sprawdziła znak na drzewie. – Nie ma najmniejszego znaczenia, czego będą próbować, bo cała wyspa jest więzieniem, nie ma gdzie się na niej ukryć. Dlatego bez względu na to, co chcesz zrobić, nauczyciele zawsze mają cię na oku. A wypuszczenie grupy morderców na wolność to idealny sposób, aby sprawdzić, jak przebiega ich resocjalizacja, prawda?

– Ta, teraz rozumiem... Jeśli ktoś będzie sprawiać problemy, to później docisną mu mocniej śrubę, tak?

– Najprawdopodobniej. W końcu niewielu uczniów zacznie zabijać tylko dlatego, że akurat ma okazję. Większość z nich zrobiła to przez wybuch gromadzonych od dłuższego czasu negatywnych emocji jak nienawiść czy uraz do kogoś. Nie wytrzymali stresu i powtarzane sobie "chyba go zabiję" zamieniło się w "muszę go zabić", prawda? Chociaż nie do końca to rozumiem... Dopóki nie są psychopatami jak Renko, nie powinni robić tego bez zawahania. W końcu jeśli zabijanie jest takie łatwe, to ja...

– ...

Kyousuke nie mógł w żaden sposób odpowiedzieć wpatrującej się w swoje paznokcie Eiri. Mimo że była zawodowym mordercą i posiadała nadzwyczajne umiejętności oraz wiedzę, nie mogła zadać tego ostatniego ciosu.

Eiri, która nie mogła zabić, wręcz się tym brzydziła, powiedziała głosem brzmiącym, jakby się modliła:

– Prawdę mówiąc... wątpię, żeby przyszła, chociaż Renko by się ze mną nie zgodziła. Mordercza Księżniczka może i zabiła dwadzieścia jeden osób, ale teraz piastuje stanowisko przewodniczącej komitetu dyscyplinarnego. W dodatku jest całkiem dumna z tego, co osiągnęła po dwóch latach dyscyplinowania przez Kurumiyę. Gdyby mimo to chciała nas zabić i zaprzepaścić wszystko, oznaczałoby to, że jest całkowicie niereformowalnym kundlem... Tak swoją drogą, czyżby ona także była obiektem tego testu na poziom resocjalizacji? – mówiąc to, Eiri ruszyła dalej.

– Jak bardzo zresocjalizowana jest Syamaya, co? – Zaraz po tym, jak Kyousuke wymamrotał pod nosem te słowa, przed oczami stanął mu widok podartej chusteczki leżącej w koszu na śmieci. Pokręcił szybko głową, aby wyrzucić z niej ten obraz.

– Cóż, to jedynie moje przypuszczenia, ale nie zaszkodzi, jeśli zachowamy większą czujność. Nie tylko na nią, także na inne osoby mogące mieć nas na celowniku.

– Okej.

– D-Dobrze!

Kyousuke i Maina pokiwali głowami, a następnie ruszyli za Eiri. Kiedy już zaczynali się uspokajać…

Do ich uszu dotarł szelest dobiegający z krzaków.

– …?!

– …?!

– …?!

Wszyscy momentalnie się spięli i spojrzeli w stronę, z której dobiegał dźwięk. W tym momencie ktoś wyskoczył z krzaków, zmierzając prosto na nich.

– Uaaaa!

– Kyousuke?!

– Kyousuke!

Eiri i Maina krzyknęły głośno, widząc, jak postać rzuca się na Kyousuke, przez co chłopak traci równowagę i uderza tyłem głowy w korzeń drzewa.

– Aaa!

Postać objęła mocno chłopaka, aby powstrzymać go przed wyrwaniem się, a potem wtuliła w niego swoją czarną maskę przeciwgazową i krzyknęła radośnie:

– Znalazłam cię! W końcu cię znalazłam!

– Renko? C-Co... ty tu robisz?

– Czy to nie oczywiste?! Przyszłam, bo chciałam cię zobaczyć! Tak się cieszę, że cię widzę… Tak bardzo się cieszę.. Pocałujmy się! – Łuusz.

– A weź w końcu zdechnij.

– Aaaaj!

Kyousuke szybko odsunął się od zmierzającego w stronę jego ust filtra maski przeciwgazowej; jak się okazało, jedynie po to, aby zostać obdarowanym kopnięciem z całej siły wyprowadzonym przez Eiri.

– Ghhh! Moje usta!

– Tsz. Znowu zrobiła unik. Nieznośne. Zniknij w końcu, szmato. – Eiri, całkowicie ignorując tarzającego się po ziemi z bólu Kyousuke, wlepiła ostre spojrzenie w Renko.

Ta z kolei przyłożyła palec wskazujący do filtra swojej maski i westchnęła.

– Ja z całego mojego serdecznego serduszka się o was martwiłam, a ty mi odpłacasz słowami „zdechnij” i „zniknij”… To takie niemiłe. Może byś tak przynajmniej spróbowała wykrzesać z siebie trochę dobroci? Piersi też by ci od tego urosły.

– He? Jestem bardzo łaskawa. W końcu ocaliłam jego dziewicze usta przed twoim atakiem z zaskoczenia. Co ty chciałaś mu zrobić, co?

– Raczej co ty najlepszego wyprawiasz?! Też zaatakowałaś moje usta, ale w inny sposób!

Kyousuke wstał z ziemi, zasłaniając swoje wargi.

– Auauau, wyglądają jak u ryby… Okropne! – powiedziała Maina i zaczęła otrzepywać chłopaka z ziemi.

– Kyousuke! – krzyknęła Renko i się na niego rzuciła.

– Uaa… Wspaniałe. Nie wyglądają teraz jak usta Franka Sinatry? Nic ci nie jest?

– Oczywiście, że jest. I czyja to twoim zdaniem wina?

– Masz rację. Pomyśl choć chwilę, zanim coś zrobisz, Eiri!

– Obie jesteście równie winne!

Po powrocie do głównego tematu...

– Więc? Co tutaj robisz?

– Przecież już powiedziałam. Przybiegłam do was, bo się martwiłam – odpowiedziała Renko, masując lewą stronę swojej głowy.

– Przybiegłaś do nas? Szukałaś nas w Morzu Drzew?

– Tak?

– Jak niby nas znalazłaś?

– Usłyszałam, jak w głębi serca wołasz moje imię.

– …Jak nas znalazłaś? – Kyousuke ponownie uniósł pięść, co sprawiło, że Renko z jękiem zakryła rękami głowę i odpowiedziała:

– N-Najpierw usłyszałam bardzo, bardzo, baaardzo głośny wybuch. Pomyślałam „Niemożliwe!”, po czym pobiegłam w tamtą stronę was szukać. Po chwili usłyszałam wasze głosy… i tak was znalazłam. Kyousuke… Takie wyjaśnienie ci wystarczy? Możesz już opuścić tę pięść?

– Rozumiem. Jak daleko od nas byłaś?

– Muuu. Chyba całkiem daleko. Ruszyłam, jak tylko usłyszałam eksplozję, i dopiero teraz na was wpadłam. W pobliżu nie ma pewnie żadnych innych grup.

– Aha, rozumiem… To znaczy, że raczej nieprędko na kogoś wpadniemy.

Widząc, że Kyousuke opuszcza pięść, Renko westchnęła z ulgą.

Eiri, masująca guz na prawej stronie głowy, zmarszczyła brwi.

– He? A co z twoją drużyną? Zostawiłaś ich?

– Tak.

– Co, u licha… Nic im się nie stanie?

– Prawdopodobnie nie.

– Prawdopodobnie…

Renko, przewiercana na wylot wzrokiem Eiri, wypięła dumnie pierś, a potem się zaśmiała.

– Bez obaw! Złapaliśmy nawet członka komitetu dyscyplinarnego, który próbował nas zostawić!

– Co?!

– Co?!

– Co?!

Obwieszczenie Renko zaskoczyło pozostałą trójkę.

Pomyśleć, że im się udało…

– Teraz pewnie robią jej to i to, zmieniając ją w pospolitą szmatę. Uciekając, nadepnęła na swoją sukienkę i jak długa padła na ziemię.

Druga Maina?! Co za niezdara.

Ponoć dziewczyna upadła prosto na twarz po tym, jak obwieściła im zakończenie wycieczki. Biorąc pod uwagę jej zachowanie, Renko uznała, że członkini komitetu musiała zdawać sobie sprawę z tego, jak słabe było to wystąpienie, i pewnie zatraciła się całkowicie w myśli o samobójstwie.

– Tak było. Wracam z wami. Syamaicia też gdzieś zniknęła. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby zaatakowała was i odebrała Kyousuke życie, kiedy moja drużyna spokojnie wracałaby sobie do szkoły… Dlatego na wypadek ataku z zaskoczenia będę cały czas blisko ciebie. Och, ale za to ja mogę cię zaatakować. Zwłaszcza nocą. – Łuusz.

– To jeszcze bardziej przerażające.

Ostatniej nocy ledwie uszedłem z życiem. Nie, dzięki... Tym razem pewnie wykrwawiłbym się na śmierć.

Z jednej strony tamto wydarzenie było największym kryzysem, jaki przeżył od osadzenia w ośrodku, ale z drugiej zawierało w sobie najszczęśliwsze chwile, jakie tam przeżył.

Eiri stanęła pomiędzy Kyousuke a idącą w jego stronę Renko.

– Nie martw się, nie uda jej się. Jeśli tylko się pojawi, ja…

– Też mnie zaatakujesz? W takim razie niczym nie różni się to od ataków Renko!

– He? O-Oczywiście… że nie! O czym ty sobie myślisz? Zgłupiałeś?

– Auauaua. Nie kłóćcie się!

– Maina ma rację. W końcu Kyousuke ma tylko jedno ciało. Dlatego podzielmy się nim i urządźmy sobie trójkącik! Dajmy więc początek wielu dzieciom i niezapomnianym wspomnieniom!

– Ej. Skończ już bredzić od rzeczy i ruszajmy w końcu – rzucił wykończonym głosem Kyousuke, który stwierdził, że droga powrotna będzie się mu potwornie dłużyć.

Mam nadzieję, że po drodze nic takiego się nie stanie – pomyślał.